-
Halo… Ziemia do Itami!
Zamrugała
oczyma i odsunęła od siebie rękę Hitoshiiego. Japończyk przyglądał jej się
uważnie by po chwili wrócić do picia herbaty. Zrobiła to samo i próbowała
ponownie nie odlecieć myślami.
-
Martwisz się o nich…
-
Dziwisz się? – podniosła na niego wzrok. – Po raz pierwszy od kiedy jestem w
Głównym Składzie, wszyscy się rozdzielili… Ale i tak tego nie zrozumiesz.
Ciężko
westchnął i wrócił do czytania dokumentów. Nie miał siły, by się z nią
sprzeczać. Zbyt wiele miał rzeczy na głowie, które olali jego poprzednicy. Między
innymi zaniedbali sprawy związane ze służbami bezpieczeństwa. Musiał teraz
przekazać łapówki odpowiednim osobą, by nie martwić się, że nagle Feniks stanie
się dla nich ciekawym kąskiem. Do tego miał wybrać nową kwaterę, ponieważ
obecna była w złym stanie. Itamaki niby miała mu pomóc, chociaż w
rzeczywistości została dla bezpieczeństwa. Podobnie jak pozostali, wrócili do
swoich domów by przeczekać sprawę związaną z przesłuchaniem. Jednak kiedy
spoglądał na pochmurną Itamaki, nie potrafił nic olać.
-
Oj wiem jak to jest…
Spojrzała
na niego zaskoczona, ale po chwili wróciła do oglądania budynków.
-
W końcu kiedyś w naszym zespole był Kai… Rok ale zawsze coś – uśmiechnął się
pod nosem na samo wspomnienie. – Ten to był niezastąpiony.
W
końcu szatynka przestała udawać, że ogląda nowe kwatery i zainteresowała się
słowami rodaka. Hitoshii nie mógł powstrzymać rozbawienia i pewnej satysfakcji,
że zwrócił na siebie uwagę.
-
No tak… Ponoć się znaliście i Kikari nie raz się zastanawiała jakim cudem.
Pokiwał
energicznie głową i upił łyk herbaty. Odchylił się na krześle i położył nogi na
biurku. Jednak po chwili uznał, że to przesada i zdjął je z mebla. Natomiast
Itami przewróciła oczyma i zaczęła bawić się włosami. Nie mogła się
przyzwyczaić do ich długości, ani tego, że nie może ich związać by nie wpadały
jej na oczy.
-
Chyba mówiłem, że kiedyś tutaj mieszkał, ale nie tobie… - machnął ręką. – Jako
dziecko przeprowadził się do Japonii i mieszkaliśmy obok. Wkurzał mnie jak mało
kto przechwalając się jak Australia jest wspaniała… Ale stał się moim
najlepszym kumplem.
- Hitoshii!
Nim się zdążył obrócić, poczuł
ostry ból w plecach. Syknął z bólu i spojrzał z wyrzutem na Kaia. Chłopak
szczerzył się jak głupi do sera i nie wyczuwał, żadnego zagrożenia ze strony
przyjaciela. Brunet pokręcił głową, chcąc ukryć swoje zażenowanie.
- Czy ty nawet na cmentarzu nie
umiesz się zachować?
Blondyn pokręcił głową, jednak
przestał się uśmiechać. Spojrzał na nagrobek rodziny Kirsagi i wyciągnął z
kieszeni znicz i postawił obok kadzideł.
- Po prostu wiem, że oni by nie
chcieli byś przez całe życie ich opłakiwał.
Hitsohii spojrzał na niego
zaskoczony i zaśmiał się pod nosem – po raz pierwszy od wypadku jego rodziców.
Schował twarz w dłoniach, ciągle się trzęsąc ze śmiechu.
- Mogłeś przynajmniej kupić
kadzidło… Znicze to nie ta religia.
- Co? – odsunął się od niego
teatralnie przybierając jak najbardziej zszokowaną minę. – Ale staruszek mi
powiedział, żebym wziął znicz!
Oboje milczeli i kiwnęli zgodnie
głowami. Kyouya był zdolny do czegoś takiego. Kai wzruszył ramionami i objął
przyjaciela i wskazał palcem wyjście.
