czwartek, 9 maja 2013

23 cz.3


Młody mężczyzna siedział skrępowany na krześle i z uniesioną głową obserwował wszystkich. Mimo tego, że siedział parę godzin to jednak milczał. Joseph z irytacją siedział na biurku i rozmawiał przez telefon. Natomiast Yoshiro, starał się jakoś dogadać z szefem Kruka, który udawał głuchego.
- Dość tego! – krzyknął szatyn. – Słuchaj, nie ważne co zrobisz nie zmienia to faktu, że jesteś teraz na naszej łasce, więc…
- Uspokój się – Asuma położyła rękę na jego ramieniu. – Z doświadczenia wiem, że grożenie i przemoc fizyczna nic tutaj nie pomogą.
Na twarzy związanego pojawił się lekki uśmiech, który nie chciał zniknąć. Yoshiro zirytowany poderwał się z miejsca i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Brunetka ciężko westchnęła, widząc, iż cierpliwość i opanowanie nie są najmocniejszą stroną Japończyka. Przynajmniej podczas takich sytuacji. Może to trochę nasza wina. Mężczyzna nie wiedział nic na temat drugiej fazy więc był pewnie poddenerwowany. Do tego jego córka została odcięta od świata i nie wie co się z nią dzieje. Zerknęła na Josepha, który skończył rozmowę telefoniczną. Przejechał ręką bo nieogolonej twarzy i zszedł z biurka.
- Mogłeś trochę poczekać, aż wyjedziemy… Może wtedy by Ci się udało to co zamierzałeś.
Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw głowie Kruka. Mężczyzna ciągle się uśmiechał, jakby nie widział zlej strony swojej sytuacji. Niepokoiło to Asumę, która próbowała zrozumieć jego myślenie.

Zatkał teatralnie nos, próbując jakoś wytrzymać smród jaki go otaczał. Zastanawiał się dlaczego on został wybrany do tej „cholernej drugiej fazy”. Spojrzał na ludzi, którzy szli posłusznie za nim z bronią w pogotowiu oraz latarkami. Nie wyglądali by poruszył ich przykry zapach ścieków. Ze smutkiem opuścił głowę, rozumiejąc, że ten zapach całego go przejdzie. Zerknął ponownie na plan kanalizacji, by upewnić się, że idą w prawidłowym kierunku. Chociaż trudno tutaj połapać gdzie jest północ, a gdzie południe. Przysiągł sobie, że odegra się na Vincencie i Asumie, za taki przydział. W końcu jego oczom ukazała się drabinka, którą mieli dostać się do środka. Gestem ręki przywołał jednego z ludzi.
- Mamy granaty dymne? - Japończyk kiwnął głową. – To naszykować przynajmniej z dwa, a pozostałe mieć w pogotowiu.
Mężczyzna bez słowa wrócił do swoich pobratymców i przekazał im rozkazy. Po chwili Francis trzymał w ręce dwa granaty i powoli się wspinał po drabinie. Najciszej jak potrafił uniósł zasłonę studzienki i wyjrzał na zewnątrz. W ostatniej opuścił zasłonę i czekał, aż ktoś przejdzie po niej. Zeskoczył na dół i spojrzał na swych ludzi.
- Na trzy jak najszybciej wyłazimy na zewnątrz i starajmy się jak najciszej pozbyć się okolicznych wrogów. Jak nie będzie takiej możliwości wydam rozkaz by otworzyć ogień – zmierzył wszystkich wzrokiem. – Każdy kto wystrzeli przed moim słowem, będzie uznany za zdrajcę i stosownie ukarany.
Nie musiał mówić, że będzie to kara śmierci. Takie rzeczy były bardzo dobrze wiadome, a zwłaszcza w tak honorowym klanie jak ten. Ponownie wspiął się i uniósł studzienkę.
- Raz… - granatów nałożył na nos chustę, by służyła jako maska i szybkim ruchem wyciągnął bezpiecznik. – Dwa. – Wyrzucił je i upuścił zasłonę.
Miał wrażenie, że każda sekunda trwa wieczność. Nie był przyzwyczajony to akcji w terenie, więc adrenalina zaczęła krążyć po jego krwiobiegu.
- Trzy!
Gwałtownie odrzucił studzienkę i wyskoczył na zewnątrz. Od razu poczuł jak ktoś obok niego próbuje złapać równowagę. Nie widząc chusty, którą nosił ich oddział, z całą siłą uderzył mężczyznę. Próbował jakoś przyzwyczaić swoje oczy do piekącego gazu i rozpoznać się w przeciwnikach. Ku jego uldze nie było ich dużo i dość szybko zostali powaleni przez jego ludzi. Teraz trzeba wzbudzić chaos.
- Za mną! – machnął ręką i ruszył korytarzem.
Starał się nie zapomnieć planu jakim miał się poruszać. Teraz od niego zależało powodzenie ich misji.
W końcu znaleźli się w miejscu gdzie nie było już dymu, a także przeciwników. Wyjrzał przez okno i zlustrował mur, na którym snajperzy czyhali na ludzi na dole.
- Pozbyć się snajperów – rozkazał części podwładnych, którzy zdjęli z pleców snajperki.
W duchu się ucieszył, że ta wielka ostrożność się na coś przyda. W końcu tyle się wykłócał z Christopherem, by użyczył im trochę sprzętu. Rozejrzał się po korytarzu i zmrużył oczy. Cholernie pieką.
- Wy – wskazał palcem na sześć osób. – Osłaniajcie strzelców.
Mieli przewagę przed zmierzającym odwetem. Korytarze prowadzące do tego przejścia, były na tyle wąskie, że będą musieli iść pojedynczo. Skrzywił się kiedy ich przewaga, podczas odwrotu będzie utrudnieniem. Kiedy skończą z snajperami, muszą zmienić swoje położenie. Jego wzrok padł na granat dymny i od razu polepszył mu się humor. Mogłem zainwestować w jakieś gogle.

