Antonio
wyszedł z pokoju, ziewając i przeciągając się. Nie przejmował się tym, że jest
w samych bokserkach, w końcu większość osób jego mniemaniem jeszcze spało. Jego
wzrok padł na wieszak, na którym brakowało kilka kurtek. A więc już pojechała. Było mu smutno z tego powodu, ponieważ
przywiązał się do Itamaki. Jako jedna z niewielu go rozumiała. Naszła go ochota
by podrapać się po tyłku, więc wykonał tą czynność, wchodząc do kuchni. Zdziwił
go fakt, że siedziało tam całe męskie grono, a zwłaszcza Chris, który jego
zdaniem jeszcze minutę temu spał. W tedy jego mózg zaczął sugerować, że
dziewczyny także mogą znajdować się w pomieszczeniu, więc nerwowo się obrócił.
Odetchnął z ulgą, kiedy nie stwierdził ich obecności.
- Zostaliśmy sami – powiedział Christopher, nalewając Włochowi kawę.
Latynos spojrzał niepewnie na napój, niezbyt przyzwyczajony do takich aktów dobroci ze strony Brytyjczyka. Kiedy ten zajrzał do lodówki, powąchał napar, co wywołało atak śmiechu pozostałych. Blondyn trzymając w ręce kiełbasę, zerknął podejrzanie na pozostałych, po czym obmacał tył swoich spodni czy przypadkiem nie ma dziury, która mogłaby rozbawić towarzystwo.
- A gdzie się one podziały? – zaciekawił się Antonio, powoli siorbiąc kawę.
Miał podstawy by się obawiać, ponieważ Chris słynął z znajomości trucizn. Po chwili zdał sobie sprawę, że anglik by nie otruł swojego kompana, więc pewniej upił łyk napoju. Skończyło się to głośnym syknięciem i wystawieniem poparzonego języka.
- Wysłałem je by zajęły się pewną sprawą. A teraz proszę się zapoznać z nowym planem działania – podał im zaplombowane teczki. – Przeczytać w miejscu bez okien, nie robić tego na głos i od razu spalić.
Joseph oderwał się kanapki i spojrzał na sufit.
- Jedynym takim pomieszczeniem jest łazienka…
Włoch spojrzał na wszystkich i pędem ruszył do toalety. Vincent krzyczał za nim, że nie muszą tego od razu robić.
- Ale ja muszę załatwić swe sprawy bo potem mi nie dacie!
- Zostaliśmy sami – powiedział Christopher, nalewając Włochowi kawę.
Latynos spojrzał niepewnie na napój, niezbyt przyzwyczajony do takich aktów dobroci ze strony Brytyjczyka. Kiedy ten zajrzał do lodówki, powąchał napar, co wywołało atak śmiechu pozostałych. Blondyn trzymając w ręce kiełbasę, zerknął podejrzanie na pozostałych, po czym obmacał tył swoich spodni czy przypadkiem nie ma dziury, która mogłaby rozbawić towarzystwo.
- A gdzie się one podziały? – zaciekawił się Antonio, powoli siorbiąc kawę.
Miał podstawy by się obawiać, ponieważ Chris słynął z znajomości trucizn. Po chwili zdał sobie sprawę, że anglik by nie otruł swojego kompana, więc pewniej upił łyk napoju. Skończyło się to głośnym syknięciem i wystawieniem poparzonego języka.
- Wysłałem je by zajęły się pewną sprawą. A teraz proszę się zapoznać z nowym planem działania – podał im zaplombowane teczki. – Przeczytać w miejscu bez okien, nie robić tego na głos i od razu spalić.
Joseph oderwał się kanapki i spojrzał na sufit.
- Jedynym takim pomieszczeniem jest łazienka…
Włoch spojrzał na wszystkich i pędem ruszył do toalety. Vincent krzyczał za nim, że nie muszą tego od razu robić.
- Ale ja muszę załatwić swe sprawy bo potem mi nie dacie!
Szatynka
siedziała w samochodzie i znudzona oglądała widoki za oknem. Starała się nie
zwracać uwagi na kierowcę, który nerwowo zerkał w lusterko. Niezbyt podobał jej
się taki obrót sytuacji, że musiała oddalić się od miejsca akcji. W końcu nie
mogło być tak źle. Wyciągnęła z kieszeni telefon i spojrzała na zegarek. Od
godziny była już w drodze, więc za parę minut powinna być na wyznaczonym
miejscu. Nagle poczuła jak koło samochodu wpadło w jakąś dziurę. Jej mózg od
razu zaczął alarmować, że trasa, którą miała przebyć nie powinna być w takim
stanie. Po chwili auto zjechało na pobocze, więc wykorzystała okazję i się
rozejrzała po otoczeniu. Droga wyglądała na opustoszałą i była położona na
jakimś odludziu. Drzwiczki się otworzyły i zobaczyła twarz kierowcy, który
uśmiechał się jak psychopata. Jego ręką powędrowała pod kurtkę. Zamarł w
połowie drogi i przyglądał się jak lufa pistoletu dotyka jego czoła. Widziała jak
pojawiają się pierwsze kropelki potu na jego skroniach i błagający wyraz
twarzy. Wolną ręką zdjęła perukę, uwalniając swoje kasztanowe loki. Mężczyzna
zrobił wielkie oczy, nie dowierzając temu co się stało. Po chwili jego martwe
ciało padło na ziemię. Asuma wytarła broń z krwi, założyła z powrotem perukę i
wysiadła z pojazdu. Jeszcze raz się rozejrzała, po czym otworzyła bagażnik.
Wrzuciła do niego trupa i zatrzasnęła. Spojrzała na telefon, który należał do
Itamaki. Wybacz mi. Upuściła aparat
na ziemię i nadepnęła na niego. Były to środki ostrożności w razie jakiegoś
urządzenia szpiegującego. Przeciągnęła się zadowolona i zamknęła samochód, po
czym ruszyła polną drogą, wyciągając nowy telefon.
- Trafiony – powiedziała do słuchawki i wyrzuciła kluczyki w trawę.
- Trafiony – powiedziała do słuchawki i wyrzuciła kluczyki w trawę.
Drzwi
od przedziału otworzyły się i weszła przez nie Kikari, mamrocząc coś o
nieciekawym menu w wagonie restauracyjnym. Itamaki się uśmiechnęła, ciągle się
ciesząc, że nie jest sama. Bardzo ją zdziwiła nocna wizyta francuskiej pary. A
jeszcze bardziej to, że kazali im się szybko spakować i bezgłośnie opuścić
budynek. Skradając się dostały na stację kolejową, gdzie otworzyły kopertę z
wypisanym celem podróży oraz nowymi telefonami. Nie zostały poinformowane o
dalszym działaniu, więc uznały, że zostawiono to w ich rękach. Drzwi ponownie
się otworzyły i ujrzały wózek bufetowy. Pracownik kolei ustawił wszystko na
stole i życzył smacznego. Odprowadziły go wzrokiem, dziękując w duchu, że
dostały tyle pieniędzy by podróżować pierwszą klasą.
- Przystojny był – mruknęła Itamaki, smarując tost masłem.
