Zmęczony oparł się o okno tarasowe i
przyglądał się swojemu rodzinnemu miastu. Z powodu zbliżającej się akcji,
wszystko stanęło na głowie. Normalnie o tej porze czytałby miesięczne raporty i
zastanawiał się nad tym co trzeba zmienić. Gdy wszystko był uporządkował,
wysłałby do Paryża i spokojnie poszedłby ze swoimi ludźmi do pubu. Jednak teraz
wszyscy czekali w gotowości na polecenia, a jeszcze inni co chwile próbowali
wyszukać porywacza. Nie miał żadnego wolnego człowieka by zajmował się
normalnymi sprawami. Jednym słowem porzucili wcześniejsze sprawy na rzecz
rodziny Christophera. Nie miał mu nic za złe, jednak uważał, że zbytnio
angażuje w to całą rodzinę. Sam by chciał by wiele osób pomogło mu w takiej
sprawie, ale jako lokalny szef patrzył także na punkt ekonomiczny. Jakby nie
patrzeć to większość rodziny z Szkockiej części Wyspy pracowała przy wyrobie
whisky, a to równało się spadku produkcji. Czyli nie dość, że koszty utrzymania
tej części rodziny wzrastają to maleją dochody. Same minusy, ale nie ma co się
wykłócać z najważniejszą osobą.
Sięgnął po szklankę, która stała na
stoliku i pociągnął z niej spory łyk. Nagle zauważył, że po drodze jedzie jaki
samochód. Od razu zaczął przypominać sobie czyje auta znajdują się w jego
garażu i kto jest w domu. Według jego kalkulacji wszyscy byli w domu, więc nikt
nie powinien go opuszczać. Nawet był tego pewien, ponieważ Vincent każdemu
przedstawiał swój plan i w razie potrzeby go zmieniał. Za to Luke miał zakaz
opuszczać swego pokoju, ponieważ po pierwsze irytował Scotta, a po drugie nikt
nie powinien wiedzieć, że tutaj jest. Wytężył wzrok i starał się dostrzec jakie
to auto podjeżdża. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jeden z numerów.
-
Masz czas by rozmawiać?
W końcu nadszedł dzień spotkania z
porywaczem. Cała Rodzina była jak na szpilkach, starając się by wszystko odbyło
się według planu. Francis nie potrafił usiedzieć w domu, więc zmusił Itamaki by
wcześniej udali się na swoje miejsca. Szatynka nie była zbytnio zadowolona
siedzeniem o godzinę dłużej, w zimnym i mokrym lesie. Jednak gdy widziała
determinację Francuza nie potrafiła odmówić. Antonio samotnie siedział w kuchni
i wpatrywał się w kubek herbaty. Odkąd przyjechał był w złym humorze. Nawet gdy
Vincent chciał z nim porozmawiać, to bez słowa odchodził. Dla wszystkich było
to dość dziwne, ponieważ Latynos zawsze cenił rozmowę z brunetem. Traktował go
jak starszego brata, który zrobi wszystko dla dobra młodszego rodzeństwa. Więc
nie raz sam namawiał szefa do rozmowy, nawet na błahe tematy jak „sto sposobów jedzenia
lizaka prowadzenia auta” czy po prostu o tym co ślina na język przyniesie.
Christopher był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nie potrafił spokojnie wypić
kawy, bo za każdym razem tak mu się trzęsły ręce, że rozlewał ją. Wydawało się,
że tylko Vincent zachował spokój, ale Scott zauważył, że coś go dręczy. Nawet
nie pytał, ponieważ wiedział, że nic się nie dowie. Francuz był takim typem
osoby, co nie lubi być w środku uwagi.