Z niezadowoleniem kończył opatrywać rękę Chrisa, który ciągle rzucał siarczystymi słowami. Za każdym razem kiedy ktoś był ranny, czuł się przygnębiony i winny. W ostatniej chwili uniknął ciosu Brytyjczyka, który bez słowa powrócił na swoją pozycję. Mimo iż pojmali dowódcę Kruka, to jego podwładni nie myśleli o poddaniu się. Zaczął się zastanawiać jak radzą sobie Antonio i Francis. Do jego uszu doszedł jakiś krzyk i przyglądał się, jak jeden z snajperów Kruka spada z muru. Więc Francis dotarł już do środka. Odetchnął z ulgą i postanowił mieć wiarę w poczynania Włocha. Mimo iż nie przyznawał się do tego publicznie, to uważał, że Antonio jest znacznie lepszy od niego jeśli chodzi o bezpośrednią walkę. Mimowolnie przypomniał sobie akcję z Moskwy, gdzie Latynos wykazał się odwagą i poświęceniem. Byłby dobrym szefem. Uśmiechnął się pod nosem i powrócił do obserwowania tego co się dzieje.

Dość głośno kichnął i nie mógł zrozumieć dlaczego. Przyłożył rękę do nosa, musząc sobie jakoś poradzić bez chusteczki. Spojrzał ponownie na swój oddział i liczył straty. Nie były zbyt liczne, więc spokojnie mógł próbować dostać się do rezydencji. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, że jeszcze rano bawił go podwójny mur, który teraz był idealną osłoną. Czekał, aż ludzie Francisa wybiją snajperów i będzie mógł znacznie bezpieczniej poruszać się po terenie Kruka. Zaczął pod nosem nucić jakąś piosenkę, co wywołało u niektórych Japończyków, zaskoczenie. Nie mógł poradzić na to, że z natury był beztroski i po prostu z chwilą odetchnienia, wracał do normalności. Ponownie kichnął.
- Ponoć kicha się, kiedy ktoś o nas mówi – odezwał się rudy mężczyzna.
- A ja słyszałem, że uszy się czerwienią – zdziwił się Antonio.
Najbardziej w tej pracy, kochał dowiadywać się nowych rzeczy o danych krajach. A najbardziej to tych związanych z kuchnią. Podskoczył w miejscu i wyciągnął pistolet gotowy do walki, na dźwięk dzwonka. Po chwili się uspokoił, dochodząc do wniosku, że to jego telefon. Zerknął na niego ekran i uśmiechnął się szerzej.
- No dobra! Możemy ruszać!
Pierwszy ruszył biegiem i zaczął rozglądać na wszystkie strony. Kiedy tylko dostrzegał przeciwnika, bez namysłu w niego celował i strzelał. Nie widział, żadnej osłony, która by pomogła podczas próby dostania się do środka. Musieli się przygotować. Było to dla niego logiczne, w końcu jakoś wszystkie informacje do nich przeniknęły.