Blondynka spojrzała na nią znad jajka na miękko i jedynie prychnęła. Była zajęta dobraniem się do wnętrza jajka bez rozlania żółtka. Z skupieniem przebijała łyżką białko, by w końcu z radością włożyć jego fragment do ust. Wyraz jej twarzy się zmienił i łapczywie napiła się herbaty.
- Zapomniałam posolić.
Wybuchła śmiechem nie pamiętając, kiedy ostatnio tak szczerze się śmiała od przybycia do Japonii. Otarła symboliczną łezkę i wgryzła się w tost. Przemilczały całe śniadanie, które było wybawieniem dla ich żołądków. Nawet nie miały okazji wziąć prowiantu na drogę, więc od kilku godzin nic nie jadły. W momencie kiedy skończyły, pojawił ponownie się ten sam pracownik, który odebrał brudne naczynia. Tym razem Itamaki nie próżnowała i uśmiechała się do niego. Chłopak odpowiedział jej tym samym i opuścił przedział. Kikari pokręciła rozbawiona głową i zerkała na swój nowy telefon. Miała nadzieję, że się odezwą informując co się nowego dzieje. Niestety urządzenie ciągle milczało.
- Itami… - zerknęła na nią podejrzliwie. – Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem w Chorwacji wydawałaś się zaskoczona wielkością rodziny jeśli twój dziadek był lokalnym szefem?
Szatynka nerwowo zarechotała i odwróciła głowę. Pod naporem wzroku dziewczyny, nie wytrzymała i niewinnie się uśmiechnęła.
- No bo nie chciałam byś myślała, że jestem jakaś inna… W końcu w grupie raźniej.
W ostatniej chwili zrobiła unik przed latającą torbą i uniosła ręce w geście obronnym. Kikari nie wydawała się usatysfakcjonowana swoim celem, więc sięgnęła po bagaż przyjaciółki, która zdążyła wybiec z przedziału. Torba zderzyła się z szybą, która niebezpiecznie zafalowała, a Itami próbowała utrzymać równowagę. Poczuła jak ktoś ją chwyta za ramiona, ratując od niemiłego spotkania z prawami grawitacji. Zawstydzona obróciła się by podziękować swojemu wybawcy.
- Zapewniam, że podłoga nawet w pierwszej klasie nie jest najwygodniejsza – uśmiechnął się ten sam chłopak co je obsługiwał.
Zaśmiała się, nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa. Jej spojrzenie padło na plakietkę z imieniem, której wcześniej nie zauważyła.
- Dziękuję – wydukała. – Jestem twoją dłużniczą Panie Hitoshii.
Chłopak przeczesał swoje brązowe włosy, które w pewnych momentach podchodziły pod rude. Zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się szerzej.
- Jaki tam „Pan” – machnął ręką. – Po prostu Hitoshii.
- Itamaki – przedstawiła się mimo, iż nie została o to poproszona.
Nagle oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, kiedy z przedziału wyłoniła się głowa Kikari. Zaśmiała się podejrzanie i z błyskiem w oku zniknęła. Itami poczuła się niezręcznie, widząc tak dziwne zachowanie swojej rodaczki. Uśmiechnęła się przepraszająco i chwyciła swoją torbę, by wpaść do przedziału. Blondynka siedziała wygodnie i założyła nogę na nogę. Wyciągnęła jeden paluszek Pocky i przyłożyła go do ust jak papierosa.
- A więc przychodzisz do mnie z prośbą – pogładziła ręką swoją torbę. – Ale co mi dasz w zamian?
Przez chwilę stała skołowana, by w końcu wybuchnąć śmiechem.
- Niezbyt wychodzi Ci granie Bossa.
Kikari ugryzła paluszek i z udawanym fochem, spojrzała przez okno. Dziewczyna ciągle się śmiejąc usiadła naprzeciw niej i naśladowała głaskanie torby.
- Przystojny był – mruknęła Itamaki, smarując tost masłem.
Blondynka spojrzała na nią znad jajka na miękko i jedynie prychnęła. Była zajęta dobraniem się do wnętrza jajka bez rozlania żółtka. Z skupieniem przebijała łyżką białko, by w końcu z radością włożyć jego fragment do ust. Wyraz jej twarzy się zmienił i łapczywie napiła się herbaty.
- Zapomniałam posolić.
Wybuchła śmiechem nie pamiętając, kiedy ostatnio tak szczerze się śmiała od przybycia do Japonii. Otarła symboliczną łezkę i wgryzła się w tost. Przemilczały całe śniadanie, które było wybawieniem dla ich żołądków. Nawet nie miały okazji wziąć prowiantu na drogę, więc od kilku godzin nic nie jadły. W momencie kiedy skończyły, pojawił ponownie się ten sam pracownik, który odebrał brudne naczynia. Tym razem Itamaki nie próżnowała i uśmiechała się do niego. Chłopak odpowiedział jej tym samym i opuścił przedział. Kikari pokręciła rozbawiona głową i zerkała na swój nowy telefon. Miała nadzieję, że się odezwą informując co się nowego dzieje. Niestety urządzenie ciągle milczało.
- Itami… - zerknęła na nią podejrzliwie. – Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem w Chorwacji wydawałaś się zaskoczona wielkością rodziny jeśli twój dziadek był lokalnym szefem?
Szatynka nerwowo zarechotała i odwróciła głowę. Pod naporem wzroku dziewczyny, nie wytrzymała i niewinnie się uśmiechnęła.
- No bo nie chciałam byś myślała, że jestem jakaś inna… W końcu w grupie raźniej.
W ostatniej chwili zrobiła unik przed latającą torbą i uniosła ręce w geście obronnym. Kikari nie wydawała się usatysfakcjonowana swoim celem, więc sięgnęła po bagaż przyjaciółki, która zdążyła wybiec z przedziału. Torba zderzyła się z szybą, która niebezpiecznie zafalowała, a Itami próbowała utrzymać równowagę. Poczuła jak ktoś ją chwyta za ramiona, ratując od niemiłego spotkania z prawami grawitacji. Zawstydzona obróciła się by podziękować swojemu wybawcy.
- Zapewniam, że podłoga nawet w pierwszej klasie nie jest najwygodniejsza – uśmiechnął się ten sam chłopak co je obsługiwał.
Zaśmiała się, nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa. Jej spojrzenie padło na plakietkę z imieniem, której wcześniej nie zauważyła.
- Dziękuję – wydukała. – Jestem twoją dłużniczą Panie Hitoshii.
Chłopak przeczesał swoje brązowe włosy, które w pewnych momentach podchodziły pod rude. Zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się szerzej.
- Jaki tam „Pan” – machnął ręką. – Po prostu Hitoshii.
- Itamaki – przedstawiła się mimo, iż nie została o to poproszona.
Nagle oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, kiedy z przedziału wyłoniła się głowa Kikari. Zaśmiała się podejrzanie i z błyskiem w oku zniknęła. Itami poczuła się niezręcznie, widząc tak dziwne zachowanie swojej rodaczki. Uśmiechnęła się przepraszająco i chwyciła swoją torbę, by wpaść do przedziału. Blondynka siedziała wygodnie i założyła nogę na nogę. Wyciągnęła jeden paluszek Pocky i przyłożyła go do ust jak papierosa.
- A więc przychodzisz do mnie z prośbą – pogładziła ręką swoją torbę. – Ale co mi dasz w zamian?
