czwartek, 28 marca 2013

19


            Powoli otworzył powieki, mając wrażenie, że są cholernie ciężkie. Próbował zrozumieć co się w ogóle stało. Nawet przez głowę przeszła mu myśl, że to wszystko było najzwyklejszym koszmarem, jednak kiedy próbował się podnieść, poczuł ostry ból w prawym ramieniu. Padł z sykiem na poduszki i próbował uspokoić swój oddech. Plaskacz od Asu bardziej bolał. Pocieszył siebie w myślach, jednak efekt tego był odwrotny. Zdał sobie sprawę, że policzek od brunetki bardziej go zabolał psychicznie niż fizycznie, chociaż dziewczyna miała niezły zamach. Co miał poradzić na to, że nie pomyślał zanim ją pocałował. Teraz go unikała jak tylko mogła, co było dla niego smutne. Jeszcze parę tygodni temu zachowywali się jakby byli rodzeństwem, a teraz…
- Patrzenie w sufit powoduje, że zaczynam się dołować – mruknął do siebie.
Usłyszał cichy szelest więc spojrzał w stronę, z której dochodził. Na fotelu siedziała jakaś kobieta. Wytężył wzrok i ujrzał swoją babcię. Skarcił siebie za jakąkolwiek nadzieję, która w tym momencie padła. Głupi zakład. Pomyślał na samo wspomnienie umowy, że nie będzie się uganiać za kobietami przez równy rok. Teraz odczuwał tego skutki. Nie mogąc dłużej nic nie robić oraz odczuwając niemiłe ssanie w żołądku, postanowił wstać. Obrócił się na zdrowy bok i powolutku podniósł się. Niepewnie zerknął na Marinę, która dalej w najlepsze spała. Teraz zauważył, że była przykryta kocem więc nie musiał się martwić, że się zmarznie. Najciszej jak potrafił, wyszedł z pokoju i ruszył na dolne piętro. Kiedy uznał, że udało mu się nikogo nie obudzić, odetchnął z ulgą i oparł się lekko o poręcz schodów. Podskoczył jak poparzony kiedy usłyszał jakieś dźwięki dochodzące z salonu. Jak uspokoił łomoczące serce, skarcił siebie w duchu za taką lękliwość. Miał nadzieję, że to przez to całe zdezorientowanie tym co się ostatnio stało. No właśnie co się wtedy stało? Nie potrafił sobie przypomnieć co krzyczał Joseph do jego napastnika, ani w jaki sposób stracił przytomność. Zajrzał do salonu i już całkowicie się uspokoił. Ktoś spał na kanapie i co chwile się wiercił. Więc bez żadnych nerwów ruszył do kuchni, gdzie przypomniał sobie, że jest praworęczny. Nieumiejętnie trzymał w lewej ręce nóż i próbował posmarować masłem kromkę chleba. Żałował teraz, że wszyscy odpoczywają, ale nie miał zamiaru nikogo budzić.
- Co ty tu robisz? – usłyszał za sobą zaspany głos Francuzki.
Zerknął na nią i mimowolnie się uśmiechnął, widząc nieokrzesaną burzę loków. Gdyby nie gromiące spojrzenie to może by wyglądała jeszcze ciekawiej
- Żadnego „Och jednak żyjesz”? – zrobił nadąsaną minę.
- Nic nie zagrażało twojemu życiu, po prostu straciłeś przytomność.
Chciał coś powiedzieć jednak postanowił milczeć i obserwować jak Asuma robi mu kanapki. W końcu nie denerwuje się kobiety, która po pierwsze robi Ci jeść, a po drugie ma w ręce nóż. Z wielką wdzięcznością wziął się za konsumowanie posiłku, zerkając jak brunetka robi sobie kawę. Spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi:
- Kofeina o trzeciej nad ranem?
Wzruszyła ramionami i posłodziła napój. Nie lubił ciszy, a zwłaszcza niezręcznej, jaka teraz panowała. Asuma piła powoli kawę i wpatrywała się w jakiś punkt na podłodze. Zaczął się jej przyglądać i dopiero teraz zauważył, że miała podkrążone oczy oraz była bledsza niż zwykle. A ponoć to ja nie dbam o swoje zdrowie. Podszedł powoli do niej i odebrał jej kubek:
- Powinnaś iść się wyspać.
- Gdybyś ty łaskawie dalej leżał to może bym i ja odpoczęła – syknęła.
Otwierał usta by coś powiedzieć jednak poczuł, jak dziewczyna dotyka go palcem w ranę. Przygryzł wargę i w tym momencie brunetka odebrała swoją kawę. Spojrzał na nią z wielkim wyrzutem, bo nie spodziewał się tak nieczystego zagrania. Ona sama nie wydawała się zbytnio przejęta, że sięgnęła po takie środki by odzyskać kubek. Czuł, że ciężko dyszy, więc próbował się uspokoić:
-Dalej się gniewasz za to na tarasie czy co? – powstrzymał się by nie krzyknąć.
Spojrzała na niego po czym odwróciła wzrok:
- Nie o to chodzi.
- A więc o co? Co Cię nagle wzięło na coś takiego.
Pokręciła głową i bez słowa wyszła z kuchni. Miał wrażenie, że to wszystko jest powiązane z tym czego właśnie nie pamięta. Usiadł zrezygnowany na krześle i spojrzał na pozostałe kanapki. Wziął jedną do ręki i niechętnie się w nią wgryzł. Od razu jak się obudził musiał pokłócić się z Asumą. Wspaniale rozpoczął dzień. Rozglądał się po całej kuchni tak od niechcenia i nagle coś zaczęło mu nie pasować. Zerwał się na równe nogi, czując ból w prawym barku i wyszedł z kuchni. Może jeszcze złapie Francuzkę i…
- O tu jesteś… - zdziwił się widząc ją siedzącą na schodach.
Jednak najbardziej szokujące było to, że płakała. Nawet nie starała się ukryć tego faktu i wpatrywała się w swoje ręce. Usiadł obok niej od zdrowej części ciała:
- Pewnie zauważyłeś, że spałeś dwa dni. – powiedziała próbując się uspokoić. – Ja przepraszam…
Kiwnął głową, że się nie gniewa. Chociaż zastanawiał się czy mówi serio, czy to przez zmęczenie tak się zachowuje. Chociaż znał ją tyle czasu i bardzo rzadko widział by płakała. Pociągnęła nosem i pokręciła głową:
- Nic nie rozumiesz… To moja wina. – Spojrzał na nią niezbyt rozumiejąc o co może jej chodzić. – Powinnam zauważyć tą zależność, że wszyscy nauczyciele, którzy znikali uczyli Matta.
- Przecież nie możesz wszystkiego przewidzieć – próbował uspokoić brunetkę.
- Nie – pokręciła głową. – Właśnie powinnam. Szkoliłam się w tym kierunku i moim zadaniem jest zauważenie wszystkich możliwych scenariuszy.
Nagle umilkła i odwróciła głowę w drugą stronę. Nie chciał na nią naciskać widząc w jakim jest stanie. W końcu nawet Vincent miał świadomość, że jest bardzo wyczulona na punkcie utraty towarzyszy. Uznał, że właśnie przez to zachowuje się tak niecodziennie:
- A najgorszym z tego wszystkiego jest fakt, że zaatakował Ciebie… - urwała i nerwowo strzeliła palcami. – Luke.
Chwilę mu zajęło zrozumienie o kim mówi Asuma. W momencie kiedy skojarzył, przypomniał sobie wszystko ze szkoły.
- Vinc! – ponownie krzyknął Joseph.
Kątem oka zerknął na Brytyjczyka, który zszokowany stał w miejscu. Kiedy chciał się przysunąć bliżej, napastnik mocniej wbijał podeszwę buta w plecy Vincenta. Rudy mężczyzna zerkał nerwowo to na szefa, a to na jego przeciwnika. Wydawał się zszokowany, a zarazem jakby podłamany:
- Luke… - prawie, że szepnął. – Proszę odstaw broń.
- Nie!
Joseph zrobił błagającą minę i powoli się przysunął. Z ust Vincenta wydobył się krzyk bólu, kiedy Luke mocniej go przygniótł do podłogi. Z jego rany sączyła się krew, która powoli tworzyła małą kałużę na posadce.
- Nie zbliżaj się!
- Luke… Razem się uczyliśmy, walczyliśmy i opłakiwaliśmy przyjaciela. Nie chcę Cię znienawidzić.
Brunet poczuł jak ucisk nogi zelżał, jednak nie potrafił zebrać w sobie tyle siły by zrzucić napastnika. Brytyjczyk zaczął się powoli znikać. Poczuł ukłucie. Twarz rudzielca ukazywała jego przerażenie, a z każdą kolejną chwilą wydawała się Vincentowi coraz bardziej zdeformowana. I nadeszła ciemność.
Odruchowo dotknął swojej szyi, próbując wymacać miejsce gdzie został ukłuty. Był teraz świadomy, że podano mu jakieś środki. Jednak uśmiechnął się pod nosem, ponieważ przypomniał sobie coś jeszcze. Coś co nie miało nic wspólnego z tamtym wieczorem.
- Wiesz, że ponoć się pamięta to co się słyszało i czuło będąc nieprzytomnym? To tak jakby film bez obrazu…
Spojrzała na niego zaskoczona, jednak nic nie powiedziała.