-Gdzieś tam jest bar, który czeka
by się w nim upić…
Chichrając się pod nosem, szedł
posłusznie z przyjacielem. Nawet jego żałoba nie może wyglądać kiedy obok jest
Australijczyk.
- Ale jutro jest spotkanie Feniksa…
- zauważył. – Staruszek wygoni nas na korytarz byśmy klęczeli na ziarenkach
grochu, kiedy poczuje alkohol.
Blondyn wydął usta w dziubek i po
chwili odetchnął z ulgą, kiedy opuścili mury cmentarza. Odkleił się od
przyjaciela i spojrzał na niego z góry. Po raz kolejny cieszył się, że ma nad
nim przewagę wzrostu… Jak nad większością Japończyków.
- Jak nie będziemy musieli mieć na
głowach wiadra z wodą to nie będzie tak źle… Do grochu się już przyzwyczaiłem.
Itamaki nachyliła się bardziej nad
biurkiem oczekując końca opowieści. Natomiast Hitoshii rozmarzony wpatrywał się
w ścianę.
-
I jak to się skończyło? – nie wytrzymała i szturchnęła go ołówkiem.
-
No i klęczeliśmy z wiadrem oleju na głowie.
Przez
chwilę patrzyła na niego wielkimi oczyma, by wybuchnąć śmiechem. Przy okazji
dziwiła się, że nigdy ich nie widziała… W końcu z jego opowieści wynikało, że
spędzali dużo czasu z jej dziadkiem, a ona sama robiła podobnie. Musieliśmy się mijać.
Mimo
że wszystko ją bolała i była bardzo zła, to na wspomnienie Kaia nie mogła nie
prychnąć z rozbawienia. Przynajmniej na chwilę zapomniała o wszystkich
dołujących sprawach. Blondyn także wydawał się rozbawiony na myśl o starych
latach. Podskoczył jak oparzony, kiedy do Sali weszła przełożona. Wysiliła się
na uśmiech i podeszła do łóżka Kikari.
-
Wyznaczono termin zabiegu. Odbędzie się on za dwa dni.
Zmęczony przetarł ręką twarz i
rozejrzał się po lotnisku. Masa ludzi zmierzała w różne strony, a jeszcze
więcej siedziało i oczekiwało na swój lot. Najbardziej mu w tym wszystkim
przeszkadzał hałas, który wręcz rozsadzał jego uszy. Był niewyspany, padnięty i
marzył tylko o ciepłym i cichym miejscu, w którym będzie mógł się chodź na
chwilę zdrzemnąć. Zazwyczaj spał w samolotach, ewentualnie droczył się z
Chrisem, ale tym razem tak nie było. Mimo iż większość podróży spędził z Brytyjczykiem
to jednak coś było inaczej. Martwił się co będzie z głównym składem i jak
potoczy się przesłuchanie Asumy. Chociaż w rzeczywistości był wściekły na
blondyna, który próbował go przekonać do tego, by został we Włoszech. Nie
chciał ich zostawiać w tak ważnym momencie, a tym bardziej się martwić jak zareaguje
Louis kiedy będzie miał go zastąpić. Mężczyzna od lat zajmował pozycję
lokalnego szefa i Antonio był pewien, że nie podoba mu się ta wizja. Nawet mógł
podejrzewać, że Louis postarałby się go pozbyć w sposób, jaki Latynosowi się
nie podobał. Poprawił swoją torbę podróżną i podszedł do punktu obsługi gdzie
pokazał kwit, iż na pokładzie znajduje się jego samochód. Młoda włoszka
podniosła słuchawkę telefonu i zaczęła rozmawiać z kimś kto zajmuje się
rozładunkiem. Podała numer wozu i wsłuchiwała się w odpowiedź.
-
Pański samochód będzie na parkingu za dziesięć minut. Proszę podpisać ten
dokument – położyła na ladzie kartkę.
Uważnie
przeczytał jej zawartość po czym złożył podpis w wyznaczonym miejscu. Latynoska
się uśmiechnęła i pożegnała go oklepaną formułką. Odpowiedział jej coś
grzecznie i ruszył w stronę wyjścia. W między czasie zapiął swoją skórzaną
kurtkę i poprawił szalik pod szyją. Byłą już wczesna wiosna, ale i tak uważał,
że jeszcze jest zimno. Zmienił zdanie gdy wyszedł na zewnątrz. Słońce miło
grzało, a powietrze było dość ciepłe. Rozwiązał szalik i oparł się o słupek.