Przez chwilę stała skołowana, by w końcu wybuchnąć śmiechem.
- Niezbyt wychodzi Ci granie Bossa.
Kikari ugryzła paluszek i z udawanym fochem, spojrzała przez okno. Dziewczyna ciągle się śmiejąc usiadła naprzeciw niej i naśladowała głaskanie torby.
Zapach
burzy ciągle unosił się w powietrzu, co doprowadzało Vincenta do szewskiej
pasji. Zmarszczył nos i oparł się o samochód. Przyglądał się jak ludzie biegają
w tą i z powrotem, rozmawiając między sobą o zmianie planu. Miał w duchu
nadzieję, że te informacje niezbyt szybko przenikną do ich celu. Mieli dowód,
że są pod ciągłą obserwacją i infiltracja ich szeregów została dokonana w dość
udany sposób. Musiał przyznać, że pomysł Asumy bardzo im się przydał. Mieli
pewność, że Itamaki jest bezpieczna, a do tego byli o krok do przodu dzięki
przyspieszeniu akcji. Zerknął na zegarek, który wskazywał, że zostało parę
minut do wcielenia pierwszej fazy w życie.
- Świetnie udają, że nie wiedzą co się święci – z rozmyślań wyrwał go głos Chrisa. – Nie widać zwiększenia ochrony, ani jakiegoś większego ruchu związanego z przygotowaniem do obrony.
Jego wzrok powędrował na wielką rezydencję, która była siedzibą Kruka. Na własne oczy widział, jak jego przeciwnicy stawiają na tradycję i japońskość. Było to jeszcze bardziej widoczne kiedy przypominało sobie serce japońskiej grupy, które było biurowcem. Przygryzł wargę, będąc świadomy, że to właśnie jego rodzina doprowadziła do rozłamu Feniksa. Miał nadzieję, że jego interwencja jakimś cudem znowu połączy te rodziny w jedność. Tylko jak tego dokonać? Usłyszał pikanie zegarka i przyglądał się jak grupy ludzi zmierzają wprost na rezydencję. Wiedział, ze otwarty atak i to za dnia nie jest najlepszym pomysłem, ale cel uświęca środki. Spojrzał na Christophera, rozmawiającego przez telefon. Przeniósł swój wzrok na Antonia, który miał towarzyszyć jednej z grup. Po raz pierwszy od sytuacji z Moskwy, zaczął się modlić o to by jego najbliżsi wyszli z tego cało. Rozległy się pierwsze strzały.
- Cieszmy się, że jest ona na odludziu i policja szybko tu się nie pojawi – szepnął.
Christopher spojrzał na niego z widocznym rozbawieniem.
- Zapomniałeś się? Policja nie będzie się mieszać w sprawy między gangami. Wolą by sami się powybijali, więc raczej nie pojawią się.
Uśmiechnął się lekko, a do jego uszu doszło kolejne pikanie zegarka. Faza druga.
- Świetnie udają, że nie wiedzą co się święci – z rozmyślań wyrwał go głos Chrisa. – Nie widać zwiększenia ochrony, ani jakiegoś większego ruchu związanego z przygotowaniem do obrony.
Jego wzrok powędrował na wielką rezydencję, która była siedzibą Kruka. Na własne oczy widział, jak jego przeciwnicy stawiają na tradycję i japońskość. Było to jeszcze bardziej widoczne kiedy przypominało sobie serce japońskiej grupy, które było biurowcem. Przygryzł wargę, będąc świadomy, że to właśnie jego rodzina doprowadziła do rozłamu Feniksa. Miał nadzieję, że jego interwencja jakimś cudem znowu połączy te rodziny w jedność. Tylko jak tego dokonać? Usłyszał pikanie zegarka i przyglądał się jak grupy ludzi zmierzają wprost na rezydencję. Wiedział, ze otwarty atak i to za dnia nie jest najlepszym pomysłem, ale cel uświęca środki. Spojrzał na Christophera, rozmawiającego przez telefon. Przeniósł swój wzrok na Antonia, który miał towarzyszyć jednej z grup. Po raz pierwszy od sytuacji z Moskwy, zaczął się modlić o to by jego najbliżsi wyszli z tego cało. Rozległy się pierwsze strzały.
- Cieszmy się, że jest ona na odludziu i policja szybko tu się nie pojawi – szepnął.
Christopher spojrzał na niego z widocznym rozbawieniem.
- Zapomniałeś się? Policja nie będzie się mieszać w sprawy między gangami. Wolą by sami się powybijali, więc raczej nie pojawią się.
Uśmiechnął się lekko, a do jego uszu doszło kolejne pikanie zegarka. Faza druga.
Drzwi
się otworzyły i tłum ludzi wyszedł na stację, spiesząc się do pracy. Asuma
powoli kroczyła między nimi, zastanawiając się czy wszystko pójdzie według
planu. Zawsze coś musiało być nie tak, ale miała nadzieję, że to nie będzie nic
poważnego. Z wielką ulgą wyszła na ulicę i żałowała, że nie ma w mieście zbyt
wiele świeżego powietrza. Niestety Tokio nie należy do miast z najczystszym
powietrzem, jednak musiała to przeboleć. Niezbyt się spiesząc zmierzała do
swojego celu, którym był biurowiec ich rodziny. Jeżeli miała rację to powinna
znaleźć tam kogoś, kto nie spodziewa się czyjejkolwiek obecności. Kiedy ujrzała
budynek, skręciła w jedną z bocznych uliczek by wejść niepostrzeżenie. Na
szczęście udało im się dość szybko zebrać informacje o architekturze biurowca,
więc znała wyjście awaryjne. Kiedy podeszła do drzwi, usłyszała czyjeś kroki.
Spojrzała na Josepha, który obmacywał swoją kurtę, by w końcu wyciągnąć klucze.
Oboje weszli do budynku i rozejrzeli się po korytarzu, kiedy uznali, że jest
czysto ze spokojem oparli się o ścianę. Nie mieli ochoty na jakąkolwiek rozmowę
i oczekiwali na ostatnią osobę, z którą mieli dokonać tak zwaną „Fazę trzecią”. Coś zgrzytnęło w zamku, po czym klamka
powoli opadła. Trzymali w pogotowiu broń, jednak się uspokoili kiedy ujrzeli
twarz Yoshiro. Japończyk wymamrotał coś o swoim bracie, który go zagadywał.
Wzruszyli ramionami ciesząc się, że nie było to poważne obsunięcie w czasie.
Chociaż ich faza w porównaniu do poprzednich nie miała określonych ram
czasowych, jednak nie mogli zbyt długo zwlekać. Po kilku słowach instrukcji,
ruszyli pustymi korytarzami biurowca. Z powodu nieszczęsnej akustyki, poruszali
się powoli by jak najpóźniej zostać wykrytym. Jeśli miałam rację. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się co
będzie jeśli jej przypuszczenia są błędne. Na marne pozbawi rodzinę trzech
członków, kiedy każdy człowiek był na wagę złota. Do tego ich trójka była kimś
więcej niż zwykłym pracownikiem mafii. Pokręciła głową by całkowicie się skupić
na zadaniu. Kiedy w końcu stanęli przy wyznaczonych drzwiach, Japończyk
przywołał ich do siebie.