Spojrzał na zegarek i niezbyt
chętnie wyszedł ze swojego biura. Na dole kiwnął głową Vincentowi i
Christopherowi, którzy oczekiwali na swój czas. Mieli jeszcze trochę poczekać
nim pojadą na spotkanie, ale przed nimi Scott musiał sprawdzić czy się wszystko
zgadza. Wszedł do kuchni i poklepał po ramieniu Antonia. Szatyn spojrzał na
niego i bez słowa założył na siebie kurtkę. Gdy wyszli z domu, zaczął się
zastanawiać czyim autem będzie najlepiej się poruszać. Zerknął na Ferrari
Latynosa po czym na swoje Audi. Jego samochód był większy, co się równało
większemu komfortowi. Do tego nie powinno się rzucać w oczy jak wściekle
czerwony rumak. Jego srebrne Audi wtapiało się w tło, więc wydawało się
najlepszym wyborem. Poklepał jego maskę, pokazując Antoniowi czym będą jechać.
Zadziwiająco Włoch nie miał nic przeciwko, chociaż słyną także z zażartości jeśli chodziło o jego kochane
autko. W końcu za każdym razem kiedy wspomina się główny skład, to jest mowa o
narodowej potyczce Włochy vs. Wielka Brytania. Nie ma takiej osoby w rodzinie,
która by o tym nie słyszała. Sprzeczki Tonia i Chrisa są tak samo sławne jak
kawały o Polaku, Niemcu, Ruski i Diable - każdy po prostu musi je znać. Trochę
go to martwiło, że Włoch jest taki niemrawy, ale miał nadzieję, że mu się
polepszy. Siadł za kierownicą i od razu podwyższył temperaturę.
-
Nie żebym był zmarzluchem, bo w końcu to norma jak na mój kraj… - zaczął mówić
by rozluźnić atmosferę. – Ale jednak ciepełko nikomu nie zaszkodzi, nie?
Antonio
jedynie wzruszył ramionami i skupił się na widokach za oknem. Scott ciężko
westchnął i wyjechał na drogę, prowadzącą do miasta. Była przed nimi długa
droga, biorąc pod uwagę, że miejsce spotkania było na tym krańcu wyspy
najbliższym Francji. Zastanawiał się jakim cudem miejscem bazy było tak bardzo
oddalone miasto Szkocje, a nie jakaś wioska w Anglii. Przecież nie trudno o
jakieś ciche i spokojne miejsce dla ich Rodziny. W końcu to nie problem
załatwić coś takiego.
Mając dosyć ciszy włączył radio i od
razu zmienił stację gdy usłyszał Enigmę. Zauważył, że Antonio spojrzał na niego
zdziwiony.
-
Nie trawię tego szajsu… Wolę już słuchać jakiejś sieczki, niż tego gówna.
-
Nie mówię o tym… Czy tylko mi się wydaje, czy jedziemy jakoś inaczej.
Tak jak myślała las był zimny i
mokry. Jakkolwiek to się może kojarzyć to jednak nie zmieniła by swoich słów.
Był po prostu mokry i wiało mrozem. Mogłaby siedzieć w samochodzie z
ogrzewaniem podkręconym na maksymalną temperaturę. Tylko wtedy problemem byłoby
wyjście z ciepłego miejsca na ten chłód. Więc szczękając zębami, stała
opatulona najcieplej jak mogła i wpatrywała się w miejsce gdzie miał się
pojawić porywacz. Byli grubo przed czasem, biorąc pod uwagę, że jeszcze
ostatnia grupa nie wyjechała. Do tego dzień wcześniej dowiedzieli się, że
porywacz nie przyjedzie ze wszystkimi ofiarami tylko z jedną. Chciał mieć
pewność, że go nie oszukają przy wymianie. Gwarantował, że jeśli wszystko
będzie w porządku to ta wybrana osoba poda dokładną lokalizację gdzie znajdują
się pozostali. To zniszczyło ich pierwotny plan i musieli na szybko coś nowego
wymyśleć. Więc nagle wszystkie jednostki rozrzucone po całej Wielkiej Brytanii
i Francji miały być gotowe do śledzenie oprawcy. Nie może im uniknąć żaden
szczegół, jak zmiana tablic czy wozu. Cały czas miał być namierzany, by dotrzeć
do jego bazy. Właśnie za to mieli być odpowiedzialni z Francisem. Z
odpowiedniej odległości mieć go na oku i podczas rozmowy porywacza z Vincentem,
przekazać wszystkim grupom jak najbardziej dokładny opis auta i jego osoby.
