Jako
iż już dawno nastąpiło 3000 wejście to trzeba dodać jakiś dodatek. Niestety nie
miałam wcześniej pomysłu co by tu napisać… Łatwiej było przy Echu z przeszłości. Nagłe natchnienie i
nawet nie zauważam jak coś takiego piszę. Tym razem z powodu sporego obciążenia
pracą, nauką oraz męczeniem się nad samym końcem nic nie chciało mi wpaść do
głowy. Pierwotnie chciałam napisać coś o czasach nauki Josepha… Ale uznałam, że
tłumaczenie tej francuskiej strony będzie zbyt męczące, więc chciałam wyrazić
swoją artystyczną wizję. Ta artystyczna wizja legła, kiedy przypomniano mi, że
istnieje coś takiego jak koszary… No to myślę sobie czemu by nie napisać o kimś
kto żyje? No więc biorę długopis w rękę, łapię zeszyt i… No i nic. Zero.
Żadnych pomysłów. I tak siedząc przed komputerem i pisząc ten wstęp coś mi się
przypomniało. Jedno głupie wyzwanie jakie wyznaczyła mi koleżanka. Napisz coś
co będzie się działo w średniowieczu. Wtedy pokiwałam głową i zaczęłam coś
pisać. To coś (bo nawet tak nazwałam ten dokument) pisałam w trakcie wieczoru i
po ośmiu stronach uznałam, że mi się nie chce. I tak nieruszone znajduje się
gdzieś w odmętach folderu „Teksty”. Jednak po co to piszę jeśli tak nie zrobię.
Bohaterowie nie wylądują w średniowieczu gdzie by się załamali nad brakiem
takiego urządzenia, które zwie się szczotką i pastą do zębów. Fajna wizja ale
nie. Ale coś innego mnie natchnęło. Coś co siedziało w mej głowie podczas
pisania jednego z rozdziałów.
Otóż
jak wiadomo bardzo oklepanym i popularnym motywem jest szkoła. A ja z
doświadczenia wiem, że w szkole zdarzają się bardzooo dziwne i śmieszne
sytuacje. Więc może czas powrócić do dobrej starej komedii? Tragedia, komedia
to ten sam gatunek, więc różnicy nie ma! A więc postanowiłam stworzyć
jednostrzałowca o tym co by było gdyby główny skład uczyłby się w jednej
szkole. Ale halo! Coś mi krzyczy nad uchem… Nie napiszę niczego z sensem więc
nadałam temu bonusowi ciekawy tytuł, który odnosi się do tego, że tylko pewne
wymyślone sytuacje będą przedstawione minimalistycznie.
MINIATURKI
Zwykły szary budynek niezbyt
zachęcał do wejścia. A tym bardziej grupa chłopaków ubrana w za duże dresy,
która co chwilę wspomina o pannach lekkich obyczajów oraz pewnych genitaliach.
Oczywiście przy tym jest przerwa by się zaciągnąć papierosem. Tak, trzeba
pokazać, że będąc gimnazjalistom ma się jaja by umrzeć dwa lata później na raka
płuc. Autorka popiera całym sercem takie postępowanie i dopinguje zacnych
dresiarzy, którzy w końcu znają łacinę – podwórkową. Mniej takich ludzi będzie
na tym świecie. Podobnie myślały dwie dziewczyny, które starają się bezpiecznie
obejść kółko raka płuc i wejść przez główną bramę. Gdy im się to udało z
przykrością zauważyły, że przejście między kupkami zieleni jest zaminowane kałużami.
A jak na złość by nie deptać tych ostatnich fragmentów trawy, zostały one
zabezpieczone barierkami. Spojrzały na swoje buty, które były obuwiem galowym.
I ku zdziwieniu szatynki nie oznaczało to w chodzeniu tak samo jak Astelix i
Obelix. Blondynka bardziej była zaskoczona tym jakim cudem są tutaj kałuże
jeśli od kilku dni było upalnie. Więc stały tak jak kołki i wpatrywały się w
taflę wody. W tym stwarzaniu pozorów myślenia przerwał im pewien brunet.
Chłopak ominął je i poszedł w stronę samochodów nauczycieli, by po chwili
skręcić i iść obok ściany budynku. Dziewczyny wiedziały co to znaczy.
-
Tam jest przejście! – wskazała palcem Itamaki.
Podbiegły
do wskazanego miejsca, jednak ku ich zdziwieniu nie mogły przejść, ponieważ
stała tam grupka chłopaków. Okularnik, ciota udająca macho oraz ktoś kto chyba
się uważał za bossa albo ojca chrzestnego. Przynajmniej tak ich podsumowała w
myślach Kikari. Itamaki natomiast ich zakwalifikowała jako: informatyka, gościa
który nie wie gdzie jego miejsce ale jest macho oraz prawdopodobnie
elektronika. Brunet spojrzał na nie, po czym podniósł nogę i oparł o pobliską
barierkę przybierając pozę myśliciela walczącego ze swoimi myślami.
-
Już wiem! – krzyknął i uniósł rękę do góry.