- Osłaniajcie mnie, ja sam powinienem się tym zająć – szepnął.
Spojrzeli po sobie by w końcu zgodnie pokiwać głowami. Przyglądali się jak mężczyzna staje naprzeciw drzwiom i szykuje się do wejścia.
- Osłaniajcie mnie, ja sam powinienem się tym zająć – szepnął.
Spojrzeli po sobie by w końcu zgodnie pokiwać głowami. Przyglądali się jak mężczyzna staje naprzeciw drzwiom i szykuje się do wejścia.
Z
uśmiechem na ustach pomachała Hitoshii’emu i wyskoczyła na peron. Od razu się
rozejrzała by chodź trochę przygotować się na to gdzie będzie mieszkać. Kikari
poprawiła szalik pod szyją i przerzuciła torbę sportową przez ramię. Miała
wrażenie, że widzi na twarzy dziewczyny przygnębienie. Bez słowa ruszyła za nią
by po chwili się zorientować, że znajdują się w jakiejś wiosce. Chciała
przyjrzeć się planowi wsi jednak blondynka po szybkich zakupach w pobliskim
sklepie, ruszyła od razu drogą. Więc musiała za nią pobiegnąć by się później
nie zgubić. Na początku szły główną ulicą, jednak po paru minutach skręciły w jedną
z bocznych ścieżek. Itamaki miała pewne obawy, że za chwilę się zgubią, biorąc
pod uwagę, że nie znają planu tego miejsca.
- Kikari – niepewnie się odezwała.
- Znam to miejsce jak własną kieszeń, więc się nie zgubimy.
Umilkła dziwiąc się, że jest aż tak bardzo przewidywalna. Postanowiła się skupić na otoczeniu i przyglądała się mijanym drzewom. W końcu jak uznała, iż wszystkie są do siebie podobne i nie ma w tym nic ciekawego, zerknęła na przyjaciółkę.
- Wiesz co – zagadała ją.
- Co?
- Jak tak myślę to powinnaś wtedy wiedzieć o wielkości naszej rodziny, bo zostałaś przeniesiona z Australii do Japonii.
Wzdrygnęła się widząc przerażający błysk w zielonych oczach dziewczyny. Szybko wytłumaczyła, że mignęły jej dokumenty Kikari, kiedy przebywała u dziadka, a do tego rozmawiała o tym z Vincentem, podczas ich przybycia do Hiszpanii. Dziewczyna przyspieszyła kroku, nie chcąc udzielać odpowiedzi. Nie miała jej tego za złe, bo w końcu wiedziała, że blondynka nie lubi jak ktoś wciska nos w nieswoje sprawy. Przynajmniej do czasu kiedy nie zagraża to innym. Odruchowo dotknęła policzka, w który oberwała jakby ponownie ją zabolał. Dziwiła się, że Christopher bez większych obaw ją prowokuje, jeśli Kikari ma tak mocny zamach.
- Myślałam wtedy, że mnie przenoszą do innej rodziny… Tak po znajomości – zatrzymała się i skupiła swój wzrok na górze znajdującej się przed nimi. – Tam jest chatka, gdzie się zatrzymamy.
Spojrzała w tym samym kierunku i odruchowo się wzdrygnęła. Nie czuła się na takich siłach by wejść na górę, zwłaszcza przy niezbyt ciepłej pogodzie. Jej rodaczka nie dawała nawet chwili na odpoczynek i ruszyła w stronę lasu. Próbowała znaleźć jakieś plusy z życia jak pustelnik. Może zaprzyjaźnię się z małpami i poznam ich język, nauczę się skakać po drzewach i walczyć z niedźwiedziami. Stanęła zastanawiając się nad swoimi myślami. Zajechało mi to Tarzanem… Potrząsnęła głową i zmusiła się do biegu, by dogonić blondynkę.
- Kikari – niepewnie się odezwała.
- Znam to miejsce jak własną kieszeń, więc się nie zgubimy.
Umilkła dziwiąc się, że jest aż tak bardzo przewidywalna. Postanowiła się skupić na otoczeniu i przyglądała się mijanym drzewom. W końcu jak uznała, iż wszystkie są do siebie podobne i nie ma w tym nic ciekawego, zerknęła na przyjaciółkę.
- Wiesz co – zagadała ją.
- Co?
- Jak tak myślę to powinnaś wtedy wiedzieć o wielkości naszej rodziny, bo zostałaś przeniesiona z Australii do Japonii.
Wzdrygnęła się widząc przerażający błysk w zielonych oczach dziewczyny. Szybko wytłumaczyła, że mignęły jej dokumenty Kikari, kiedy przebywała u dziadka, a do tego rozmawiała o tym z Vincentem, podczas ich przybycia do Hiszpanii. Dziewczyna przyspieszyła kroku, nie chcąc udzielać odpowiedzi. Nie miała jej tego za złe, bo w końcu wiedziała, że blondynka nie lubi jak ktoś wciska nos w nieswoje sprawy. Przynajmniej do czasu kiedy nie zagraża to innym. Odruchowo dotknęła policzka, w który oberwała jakby ponownie ją zabolał. Dziwiła się, że Christopher bez większych obaw ją prowokuje, jeśli Kikari ma tak mocny zamach.
- Myślałam wtedy, że mnie przenoszą do innej rodziny… Tak po znajomości – zatrzymała się i skupiła swój wzrok na górze znajdującej się przed nimi. – Tam jest chatka, gdzie się zatrzymamy.
Spojrzała w tym samym kierunku i odruchowo się wzdrygnęła. Nie czuła się na takich siłach by wejść na górę, zwłaszcza przy niezbyt ciepłej pogodzie. Jej rodaczka nie dawała nawet chwili na odpoczynek i ruszyła w stronę lasu. Próbowała znaleźć jakieś plusy z życia jak pustelnik. Może zaprzyjaźnię się z małpami i poznam ich język, nauczę się skakać po drzewach i walczyć z niedźwiedziami. Stanęła zastanawiając się nad swoimi myślami. Zajechało mi to Tarzanem… Potrząsnęła głową i zmusiła się do biegu, by dogonić blondynkę.
W
końcu dotarły do chatki, będąc przemoczone do suchej nitki. W połowie drogi
złapał je deszcz, więc miała nadzieję, że dach nie będzie dziurawy. Kikari
wyciągnęła z kieszeni klucz, którym otworzyła drzwi i weszły do środka. Nawet
nie próbowała się zastanawiać skąd dziewczyna wytrzasnęła klucz, ponieważ
marzyła o cieple. Zrzuciła z siebie torbę i przemoknięty płaszcz, zerkając jak
blondynka przeszukuje szuflady. Po chwili w chatce zrobiło się jaśniej, dzięki
świecy i lampom naftowym. Wtedy z ulgą mogły odkryć, że przy kominku znajdowało
się trochę suchego drewna. Bez ociągania rozpaliły ogień i usiadły na kanapie.
Dopiero teraz Itamaki zauważyła, że w środku jest bardzo czysto jak na
opuszczone miejsce.
- Jest to chata mojego brata, dlatego są tu meble, bieżąca woda i niezbyt brudno – podniosła się i zajrzała do jednej z szafek. – Widocznie ostatnio tutaj był, ponieważ zostało parę konserw. Jednak boję się zerkać na ich termin ważności.