Dlatego w aucie leżały lornetki oraz teleskop, co ją osobiście rozbawiło. Jak
później się dowiedziała to był obiektyw od aparatu. Nagle kichnęła i zaczęła
się bardziej trząść.
-
Wejdź do tego samochodu, bo zaraz będziesz soplem lodu – mruknął Francis.
Spojrzała
na niego. Stał oparty o drzewo i wpatrywał się w jeden punkt. Nie wyglądał
jakby było mu zimno, ale zauważyła, że jego dłonie były białe jak śnieg. Była
pewna, że za chwile zrobią się sine. W podskokach podeszła do auta, by się przy
okazji rozgrzać. Otworzyła tylnie drzwi i zaczęła grzebać w torbie podróżnej.
Wyciągnęła z niej rękawiczki, zapasowy szalik oraz czapkę. Na samym końcu
wygrzebała duży termos i tak zaopatrzona zamknęła drzwi i podeszła do Francuza.
Po raz pierwszy odwrócił wzrok od miejsca spotkania i się uśmiechnął. Szybko
założył ciepłe dodatki i wziął od niej kubek z herbatą.
-
Dzięki.
-
Nie ma za co – uśmiechnęła i odgarnęła brud z kłody. – W końcu to nie ja bym
szybciej zamarzła.
Ze
śmiechem na ustach usiadła i nalała sobie ciepłego napoju. Blondyn przez chwilę
dumał i zajął obok niej miejsce. Dobrze wiedziała, że tak dobrym humorem nie
pasuje do sytuacji, ale chciała się cieszyć ostatnimi chwilami w głównym
składzie. W końcu nie mieli się już później zobaczyć. Każdy udałby się w swoją
stronę i zajął się czymś innym. Może by zaczęła studiować i starała spełnić
swoje marzenia. Nie wiedziała jeszcze co tym marzeniem będzie, ale była pewna,
że będzie ono wspaniałe. Miała wrażenie, że każdy coś takiego chce zrobić.
Przysięgłaby, że Antonio zrobiłby wszystko by jego rodzinna pizzeria była
najbardziej znana we Włoszech. Christopher założyłby jakiś biznes z
elektronikom. Widziała Vincenta jako nauczyciela historii, ponieważ po Kanadzie
uznała, że to stanowisko do niego pasuje. Jednak do paru osób nie potrafiła
dopasować żadnej przyszłości. Nie wiedziała dlaczego tak jest. Może ta trójka
jest tak przewidywalna.
-
Co zrobisz po tym wszystkim?
-
Skąd wiedziałem, że zadasz mi to pytanie… - wydawał się rozbawiony sytuacją. –
Nie wiem. Może wrócę do handlowania samochodami… Albo znowu zajmę się prawem.
Nie potrafię określić co będzie później. Jedynie zależy mi na tym by Elizabeth
i jej rodzina była bezpieczna.
Zaczęła
się zastanawiać, czy nie domyśla się przyszłości pozostałych, ponieważ oni sami
tego nie wiedzą. Wydawało się to mieć jakiś ukryty sens, jednak to były tylko
jej spostrzeżenia. Czując, że robi jej się co raz zimniej, szybko wypiła
resztkę herbaty, która już nie była gorąca. Miała zamiar wrócić do samochodu,
ale zrezygnowała z tego, kiedy zobaczyła, że Francis wstaje.
-
Nie wiem jak ty, ale jednak wolę ciepłe wnętrze auta.