W
tym samym czasie blondyn wyjął kredę i zaczął pisać na ścianie.
01.09.2013
Zmarł
Vincent Varin
I
się nie narodził.[1]
Vincent
oburzony spojrzał na napis i pokręcił głową.
-
Nie tak Chris! To nie lekcja polskiego by przerabiać przemianę Gucia w Kondzia![2]
Okularnik
tylko wzruszył ramionami i wrócił do poprawiania swojego dzieła. Natomiast
Latynos schował ręce do kieszeni i zaczął się kiwać. Brunet spojrzał na niego
znaczącym spojrzeniem.
-
Nie spytasz o co mi chodzi?
Dziewczyny
były gotowe przejść już przez rzekę by tylko ominąć tych facetów, jednak szatyn
przymrużył oczy.
-
Ah… Dobra – uśmiechnął się zawadiacko. – Co Ci wpadło do tej głowy?
-
Dobrze, że pytasz mój przyjacielu – objął Antonia ramieniem. – Widzisz te
dziewczęta coś w sobie mają, że uznałem, iż muszą być w naszej paczce.
Tonio
pokiwał głową widocznie zadowolony, natomiast Chris oderwał się od poprawiania
swego życiowego dzieła i spojrzał na blondynkę.
-
Po moim trupie.
-
Patrz Itami! – zawołała dziewczyna. – Jak szybko przystanął na moje warunki.
Nim
okularnik zorientował się o co może chodzić blondynce, oberwał w swoje klejnoty
rodowe. Pozostałe męskie grono syknęło jakby z bólu. O dziwo inni przechodzący
nieopodal chłopacy zrobili podobnie. Ten niekoniecznie dla wszystkich
sielankowy klimat przerwał dźwięk stąpania po kałużach. Dziewczyny zdziwiły
się, że jakaś niewiasta bez problemu idzie przez taflę brudnej wody nie
martwiąc się o swoje półbuty. Zagadka się rozwiązała gdy ujrzały jej całą
sylwetkę. A dokładniej buty zwane glanami.
-
No ej! A ponoć miało być galowo! – oburzyła się Kikari.
Brunetka
na nich spojrzała i podeszła. W tym samym momencie z ziemi podniósł się Chris, który
odsunął się na bezpieczną odległość jego jaj.
-Siema…
- zawołał Antonio i wyciągnął rękę.
Przybili
sobie piątkę. Natomiast Vincent wyciągnął ręce i przytulił się z dziewczyną.
-
Co tam robicie? – spytała i spojrzała na Tośka. – Daj gumę…
Chłopak
wyciągnął z kieszeni opakowanie gum do żucia i wręczył po jednej dla każdego.
Rozległ się dźwięk mlaskania i ciamkania, które przerwał dzwonek.
-
Do szkoły hej lamusy, do szkoły bo tam wróg! Musimy go pokonać i wyrzucić go na
bruk!
Zaśpiewał
Vincent próbując naśladować melodię z Kolendy. Dziewczyny nie wiedziały
dlaczego posłusznie za nim poszły. Chociaż nie… Były ciekawe gdzie jest
rozpoczęcie, a ten idiota wyglądał na idealnego przewodnika.
Jakim cudem znaleźli się w tej samej
klasie patrząc na taką rozbieżność wieku? Ktoś normalny by spytał: jakim kurna
cudem takie staruchy siedzą w szkole; ale jako iż autorka ma swoją wizję w to
nie wnikajmy. Więc starały się ogarnąć sytuację, patrząc na wszystkich po
kolei. Dalej nie wiedziały jak się zwie owa klasa, kto jest wychowawcą, bo
nauczyciel ukrył się za ekranem laptopa i co jakiś czas coś krzyczał.
-
Podbiję cały świat! – krzyknął.
-
Ale połowę świata ma Francja, a to twój sojusznik! – odkrzyknęła inna
dziewczyna, siedząca nad swoim laptopem.
-
To podbiję drugą połowę! – wrzasnął nauczyciel.
-
Za późno bo ją skolonizowałam!
Antonio
obrócił się na krześle i spojrzał na nowe dziewczyny.
-
Tego nie ogarniecie… To po prostu… Nawet ja tego nie wiem co to jest.
Więc
ten moment kiedy wychowawca powinien tłumaczyć rzeczy związane z nowym rokiem
szkolnym, zapełniała melodyjka z Europa Universalis III[3].
-
Dobra ludzie… - szepnął konspiracyjnym szeptem Vincent. – To za tymi drzwiami
czeka na nas wybawienie.
Wskazał
palcem na zielone drzwi. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Trzeba się tam
dostać. Bez żadnego planu podeszli do wierzeji i po prostu je otworzyli.
Rozejrzeli się po pełnym korytarzu czy nikt ich nie widzi. Uznali, że jak ktoś
na nich patrzy to widzi pustkę więc weszli na dach. A na dachu było zimno, ale
idealna baza dla ich gangu różowych słoni. Nikt nigdy nie widział różowego
słonia, ale nazwa tak zarąbiście brzmiała, że ją przyjęli. Rozsiedli się na
ziemi i spoglądali na siebie.