Rozległo się ciche kichnięcie i na Itami padł karcący wzrok. Skuliła się w sobie, przysięgając w duchu, że już nigdy nie kichnie w pobliżu przyjaciółki. Dziewczyna kręcąc głową sprawdziła stan gazu w kuchence i z uśmiechem nastawiła wodę w czajniku.
- Widać, że większość życia spędziłaś w mieście… By się przeziębić przy takim deszczyku.
- „Deszczyku”? Przecież to istna ulewa!
Kikari zaśmiała się pod nosem i zniknęła w innym pomieszczeniu, by po chwili powrócić z ręcznikiem. Rzuciła go na głowę dziewczyny, uprzedzając, że może śmierdzieć. Szatynka niepewnie powąchała materiał by uznać, że jednak tak źle to nie jest i zaczęła wycierać swoje włosy. Zauważyła pewien plus tak krótkiego ścięcia. Otóż szybciej się suszyły. Po chwili pod jej nosem znajdowała się gorąca herbata, którą piła jakby była ambrozją zesłaną przez bogów, za jej trudy wchodzenia na szczyt Olimpu. Chociaż dalej to był zwykły napar, a wzniesieniu daleko było do góry Greckiej. Jednak jej zmęczony umysł wolał się tak dowartościowywać.
- Jak skończysz podniecanie się herbatą to pomóż mi z zanoszeniem gorącej wody do łazienki…
Jej wzrok padł na garnki, które stały na kuchence. Miała dziwne wrażenie, że cofnęła się w czasie jednak wolała nic nie mówić. W końcu już prawie nazwano ją mieszczuchem, bo kichnęła. Może nie posiadała takiej wprawy do życia w takich warunkach, jak Kikari, jednak uważała, że dziewczyna trochę przesadza. Przyglądała się jak płomienie wesoło się kołyszą i co jakiś czas pojawiają się iskry. Samo wpatrywanie się w ogień powodowało, że robiło się jej od razu cieplej. Chociaż wiedziała, że gdyby siedziała tutaj sama to zapewne nic by jej nie ogrzało. Podskoczyła w miejscu kiedy jedna z okiennic z hukiem zderzyła się ze ścianą. Blondynka klnąc pod nosem, podbiegła do okna i walcząc z wiatrem, je zamknęła. Dla pewności, że się ponownie nie otworzy, zaryglowała je deską, po czym wykonała tą samą czynność na pozostałych oknach. Kiedy skończyła zabezpieczanie, zerknęła na Itamaki, która dość szybko wypiła swoją herbatę. Rzuciła jej ścierkę i wskazała na jeden z garnków.
- Tylko się nie poparz – zaśmiała się i przewlekła uchwyty, materiałem.
Szatynka zrobiła urażoną minę i podobnie jak dziewczyna ubezpieczyła się przed niechcianymi skutkami ubocznymi. By nic nie wylać, szła powoli starając się nie potknąć o jakiś nieszczęsny kłębek kurzu.
- Uwaga teraz będzie parę schodków.
Przygryzając wargę, w pełnym skupieniu stąpała po stopniach, modląc się by z nich nie spaść. Nigdy nie czuła się pewnie w miejscach, które nie znała. W końcu znalazły się w małej łazience, a Kikari z głośnym chlupotem wlała zawartość garnka do wanny. Po drugim kursie do kuchni i z powrotem, blondynka z satysfakcją klasnęła w dłonie i zaczęła powoli dolewać zimnej wody. Kiedy uznała, że temperatura jest idealna do kąpieli, pobiegła do dziennego pomieszczenia i wróciła z torbą. Wyciągnęła z niej parę kosmetyków.
- Jak skończysz to ręczniki są tutaj – otworzyła jedną z szafek. – Gdyby coś to mnie nie wołaj.
Przez chwilę wpatrywała się w drzwi by w końcu z nieukrywaną ulgą zrzucić z siebie przepocone ubranie. Usiadła na stojącym obok stołku i oblała się przygotowaną wodą w misce. Było to dla niej nowe doświadczenie, bo była przyzwyczajona do prysznica z bieżącą wodą. Cieszyła się, że w pomieszczeniu jest na tyle ciepło, że nie szczęka zębami. Powoli zaczęła mydlić swoje ciało, by na samym końcu opłukać je kolejną porcją z miski. Na końcu umyła włosy i ostrożnie weszła do wanny, próbując nie krzyczeć z powodu zbyt wysokiej temperatury wody. Kiedy się do niej przyzwyczaiła, głośno odetchnęła.
- Tego było mi trzeba… - szepnęła i zamknęła oczy.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy pomyślała, że męczenie się przy przygotowaniu kąpieli się opłaca. W końcu wielką radością jest taka chwila relaksu, a zwłaszcza jak trzeba było na nią napracować. Kiedy podniosła powieki, poczuła jak po plecach przechodzą jej ciarki. Mimo wszystko czuła się nieswojo w tym miejscu.
Wycierając włosy, wyszła ubrana w dres z łazienki. Oczywiście jak na nią przystało, zapomniała o schodach i uderzyła w nie stopą. Syknęła z bólu i weszła do saloniku. Kikari spojrzała na nią znad talerza kanapek i objęła go w powietrzu, dając znaki, że to jej jedzenie. Zaśmiała się i usiadła obok niej. Nie zważając na spojrzenie, które powaliłoby nawet Chrisa, zabrała jedną z kromek i z apetytem ją zjadła. Blondynka nie wierząc w taką ignorancję, wstała z krzesła i zabierając parę kanapek, ruszyła do łazienki. Towarzyszył jej śmiech Itamaki. Kiedy skończyła swój posiłek uznała, że czas iść spać. Zmęczyła się podchodzeniem pod górę oraz do tego nie wyspała się. Przeciągnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Ale gdzie tu jest sypialnia? Chcąc, nie chcąc musiała zejść pod łazienkę.
- Kikari… - zawołała.
- Czego? – odpowiedział je głos zza drzwi oraz plusk.
- Gdzie tu jest jakieś łóżko?
Do jej uszu doszło głośne westchnięcie. Blondynka widocznie przez chwilę chciała odetchnąć, więc nie nalegała na szybką odpowiedź.
- Jak wyjdziesz to boczne drzwi prowadzą do małego pokoiku. Pościeli raczej nie ma, więc musisz dać sobie radę z kocami.
Przytaknęła głową, starając się nie zrazić do spania pod starymi kocami. Jej ciało samo, oparło się o ścianę i powoli zsunęła się na podłogę. Nie miała zbytnio wielkiej ochoty siedzieć samej w obcym pokoju. Postawiła obok świecę. Bała się, jednak uważała to za coś normalnego. Lekko objęła podkulone nogi i oparła policzek na kolanach.
- Jak to się stało, że znalazłaś się w mafii?
Nie oczekiwała odpowiedzi bo wiedziała, że Kikari nie będzie chciała wyjawić swej przeszłości. Chociaż miała taką nadzieję, że przez jej otwarcie usłyszy historię blondynki. W końcu w jej dokumentach nie było informacji, które zazwyczaj są najistotniejsze. Kikari podniosła rękę do góry jakby chciała chwycić płomyk lampy naftowej. Nie spodziewała się takiego pytania, jednak czuła się dłużna wobec Itamaki.