Potyczka trwała wiele godzin nim w końcu Kruk kapitulował. Musieli się spieszyć i jak najszybciej przetransportować tych którzy przetrwali, przed przybyciem policji. W końcu wszystko ucichło i stróże prawa mogli bez większego ryzyka interweniować. Vincent nie mógł się doczekać momentu kiedy stanie twarzą w twarz z szefem Kruka. Odłączył się od pozostałych i ruszył w stronę dobrze znanego biurowca. Z nieukrywaną ekscytacją wbiegł do środka i zmierzał do swojego celu. Kiedy otworzył drzwi, zamarł w bezruchu. Do jego nozdrzy dostał się mdły zapach krwi. Tępym krokiem podszedł do Asumy i położył jej rękę na ramieniu. Brunetka drgnęła i spojrzała na niego załzawionymi oczyma.
- Jednak to oni byli o krok do przodu – szepnęła.
Poczuł jak i po jego policzkach spływają łzy i klęknął obok niej. Próbował delikatnie odsunąć ją od martwego ciała Josepha, jednak dziewczyna opierała się i mocniej przytulała nieboszczyka. Nie zwracała uwagi na to, że jest cała w jego krwi.
- Proszę – szepnął.
Pokręciła głową.

Miała złe przeczucie, widząc uśmiech ich jeńca. Nie potrafiła zrozumieć jakim cudem, może się tak swobodnie uśmiechać, jakby była to tylko chwilowa sytuacja. Nim się zorientowała do jej uszu doszedł huk wystrzału i szybko się rozejrzała. Nie mogła uwierzyć w to, że Yoshiro trzymał w ręce pistolet, a Joseph słania się na ziemię. Szybko wyciągnęła swoją broń i wycelowała w ojca jej przyjaciółki. Zawahała się podczas pociągnięcia za spust, wyobrażając sobie jak wytłumaczy to Itamaki. Poczuła jak ktoś wytrąca jej pistolet i powala na ziemię.
- Takie szczeniaki nie pokonają Kruka.
Próbowała się wyrwać, jednak uścisk był mocny. Jej wzrok padł na Yoshiro, który uśmiechał się szeroko. Butem odwrócił twarz Josepha, który ledwo oddychał. Uniósł broń. Próbowała krzyknąć by przestał, jednak wystrzał był szybszy. Nawet nie zauważyła jak zaczyna płakać.
- Twój wzrok, wręcz się pyta „Dlaczego” – zaśmiał się. – Widzisz… Bo ja tak naprawdę mam dwóch braci.
Usłyszała śmiech szefa Kruka, który miał rozrywkę z tego co się działo. Czuła jak wyżej unosi jej rękę i przez jej ciało przeszła fala bólu.
- Gdybyście bardziej się starali, to byście wiedzieli, że Kruk już dawno został nam podporządkowany. Moja kochana córeczka, nieświadomie trochę nam pomogła.
Poczuła jak jej bluzka robi się morka i z przerażeniem odkryła fakt, że to od krwi Brytyjczyka.
- Łaskawie Ciebie oszczędzimy.. Ale tylko dlatego, że i tak długo nie pożyjesz.