            Itamaki kolejny raz z rzędu obudziła się zalana potem. Nie mogła zrozumieć dlaczego ten koszmar śni się już kolejny dzień. Odgarnęła włosy z czoła i podniosła się z łóżka. Nie zdziwiła się na brak Asumy, która od wypadku Vincenta, w ogóle nie sypiała w pokoju. Wszyscy to ciężko przechodzili, jednak brunetka najgorzej. W pewnym sensie ją rozumiała, ponieważ po tym jak zostali poinformowani o okolicznościach, wszystko stało się jasne. Wtedy wraz z Kikari dowiedziały się o projekcie w którym uczestniczyli Joseph i Asuma. Właśnie teraz wszystko kręciło się wokół „Projektu Afganistan” . Wyszła z pokoju chcąc zajrzeć do brunetki. Dobrze wiedziała, że dziewczyna ma problemy z snem, więc miała nadzieję, że może z nią porozmawia. W normalnej sytuacji byłaby to Kikari, jednak wolała nie ryzykować budzenia blondynki. Gdy mijała pokój Francisa i Josepha, usłyszała ciche szepty. Kolejne noce marki. Stanęła na szczycie schodów i powoli się wycofała. Czuła jak na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i wpadła do pokoju chłopaków. Jego mieszkańcy spojrzeli zaskoczeni na szatynkę:
- Nie zgadniecie co widziałam.
Brytyjczyk który normalnie by pierwszy się podekscytował na myśl o jakiejś informacji, siedział teraz oklapły. Czuł się strasznie winny tego co spotkało Vincenta, do tego jeszcze ten projekt. Natomiast Francis był nie tylko zdołowany stanem przyjaciela, ale ciągle próbował przetrawić wiadomość, że będzie ojcem. Albo raczej, że jego szwagrem będzie Christopher. Itami zrobiła urażoną minę, że nikt nie pyta się o to co widziała:
- Jak nie chcecie wiedzieć, że Vinc się obudził to nie – fuknęła na nich i obróciła się na pięcie.
- Co? – oboje zerwali się z miejsc.
- Macie problem ze słuchem?
Mężczyźni spojrzeli po sobie i byli gotowi do opuszczenia pokoju. Jednak drogę zastąpiła im szatynka robiąc oburzoną minę. Niezbyt rozumieli o co może jej chodzić, a dziewczyna nie kwapiła się do wyjaśnień. Odgrywała się teraz za ich wcześniejszy brak zainteresowania i oparła się o drzwi. Przez chwilę miała wrażenie, że słyszy jak Antonio coś krzyczy. Nie skupiła się na tym by wyłapać o co może chodzić, ponieważ kłótnie tej dwójki były na początku dziennym. Nawet nie zauważyła jak straciła oparcie i po chwili cały jej obraz zaczął się przesuwać. W ostatniej chwili została przez kogoś złapana, jak prawie co siedziała na ziemi. Zadarła głowę do tyłu:
- Cześć Chris – wydukała zaskoczona.
Po chwili Włoch pomagał jej się podnieść, a blondyn z niewiadomych powodów zaczął wymachiwać pięścią, kiedy Francis spytał go o powód wizyty
- Rozmawiałem z siostrą.
Francuz odchylił się do tyłu i złapał za nos, z którego sączyła się krew. Joseph szybko chwycił swojego rodaka, który widocznie szykował się do drugiego ciosu. Zaskakująco szybko okularnik wyswobodził się z uścisku mężczyzny i chwycił Francisa za koszulę:
- Masz mi coś do powiedzenia? – syknął.
- Do wszystkiego się przyznaję.
Itamaki zamrugała parę razy niezbyt rozumiejąc zaistniałą sytuację. Zerknęła na Antonia, który wydawał się jakby nie wiedział czy ma interweniować. Natomiast Brytyjczyk wydawał się zaskoczony słowami chłopaka swojej siostry. Jednak ciągle trzymał go za koszulę, zmuszając by patrzył mu w oczy:
- To będzie twoje dziecko?
- Całą odpowiedzialność biorę na siebie i poniosę tego wszelkie konsekwencje.
Christopher puścił mężczyznę i odsunął. Przez chwilę bacznie go obserwował by w końcu cicho zakląć pod nosem. Tym razem Itami miała pewność, że i pozostali już nie ogarniają tego co się dzieje. Nagle okularnik zaczął się trząść by w końcu wybuchnąć śmiechem. Dla reszty było to szokujące i podejrzane, bo anglik nawet przy kawałach się nie śmiał. A do tego ten śmiech nie był szyderczy lecz szczery:
- Widząc jak bronisz moją siostrę, chociaż z nią jeszcze nawet się nie przespałeś, zezwalam na ten związek – zdjął okulary i zaczął je przecierać.
- Co? – udzielił jakże inteligentnej odpowiedzi.
- Elizabeth nie jest w ciąży. Po prostu chcieliśmy dać Ci nauczkę, że żadnemu z nas nie powiedziałeś, że znasz naszą dwójkę.
Francis odetchnął z ulgą i usiadł na łóżku, patrząc tempo na brata swojej dziewczyny. Wymacał jakąś koszulę i przyłożył ją do nosa. Po raz kolejny otworzyły się drzwi i ktoś oberwał. Tym razem ofiarą był Chris, który oberwał chodakiem kapciem:
- Co się tu, kurna, dzieje? – krzyknęła Kikari.
- I dlatego nie budzę jej w nocy… - szepnęła Itami do Antonia.
Nim blondynka zdążyła odebrać swojego kapcia, do pokoju wpadły kolejne osoby. Pozostali Francuzi patrzyli po kolei na każdego, starając się zrozumieć o co chodzi. Natomiast pozostali wpatrywali się w Vincenta, nie kojarząc faktu kiedy wstał. Wyjątkiem była Itamaki, która zastanawiała się ile osób pomieści maksymalnie pokój chłopaków. Nagle brunet znalazł się w objęciach Francisa, który nie zważał na fakt, że powinien ostrożnie się obchodzić z prawą stroną kumpla:
- Vinc… - zawołała szatynka. – Masz tu błyszczyk.
Wskazała na swoje usta, a brunet jak na zawołanie się speszył i zaczął wycierać wargi. Stojąca z boku Asuma epicko pacnęła się w czoło, widocznie zażenowana. Zaspane umysły reszty, analizowały sytuację by w końcu wydać z siebie zaskoczone „aaaa”. W tym momencie odkryto, że maksymalna liczba osób w pokoju to osiem. Kiedy pojawił się Pan Varin by sprawdzić co za hałasy było już zbyt tłoczno. W końcu Pani Marina wszystkich pogoniła do pokoi.