- Nie ma to nic wspólnego z ciężkimi przeżyciami, ani z sytuacją rodzinną… - powiedziała cicho. – Najzwyczajniej do niej dołączyłam.
Zamknęła oczy, przypominając sobie czas spędzony na innym kontynencie.
- Jest to chata mojego brata, dlatego są tu meble, bieżąca woda i niezbyt brudno – podniosła się i zajrzała do jednej z szafek. – Widocznie ostatnio tutaj był, ponieważ zostało parę konserw. Jednak boję się zerkać na ich termin ważności.
Rozległo się ciche kichnięcie i na Itami padł karcący wzrok. Skuliła się w sobie, przysięgając w duchu, że już nigdy nie kichnie w pobliżu przyjaciółki. Dziewczyna kręcąc głową sprawdziła stan gazu w kuchence i z uśmiechem nastawiła wodę w czajniku.
- Widać, że większość życia spędziłaś w mieście… By się przeziębić przy takim deszczyku.
- „Deszczyku”? Przecież to istna ulewa!
Kikari zaśmiała się pod nosem i zniknęła w innym pomieszczeniu, by po chwili powrócić z ręcznikiem. Rzuciła go na głowę dziewczyny, uprzedzając, że może śmierdzieć. Szatynka niepewnie powąchała materiał by uznać, że jednak tak źle to nie jest i zaczęła wycierać swoje włosy. Zauważyła pewien plus tak krótkiego ścięcia. Otóż szybciej się suszyły. Po chwili pod jej nosem znajdowała się gorąca herbata, którą piła jakby była ambrozją zesłaną przez bogów, za jej trudy wchodzenia na szczyt Olimpu. Chociaż dalej to był zwykły napar, a wzniesieniu daleko było do góry Greckiej. Jednak jej zmęczony umysł wolał się tak dowartościowywać.
- Jak skończysz podniecanie się herbatą to pomóż mi z zanoszeniem gorącej wody do łazienki…
Jej wzrok padł na garnki, które stały na kuchence. Miała dziwne wrażenie, że cofnęła się w czasie jednak wolała nic nie mówić. W końcu już prawie nazwano ją mieszczuchem, bo kichnęła. Może nie posiadała takiej wprawy do życia w takich warunkach, jak Kikari, jednak uważała, że dziewczyna trochę przesadza. Przyglądała się jak płomienie wesoło się kołyszą i co jakiś czas pojawiają się iskry. Samo wpatrywanie się w ogień powodowało, że robiło się jej od razu cieplej. Chociaż wiedziała, że gdyby siedziała tutaj sama to zapewne nic by jej nie ogrzało. Podskoczyła w miejscu kiedy jedna z okiennic z hukiem zderzyła się ze ścianą. Blondynka klnąc pod nosem, podbiegła do okna i walcząc z wiatrem, je zamknęła. Dla pewności, że się ponownie nie otworzy, zaryglowała je deską, po czym wykonała tą samą czynność na pozostałych oknach. Kiedy skończyła zabezpieczanie, zerknęła na Itamaki, która dość szybko wypiła swoją herbatę. Rzuciła jej ścierkę i wskazała na jeden z garnków.
- Tylko się nie poparz – zaśmiała się i przewlekła uchwyty, materiałem.
Szatynka zrobiła urażoną minę i podobnie jak dziewczyna ubezpieczyła się przed niechcianymi skutkami ubocznymi. By nic nie wylać, szła powoli starając się nie potknąć o jakiś nieszczęsny kłębek kurzu.
- Uwaga teraz będzie parę schodków.
Przygryzając wargę, w pełnym skupieniu stąpała po stopniach, modląc się by z nich nie spaść. Nigdy nie czuła się pewnie w miejscach, które nie znała. W końcu znalazły się w małej łazience, a Kikari z głośnym chlupotem wlała zawartość garnka do wanny. Po drugim kursie do kuchni i z powrotem, blondynka z satysfakcją klasnęła w dłonie i zaczęła powoli dolewać zimnej wody. Kiedy uznała, że temperatura jest idealna do kąpieli, pobiegła do dziennego pomieszczenia i wróciła z torbą. Wyciągnęła z niej parę kosmetyków.
- Jak skończysz to ręczniki są tutaj – otworzyła jedną z szafek. – Gdyby coś to mnie nie wołaj.
Przez chwilę wpatrywała się w drzwi by w końcu z nieukrywaną ulgą zrzucić z siebie przepocone ubranie. Usiadła na stojącym obok stołku i oblała się przygotowaną wodą w misce. Było to dla niej nowe doświadczenie, bo była przyzwyczajona do prysznica z bieżącą wodą. Cieszyła się, że w pomieszczeniu jest na tyle ciepło, że nie szczęka zębami. Powoli zaczęła mydlić swoje ciało, by na samym końcu opłukać je kolejną porcją z miski. Na końcu umyła włosy i ostrożnie weszła do wanny, próbując nie krzyczeć z powodu zbyt wysokiej temperatury wody. Kiedy się do niej przyzwyczaiła, głośno odetchnęła.
- Tego było mi trzeba… - szepnęła i zamknęła oczy.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy pomyślała, że męczenie się przy przygotowaniu kąpieli się opłaca. W końcu wielką radością jest taka chwila relaksu, a zwłaszcza jak trzeba było na nią napracować. Kiedy podniosła powieki, poczuła jak po plecach przechodzą jej ciarki. Mimo wszystko czuła się nieswojo w tym miejscu.
Wycierając włosy, wyszła ubrana w dres z łazienki. Oczywiście jak na nią przystało, zapomniała o schodach i uderzyła w nie stopą. Syknęła z bólu i weszła do saloniku. Kikari spojrzała na nią znad talerza kanapek i objęła go w powietrzu, dając znaki, że to jej jedzenie. Zaśmiała się i usiadła obok niej. Nie zważając na spojrzenie, które powaliłoby nawet Chrisa, zabrała jedną z kromek i z apetytem ją zjadła. Blondynka nie wierząc w taką ignorancję, wstała z krzesła i zabierając parę kanapek, ruszyła do łazienki. Towarzyszył jej śmiech Itamaki. Kiedy skończyła swój posiłek uznała, że czas iść spać. Zmęczyła się podchodzeniem pod górę oraz do tego nie wyspała się. Przeciągnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Ale gdzie tu jest sypialnia? Chcąc, nie chcąc musiała zejść pod łazienkę.
- Kikari… - zawołała.
- Czego? – odpowiedział je głos zza drzwi oraz plusk.
- Gdzie tu jest jakieś łóżko?
Do jej uszu doszło głośne westchnięcie. Blondynka widocznie przez chwilę chciała odetchnąć, więc nie nalegała na szybką odpowiedź.
- Jak wyjdziesz to boczne drzwi prowadzą do małego pokoiku. Pościeli raczej nie ma, więc musisz dać sobie radę z kocami.
Przytaknęła głową, starając się nie zrazić do spania pod starymi kocami. Jej ciało samo, oparło się o ścianę i powoli zsunęła się na podłogę. Nie miała zbytnio wielkiej ochoty siedzieć samej w obcym pokoju. Postawiła obok świecę. Bała się, jednak uważała to za coś normalnego. Lekko objęła podkulone nogi i oparła policzek na kolanach.
