środa, 21 sierpnia 2013

27 cz.2

            Antonio uważnie przyglądał się czerwonemu pomidorowi, który leżał na desce do krojenia. Nikt nie mógł zrozumieć o co dokładniej chodzi Włochowi, ale woleli nie pytać. W końcu Latynos często żyje tylko w swoim świecie. Christopher podtrzymywał ramieniem telefon komórkowy i coś nerwowo mówił, stukając przy tym niemiłosiernie w klawiaturę. Asuma i Vincent korzystali z chwili kiedy jest spokój i wesoło miedzy sobą gruchali jak gołąbki. Przynajmniej takie zdanie miała Itamaki. Cieszyła się, że nie wyrzucili jej z rodziny, ale przeżywała fakt, że nie będzie mogła się zobaczyć z ojcem. Życie Nationale de la Famille zaczynało powoli wracać do normy, jednak było jeszcze kilka miejsc, gdzie trwały interwencje. Między innymi zamieszki w Australii, gdzie przebywała aktualnie Kikari. Tego samego dnia co pożegnali się z dowodzeniem Feniksem przez rodzinę Itamaki, dowiedzieli się, że pierwsza akcja nie dała zamierzonych efektów. Smutniejszą wiadomością była liczba ofiar po ich stronie. Powstańcy w Australii byli lepiej przygotowani od samych wskrzesicieli buntu. Zapewne pozostali z głównego składu by pojechali by pomóc, jednak na miejscu byli bardziej potrzebni. Vincent mimo wszystko musiał tłumaczyć parę spraw Histohiiemu, a Asuma i Christopher zajmowali się werbowaniem jego pomocników. Antonio z racji, że pokazał co potrafi, podczas planowania akcji z nowym szefem Feniksa; rozważał bardzo korzystną sprawę. Mógł powrócić do domu by zacząć się szkolić u boku Louisa. Była to sugestia Francisa, który w ciągu ostatnich dni najwięcej czasu spędzał z Włochem. Vincent na myśl o stracie jednego z przyjaciół nie potrafił patrzeć na to obiektywnie, jednak po debatach nocnych z rodaczką, postanowił się zgodzić. Dla Itamaki były to pierwsze oznaki, że wszystko zbliża się ku końcowi. Nie chciała zapeszać, ale było widać, że najstarsi z ich grona, chcą zacząć prawdziwe życie. Z kimś u boku, nie martwiąc się o życie najbliższych. Sama by w ich wieku myślała o założeniu rodziny, ale teraz bardziej marzyła o pójściu na studia. Nie miała okazji by nawet spróbować dostać się na uczelnie.
Odchyliła głowę do tyłu i przyglądała się sufitowi. Była ciekawa ile zajmie im to czasu, by w końcu pęknąć i powiedzieć „koniec”. Najważniejsze jest by samemu to powiedzieć, nim los wypowie za nas te słowa. Oczy zaczęły ją szczypać, na wspomnienie o Josephie.