            Stojąc z tekturowym kubkiem kawy w ręku i w okularach przeciwsłonecznych, Kikari wyglądała jak osoba z jakiejkolwiek reklamy, gdzie takie postacie występują. Jej niedbale związany kok nie uwalniał od tej naklejki. Z głośnym westchnięciem spojrzała za siebie oczekując zobaczenia Asumy, jednak jedyną część jej ciała jaką widziała to byłą ta tylna. Nie mogła zrozumieć za jakie grzechy została wysłana na zakupy. Wolała siedzieć w domu, jednak to ona musiała iść dźwigać cholernie ciężkie torby. Itamaki wydawała się taka chętna na wypad do sklepu, lecz kazano jej zostać by trzymała Vincenta z dala od papierosów. W końcu brunetka wyłoniła się z auta, zaopatrzona w swoją kawę oraz torebkę. Zamknęła samochód i ruszyła w stronę sklepu. Przez chwilę milczały by potem dyskutować na temat tego co trzeba kupić. Oczywiście jak to bywa na zakupach, przychodzi się po parę rzeczy, a wychodzi się z wózkiem pełnym niepotrzebnych przedmiotów. Kikari musiała siłą odciągać Asumę od stoiska ze słodyczami, gdzie panowała promocja na czekolady. Niestety w tym samym czasie panowała okazjonalna cena herbat. W tym momencie dziewczyny były zgodne i blondynka wrzucała masę opakowań herbaty malinowej, a Francuzka wszystko to co jej zdaniem musi być dobre. W ten sposób połowa wózka została już napełniona. W między czasie panował dylemat jaką kawę wybrać. Było to spowodowane bardzo długim działem z ów naparem. W końcu zaczepiły jakiegoś biednego człowieka, który miło im polecił co mogą kupić. Oczywiście będąc w Kanadzie trzeba kupić syrop klonowy. Stoisko z nim także było sporych rozmiarów, więc także musiały zaczepić jakąś osobę. Tym razem był to pracownik sklepu. Kiedy wózek był już pełny i było widać, że więcej już się nie da do niego upchać, ruszyły w stronę kasy. W ten sposób nadeszła najgorsza pora podczas robienia zakupów – pakowanie. Dziewczyny uwijały się by nadążyć z wkładaniem produktów do reklamówek. Kikari się wściekła i postanowiła wrzucać wszystko bezpośrednio do koszyka i zabrała parę reklamówek by zapakować wszystko przy aucie.
            Stojąc przy Range Roverze, Asuma wpatrywała się w rachunek. Miała minę jakby chciała zmusić paragon do wyznań, dlaczego jest tak wysoki. Nagle dostała czymś w głowę i spojrzała na leżącą na ziemi paczkę herbaty:
- Może byś pomogła?
Kiwnęła głową i ruszyła z odsieczą przy pakowaniu zakupów do samochodu. W pewnym momencie pojawiło się przerażenie, że jednak nie wszystko się zmieści w bagażniku. W końcu pojechały samochodem, który miał największy bagażnik. Na szczęście Range Rover zachował swój honor i pomieścił wszystko, spokojnie się domykając. Brunetka zastanowiła się czy to idealny powód by kupić nowszy model, jednak mając świadomość, że aktualny ma od jakiegoś miesiąca – zrezygnowała. Gdy Kikari wróciła po odprowadzeniu wózka, uśmiechnęła się i podała dziewczynie pączka:
- Trzeba uczcić udane zakupy – zaśmiała się.
Blondynce było wszystko jedno. Najważniejszy był pączek, który był smaczny. Powód jego konsumowania nie był tak ważny, jak jego smak
- Czyli zmieniasz pokój – rzekła Kikari ni z gruszki ni z pietruszki.
- Co? – zdziwiła się. – Skądże. Jak wpadłaś na taki pomysł?
- No wiesz – wzruszyła ramionami. – Myślałam, że teraz przeniesiesz się do Vincenta.
Brunetka umilkła i widocznie próbowała skleić jakąś odpowiedź. Wgryzła się w pączka i mierzyła Japonkę wzrokiem, który jakby mówił „a opatrunkiem uciskowym butem chcesz?”. Nagle kucnęła i pociągnęła dziewczynę na dół. Kiedy Kikari chciała się uczepić skąd taki dziwny pomysł, pokazała jej by się nie odzywała. Powoli wychyliła się zza samochodu, a blondynka to powtórzyła. Zauważyła jakiegoś mężczyznę, który zapinał kurtkę typową dla pilotów. Na jego policzku było widać bliznę. Przez chwilę jej mózg analizował skąd kojarzy taki opis, by po chwili ją oświeciło:
- To on zaatakował Vincenta – szepnęła.
- Taaa… - mruknęła Asuma. – Jakoś nie mam ochoty się z nim widzieć.
Kiedy Luke zniknął z pola widzenia, podniosły się i wsiadły do auta.

            Nastąpił w końcu dzień wielkiego pakowania. Ten czas był także przeznaczony na wszelkie planowanie wyjazdu. Niezmiennie zajmowali się tym Chris i Asuma, którzy siedzieli nad mapami i ofertami linii lotniczych. Jednak aktualnie oprócz tego zajmowano się dalszymi planami, związanymi z ich pracą. Lecz ich dwójka nie mogła nic ustalić bez szefa, który był na badaniu kontrolnym. Więc jedynie określili trasę, którą mają jechać. W końcu dołączył do nich Vincent, który z wielkim westchnięciem usiadł na kanapie:
- A więc moim planem jest wyjazd do Azji – Chris się skrzywił. – Tak. Pamiętam twoją prośbę i dlatego zrobimy to dość nietypowo.
Asuma spojrzała na bruneta, marszcząc brwi. Każdy kto chodź trochę go znał, wiedział, że nietypowe pomysły były wręcz szalone. Blondyn także nie wydawał się zadowolony wypowiedzią kumpla.
- Otóż wy wrócicie do domów by załatwić swoje sprawy wraz z Francisem i Josephem. No chyba, że będą chcieli dalej z nami jechać – przerwał by napić się kawy. – A ja z resztą polecę do Japonii.
Nagle do salonu wparował Pan Varin, który nerwowo rozmawiał przez telefon. W końcu się rozłączył i spojrzał na swojego wnuka. Vincent widocznie był świadom tego kto dzwonił i zrobił kwaśną minę:
- Kiedy ostatnio odwiedziłeś ojca?
- Dziadku… - zaczął.
- Milcz. Masz do niego pojechać bo nie daje mi spokoju z tym, że mu syna spaczyłem.
Asuma i Chris zabukowali kolejny bilet do Francji.

            Kikari nie była pewna czy ma się cieszyć, czy płakać. Teoretycznie to miło jest odwiedzić rodzimy kraj, jednak ona tak naprawdę unikała go jak się da. Już bardziej by się cieszyła z powrotu na Fidżi, jednak była świadoma, że ich rodzina nie ma czego tam szukać. Natomiast Itamaki wydawała się zadowolona z tego faktu, jednak nie chciała powiedzieć co dokładniej ją tak cieszy. Spojrzała na swój bilet i tak bardzo chciała by nie pisało na nim „Port lotniczy w Tokio”. Włoch wydawał się dziwnie podekscytowany, ale tłumaczył się tym, że nigdy nie był jeszcze w Azji. Francis i Joseph wydawali się obojętni:
- Ej… - zaczepiła ich Itami. – Czy od teraz będziecie razem z nami w składzie głównym?
Oboje się uśmiechnęli i wybuchli śmiechem
- My zawsze w nim byliśmy, tylko zazwyczaj nie ruszaliśmy się z domów.
Szatynka zrobiła wielkie oczy jak małe dziecko, słysząc coś nieprawdopodobnego. Z głośników padła informacja, że osoby lecące do Japonii są proszone o stawienie się przy odprawie. Był to ostatni moment do pożegnania się z wracającymi do domów:
- Postaramy się jak najszybciej do was dołączyć – mruknęła Asuma przytulając mocno dziewczyny. – Jak ja nie lubię pożegnań.
- Tylko mi tam nie działajcie na własną rękę – zaznaczył Vincent, żegnając się z kumplami. – Od teraz wy zastępujecie naszą trójkę.
Tylko Chris wyglądał jakby nie chciał się z nimi żegnać. Jednak nie zrobił uniku, przed uściskiem Włocha, który chyba najbardziej ze wszystkich przeżywał to rozstanie. Dziewczyny uznały, że jakby nie patrzeć to ich dwójka była nierozłączna. Francis poprosił o ucałowanie Elizabeth, ale został spiorunowany morderczym spojrzeniem. Po chwili pozostali wyruszyli w stronę odprawy.