-
Tonio!
Obrócił
się w stronę skąd dobiegało wołanie. Nagle całe zmęczenie gdzieś znikło i
radośnie podbiegł do brata. Przytulili się po bratersku oraz pocałowali się po policzkach.
Pablo odsunął się trzymając młodszego brata za ramiona. Było widać, że jest
wzruszony spotkaniem po tak długim czasie.
-
Przybrałeś na masie – zaśmiał się i jeszcze raz przytulił Antonia. – Przyznaj się,
że pakowałeś jak szalony.
Szatyn
nie mógł się powstrzymać od śmiechu i poklepał go po plecach. Gdy się od siebie
odsunęli, przymrużył oczy i uśmiechnął się szeroko.
-
A ty chyba zapomniałeś, że istnieje coś takiego jak maszynka do golenia.
Pablo
teatralnie poskubał się po swojej brodzie, przybierając minę podrywacza. Bracia
się zaśmiali i powoli szli w kierunku parkingu.
-
Nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem… Każda informacja o tym co się
działo, powodowała palpitacje serca… - by mocniej zaakcentować swoje słowa
zaczął szybko klepać się po klatce piersiowej. – Gdyby matka o tym wiedziała to
chybaby tego nie przeżyła…
-
Ale nic jej nie mówiliście, więc jeszcze żyje… Ale jak z jej zdrowiem?
Mężczyzna
machnął ręką i zaczął się śmiać.
-
Wiesz jaka ona jest… Jak tylko dowiedziała się, że przyjeżdżasz ozdrowiała i
lata po całym domu i pizzerii by wszystko było gotowe na twój powrót.
Antonio
ciężko westchnął. Dobrze wiedział jaka jest jego rodzicielka, która nie powinna
się przemęczać. Jednak jeśli, któreś z jej dzieci potrzebuje pomocy to
odzyskuje siły i jak lwica gna na pomoc. Dobrze pamiętał, że jak był młodszy,
jego mama pobiła torebką włamywacza, który próbował go uciszyć. Po prostu ta
kobieta byłą trochę straszna, ale bardzo kochana. Gdy ujrzał jak jego samochód
zdejmują z lawety, przyspieszył kroku.
-
Przyjechałeś taksówką czy swoim autem? – spojrzał na brata.
-
Przecież wiedziałem, że nie rozłączysz się ze swoim Ferrari, więc użyłem
taryfy.
Kiwnął
zadowolony głową i podziękował obsłudze lotniska. Wsiadł do samochodu i z
czułością pogładził deskę rozdzielczą. Pablo tylko się zaśmiał i zapiął pasy.
Spojrzeli na siebie znacząco i dobrze wiedzieli co trzeba zrobić. Ruszyli z
piskiem opon, by pokazać wszystkim do czego służy Ferrari. Ryk silnika i pisk
opon – właśnie do tego stworzona jest ta marka.
Radosne śpiewy i granie na gitarze
było czymś normalnym kiedy jego rodzina urządza przyjęcie. Już sama domowa
kuchnia była dla niego najlepszą niespodzianką, ale zebranie jego znajomych go
wzruszyło do łez. Śmiał się ze swoimi kumplami z którymi kończył gastronomię i
słuchał jak sami zaczynają zakładać swoje własne biznesy. Także został
zaproszony Louis oraz jego siostra. Mężczyzna przyglądał mu się podejrzanie i Antonio
dobrze wiedział dlaczego. Jeszcze nie określił czy chce zostać w kraju i na
razie nie miał ochoty tego robić. Chciał się trochę z nim podroczyć, chociaż naprawdę
nie potrafił powiedzieć co chce ze sobą zrobić. Nie wiedział czy potrafiłby siedzieć
w domu i zajmować się takimi sprawami. Zawsze unikał angażowania się w
zarządzanie grupą i trochę go to przerastało. Do tego jego rodzina byłaby w
niebezpieczeństwie, bo w końcu szef jest zawsze głównym celem jeśli chce się
pozbyć jakiejś rodziny. Nim zauważył dosiadła się do niego Marina. Czuł na
sobie wściekłe spojrzenie Louisa, ale sam był tym zaskoczony.