- Jak to się stało, że znalazłaś się w mafii?
Nie oczekiwała odpowiedzi bo wiedziała, że Kikari nie będzie chciała wyjawić swej przeszłości. Chociaż miała taką nadzieję, że przez jej otwarcie usłyszy historię blondynki. W końcu w jej dokumentach nie było informacji, które zazwyczaj są najistotniejsze. Kikari podniosła rękę do góry jakby chciała chwycić płomyk lampy naftowej. Nie spodziewała się takiego pytania, jednak czuła się dłużna wobec Itamaki.
- Nie ma to nic wspólnego z ciężkimi przeżyciami, ani z sytuacją rodzinną… - powiedziała cicho. – Najzwyczajniej do niej dołączyłam.
Zamknęła oczy, przypominając sobie czas spędzony na innym kontynencie.
Od dziecka należała do osób, które
ponosiły emocję. Pierw robiła potem myślała, przez co miała sporo kłopotów.
Lecz nigdy się tym nie przejmowała, ponieważ zawsze w jej obronie stawał
najstarszy z braci. Często większość czasu spędzała z nim, a resztę rodzeństwa
olewała. Dzięki temu jej stosunki z nimi były dość nikłe. Kiedy Kaoru
postanowił wyjechać na Fidżi by skupić się całkowicie na swojej pracy malarza,
prosiła go by ją ze sobą zabrał. Na początku mężczyzna był sceptycznie
nastawiony, jednak kiedy rodzice nie mieli sprzeciwów, zgodził się. Pierwszy
rok był dla niej jak rozpoczęcie nowego życia. Mimo iż większość czasu spędzała
na nauce, która była prowadzona w sposób internetowy, cieszyła się z każdej
chwili. Często wypływała do Australii, gdzie poznała wiele osób. Wtedy odkryła
swoje zamiłowanie do łucznictwa. Zapisała się do jednego z klubów, gdzie na
strzelnicach potrafiła się wyciszyć. Z czasem zaczęła strzelać z łuku w terenie
by stawiać sobie coraz wyższą poprzeczkę. Sprawiało jej to niezwykłą
przyjemność i satysfakcję. Pojechała nawet na mistrzostwa kraju, jednak nie
udało jej się zdobyć pierwszego miejsca. Nie była zadowolona z ostatniego
podestu na podium, co dało jej większą motywację do trenowania. Cały swój wolny
czas spędzała na treningach, tak że prawie nie widywała się ze swoim bratem,
który ślęczał godzinami nad sztalugami.
Pewnego
dnia, kiedy wracała z zajęć klubowych, wpadła na jakiś chłopaków. Ściskając
mocniej łuk, wyminęła ich. Niestety kiedy usłyszała za sobą śmiechy, nie
wytrzymała i uderzyła jednego z nich. Skończyło się to pozwem i przesiedzeniem
paru godzin na komisariacie. W jej pamięci utkwiła zawiedzona twarz brata.
Nigdy wcześniej nie zauważyła, że jej zbyt pochopne postępowanie, nie raz
dołowało Kaoru. Szukając sposobu na trwalsze wyciszenie, niż podczas treningu,
wędrowała po wyspie. Trafiła wtedy na starszego tubylca, który niczym mędrzec z
opowieści, zaproponował jej by spędziła tydzień odizolowana od świata
zewnętrznego. Na początku wyśmiała mężczyznę, jednak nie mogąc znaleźć
skutecznej metody, postanowiła spędzić trochę czasu w opuszczonej chatce.
Dzięki temu, że w jej okolicach tereny nie były przyjazne do mieszkania i
uprawiania roślinności, nikt nie mieszkał w pobliżu. Przez pierwsze dni
przywracała chatę do stanu mieszkalnego, by w końcu spędzać w niej większość
godzin. Tylko co jakiś czas wychodziła by postrzelać na dworze. Była wielce
zaskoczona kiedy po powrocie do domu, nie czuła się ani trochę zdenerwowana.
Jej wyniki w łucznictwie znacznie się poprawiły, więc coraz częściej robiła
wypady po wyciszenie. Niestety jeśli on potrafiła zapomnieć o złym, to chłopak,
którego wtedy zaatakowała – nie. Próbował się na niej zemścić poprzez nasłaniu
kumpli, jednak ich wypad się nie powiódł. Wycofali się od razu, kiedy sięgnęła
do kołczanu po strzałę.
W
końcu nasłał na nią jednego z członków lokalnego gangu. Prawdopodobnie by nie
wyszła z tego bez szwanku, lecz szczęście się wtedy do niej uśmiechnęło. Akurat
w tamtym momencie, na scenie pojawił się pewien blondwłosy chłopak, który
trzymał pod pachą deskę do surfingu. Gangster na jego widok pobladł, jednak
ciągle mierzył do Kikari z broni. Kiedy blondyn się odezwał, uciekł. Przez
długi czas przyglądała mu się jak rozbawiony się śmieje, i przeczesuje swoje
włosy.
- Nie wiem komu podpadłaś, ale powinnaś na siebie uważać – odezwał się i machnął jej ręką na pożegnanie.
- Nie wiem komu podpadłaś, ale powinnaś na siebie uważać – odezwał się i machnął jej ręką na pożegnanie.
Przez
długi czas przychodziła na plażę, mając nadzieję go spotkać. Chciała mu
podziękować za pomoc, chociaż tak naprawdę nic takiego nie zrobił. W końcu pewnego
razu jej się udało, jednak nie wiedziała dlaczego jej ciało nie chciało się
ruszyć. Coś jej podpowiadało, że nie powinna do niego podchodzić. Więc po raz
kolejny straciła okazję by wyrazić swoją wdzięczność. Po tym wyjechała do
Sydney by ponownie stanąć w zawodach łuczniczych. Tym razem udało jej się
zdobyć pierwsze miejsce, więc z wielką radością powróciła do domu i pomachała
złotym medalem przed nosem brata. Jej życie w końcu zaczęła przypominać żywot
normalnej nastolatki. Nie spoczywając na laurach, ciągle trenowała nie
pozwalając na spadek swojej formy. Od czasu do czasu wędrowała do opuszczonej
chatki, gdzie pozwalała sobie na chwilę odpoczynku.
Ciągle nie mogła zapomnieć o swoim długu u
nieznanego blondyna, jednak miała coraz mniej czasu na czatowanie na niego.
Podczas jednego z powrotów do portu, niespodziewanie na niego wpadła kiedy
wychodził z jakiegoś lokalu. Miała ochotę coś rzucić na temat takiego
chodzenia, jednak widząc znajomą twarz, ugryzła się w język. Chłopak przez
chwilę jej się przyglądał ze skupieniem, by w końcu się uśmiechnąć.
- Czy mnie oczy nie mylą? Na serio widzę przed sobą mistrzynię kraju w łucznictwie? – zaśmiał się.
Kiwnęła głową, nie mogąc ciągle znaleźć języka w gębie.
- Kikari Souten, nieprawdaż – schylił głowę by spojrzeć jej w oczy. – Znajomi mi nie chcieli uwierzyć, że wtedy Cię uratowałem.
Odchrząknęła i odwróciła wzrok.