Z
uśmiechem na ustach, udała się z nim do samochodu i z wielką ulgą cieszyła się
ogarniającym ją ciepłem. Nie umknęło jej uwadze, że Francis także był
zadowolony z dodatniej temperatury. Blondyn obrócił się w stronę siedzeń
pasażerskich i próbował dostać się do torby. Itamaki starała się nie zwracać
uwagę na machający kuper tylną część ciała dlaczego nie można po prostu napisać „na
tyłek/dupę/zad?” przyjaciela,
ale było to trudne zadanie. Itami ty zbereźniku. Więc postanowiła
włączyć radio i zająć się szukaniem jakiejś ciekawej stacji. Na chwilę
przestała wsłuchując się jak znajome głosy wygłupiają się na antenie. Szybko
skojarzyła je z prezenterami „Top Gear” więc postanowiła nie przełączać.
-
Zostaw! – krzyknęła przednia część Francisa. – Będziemy tego słuchać.
-
Czy Ci w pracy nie za mało motoryzacji? – westchnęła.
Nie
powiedziała nic więcej, nie chcąc zepsuć dobrego samopoczucia blondyna. W końcu
od tamtego wydarzenia, wydawał się żyć.
Jazda samochodem z podirytowanym
Chrisem i zlewającym na wszystko Lukiem nie należała do najprzyjemniejszych.
Nie dość, że wojskowy zachowywał się bezczelnie to jeszcze wyśmiewał się z ich
organizacji. Nienawidził rodaka ze swoich osobistych pobudek, ale był im teraz
potrzebny i musiał to wytrzymać. Mógł mu powiedzieć by się uspokoił i nie
denerwował Christophera, ale miał świadomości, że od razu zarzuci mu, że i tak
nie chodzi o blondyna. Tak to jest gdy
siedzisz z byłym swojej dziewczyny. Z każdą chwilą modlił się by dojechać
już na miejsce. Niestety świadomość, że są dopiero w połowie trasy nie
pozwoliła mu marzyć. Musiał kochać i cierpieć katusze wytrzymywać jakoś
tą sytuację, więc podkręcił radio. Długo się nie nacieszył spokojem, ponieważ
zadzwonił jego telefon. Niechętnie ściszył muzykę i odebrał połączenie.
-
Coś się stało? – zmartwił się kiedy poznał głos Asumy.
Dobrze
wiedział, że dziewczyna nigdy by nie zadzwoniła bez powodu. Nie była takim
typem osoby, który co chwilę wydzwania z byle błahostkami. Zwłaszcza podczas
takiej akcji, jak ta. Nie słysząc odpowiedzi, domyślił się, że pewnie brunetka
zastanawia się nad tym co chce powiedzieć.
-
Nic takiego… - odezwała się po chwili. – Po prostu uważaj na siebie.
Był
zaskoczony, jednak od razu poprawił mu się humor. Teraz mógł jechać nawet na
koniec świata i nie odczuwać dyskomfortu. Od razu uznał, że dla Asumy było to
ważne, dlatego zadzwoniła.
-
Nie martw się. Wrócę cały i zdrowy do Ciebie.
Zerknął
w lusterko i nie uszło mu uwadze, że po beztroskiej twarzy Luka przeszła złość.
Nie chciał go specjalnie denerwować, ale jak miał okazję by zamienić role to
chciał to wykorzystać.
-
Wiem o tym, ale i tak staraj się nie wpaść w większe kłopoty - roześmiała się.
- Kocham Cię.
Starał
się nie odczuwać jak wzrok jego rodaka, świdruje i przebija się przez fotel.
Gdyby spojrzenie zabijało to na pewno byłby trupem. A według jego rozumowania
skończyłoby to się na dodatkowych dwóch zwłokach. W końcu prowadził samochód.
-
Ja Ciebie też.
Nawet
nie zdążył dopowiedzieć, ponieważ dziewczyna się rozłączyła. Jednak nie
zmieniało to faktu, że nagle całkowicie bez kontroli zjechał na sąsiedni pas.
Dopiero krzyk Chrisa obudził go z letargu i szybko wrócił na prawidłowe
miejsce.
-
Co ci jest? – sapnął blondyn.
-
Kojarzysz te chwile kiedy Asu unikała powiedzenia, że mnie kocha? – w tle
usłyszał parsknięcie. – To właśnie przed chwilą mi to powiedziała.