-
Coś cię gryzie – powiedziała i spojrzała mu w oczy.
Zanim
zrozumiał jej słowa, był zajęty podziwianiem jej urody. Już od dawna podobała
mu się ta dziewczyna, ale jeśli jej brat zbytnio za nim teraz nie przepadał to
nie wiedział co ma zrobić. Przeczesał ręką włosy i wysilił się na śmiech.
-
Wydaje Ci się… - starał ukryć sztuczność swojego rozbawienia.
-
Nie. Zapomniałeś, że jestem siostrą lokalnego szefa? Potrafię zauważyć kiedy
coś go trapi.
Uniósł
dłonie w geście kapitulacji.
-
Rozgryzłaś mnie…
Uśmiechnęła
się z satysfakcją, po czym wstała i wyciągnęła do niego dłoń. Nie wiedział o co
jej chodzi i zaskoczony się jej przyglądał. Marina chwyciła go za rękę i
pociągnęła w stronę ławki, położonej na krańcu ogrodu. Gdy tam dotarli usiadła
na ławce i pociągnęła go za sobą. Posłusznie usiadł obok i przypatrywał się
zdeterminowanej twarzy dziewczyny.
-
Nie przejmuj się moim bratem… Rób to co chcesz zrobić, chociaż nie byłabym zła
gdybyś został tutaj we Włoszech.
Mówiąc
ostatnie zdanie zarumieniła się. Antonio miał wrażenie, że to sen. Do tego
dręczyła go pewna dwuznaczność jej wypowiedzi. Jednak postanowił zaryzykować.
Przyłożył swoją dłoń do jej policzka.
Wysiadł z samochodu i próbował nie
wzdrygnąć się na widok szklarni. Nie miał ochoty tutaj przebywać, ale nie miał
wyboru. Potrzebował pomocy, albo przynajmniej wsparcia. Był pewien, że jego
prośba zostanie zignorowana, biorąc pod uwagę, że jego ostatnie spotkanie z
ojcem skończyło się kłótnią. Szedł powoli alejką i każdy krok wydawał się dla
niego męczący. Parę pracowników kiwało mu głową na przywitanie, a niektórzy
obserwowali go z zaskoczeniem. Gdy ujrzał bardzo znajomą twarz jednego z
starych pracowników, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
-
Dzień dobry Panie Jaquez.
Siwiejący
mężczyzna spojrzał na niego i zdjął z głowy czapkę.
-
Vincencie – podszedł do niego i uściskał jego dłoń. – Co cię sprowadza do
Francji?
Machnął
ręką, że to długa historia i spytał czy nie widział jego ojca. Mężczyzna pokręcił
głową, ale powiadomił, że ktoś inny teraz zajmuje się pracą Pana Varina.
Zaskoczony podziękował i pędem ruszył w stronę biura. Z hukiem otworzył drzwi i
spojrzał zaskoczony na kobietę. Miała długie blond włosy, związane w wysoki
koński ogon. Zza okularów patrzyły na niego zielone oczy, które kontrastowały z
jasną karnacją. Była ubrana w strój typowo biurowy – biała koszula, dopasowana
marynarka oraz obcisła czarna spódnica. Podniosła się z krzesła i zmierzyła go
wzrokiem.
-
Co ty tu robisz? – zmarszczyła brwi.
-
Gdzie jest ojciec?
Kobieta
ciężko westchnęła i wskazała krzesło. Nie podobało mu się to, ale posłusznie
usiadł.
-
Tato miał wylew i aktualnie odpoczywa w klinice.
Był
to dla niego kolejny cios. Zbyt wiele nieszczęść ostatnio się wydarzyło i czuł się
coraz bardziej przybity.
-
Dlaczego przyjechałeś?
Spojrzał
na nią zaszklonymi oczyma.
-
Siostra… Ja nie wiem co mam już robić.