__________________________________
A więc zacznę od tego, że w końcu wyjaśniłam czym Vincent wkurzył Asumę. Tak na serio to nie pamiętam co miałam na początku na myśli, więc z pomocą koleżanki zrobiłam losowanie z proponowanymi sytuacjami. Więc napisałam to przez czysty przypadek c: A rozdział dodaję wcześniej bo pewnie jutro nie będę mieć dostępu do internetu. 
Przy okazji życzę wesołych świąt i smacznego jajka :'D.
piątek, 22 marca 2013

18 cz.2


            W momencie kiedy Vincent chciał sobie nalać herbaty do filiżanki, dzbanek został mu odebrany. Zaskoczony spojrzał na blondynkę, która objęła naczynie czerwonymi dłońmi. Kikari usiadła na jednym z wolnych miejsc i szczękała zębami z zimna. Po chwili do jadalni wszedł Christopher, klnąc na wszystko i wytrzepując śnieg z włosów. Jego okulary zaparowały przez co nie trafił na siedzenie i runął na podłogę. Dziewczyna skwitowała to szyderczym śmiechem. Brunet zastanowił się czy będzie mu dane napić się tej herbaty czy nie. Kiedy Brytyjczyk w końcu się usadowił, odebrał dzbanek z rąk Kikari i jakby nic się nie stało, nalał sobie jego zawartość. Vincent wyciągnął rękę by odebrać naczynie, jednak powędrowało ono w inną stronę. Zrobił nadąsaną minę i wgryzł się w ciemne pieczywo:
- No i jak to teraz będzie? – spytała Itamaki, nalewając sobie herbatę.
- Moim zdaniem nie powinniśmy się w to mieszać… - mruknął rudzielec, rozglądając się po stole. – Do tego sama obecność Petera nam nie pomoże.
Francuzka kiwnęła głową, że się zgadza i odebrała dzbanek od szatynki. Przez chwilę panowała cisza spowodowana konsumpcją lub oczekiwaniem na herbatę, która krążyła po stole. W końcu Vincent dorwał się do naczynia i z radością chciał sobie nalać jego zawartość, jednak już nic w nim nie było. Otworzył pokrywkę i spojrzał smętnie na puste dno. Chcą pokazać swój żal podstawił pusty dzbanek pod nos Włocha, który był najbliżej, po czym Francisowi. Asuma z ciężkim westchnieniem, wstała i odebrała naczynie od przyjaciela. Odprowadził ją wzrokiem w stronę kuchni:
- Chociaż jest to trochę podejrzane. – odezwał się Christopher. – Zniknął kolejny nauczyciel, a ojciec Matta nagle się pojawia.
Joseph gwałtownie pokiwał głową i starał się jak najszybciej przełknąć to co aktualnie jadł. Kiedy mu się to udało, odetchnął i upił łyk herbaty:
- Z jego dokumentacji wynika, że przepustkę ma dopiero w następnym miesiącu. – przypomniał sobie.
- Czyli musiał wrócić z jakiegoś ważnego powodu. – zauważyła Itamaki.
Francis zaczął skubać swój zarost i wpatrywał się tempo w nieokreślony punkt. W między czasie Antonio postanowił złagodzić atmosferę i zagadać okularnika. Sam zainteresowany niemrawo odpowiadał na pytania, po co wyszedł na dwór. Tłumaczył się telefonem, jednak Włoch nie dawał za wygraną. Joseph rozbawiony posłał kuksańca rodakowi, który cicho przeklął:
- Aj! No… - otwartą dłonią uderzył rudzielca w odsłonięty kark. – Z siostrą rozmawiałem.
Nagle Francis zaczął się interesować sytuacją, a z kuchni powróciła Asuma z pełnym dzbankiem herbaty. Brunet z wielką radością podziękował przyjaciółce i wypełnił swoją filiżankę. Dziewczyna wróciła na swoje miejsce i próbowała ogarnąć zmianę tematu. Jakoś jej to nie wychodziło, więc postanowiła dołączyć się do rozmowy Japonek o dziwnych snach. Przez moment wszyscy zapomnieli o czym wcześniej mówili, jednak świadomie zmienili temat. Po prostu potrzebowali trochę czasu na zanalizowanie sytuacji:
- No i co u Elizabeth? – Zaciekawił się Joseph, masując obolały kark.
- No właśnie trudno to określić… - westchnął blondyn. –Podejrzewa, że jest w ciąży.
Na te wieści Francis epicko wypluł herbatę na Vincenta, z którym rozmawiał i spojrzał na Chrisa, robiąc wielkie oczy. Brytyjczyk nie rozumiejąc o co mu chodzi, skrzywił się jednak widząc jak brunet szuka czegoś czym mógłby wytrzeć twarz, poprawił mu humor. Włoch podał szefowi serwetkę i nawet nie starał się ogarnąć sytuacji, tylko zerkał to na Francuzów i Josepha, którzy postanowili zrobić grupowego poker face ‘a. Asuma uznała, że to najlepszy moment by powrócić do wcześniejszego tematu:
- A więc teoretycznie możemy wyjechać z Kanady i wrócić do pracy. – zauważyła.
- No niezbyt… - westchnął Vincent. – Babcia prosiła nas byśmy pomogli jej przyjacielowi, a ze mnie zrobili zastępczego opiekuna klasy Matta.
Brunetka spojrzała na niego jak na idiotę, jednak postanowiła tego nie komentować. W tym momencie wszyscy zauważyli coś dziwnego. Zaczęli się rozglądać i nasłuchiwać;
- Vinc… A gdzie jest Pani Marina? – spytał Włoch.
- Pojechała na lotnisko by odebrać dziadka.
Dziewczyny odruchowo się skrzywiły na myśl o obecności tego mężczyzny. Nagle Francis wstał od stołu, tłumacząc się, że musi gdzieś zadzwonić. Ci którzy byli zaznajomieni z jego tajemnicą w duchu życzyli mu powodzenia.


            Kiedy państwo Varin wrócili do domu, goście siedzieli w swoich pokojach. Tylko Vincent z racji, że jest ich wnukiem czekał na nich w salonie. W pokoju krytyków kulinarnych panował nadzwyczajny spokój, spowodowany upojeniem alkoholowym blondyna. Natomiast u Francisa i Josepha panowała przytłaczająca atmosfera, spowodowana załamaniem Francuza. Rudy mężczyzna próbował jakoś pocieszyć rówieśnika, jednak mu to nie wychodziło. Za to u dziewczyn zabawa szła w najlepsze. Siedząc na łóżku grały w pokera, co chwilę podjadając jakieś przekąski, wyniesione z kuchni. Japonki bez umiaru cieszyły się z wina, natomiast Asuma musiała zadowolić się napojami bez promili. Kikari z dumą wymalowaną na twarzy rzuciła kary na środek:
- Wygrałam! – krzyknęła i by to uczcić wypiła całą zawartość kieliszka.
- Znowu… - mruknęła szatynka.
Starsza dziewczyna wpatrywała się w karty jakby było coś w nich ciekawego. Co chwilę zerkała na te, które trzymała w dłoni. Kiwnęła palcem w stronę Itamaki, by się przysunęła do niej. Dziewczyna niezbyt rozumiejąc wykonała polecenie i spojrzała na talię brunetki. Potem skierowała wzrok na karty wyrzucone przez Kikari. Nadymała policzki i doczołgała się do blondynki, która była zbyt zajęta otwieraniem nowej butelki. Nagle podniosła jej koszulkę do góry:
- Ej! – zdziwiła się. – Co ty odwalasz. -Kilka kart wypadło na łóżko, a ich właścicielka zrobiła poker face’a
- Oszukiwałaś. – zarzuciły jej.
- Em… „Przecież, przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy” – zacytowała Arthura Schopenhauera. – A nie powiedziano, że nie można oszukiwać przeznaczenia.
- Widziałaś film „oszukać przeznaczenie”? – Blondynka kiwnęła głową. – To uważaj bo zaraz skończysz tak jak jego bohaterowie.
- Dokładnie! „Każdy uczynek dobry lub zły niesie za sobą jakieś konsekwencje”. A twoją konsekwencją jest to! – krzyknęła Asuma i zwaliła dziewczynę z łóżka.
W tym momencie nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć w tym pokoju, ponieważ wkurzanie podpitej Kikari nie należy do najrozsądniejszych rzeczy.