Jego wzrok błądził po ciemności, starając się dostrzec chodź zarys sufitu. Nie widział w tym sensu, jednak chciał się wyciszyć i spokojnie pomyśleć. Zazwyczaj wszelkie rozterki wyjawiał brunetce, które teraz spokojnie spała obok niego. Mimowolnie spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem. W ciągu ostatniego roku wiele się wydarzyło. Od małych, błahych spraw po poważniejsze akcje. Jednak wtedy nie miał tak wielkiej chwili słabości. Już w Kanadzie odczuwał potrzebę zawieszenia ich działalności, jednak nie potrafił się na to zdecydować. Nie chciał pożegnać się ze wszystkimi i zaprzepaścić to na co tyle lat pracował jego dziadek. Jednak ostatnio nie może przestać myśleć, że to przez jego decyzję Joseph zginął. Miał wrażenie, że gdyby już wtedy postanowił, że to koniec to wszystko potoczyłoby się inaczej. Itamaki cieszyłaby się z chwil z dziadkiem i ojcem. Antonio pewnie by startował do siostry Louisa, którą pożerał wzrokiem podczas ich ostatniej wizyty we Włoszech. Kikari znają życie, by powróciła do Australii gdzie by zamęczyła na śmierć biednego Kaia. Francis cieszyłby się każdą chwilą z siostrą Christophera, który by założył własną firmę elektroniczną. Joseph by pogodził się ze swoim partnerem, a Vincent… A co ja bym robił? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Czy by pogodził się z ojcem? Może pojechałby za granicę? Jednego był pewien. Wszystko by potoczyło się inaczej.
            Tym razem także nie potrafił podjąć decyzji, a leżenie bez ruchu mu w tym nie pomagało. Ostrożnie podniósł się z łóżka, by nie zbudzić Asumy. Wiedział jak może się porządnie wyciszyć, ale wymagało to opuszczenie ciepłego apartamentu i ubranie się. Po omacku wyciągnął koszulę z szafy i jakieś spodnie, by szybko się przebrać. Gdy poprawił źle dopięte guziki, opuścił pokój i założył buty. Zastanawiał się nad założeniem kurtki, ale zrezygnował. Wyszedł z mieszkania i zjechał windom na parking. Już z daleka widział lśniący, czarny lakier swojego Mercedesa. Od sytuacji w Rosji nie miał okazji by delektować się jego prowadzeniem. Głównie przez masę zajęć, które zaprzątały mu głowę. Otworzył drzwiczki i wsiadł do obitego skórą wnętrza. Siedział trzymając kierownicę i zachwycając się każdym detalem kokpitu tak samo jak wtedy, kiedy przymierzał się do jego kupna.
Dobrze pamiętał ten dzień. Poszukiwał samochodu, który by był limuzyną i mógł osiągać dobry czas na drodze. Więc najbardziej pasował Mercedes S klasy. Ten model zaproponował mu Francis, który strasznie wychwalał nowy samochód w jego salonie. Więc postanowił go kupić. Rozkochał się w nim już po pierwszej jeździe i do tej pory nie potrafi go zmienić. Zresztą każdy członek ich Głównego Składu tak miał. Wyjątkiem była tylko Asuma, która wielbiła zmieniać samochody.
            Włożył kluczyk do stacyjki i wsłuchiwał się jak silnik odpalił bez problemu. Uśmiechnął się pod nosem i wyjechał na oświetlone ulice Tokio. Nie mógł tutaj zbytnio zaszaleć, ponieważ mimo późnej pory miasto nie spało. Więc włożył do radia płytę z relaksującą muzyką. Gdy w końcu udało mu się wyjechać ze stolicy Japonii, wyłączył radio i zaczął korzystać z prawdziwych osiągów Mercedesa. W tym momencie mógł się wyciszyć i podjąć decyzję.

            Kai siedział z założonymi rękoma i przyglądał się leżącej dziewczynie. Jego wyraz twarzy był nieodgadniony. Jego całkowitym przeciwieństwem był Richard, który mamrotał coś zirytowany pod nosem. W końcu pielęgniarka zakończyła swoje zadanie i opuściła pokój, uprzedzając, że mężczyźni nie mogą zbyt długo w nim siedzieć.
- Co się tak gapicie?
Kai w ostatniej chwili schylił się przed latającym bukietem kwiatów. Kikari podpierając się jedną ręką, mierzyła wzrokiem Australijczyków. Pewnym utrudnieniem była dla niej noga w gipsie, która przysłaniała jej widoczność.
- Martwimy się… - mruknął blondyn.
Zamiast uspokoić dziewczynę, zadziało to na nią niczym czerwona płachta na byka. Próbowała podnieść się z szpitalnego łóżka, jednak gips był cięższy niż jej się wydawało. Jednak odsunięcie się Richarda przyniosło jej pewną satysfakcję. To wina tego idioty! Podobnie krzyczała kiedy zbierali ją z ziemi, po niemiłym upadku. Wiedziała, że w rzeczywistości to ona sama zawiniła swoim brakiem uwagi, jednak nigdy nie potrafiła się przyznać do błędów.