Podniosła
się z krzesła i podeszła do ekspresu. Nalała kawę do dwóch kubków, które
postawiła na biurku po czym podeszła do drzwi i zamknęła je na klucz. Zamknęła
jeszcze okna, które później zasłoniła.
-
Co się stało?
Wpatrywała się w swoje buty, czując
jak stresuje się przesłuchaniem. Nie tylko ona tak miała, ponieważ siedzący obok
Luke nerwowo strzelał palcami. Nie pasowało je to, że oboje tego samego dnia
mają się stawić na przesłuchaniu i do tego czekają razem na wezwanie do środka.
Przecież uczyli ich, że jeśli chce się złamać przesłuchiwanego, trzeba go
odizolować, by nie wiedział jakie zeznania złożył ktoś inny. To była zagrywka
psychiczna jak wiele innych rozegrań. Oni także zastosowali pewne rozegranie.
Nie przyszli ubrani w mundur, przez co pokazywali, że nie chcą mieć nic
wspólnego ze swoim zawodem. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich starszy
mężczyzna. Rozpoznali go. Był jednym z najbardziej szanowanych wojskowych w ich
akademii. Zawsze jak działo się coś ważnego zakładał mundur, na którym wręcz
roiło się od odznaczeń.
-
Takamachi, Fabre…
Spojrzeli
po sobie zbici z tropu. Grupowe przesłuchanie im nie pasowało. Powoli weszli do
środka i zamiast ujrzeć typowe pomieszczenie do przesłuchania, znaleźli się w
biurze. Wszystko było na odwrót. Za biurkiem siedział dyrektor akademii, który
podniósł się kiedy weszli do środka. Z uśmiechem wskazał na wygodne fotele,
które zajęli. Podszedł do barku i grzecznie spytał czego chcą się napić, po
czym podał im wedle życzenia wodę. Asuma zaczęła podejrzewać, że chcą w ten
sposób uśpić ich czujność, by nagle zmusić ich do zeznań.
-
Chcę was na początku przeprosić za małe kłamstwo – Luke zakaszlał gdy woda
wleciała nie do tej dziurki co trzeba. – Tak naprawdę nie będziemy was
przesłuchiwać…
-
Więc po co nas ściągnęliście? – zdziwiła się.
Dyrektor
ciężko westchnął i odebrał od wojskowego, pewną teczkę. Powoli wyciągał różne
dokumenty, zdjęcia oraz wycinki z gazet. Na początku nic im to nie mówiło
jednak po chwili dostrzegli przerażający szczegół. Każdy dokument opisywał
okoliczności śmierci pewnych wojskowych, na zdjęciach były ich martwe ciała, a
wycinki opisywały szokujące spekulacje.
-
Nikt jeszcze tego nie połączył, ale jak już zauważyliście te osoby razem z wami
uczestniczyli w projekcie Afganistan… - dyrektor spojrzał przez okno. – Ktoś skutecznie
usuwa osoby, które uczestniczyły w pierwszej edycji.
-
Czyli chce Pan powiedzieć, że jesteśmy zagrożeni? – spytał Luke.
Mężczyzna
jedynie kiwnął głową. Asuma nie wiedziała co ma czuć. Czy ulgę, że nie będzie
przesłuchiwana i nie odkryją jej działalności, czy się martwić bo ktoś czyha na
jej życie.
______________________
I o to spóźniony rozdział. Znaczy się nie spóźniony, ponieważ miał się pojawić w przyszłym miesiącu, ale jeśli już go skończyłam to dlaczego mam nie dodać? W końcu strona skończona.
PS. Co sądzicie o nowej szacie graficznej?
Antonio w akcji. ;>
OdpowiedzUsuńEjejejej...Franek..tak się nie robi Vincentowi. D:
To żeś mnie zaskoczyła z zakończeniem. :o
Śliczna szata. :3
Antonio jak nie Antonio. :x
OdpowiedzUsuńA Kai nie zachowuję się teraz jak głupek.
Mnie się podoba zakończenie rozdziału. >D
No a szata... jest pomarańczowy i niebieski!
Więc z miłą chęcią na nią patrzę. *w*
Dziękuję wam za uznanie co do grafiki. <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział rzucił trochę inne światło na bohaterów, ale mam nadzieję, że nie aż tak drastycznie. ^^"