Nikt nie mógł uwierzyć w to co się stało. Stracili kogoś bliskiego i to z powodu zdrady. Mimo iż wygrali czuli się jakby byli na przegranym miejscu. Vincent próbował wymyśleć sposób jak powiadomić jego rodzinę o tym, że nie żyje. Do tego nie wiedział jak podnieść na duchu Asumę, która zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim się widzieć. Rozumiał, że było to dla niej trudne przeżycie i Joseph był dla niej kimś bardzo bliskim. Jednak wolałby by w tym momencie była ona zdatna do życia. Podniósł wzrok na pozostałych, którzy podobnie jak on nie tknęli kolacji. Po chwili do jego uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. Przyglądał się brunetce, która blada jak ściana i z podkrążonymi oczyma, stała w progu.
- Pozwólcie mi z nim polecieć – powiedziała próbując się nie rozpłakać.
Pokręcił stanowczo głową, widząc w jak złym jest stanie. Obserwował jak jej warga zaczyna drżeć.
- Zrozumcie… Jestem mu to winna – już nie hamowała łez. – To ja powinnam przekazać tą wiadomość rodzinie oraz towarzyszyć podczas pogrzebu.
- Zrozum do cholery, że od razu połączą tą sprawę z morderstwem Petera! – krzyknął Christopher. – Kiedy pojedziesz z jego zwłokami to od razu będziesz na liście podejrzanych.
Wpatrywała się beznamiętnie w blondyna, w ogóle nie przypominając tej samej dziewczyny. Nie zastanawiała się nad swoimi czynami, więc była całkowicie bezużyteczna. Rozległ się trzask drzwi. Vincent schował twarz w dłoniach, czując, że zaczyna go to przerastać.
- Pozostaje nam kwestia z Itami… - szepnął.
Nie miał pomysłu jak jej przekazać tak szokującą wiadomość i po jakiej stronie ona stanie. W końcu więzy rodzinne mogą wziąć górę nad przyjaźnią. Także martwił się o to, że Yoshiro wraz ze swoimi braćmi zacznie ją poszukiwać i przedstawią swój punkt widzenia.
- Nie ważne co zrobimy i tak będzie źle.
- W ogóle jakim cudem nie było wśród naszych buntu?

Próbowała doprowadzić siebie do ładu, jednak mimo wszelkich starań nie potrafiła. Joseph był dla niej kimś bardzo ważnym, podporą w życiu. Pomagał jej stanąć na nogi po śmierci Gerarda i bez słowa zgodził się przyłączyć do ich rodziny. W ciągu kilku sekund go utraciła. Wolała już by zastrzelili ją kiedy mogli, a nie zostawiali przy życiu. Objęła nogi i zaczęła kiwać się w przód i tył. Nigdy się nie spodziewała, że podczas tej pracy ktoś rzeczywiście zginie. Zawsze była świadoma tego zagrożenia, ale nie brała go na poważnie. Starała się walczyć z chęcią zemsty na Yoshiro. Na szczęście zwalczanie tej żądzy pomagał jej wizerunek Itamaki. Tylko ta obawa co się stanie z szatynką, powstrzymywała ją przed lekkomyślnością. Nie chciała być obiektem nienawiści Itami, z tego powodu, że chciała pomścić przyjaciela. Chociaż to nie byłaby moja wina. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, jednak nie podniosła głowy. Dobrze wiedziała kto jej przeszkadza.
- Zostaw mnie w spokoju.
Nawet się nie sprzeciwiała temu by Vincent ją przytulił, jednak pozostawała bierna.
- Zrozum, że to wszystko dla twojego dobra…
Dobrze o tym wiedziała, jednak nie potrafiła powstrzymać swoich emocji. Zacisnęła dłonie na jego koszuli i wypłakiwała się w jego ramię. Czuła jak chłopak gładzi jej włosy, starając się ją jakoś uspokoić. 

______________________________
No i doszliśmy do końca tego rozdziału, który zakończył się dość smutnym akcentem. Nowa szata graficzna jest specjalnie dopasowana, do atmosfery jaka panuje wśród bohaterów. 

7 komentarzy:

  1. O Asu.
    Jeszcze taką muzykę słuchałam do tego rozdziały, że idealnie się wpasowała.
    Genialna szata. Tak zerkam, co chwilę na tego gościa. A jak tylko tu weszłam to wiedziałam, że będzie coś nie tak.
    I raczej nie wypowiem się na temat Josepha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż zapowiadało się na coś grubszego, a jak wiadomo lubię dopasowywać szaty do akcji...
      Dlaczego? D:

      Usuń
  2. Też zakochałam się w szacie. <3 Ten koleś przypomina mi Kurosakiego. *-*
    To mnie tatuś zaskoczył... o.o Joseph...przykro mi teraz. To nie fair. Za mało dni minęła od mojej ostatniej żałoby po śmierci postaci w książce. Q_Q