-
I co teraz? – spytała Itamaki.
-
Stwarzamy pozory sekty i zobaczymy czy katecheta nas wyczai.
W
tym samym momencie brodaty mężczyzna zaczął pociągać nosem w pokoju
nauczycielskim. Tym facetem był katecheta, który wszystkich przeraził tym, że
na lekcji wyciągał do każdego rękę.
Jak mowa o lekcjach to na zajęciach
co ponoć zwą się zawodowe, ale nikt nie wiedział do jakiego przedmiotu
przygotowują; coś ciekawego działo się za oknem. Otóż był dym. Ale nie byle
jaki dym. Ten dym był ciemny. Tak jakby coś się paliło. Wszyscy podeszli do
okna, a na parapecie stanął Vincent.
-
Będę bohaterem i ich uratuję.
Przez
kolejne tygodnie gang różowych słoni odwiedzał bruneta w szpitalu.
Jeśli już wspomniało się coś o szpitalach
to jest jeden taki, który prześladuje nasz gang. Ten szpital słynie z tego, że
personel zakłada pacjentom takie sweterki z długimi rękawami i te rękawy wiąże
z tyłu. Później tak ubranego pacjenta wsadzają do pokoju bez klamek. A w tym
pokoju jest bialutko i mięciutko. Gdy o tym miejscu opisywała Asuma, Antonio
się zamyślił.
-
Czemu opowiadasz o moim pokoju?
Itamaki
spojrzała na Latynosa z zaskoczeniem i pokręciła głową.
-
Przecież mówiła o tej Sali językowej… Tam też nie ma klamek.
Członkowie gangu rozsiedli się w Sali
komputerowej, w której mieli mieć język niemiecki. Itamaki z dumą mówiła, że
jej dziadek jest wzruszony, iż ma dwóje z tego języka i okazuje swój patriotyzm.
Natomiast Asuma chlipała nad tym, że z niej dziadek nie jest dumny bo miała
trójkę. Za to chłopacy starali się ochłonąć po języku polskim. Dokładniej to
odrabiali lekcje.
-
Jak Soplica odkupił winy? – mruknął Tosiek.
-
Winy? A nie kraj?
W
tym samym czasie nauczyciel prowadził dalej lekcje.
-
Polska biedny kraj… - wyrwano jego zdanie z kontekstu.
-
Bo Soplica go odkupił – krzyknął cały gang.
Każdy wie, że gangi często mają
jakiś wrogów. Często tymi wrogami są osoby, które chcą robić to samo co ty i
mają w sobie coś podobnego. Oni mieli by wrogów, gdyby pewien pirat nie
wystraszył się elektrycznego japońskiego kibla. [4]
By jednak chodź trochę złagodzić tą
bez logiczną parodię – ktoś tam w tle krzyknął, że logistycy są nie logiczni;
trzeba napisać o pewnej misji gangu różowych słoni. Polegała ona na przedarciu
się do pewnego punktu, w którym mieli zaopatrzyć się w potrzebny sprzęt. Itamaki
stanęła na czatach i po godzinie wytłumaczono jej, że nie musi dosłownie stawać
na czatach, bo chodzenie po sprzęcie komputerowym w niczym nie pomoże. Kikari
miała za zadanie odstraszać wszystkich okularników jacy przechodzili obok.
Wystarczyło, że na nich spojrzała a od razu osłaniali klejnoty rodowe i
uciekali. Asuma z gracją goryla tańczącego partię w balecie, przemierzyła cały
korytarz i skoczyła ku drzwiom. Drzwi były zamknięte na klucz. I w ten sposób
kończy się wielka misja.
Gdy nadszedł czas gdy trzeba odebrać
świadectwa, wszyscy zastanawiali się za co dostali oceny i czy w ogóle jakieś
przedmioty będą wypisane na świadectwie. Rok szkolny minął tak szybko, że nawet
nie zauważyli innych dni wolnych. Bardzo możliwe, że była w tym wina przebywania
w pokoju Antonia w pewnym zakładzie szpitalnym w miejscowości na B. Jednak nie
koniecznie musi mieć to coś wspólnego, a na pewno po rozdaniu świadectw nie
uciekną w siną dal, póki ich przepustki są jeszcze ważne. Więc weszli do pomieszczenia,
gdzie rozpoczynali szkołę i jak zwykle nauczyciel siedział przed komputerem.
Każdy wziął sobie swoje świadectwo i z radością dzikiego dziecka ruszyli by to
oblać. Jedynie gdzieś tam w dali gang różowych słoni zauważył, że ich
przepustki już nie są aktualne i trzeba uciekać. Ostatnio widziano ich w Benny
Hillsie, jak biegają wraz z innymi bohaterami w takt każdemu znanej melodyjki.
HAhaha, świetne. xD
OdpowiedzUsuń"Oni mieli by wrogów, gdyby pewien pirat nie wystraszył się elektrycznego japońskiego kibla" Padłam . :DDDD
Dziękuję za wyrazy uznania. xD
UsuńNie mogłam się powstrzymać by tego nie napisać.:'D