            To było dla niej nagłe. Chwila bólu w barku by poczuć brak gruntu pod jedną nogą. Kiedyś myślała, że spadanie z dużej wysokości jest czymś bardzo długim. Teraz wie, że to głupstwo. Nawet nie zauważyła, kiedy zderzyła się z ziemią i miała wrażenie, że słyszy w tym momencie jakieś chrupnięcie. Potrzebowała parę minut by zrozumieć, że to jej noga wydała ten dźwięk. Krzyknęła z bólu kiedy ujrzała wystającą kość i nie potrafiła pohamować narastającą panikę. Po raz pierwszy w życiu, nie potrafiła zachować wizerunku opryskliwej dziewczyny. Nawet nie wydarła się na Richarda, który jako pierwszy znalazł się na miejscu wypadku. Nie widziała jak na twarzy mężczyzny pojawia się strach i coś w stylu bólu. Była skupiona tylko na swojej nodze. Po chwili do jej uszu doszły odległe wystrzały i jakieś krzyki. Richard zaczął coś wykrzykiwać i po chwili w jej polu widzenia, pojawili się inni. Wraz z brunetem podnieśli ją z ziemi i starali się jak najszybciej i delikatnie przenieść do bezpiecznego miejsca. Nawet nie hamowała łez. Ból w nodze był czymś czego nigdy by nie potrafiła opisać. Marzyła tylko o tym by on zniknął, a kość nie wystawała.
            Gdy znalazła się w samochodzie straciła przytomność. Nie z powodu upływu krwi, ponieważ kość nie uszkodziła tętnicy. Po prostu to było dla niej za dużo. Mimo iż skupiła się na nodze, złamała kilka żeber oraz miała przestrzelony bark. Kości składające się w ręce były całe, ale obtłuczone. Jednak nie czuła ich bólu.
            Richard nigdy nie widział szefa w takim stanie. Zamiast od razu wcisnąć gaz, tępo wpatrywał się w nieprzytomną Kikari. Nawet krzyki jego podwładnych na niego nie działały. Wtedy po raz pierwszy użył przemocy wobec Kaia. Uderzył go prawym sierpowym w policzek, co podziałało.
- Jedź!- krzyknął i zerknął przez ramię, czy pozostali tamują krwotoki.
Chłopak szybko zmienił bieg i ruszył, tworząc za pojazdem chmurę dymu. Starał się skupić całkowicie na drodze, jednak kiedy zerkał w lusterko czuł coś dziwnego. Coś czego nigdy nie doświadczył. Jednak jednego był wtedy pewien.
To koniec.

            Kikari nie potrafiła przyjąć do siebie informacji od lekarzy. Kai co chwilę sprawdzał innych, jednak werdykt był ciągle ten sam.
- Przykro mi, ale nie będziesz już chodzić o własnych siłach.
Za każdym razem odwracała głowę i prosiła o wyjście. Wystarczyło jej usłyszeć te słowa, za pierwszym razem. Już sama informacja, że jej kość nie przypomina w ogóle kości, uświadomiła, że to koniec. Nawet nie chciała zobaczyć zdjęcia. Dobrze wiedziała, że ma zbyt wiele złamań i nie wróci już do pozostałych. Jednak chciała spróbować operacji. Była gotowa na wstawienie kilogramów żelastwa by przynajmniej upewnić się, że nie da rady chodzić. Chciała przy najmniej spróbować by nie mieć później wyrzutów sumienia.
            Kai spojrzał na Richarda, który kiwnął głową i opuścił pomieszczenie. Chciał na spokojnie porozmawiać z Kikari, chociaż wiedział, że nie może tutaj być. Świat mafii jest bez granic. Członkowie gangów potrafią wejść do szpitala i dobić swego wroga. Nic im się za to nie stanie, ponieważ przekupią policję. Do tego policjanci obstawiają podejrzanych podczas pobytu w klinice, by co chwilę ich przesłuchiwać i się znęcać. Stróże prawa nie są tacy niewinni jak siebie przedstawiają.
            Podszedł do łóżka i próbował coś powiedzieć. Nie potrafił. Łzy dziewczyny były dla niego wielkim szokiem i ciosem.
- Czy nie rozumiesz, że to mi sprawia ból… - szepnęła. – Jedna diagnoza mi wystarczy.
Chwilę mu zajęło by zrozumieć, że mówi o lekarzach. Po raz pierwszy od tego wypadku zapłakał.
- Przepraszam….