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoho... Czyli szata wyszła, chociaż miałam inne plany. :'D
      Wiesz bo rodzina zawsze jakoś musi zaskoczyć... Ktoś musiał. Cel uświęca środki. ; ;

      Usuń
    2. Nom. Cudna jest. <3
      No chyba, że tak. No ja wiem. T_T

      Usuń
  3. Ktoś spod znaku zapytania9 maja 2013 21:58

    Zacznę od tego, że już od jakiegoś czasu chciałam ponownie skomentować twoje opowiadanie. Jednak postanowiłam poczekać, mając przeczucie, że mnie zaskoczysz. Na początek chcę zadać pytanie: Czy piszesz na żywioł, czy może masz już z góry ustalony zarys akcji?
    A teraz wrócę do tekstu. Cieszę się, że powstrzymałam z wcześniejszym komentarzem, ponieważ sporo rzeczy rozwiązało się z całym 23 rozdziałem. Nie dziwię się, biorąc pod uwagę jego długość. Po pierwsze zastanawiałam się jakim cudem Itamaki się tak dziwiła w Chorwacji, ale ładnie to wytłumaczyłaś. Chociaż było to dość błahe, ale jakoś realne. Trudno mi to wytłumaczyć, ale przyznam, że ja bym podobnie postąpiła, chcąc znaleźć sobie sprzymierzeńca z kraju.
    Drugą kwestią była ta dziwna zawiłość wokół Kikari, która będąc werbowana w Australii, nie wiedziała o wielkości rodziny. Też to dość sensownie wytłumaczyłaś. Do tego uchylenie rąbka przeszłości Kikari wielce mnie ucieszyło.
    Akcja na początku dość wolno szła, jednak gwałtownie przyspieszyła. Mogę uznać, że nawet tak może być. Wszystko jest ze sobą powiązane, więc nie widzę żadnych zastrzeżeń.
    Trochę nie podobała mi się zachowanie Itamaki, które było dość szokujące. Może dobrze, że postać się zmienia, ale z takiego powodu. Przez długi czas myślałam, że popełniłaś gafę, ale potem jakoś z tego wybrnęłaś w rozmowie dziewczyn. To był zamierzony efekt?
    Co do końca tego rozdziału to przyznam, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Skrzywiłam się na reakcję Asumy, jednak po chwili przypomniałam sobie, że to chyba jest coś naturalnego. Dlatego wolę nie wyrażać się na ten temat.
    Zazwyczaj nie komentuję szaty graficznej, ale przyznam, że ta jest najlepsza ze wszystkich. Dziwię się, że co miesiąc chce Ci się ją zmieniać...

    Tradycyjnie życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że dalej czytasz mój tekst i masz siłę go komentować. Z czystym sumieniem mogę się przyznać, że mam zarys akcji od samego początku, jednak po części idę na żywioł. Po prostu mam już gotowy koniec i pisze tak by się pod niego dopasować.
      Bardzo lubię tworzyć niejasności, które potem wyjaśniam. W końcu czytelnik nie musi wiedzieć wszystkiego od razu, a takie tajemnice i szokujące prawdy, są najlepsze. Może mam tak, ponieważ ostatnio czytam kryminały, a zwłaszcza lubuję w "Arsenie Lupinie". Jeśli miałaś okazję czytać chodź jedną z książek z tej trylogii to rozumiesz o czym mówię. Jeśli jednak nie, to tam nigdy nie wiadomo co jest prawdą, a co fikcją. Dla mnie jest to cudny zabieg i marzę by chodź odrobinę pisać tak jak Leblanc.
      Co do tego sms'a i akcji z nim związanej, to po części było zamierzone, Na początku chciałam to inaczej przedstawić, ale w końcu uznałam, że nocna rozmowa będzie lepsza.
      Starałam się jakoś wiernie odzwierciedlić uczucia Asumy i myślę, że to uczyniłam. Zaznaczyłam to jak bardzo ważny był dla niej Joseph, więc logiczne, że jest w takim stanie.
      Co do szaty graficznej to bardzo dziękuję. Miałam i mam inną wizję, ale jeśli się podoba to chyba tego nie zmienię. Do tego dla mnie zmienianie szaty jest czymś przyjemnym.
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

      Usuń