            Budzik niemiłosiernie przypominał o swoim istnieniu. Zerknęła na niego zakładając podkolanówki i się uśmiechnęła. Postać uderzała patelnią jakiegoś faceta. Dobrze pamiętała jak dostała go na urodziny od przyjaciółki. Przyjaciółki z którą miała się spotkać za dziesięć minut na przystanku. Chwyciła torbę i zbiegła po schodach. W pośpiechu wciskała buty na nogi i zakładała płaszczyk:
- Tylko się nie zabij po drodze! – ktoś krzyknął z kuchni.
- Jasne tato! – odkrzyknęła i założyła torbę.
Wybiegła z domu i pędziła w stronę przystanku. Jeśli jej się poszczęści to może nie będzie musiała stać długo przy szlabanie. Minęła parę osób ze swojej szkoły i radośnie im pomachała. W pewnej chwili zaczęła żałować, że nie związała swoich czarnych włosów, które wpadały jej do oczu. Tak jak chciała, kiedy podbiegła do szlabanu ten się podniósł. Resztę drogi mogła już przebyć lekkim truchtem, ponieważ miała jeszcze pięć minut do spotkania. Kiedy w końcu dostała się na zatłoczony przystanek, zaczęła się rozglądać za przyjaciółką. Stawała na palcach chcąc wyjrzeć poza tłum, jednak coś jej to nie wychodziło:
- Bu. – usłyszała jak ktoś krzyczy jej do ucha i poczuła pociągnięcie za włosy.
Obróciła się na pięcie i przytuliła znajomą, która miała krótko ścięte rude włosy, pełne jakiś przesłodkich spinek. Cicho westchnęła, wczoraj jeszcze była blondynką i miała dłuższe włosy. Dziwiła się, że jeszcze jej nie wyrzucili za takie eksperymenty z wyglądem. Teoretycznie to nie mieli prawa, jednak każdy wiedział, że takie postępowanie nie jest mile widziane:
- I jak Ci się podobam w nowej wersji, Itami?
- Wspaniale, chociaż te spineczki… - ruda zrobiła urażoną minę. – Żartowałam!
Obydwie wybuchły śmiechem i wsiadły do kolejki miejskiej
- Ej ale to nie nasz kurs. – Zauważyła szatynka.
- Oj tam… Przesiądziemy się i będziemy szybciej.
            Itamaki gwałtownie się obudziła, będąc zalana zimnym potem. Próbowała poskładać myśli jednak dodatkowy ból głowy wcale jej w tym nie pomagał. Jedyne co pamiętała to twarz Mitsuki, a potem mnóstwo krwi. Kiedy uspokoiła oddech była już świadoma, że śniło jej się wspomnienie tamtego dnia, w którym jej najbliższa przyjaciółka została zabita. A raczej zamordowana przez jedną z japońskich mafii, która postanowiła pokazać jaka jest ważna i przejęła pociąg, którym wtedy jechały. Nagle jej skacowany umysł dawał jej znać, że coś wbija się jej między łopatki. Podniosła się i spojrzała na Kikari, której noga nie mając oparcia się wyprostowała. Przez to twarz Asumy zaznała bliskiego kontaktu z stopą blondynki. Lekko się uśmiechnęła i spojrzała na lustro. Jeśli kiedykolwiek mogła wyglądać bardziej blado niż zazwyczaj, to właśnie teraz był ten moment. Postanowiła pójść się odświeżyć by doprowadzić siebie do wcześniejszego wyglądu. Przez ten sen ponownie zaczęło ją dręczyć, że to przez nią Mitsuki nie żyje. Ale wtedy sobie przysięgła, że zrobi wszystko by pomścić jej śmierć. Nawet za cenę przyłączenia się do jednej z mafii by nabrać doświadczenia oraz dowiedzieć się co nieco o ich działalności. Tylko nie spodziewała się, że właśnie w jednej z takich rodzin poczuje się na miejscu i tak bardzo przywiąże się do jej członków.

            Mijały kolejne dni ich pobytu w Kanadzie i największym szokiem dla Japonek był fakt, że Pan Varin zachowywał się całkowicie inaczej przy swojej żonie. Co znaczyło, że kiedy jej nie było wracał do swoich zboczonych nawyków. Vincent i Chris mieli coraz więcej obowiązków, chcieli nawet by Pan Williams powróciłby ich trochę odciążyć. Niestety okazało się, że zaginął tak jak inni nauczyciele. Brunet oprócz nauczania historii Europy musiał jeszcze sprostać wyzwaniu będąc wychowawcą. Więc mając więcej obowiązków od Brytyjczyka zostali zmuszeni do jeżdżenia do pracy osobno. Francuz zostawał do późna w szkole załatwiając klasowe sprawy oraz sprawdzając prace, kiedy Christopher już dawno był w drodze powrotnej. Zresztą blondyn stał się strasznie nerwowy odkąd usłyszał, że będzie mieć siostrzeńca. Teoretycznie Vincent mu się nie dziwił, bo jego siostra była w wieku Itamaki i Kikari, czyli dość młoda.
            Pohamował ziewnięcie i kończył sumowanie nieusprawiedliwionych godzin jego podopiecznych. Akurat mu się trafiło, że zbliżał się koniec semestru. Więc oprócz spraw technicznych musiał się wysilać by wszyscy jego uczniowie jak najwięcej się nauczyli bo zbliżały się egzaminy semestralne. Młoda nauczycielka założyła płaszczyk i uśmiechnęła się na pożegnanie. Odpowiedział jej tym samym przy okazji lustrując jej sylwetkę. Podobała mu się jednak przez te obowiązki nie miał nawet głowy by do niej zarywać. W duchu miał nadzieję, ze jutro też zostanie do późna, a wtedy weźmie sprawy w swoje ręce. Usłyszał cichy trzask i wrócił do sprawdzania dziennika. Kiedy upewnił się co do liczby, szybko ją zanotował na małej karteczce oraz nazwiska uczniów, z którymi będzie musiał porozmawiać. Usłyszał wrzask, odruchowo sięgnął za pasek jednak jego ręka nie znalazła broni. Syknął zirytowany ze swojego zapominalstwa i wyciągnął pistolet z teczki. Dopiero wtedy włożył go za spodnie i szybko zarzucił na siebie marynarkę. Wybiegł z pokoju i ruszył w kierunku, z którego ciągle dobiegał hałas. Kiedy znalazł się przy schodach zobaczył na dole jak młoda nauczycielka z przerażeniem wpatruje się w ciało ochroniarza, które leżało w kałuży krwi. Zbiegł na sam dół i chwycił ją za ramiona:
- Nic Ci nie jest? – spytał próbując ją wybudzić z wstrząsu.
Odpowiedział mu szloch, więc lekko ją przytulił i zaczął się rozglądać w każdą stronę. Przy okazji uznał, że szatynka ma bardzo ładnie pachnący szampon. W myślach siebie skarcił, że myśl o takich rzeczach podczas zagrożenia. Kobieta wbijała paznokcie przez koszulę i uznał, że najlepiej jak ją stąd wyprowadzi. Delikatnie ją od siebie odsunął i pociągnął w stronę wyjścia. Cały czas się rozglądał, a zwłaszcza jak wyszli na zewnątrz. Słońce już zaszło więc zrobiło się ciemno. Wiadomym było, ze taka pora sprzyja zabójcy. Odprowadził ją do samochodu:
- Jedź jak najszybciej do domu mojej babci. – napisał adres na kartce. – I powiedz co się stało. Najlepiej zostań tam na noc, na pewno będziesz bezpieczna.
Szatynka pokiwała głową i zamknęła drzwi po czym odjechała. Wzrokiem śledził ją, aż znikła mu z pola widzenia. Rozejrzał się po prawie pustym parkingu. Uspokajając oddech wrócił do budynku i kucnął przy zwłokach. Zauważył ranę kłutą na szyi, przynajmniej ochroniarz długo nie cierpiał. Nagle usłyszał ciche stuknięcie. Poderwał się na równe nogi i obrócił blokując uderzenie napastnika. Mężczyzna wydawał się zaskoczony jednak nie dawał za wygraną i uniósł kolano. Poczuł jak wbija się w jego brzuch i odsunął się starając nie potknąć o ciało. Chwycił się za obolałe miejsce i wpatrywał się w przeciwnika. W jego ręce lśniło ostrze wojskowego noża. Przełknął głośno ślinę i zrobił krok do tyłu. Mężczyzna zerwał się do biegu chcąc go ugodzić. W ostatniej chwili zrobił unik i podstawił nogę. Usłyszał huk i spojrzał jak napastnik szybko wstaje na nogi. Uparty jest. Przeklął w duchu i przyjął pozycję gotową do walki. Przeciwnik nie czekając znowu zaatakował, jednak ponownie nie trafił, natomiast Vincent jak najmocniej uderzył go pięścią w żuchwę. Coś strzyknęło mu pod palcami i miał nadzieję, że to nie było w jego ręce. Upewnił go wrzask mężczyzny, który chwycił się za szczękę. Nim zdążył zauważyć ostrze noża trafiło go w prawy bark. Poczuł jak ciepła krew wsiąka w białą koszulę. Przełknął krzyk bólu i kopnął napastnika na oślep. Trafił i nóż został wyciągnięty z jego ciała. Przeciwnik widocznie podniecony tym co zrobił ponownie zaatakował, brunet szybko wyciągnął pistolet jednak nie miał czasu by go odbezpieczyć. Odsunął się w bok i kolbą uderzył zabójcę w głowę. Mężczyzna nagle stanął i wpatrywał się zaskoczony w broń. Widocznie nie spodziewał się by ktoś oprócz ochroniarza był uzbrojony. W tym momencie Vincent mógł mu się przyjrzeć. Był to wysoki mężczyzna ubrany na czarno, miał ścięte po wojskowemu czarne włosy. Najbardziej rzucała się w oczy biała blizna na jego policzku. Jak przeżyję to łatwo będzie mi go opisać. Skrzywił się na własne myśli. Powinien być pewny swojej wygranej, ponieważ miał pistolet. Tylko czy pociągnie za spust, przecież czy to nie będzie dziwne, że ochroniarz zginął od noża, a jego zabójca od pistoletu. Zerknął w górę i ujrzał kamerę. Na jego szczęście była zniszczona, zapewne przez jego przeciwnika. Usłyszał szybkie kroki i zrobił unik. Mężczyzna stracił równowagę i padł na posadzkę, wypuszczając nóż. Przyłożył lufę do jego skroni:
- No dobra to koniec – wysapał.
Czuł jak ból narasta w jego prawej ręce, że coraz trudniej utrzymać mu pistolet. Jednak uparcie trzymał palec na spuście. Szatyn nerwowo wpatrywał się w niego.
- Po co zabiłeś ochroniarza i czy masz jakiś związek z znikającymi nauczycielami?
Cisza.
- Spytałem o coś! – krzyknął.
- A po co Ci to wiedzieć – uśmiechnął się szyderczo, jednak przestał kiedy poczuł mocniejszy ucisk lufy. – I tak nie jesteś belfrem, więc nie powinno Ciebie to obchodzić.
Zmarszczył brwi, słysząc znajomą nutę akcentu francuskiego. Nagle drzwi się otworzyły i zobaczył w nich Josepha:
- Vinc! – krzyknął.
Wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Uderzenie w brzuch i wypadający pistolet. Zimno podłogi oraz krzyki Brytyjczyka. Groźby zabójcy, że jeśli się nie odsunie to go zastrzeli. Ciężkość buta na jego plecach i nagła ciemność. 