            Oparł się o maskę samochodu i wpatrywał w niebo. Po szalonej jeździe okolicznymi drogami nadszedł czas na chwilę odpoczynku. Czuł pod sobą bijące ciepło spod metalu. Nie oszczędzał dzisiaj silnika, ale nie potrafił zaradzić temu, że kiedy prowadził to o niczym innym nie myślał. Teraz kiedy nie zastanawiał się czy zmienić bieg lub przycisnąć jednak hamulec, wszelkie wątpliwości znowu się pojawiły. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął jednego. Obok pozostałych papierosów znajdowała się mała zapalniczka. Był to pomysł Asumy, by już nigdy więcej jej nie zapomniał. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął zapalniczkę, by po chwili spokojnie delektować się smakiem dymu. Mógł teraz przypomnieć ostatni dzień, patrząc jak Tokio rozświetla nocną okolicę.

            Cała ich szóstka siedziała na kanapie i śmiała się, oglądając jakąś komedię. W końcu od kilku dni, byli spokojni i szczęśliwi. Antonio sięgnął ręką po butelkę piwa i zmarszczył brwi, zaskoczony z jaką łatwością to zrobił. Spojrzał na dno butelki i wydął usta w dzióbek. Ukosem zerknął na pozostałych, którzy także wypili swoje piwo. Jako, że miał dobry humor bez kłótni wstał i ruszył do kuchni. Po chwili wrócił z butelkami i zaczął każdemu podawać. Vincent odebrał piwo za brunetkę, która wtulona w niego nie mogła powstrzymać śmiechu na zabawną sytuację w filmie. Chris by utrzymać swój image, odwrócił głowę w inną stronę i hamował swoje rozbawienie. Itamaki zamiast interesować się filmem to wychylała się tak, by spojrzeć na chichrającego Brytyjczyka. Antonio wcisnął jej do ręki butelkę i usiadł obok Christophera. Widząc uśmieszek na twarzy kumpla, wyszczerzył się jak głupi. Idealnie zadziałało to na Anglika, który przybrał poker face i wziął do ręki zimne piwo. Jednak Włoch ciągle się szczerzył, więc by schować ten denerwujący uśmieszek, Chris sięgnął po kanapkę, którą wepchnął kumplowi do ust. Antonio nie wyglądał na niezadowolonego, ochoczo jadł kanapkę. Asuma rozbawiona odchyliła głowę i spojrzała na Vincenta. Brunet uśmiechnął się i pocałował ją w usta. Zmarszczył niezadowolony brwi kiedy przerwał mu telefon dziewczyny. Francuzka wyciągnęła z kieszeni aparat i spojrzała na nieznany numer. Chwilę się wahała, by w końcu odebrać. Pozostali skupili się na telewizji. Jedynie Vincent zauważył pewną zmianę w zachowaniu Asumy. Delikatnie potarł ramię brunetki, patrząc na nią pytająco. W końcu wstała z kanapy i podeszła do okna.
- Mogę poznać powód?
Francis zerknął na rodaka. Pozostali za bardzo skupili się na komedii i nie wsłuchiwali się w słowa Francuzki. Nawet się nie zdziwił, ponieważ Asuma przeszła na ojczysty język. W tym momencie tylko on z Vincentem rozumieli to co mówiła. Z każdym zdaniem byli bardziej zaniepokojeni.
- Uważam, że są błędne.
Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, Vincent poderwał się na równe nogi i podbiegł do drzwi. W ostatniej chwili uniknął oberwania gwałtownie otwartymi drzwiami. Gdy zobaczył w przedpokoju Luka, miał ochotę mu przywalić, jednak jego twarz mówiła wszystko.
- Gdzie Asu? – ruszył do salonu. – Nie może odebrać telefonu z sąd… - urwał w połowie widząc brunetkę.
- Rozumiem… W jakim terminie mam się stawić?
Dopiero w tym momencie pozostali zauważyli, że coś jest nie tak. Kiedy Francuzka zakończyła połączenie, wydawało się, że straciła całą energię. Owinęła się bardziej swetrem i spojrzała na wszystkich.
- Dostałam wezwanie na przesłuchanie.
Vincent miał wrażenie, że traci grunt pod nogami. Dobrze wiedział co to oznaczało – sąd wojskowy. Spojrzał na Luka, który pewnie także dostał rozkaz do stawienia się na przesłuchanie. Nie musiał pytać z jakiego powodu muszą wrócić do Francji. Wojsko skojarzyło śmierć Petera i Josepha.
- Czyli wracamy do Francji – zauważyła Itamaki.
Asuma pokręciła głową czym zdziwiła Vincenta.
- Nie możecie. Sama muszę polecieć… Nawet nie mogę być w jednym samolocie z Lukiem.
Drugi absolwent akademii wojskowej, kiwnął energicznie głową.
- Zbyt wielkie ryzyko… Jeśli skojarzą Ciebie z mafią od razu połączą to z Asumą.
Brunet wydawał się niezadowolony i był gotowy się kłócić, kiedy nastąpiło coś nieoczekiwanego. Dziewczyna nagle pobladła i pobiegła do łazienki. Było słychać niemiłe dźwięki, kojarzone z pozbywaniem się zawartości żołądka.