Gdy w końcu znaleźli się na miejscu,
odruchowo spojrzał na miejsca gdzie znajdowali się jego ludzie. Dobrze było
widoczne zbocze, po drugiej stronie rzeki, gdzie powinni być Itamaki i Francis.
Miał nadzieję, że uważnie obserwują drogę i powiadomią ich tylko gdy zobaczą
jakiś samochód. Był pewien, że to będzie porywacz, ponieważ miejsce jakie
wybrał należało do tych, w które nie udają się ludzie. Było to jednym słowem
odludzie. Chciał jakoś złagodzić sytuację między Chrisem a Lukiem, ale nie miał
pomysłów. Do tego jego rodak wydawał się nagle bardzo urażony i nie wiedział
dlaczego. Przynajmniej tak uważał i chciał odgrywać osobę nieświadomą tego czym
wkurzył kogoś innego. Nagle do jego uszu dobiegła dobrze znana melodia, którą
miał ustawioną na dźwięk połączenia. Nawet nie zdążył wziąć telefonu do ręki, a
wyrwał mu go Christopher. Odebrał połączenie i uważnie wsłuchiwał się w słowa
obserwatorów.
-
Karawana pogrzebowa? – zdziwił się.
Vincent
odruchowo wyciągnął ze schowka lornetkę i zaczął rozglądać się za samochodem.
Podobnie jak przyjaciel miał złe przeczucia co do doboru auta przez ich
przeciwnika. Przecież samochody zakładów pogrzebowych są bardzo
charakterystyczne i nie da się ich nie zauważyć. Dlatego uważał, że porywacz
musi mieć jakiegoś asa w rękawie, że wybrał tak wyjątkowy pojazd. Długo nie
musieli czekać by zobaczyć światła samochodu. Zatrzymał się niedaleko przed
nimi i przyglądali się jak powoli z auta wysiada wysoki mężczyzna. Miał długie
rude włosy, związane w kucyk i dość obfity zarost na twarzy, a do tego był
ubrany w czarny garnitur. Vincent po raz kolejny zauważył, że i sam przeciwnik
jest dość charakterystyczny. Zaczął się zastanawiać czy to jego rzeczywisty
wygląd, czy dobra charakteryzacja. Z niechęcią wyszedł z bezpiecznego wozu i
przybrał najlepszą pokerową twarz na jaką było go stać.
-
Gdzie wojskowy pies? – odezwał się mężczyzna.
Po
jego tonie mógł zauważyć, że jest pewien tego co chce dostać. Nawet nie
dostrzegł nuty zwątpienia.
-
Dopiero wtedy gdy zobaczymy zakładnika – odpowiedział.
Kątem
oka widział, że Christopher stał się bardziej poddenerwowany. Miał nadzieję, że
jego przyjaciel nie da się ponieść emocją. Chociaż zrozumiałby to. Miał
podobnie gdy Asuma została przechwycona w Rosji. Wtedy sam odchodził od zmysłów
i miał ochotę rzucić się na każdego kto by mu przeszkodził w dotarciu do celu. Mężczyzna
zaśmiał się i podszedł do tyłu samochodu, otworzył bagażnik i do ich uszu
doszły stłumione krzyki. Po chwili ujrzeli jak ciągnie za nadgarstek młodą
dziewczynę o długich blond włosach, które posklejały się w brudne strąki.
-
Elizabeth! – krzyknął Christopher.
-
Spokojnie braciszku – zaśmiał się porywacz. – Przecież nie chcemy by coś się
stało tej ładnej buźce.
Gdy
to mówił przyłożył do szyi dziewczyny nóż typu wojskowego. Blondyn zdrętwiał i
tępo wpatrywał się w ostrze przy tętnicy swojej siostry. Dziewczyna łkała i
próbowała coś powiedzieć mimo tego, że miała zaklejone usta taśmą klejącą.
-
A więc gdzie nasz kundel?