piątek, 15 marca 2013

18 cz.1


            W salonie panowała przytłaczająca atmosfera. Francis nerwowo przechadzał się w tą i z powrotem, czytając jakąś grubą księgę. Absolwenci akademii wojskowej siedzieli przy stole i z skupionymi minami pochylali się nad laptopem. Włoch spojrzał na dziewczyny i się uśmiechnął, wskazując ręką by szły pierwsze. Rozległ się dźwięk zamykanego gwałtowanie laptopa:
- Co jest… - syknęła Asuma, marszcząc gniewnie brwi.
Kikari postawiła na stole pudełko z pełną dumy miną. Joseph hamując ziewnięcie, wyciągnął rękę by podnieść wieko, jednak nagle dostał po niej. Spojrzał zaskoczony na Itamaki, która chwyciła się za dłoń i wyklinała pod nosem „ciężkie łapska” rudzielca. Kiedy szatynka zakończyła użalanie się nad swoją obolałą ręką, uniosła wieko:
- No bo to ja miałam wam pokazać – wytłumaczyła.
Pozostali nachylili się nad pudełkiem i oniemieli z wrażenia. Francuz spojrzał na japońsko-włoską koalicję i wymamrotał gratulacje oraz dał im czas wolny. W tym czasie pozostali zajęli się interesującą ich zawartością. Cicho westchnął i pochylił się na ich dwójką zerkając na papiery przez nich trzymane:
- Kto normalny trzyma całą dokumentację wojskową w domu… - zaśmiała się Asuma.
Odpowiedziało jej rozbawione prychnięcie rudego mężczyzny, a Francis teatralnie przewrócił oczyma. Nie znał się na tych sprawach, więc nie rozumiał tak ostrego krytykowania. Zerknął na książkę, którą postawił na stole. W takim przypadku powinien ją oddać do biblioteki, bo już widocznie nie jest potrzebna:
- O nawet jest zdjęcie – nagle się zaciekawił i wyciągnął z pudełka fotografię. – Wygląda na dość młodego.
Jednak nie spotkał się z jakimkolwiek zainteresowaniem, więc odrzucił zdjęcie gdzieś na stół i usiadł sobie na kanapie. Pohamował ziewnięcie i rozłożył się na całej długości mebla, szykując się do drzemki. W końcu teraz był nie potrzebny. Co jakiś czas do jego uszu dochodziły jakieś szepty pełne ekscytacji oraz zirytowania. Otworzył jedno oko i się przyjrzał pozostałej dwójce:
- Ale gdzie jest najważniejsza teczka… - mamrotał Joseph.
- Może jednak nie jest taki głupi i trzyma ją na przykład w skrytce?
Postanowił, że jednak nie będzie ingerować i obrócił się na drugi bok. Joseph nie dał mu spać ostatniej nocy, ponieważ przez parę godzin rozmawiał ze swoim partnerem. Prychnął cicho pod nosem. I to niby ja godzinami ślęczę nad telefonem. Nagle go oświeciło i wyciągnął swoją komórkę. Zaczął pisać wiadomość do Elizabeth, ponieważ gdyby zadzwonił to pozostali by się czepiali, że nie mogą się skupić. Nawet nie zdążył zauważyć kiedy w jego stronę leciała książka, która zderzyła się z jego kolanem. Syknął z bólu i spojrzał na przyjaciół. Odpowiedziało mu morderczy wzrok Asumy i na wspomnienie co spotkało Vincenta, postanowił się nie wychylać. Wyciszył dźwięki w telefonie by klikanie w ekran ich nie denerwowało i powrócił do pisania wiadomości. Akurat wtedy kiedy kliknął „wyślij”, brunetka wstała gwałtownie, przewracając krzesło. Zaciekawiony wyjrzał zza urządzenia i przyglądał się jak dziewczyna podnosi fotografię:
- Przecież to on nas wtedy przywitał… - Wysapała.
Nie wiedząc o co chodzi, podniósł się z kanapy i do nich podszedł. Rzuciła mu się w oczy jedna z teczek i mimochodem ją otworzył. Tępym wzrokiem wpatrywał się w hasło
„Projekt Afganistan”.
            Przeciągając się wyszedł ze szkoły i odruchowo się zatrzymał na końcu schodów. Machnął na pożegnanie kumplom, czasami coś im odkrzykując. Zerknął na zegarek i zaczął się rozglądać za czarną mazdą, której nigdzie nie było. Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu i gwałtownie się obrócił:
- A ty coś tak się wystraszył – roześmiał się mężczyzna.
- Tato?
Wpatrywał się całkowicie zaskoczony na swojego ojca, który się zaśmiał i poczochrał go po włosach. Nic się nie zmienił. Lekko się uśmiechnął na swoje stwierdzenie. Peter tak jak ostatnio miał krótko przycięte brązowe włosy, lekką opaleniznę i nieodłączane przeciwsłoneczne okulary:
- Zdziwiony? – wskazał ręką na starego Land Rovera.
Kiwnął głową i miał zamiar ruszyć w stronę rodzinnego auta, kiedy ujrzał jak na podjazd podjeżdża biały Range Rover. Poczuł jak wzbiera się w nim panika. W końcu jak wytłumaczy ojcu, że taka dziewczyna jak Asuma przyjechała po niego. Zerknął na mężczyznę, który lustrował wzrokiem samochód parkujący obok jego pojazdu. Zastanowił się czy jego ojciec odruchowo zaczyna przejeżdżać ręką po swoim zaroście:
- Chyba powinienem umyć naszego staruszka. – Z ulgą odetchnął, że ojciec skupił się na różnicy samochodów.
Z Range Rovera wysiadła Asuma widocznie zirytowana, trzasnęła drzwiami. Szybkim krokiem ruszyła w ich stronę, zakładając płaszcz. Część uczniów z zaciekawieniem spojrzała na dziewczynę. Poczuł jak ręce zaczynają mu się pocić na myśl o niemiłej konfrontacji. Już chciał zacząć tłumaczyć całe zdarzenie, kiedy brunetka ich wyminęła, jakby w ogóle nic nie widziała:
- Takamachi?
Gwałtownie się obróciła i z zaskoczoną miną im się przyjrzała. Bardziej był zaskoczony sam Matthew, który w ogóle nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Jego ojciec się uśmiechnął szerzej, widząc iż się nie pomylił. Asuma powoli zeszła ze schodów:
- Pan Peter… - powiedziała niepewnie.
- O jak miło, że mnie pamiętasz – zaśmiał się radośnie.
- Jak mogłabym o Panu zapomnieć. – Mat miał wrażenie, że dziewczyna wypowiedziała to z wyrzutem. – Co Pan robi w takim miejscu?
Poprawił plecak na swym ramieniu i nerwowo zerkał na ich dwójkę. Miał wrażenie, że coś ich łączy jednak nie potrafił określić co. Peter spojrzał na swojego syna i objął go ramieniem, po czym poczochrał:
- Syna przyjechałem odebrać ze szkoły – wyszczerzył się. – A z tego co słyszałem to ponoć już ukończyłaś szkołę.