-„Uratowałeś” to zbyt wielkie słowo – burknęła. – Raczej pomogłeś… - tyknęła go palcem w klatkę piersiową. – A do tego co to ma być? Ty wiesz jak się nazywam, a ja nie wiem jak ty.
Nadymała urażona policzki i obserwowała zdziwienie na twarzy blondyna. Przez chwile się ucieszyła, że zmyła z jego twarzy ten cholerny uśmiech. Jednak jak na zawołanie, ponownie się wyszczerzył.
- Mów mi Kai.
- Kai? Dziwne imię…
- A twoje niby jest lepsze?
- Czy mnie oczy nie mylą? Na serio widzę przed sobą mistrzynię kraju w łucznictwie? – zaśmiał się.
Kiwnęła głową, nie mogąc ciągle znaleźć języka w gębie.
- Kikari Souten, nieprawdaż – schylił głowę by spojrzeć jej w oczy. – Znajomi mi nie chcieli uwierzyć, że wtedy Cię uratowałem.
Odchrząknęła i odwróciła wzrok.
-„Uratowałeś” to zbyt wielkie słowo – burknęła. – Raczej pomogłeś… - tyknęła go palcem w klatkę piersiową. – A do tego co to ma być? Ty wiesz jak się nazywam, a ja nie wiem jak ty.
Nadymała urażona policzki i obserwowała zdziwienie na twarzy blondyna. Przez chwile się ucieszyła, że zmyła z jego twarzy ten cholerny uśmiech. Jednak jak na zawołanie, ponownie się wyszczerzył.
- Mów mi Kai.
- Kai? Dziwne imię…
- A twoje niby jest lepsze?
Od
tamtego momentu zaprzyjaźniła się z nim i sporo czasu razem spędzali. Ona
uczyła go łucznictwa, natomiast Kai pokazywał jej jak się pływa na desce.
Jednak pewnego razu odkryła jego tajemnicę, z którą musiała bardzo długi czas
przesiedzieć w chatce. Spojrzała na niego znad okularów przeciwsłonecznych i
pomachała nogami w wodzie.
- Więc pracujesz w mafii? – szepnęła.
Przytaknął i całą swoją uwagę skupił na tafli wody. Nie wiele myśląc stanęła na deskach pomostu i założyła buty. Nie mogła uwierzyć, że tak spoko osoba jaką był Kai, może pracować w takim zgrupowaniu. Chciała odejść jednak zbytnio się do niego przywiązała. Chociaż może liczyła na to, że ją powstrzyma.
- To nie jest taka mafia jaką sobie wyobrażasz – w końcu spojrzał na nią. – Oni są bardziej ludzcy… Tylko od czasu do czasu musisz wykonać jakieś zlecenie.
- Więc pracujesz w mafii? – szepnęła.
Przytaknął i całą swoją uwagę skupił na tafli wody. Nie wiele myśląc stanęła na deskach pomostu i założyła buty. Nie mogła uwierzyć, że tak spoko osoba jaką był Kai, może pracować w takim zgrupowaniu. Chciała odejść jednak zbytnio się do niego przywiązała. Chociaż może liczyła na to, że ją powstrzyma.
- To nie jest taka mafia jaką sobie wyobrażasz – w końcu spojrzał na nią. – Oni są bardziej ludzcy… Tylko od czasu do czasu musisz wykonać jakieś zlecenie.
Przez długi czas
wpatrywała się w ścianę nie zwracając uwagi, że świeca jest bliska zgaśnięciu.
Próbowała sobie wyobrazić jak to wszystko co przeżyła Kikari, mogło wyglądać.
Tak jak blondynka powiedziała, nie widziała żadnych problemów rodzinnych, które
mogły ją zmusić do wybrania takiego życia. Sama postanowiła kroczyć tą drogą. Chociaż czy nie maczał w tym Kai? Nie
znała tego chłopaka, jednak jeśli tak o nim mówiła to musiał być kimś naprawdę
ważnym dla niej. A przynajmniej na tyle dobrym przyjacielem, że przyłączyła się
do ich rodziny. Zaskoczona spojrzała jak otwierają się drzwi i z łazienki
wychodzi Kikari. Odruchowo sięgnęła do kieszeni by sprawdzić ile tak siedzi,
jednak zostawiła telefon na górze.
- Chodźmy znaleźć te koce.
__________________________
A więc ta część także jest dość długa, a nawet dłuższa od poprzedniej o dwie strony. Przepraszam ale na serio nie mam pomysłu jak mam do rozdzielić. D: Do tego miałam dodawać z opóźnieniem, ale napisałam ten rozdział dość szybko, więc chyba nie będzie żadnego zastoju...
- Chodźmy znaleźć te koce.
__________________________
A więc ta część także jest dość długa, a nawet dłuższa od poprzedniej o dwie strony. Przepraszam ale na serio nie mam pomysłu jak mam do rozdzielić. D: Do tego miałam dodawać z opóźnieniem, ale napisałam ten rozdział dość szybko, więc chyba nie będzie żadnego zastoju...
Chyba kończą mi się komentarze ostatnio. :x
OdpowiedzUsuńNie wiem już jak mam komentować.
Pocky. <3
I podobała mi się akcja z przebraniem. Asu zamiast Itami. C:
Dalej próbuję wyobrazić sobie tego Kai'a. I widzę go tak: taki koleś z mangi, który jest blondynem + też miał taki wkurzający uśmiech i kolega, którego kiedyś znałam miał przezwisko serfer. Tak mi to ryję banię.
Ale hoho, jakaż ja sławna. Wypnę dumnie pierś.
I jestem świetnym Bossem.
Biedna Itami. Tortury. Można by jej zrobić taki tor przeszkód codziennie. >D
Wmahahaha. I ten koleś z pociągu. Jeszcze początek z tą toaletą. Piękne. :'D
Hah jak się cieszę, że to przebranie się spodobało. W ogóle to spodziewałaś się tego, że to Asu będzie zamiast Itami? :'D
UsuńCo za rozmyślania. xD Nie wiem jak wyglądał twój znajomy, więc nie mogę wyobrazić sobie twojego wyobrażenia. xD
Łudź się łudź... xD
W ogóle się nie spodziewałam.
UsuńNo wiem.
Pomarzyć zawsze można, Asu. >D
Genialny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńTosiek to jest kochany. XD
Asu zrobiła niezłego surprajsa. >3
Tak...pociąg. Skoro Itami wróciła do siebie, to nie mogłaby obejść się bez podrywu. :D Z bossem to mnie nieźle powaliłaś. :D
Ale w ogóle tak mi się podoba ta chatkaaa. ^ ^ No może oprócz wchodzenia... XD
Kikari, szalooona. Nigdy nie podejrzewałam u niej relacji z jakimś mężczyzną! :D A ja tam sobie tego Kaia łatwo wyobraziłam. :D
Oj tam, nie wspinałaś się po drzewach?Ja to robiłam ciągle jak byłam mała. >D
UsuńMnie rozwaliła podrywająca Itami.
Spadówa. To tylko opowiadanie. ;o
Podobne pytanko, co powyżej. :'D
UsuńPodrywy zawsze muszą być. xD
Mogłaby być widna do niej, albo ruchome schody. Da? xD