            Schował twarz w dłoniach by powstrzymać ogarniające go rozżalenie. To wszystko go przerastało, do tego przed snem pokłócił się z dziewczyną. Do tego dostał niedawno dość przykrą wiadomość o stanie zdrowotnym Kikari. Czuł się winny, ponieważ wymusili na niej by poleciała do Australii. Do tego wiedział, że jest małe prawdopodobieństwo, że ujrzy blondynkę w głównym składzie rodziny. Pokręcił głową by pozbyć się dołujących myśli i wsiadł do samochodu. Tak jak wcześniej wraz z rykiem silnika, zapomniał o wszelkich problemach.
            Kiedy znalazł się pod apartamentowcem, poczuł jak zalewa go pot. Już z daleka widział postać Asumy, która oparta o ławkę paliła papierosa. Odruchowo spojrzał na zegarek i czuł jak się robi senny. Było już sporo po północy i czuł, że zbliża się kolejna kłótnia. Zjechał na parking, by szybkim krokiem wyjść na zewnątrz. Brunetka dalej opierała się o ławkę i odpalała kolejnego papierosa. Wolał nie wnikać, który to z kolei.
- Już Ci lepiej? – spojrzał na nią mając nadzieję, że obejdzie się bez sprzeczki.
- Zależy o czym mówisz…
- O wszystkim.
Podniosła na niego wzrok. Widział, że waha się z odpowiedzią.
- Nie ważne co powiesz muszę sama wrócić.
Objął ją ramieniem, widząc jak warga zaczyna jej drżeć. Chciał zrobić wszystko by ją chronić i wspierać, ale w tej sytuacji najlepiej by było gdyby trzymał się z daleka. Pocałował ją w czoło i mocniej przytulił.
- Boję się…
Nie spodziewał się usłyszeć te słowa, jednak w pełni to rozumiał. Był świadom, że jeśli uznają ją za winną to będzie czekał ją horror.
- Tak bym chciała byś był przy mnie, ale od razu skojarzą twoje nazwisko z tamtą sprawą sprzed lat… Do tego… - nie dokończyła swojej wypowiedzi.

Nie chciał na nią naciskać, jednak był ciekaw co jeszcze jest dla niej trudne.

________________
W końcu dodany z wielkim opóźnieniem rozdział. Jak widać zbliżamy się do finiszu, więc proszę wytrzymajcie jeszcze trochę.