            Spojrzał na dno kubka, które było puste. Wydął usta w podkówkę i spojrzał smętnie na Chrisa. Blondyn nawet nie zwracając uwagi czy ktoś oprócz nich znajduje się w pomieszczeniu; wystawił środkowy palec nie odrywając wzroku od klasówek. Z głośnym westchnięciem położył głowę na stole i przyglądał się stosikowi kartek, który czeka na ocenienie. Stanowczo to nie podobało mu się w pracy nauczyciela. Rozległo się ciche pukanie do pokoju nauczycielskiego, zaskoczony tym podniósł głowę. Jeden z nauczycieli wstał i podszedł otworzyć drzwi. Vincent uznał, że może się przejść do ekspresu chociaż tak bardzo mu się nie chciało. Kiedy udało mu się w końcu stanąć na równe nogi, nie było już jednego pustego kubka tylko dwa. Zerknął rozbawiony na blondyna i doczłapał się do urządzenia:
- Vincent, to do Ciebie.
Zdziwiony postawił naczynia na stoliku i mruknął jakieś podziękowanie dla nauczyciela. Stanął w drzwiach i ujrzał dwie swoje uczennice. W duchu modlił się, by nie przyszły się pytać o ostatni sprawdzian, który od tygodnia leży w domu niesprawdzony:
- W czym mogę pomóc?
- No bo… - jedna z nich spuściła speszona wzrok. – Pana dziewczyna przyjechała, ale ktoś ją zaczepił.
- Moja dziewczyna? - oparł się o framugę i spojrzał w górę, próbując skojarzyć fakt, że z kimś chodzi.
- Idioto! Pewnie mówią o Asumie. – Krzyknął za nim Christopher.
Dziewczyny wydawały się jakby przestały rozumieć co się dzieje. Zerkały na zmianę na zastępców, oczekując jakiegoś wytłumaczenia lub czegokolwiek:
- A! – zakrzyknął brunet już rozumiejąc. – Dziękuję wam.
Wyminął je i ruszył korytarzem. Niezbyt mógł skojarzyć dlaczego jego przyjaciółka przyjechała, jeśli od tygodnia jeżdżą jego samochodem. Do tego ta informacja, że ktoś ją zaczepił. Zmarszczył brwi i zbiegł ze schodów. Parę uczniów się z nim przywitało, jednak im nie odpowiedział. Szybko przeszedł przez zamykające się drzwi i zobaczył Asumę jak rozmawiała z jakimś facetem. Do tego obok stał Matt. Zeszedł ze schodów i niby to mimochodem, objął dziewczynę w tali. Poczuł jak się spina, ale zabawniejsza była mina mężczyzny:
- Dobry, czy w czymś nie przeszkadzam? – spytał uprzejmym tonem i oparł brodę o ramię brunetki.
- Nie w niczym… - odpowiedział zaskoczony. – Miło było ponownie Ciebie zobaczyć, jak będziesz miała okazję spotkać się z pozostałymi to ich pozdrów.
Asuma mruknęła coś pod nosem. Mężczyzna ruszył w stronę parkingu, szukając w kieszeniach kluczyki, mamrocząc coś do syna:
- Do widzenia Panie Varin! – Nagle krzyknął chłopiec.
Jego ojciec jakby zaskoczony spojrzał na niego, jednak nic nie powiedział i wsiał do samochodu. Przez chwilę obserwował jak wyjeżdżają poza teren szkoły i  z zadowoleniem mocniej przytulił się do dziewczyny:
- Vinc…
Spojrzał na nią uśmiechając się i nagle poczuł ból w stopie. Szybko się odsunął i chwycił za obolałą kończynę. Stanowczo powinien się spodziewać takiej reakcji, jednak i tak był zaskoczony. Usiadł na jednym ze schodków i przyglądał się wgnieceniu w jego nowych mokasynach. Kątem oka zerknął na obcas dziewczyny i miał wrażenie, że nagle zaczęło go mocniej boleć. Brunetka wpatrywała się w miejsce gdzie zniknął jej z pola widzenia Land Rover:
- Asu?
- Macie teraz jakieś lekcje?
Pokręcił głową, wyciągnął telefon by poprosić Chrisa o wyjście oraz by zabrał jego marynarkę i prace klasowe.
            Na stole znajdowała się kolacja i tylko czekano, aż wszyscy zejdą do jadalni. Ponieważ lepiej się myśli kiedy się je, więc ustalono, że zebranie odbędzie się podczas wieczornego posiłku. Asuma postawiła dzbanek z herbatą i zerknęła na zegarek. Od południa była całkowicie podenerwowana, a rozmowa z Vincentem w ogóle jej nie uspokoiła. Zerknęła na Włocha, który przyglądał się butelkom wina. Podszedł do niego Francis, który także się przyłączył do wybierania rocznika na ten wieczór. Itamaki weszła do pomieszczenia, przeciągając się i ziewając. Za nią weszła druga Japonka, jednak ciągle brakowało narzekającego Brytyjczyka:
- Tosiek… Gdzie wcięło Chrisa?
- Z tego co kojarzę to chyba wyszedł na dwór.
- Ja po niego wyjdę. – Zaproponowała Kikari.
Pozostali spojrzeli na nią zaskoczeni, jednak jak ktoś miał sprowadzić Christophera to tylko ona. Chociaż raczej można to nazwać wykurzeniem z innego miejsca. Przed wyjściem na dwór założyła na siebie za duży sweter nie wiedząc do kogo on należy. Jednak nie miała zamiaru się przeziębić przez okularnika. Gdy wyszła na zewnątrz, rozejrzała się. Robiąc nadąsaną minę z powodu chłodu, włożyła ręce do kieszeni. Jej brwi uniosły się do góry i wyciągnęła dłoń, pełną skorupek po słoneczniku. W ten sposób rozwiązała zagadkę czyj sweter ma na sobie. Wyrzuciła śmieci i ruszyła powoli wzdłuż ściany budynku. Zaczęła żałować, że nie założyła butów. Śnieg niemiłosiernie wkradał się do jej kapci powodując, że jej skarpetki robią się mokre. W duchu przysięgła, że zemści się za to na Chrisie jak go tylko znajdzie. Oparła się o ścianę i wyrzuciła dręczący ją śnieg:
- Rozumiem… - Usłyszała głos Brytyjczyka. – Jeśli mówisz, że jest wspaniały to wierzę Ci na słowo.
Ostrożnie się wychyliła zza ściany i doznała szoku. Blondyn trzymał w jednej ręce okulary i się nimi bawił, a na jego twarzy gościł szczery uśmiech. Z widoczną radością słuchał swojego rozmówcę i wpatrywał się w niebo. Kikari przez chwilę się zastanawiała czy to ten sam facet i czy jeśli trzepnie go śnieżką to wróci do normalności.
- Jak to? – nagle zmienił się jego ton. – Co mówił lekarz?
Westchnęła cicho i się oddaliła. Stanowczo coś ostatnio zmiękła, jednak dała sobie słowo, że i tak się na nim wyżyje. Kiedy uznała, że oddaliła się na odpowiednią odległość, głośno zaczerpnęła powietrza:
- Chris! Ty idioto! – krzyknęła. – Gdzie Cię do jasnej cholery wcięło?

_________________________
Ah jak strasznie opornie mi szło przepisywanie, a choroba w ogóle mi nie pomagała.
piątek, 8 marca 2013

17 cz.3


            Tej nocy niebo było zasłonięte przez chmury, z których wydawało się, że mógłby zaraz lunąć deszcz. Wiatr bezlitośnie gwizdał i targał drzewami, powodując że na ramionach Asumy pojawiła się gęsia skórka. Dziewczyna niezbyt zadowolona, upiła łyk herbaty, która niestety już wystygła. Zastanawiała się nad wieloma sprawami, które mieszały się ze sobą, powodując niesłychany chaos. Nie wiedziała co ją bardziej niepokoi, czy fakt, iż bez oporów wykorzystuje swoje przykre doświadczenie, czy może to, że nagle zniknęło dwóch nauczycieli. Do tego jeszcze ta nie wiedza na temat ojca Matta. Przygryzła dolną wargę wpatrując się w mniej określony punkt. Deski werandy cicho zaskrzypiały pod czyimiś stopami i nim zdążyła się obrócić, widoczność przysłonił jej koc. Szybko zdjęła materiał z głowy i spojrzała do góry:
- Nie uważasz, że jest za zimno na siedzenie na dworze? – Westchnął Vincent.
Wzruszyła ramionami i okryła je kocem, po czym poklepała miejsce obok siebie. Brunet z głośnym stęknięciem usiadł, a ona teatralnie wywróciła oczyma:
- Wiesz w końcu to nie te same młode kości… - Zaśmiał się.
Przez chwilę milczała by w końcu przypomnieć sobie, że są rówieśnikami. Przybierając oburzoną minę posłała mu kuksańca i odsunęła się. Odpowiedział jej śmiech, więc spojrzała na niego morderczo:
- Jak się czujesz? – Nagle spoważniał.
Poczuła się zbita z tropu tym pytaniem, jednak po chwili prychnęła. Perfidnie czuła się traktowana jak dziecko, a parę sekund temu słuchała, że to nie są już młode kości. Odwróciła swój wzrok w drugą stronę i marszczyła gniewnie brwi:
- Jeśli myślisz, że jestem załamana to radzę Ci się wycofać. – Wycedziła znowu patrząc na niego.
Zmieniła swoją pozycję by siedzieć twarzą w jego kierunku. Vincent widocznie chciał coś powiedzieć jednak zawiał silniejszy wiatr od tyłu. Odruchowo się pochylił i przyglądał się jak dziewczyna mruży oczy starając się zrobić z jego ciała tarczę. Kiedy ucichło, palcem wskazującym dotknęła jego klatki piersiowej i lekko go popchnęła do tyłu. Zaskoczony brunet nawet nie próbował się opierać i jak długi przewrócił się na plecy, o mało co nie uderzając głową o belki w balustradzie. Lekko podniósł się na łokciach i spojrzał na nią całkowicie nic nie ogarniając:
- Podstawy psychiki ludzkiej się kłaniają. – Powiedziała wystawiając mu język. – W końcu każdemu robi się głupio, kiedy ponarzekają przed osobą, która nagle okazuje się bardziej poszkodowana. Do tego budzi się żal i współczucie, co się równa łatwiejszemu wyciągnięciu informacji.
Mimo wytłumaczenia, dalej nie rozumiał czemu go przewróciła. No i czuł, że jego duma legła w gruzach. W końcu dziewczyna za pomocą jednego palca, powaliła go na ziemię. Chociaż ta dziewczyna była jego przyjaciółką od dziecka. Ponownie zagwizdało i silny wiatr dmuchnął prosto w twarz Asumy. Nawet nie zauważyła kiedy zwiało jej koc, bardziej denerwowało ja to, że wiatr targa jej włosami. Jedna nagle jakby jego siła zmalała, a ona skapnęła się, że Vincent znowu usiadł. Głośno wzdychając oparła swoje czoło o jego klatę i czekała, aż przestanie wiać:
- Asu…
- Hm? – Zadarła głowę by na niego spojrzeć
            Odgłosy kroków niosły się echem po korytarzu i z każdą chwilą wydawały się głośniejsze. Nim dziewczyny się zorientowały, drzwi od pokoju z głośnym hukiem spotkały się ze ścianą. Zza nich wyłoniła się starsza dziewczyna z wyjątkowo wściekłą miną. Nie myśląc o delikatności trzasnęła drzwiami i się o nie oparła:
- Co się stało? – Spytała niepewnie Itamaki.
- Nic.
Po chwili brunetka zamknęła się w łazience i rozległ się dźwięk płynącej wody z prysznica. Japonki zerkały na siebie zbite z tropu, po czym na karty. Przeszła im ochota na grę, ponieważ coś bardziej intrygującego się działo:
- Może nie wpadła na pomysł co zrobić z Mattem? – Mruknęła szatynka.
- Z tego co mi się wydaje to była z Vincem na tarasie… - Zaśmiała się Kikari. – Pewnie o to chodzi.
Przez chwilę przez głowę przechodziły im najróżniejsze wizje, które kończyły się tym samym: Asuma oburzona wracała do pokoju. Większość ich pomysłów była już absurdalna na początku i dość szybko je odrzucali. Najbardziej pasowało im to, że Vincent po prostu powiedział coś na co dziewczyna jest wyczulona. Tylko, że one nie wiedziały co to może być. Wtedy z łazienki wyszła obgadywana i padła na łóżko:
- Wymyśliłaś coś jak zdobyć informacje o Panu Kingrdomie? – Zagadała blondynka.
- Może by tak wysłać Josepha by to wybadał? – Podała pomysł Itamaki, nie widząc reakcji ze strony Francuzki. – W końcu to ponoć jego obręb pracy…
Dało się słyszeć westchnięcie, lekko stłumione przez poduszki. Asuma podniosła się na łokciach i spojrzała na nie. Wyglądała na diabelnie zmęczoną, wkurzoną i zirytowaną na raz. Dziewczyny mogły przysiąść, że w tym momencie była ona całkowicie sobą, bez żadnego udawania:
- Pomyślcie trochę… - Powiedziała zaskakująco łagodnie. – Gdyby było to możliwe to byśmy go już dawno wysłali… - Ziewnęła nawet nie zasłaniając ust ręką. – Ale przez jedno głupie hasło w kartotece nawet nie chcą go widzieć przy czymkolwiek co jest związane z Afganistanem.
Ponownie słyszały o jakimś tam haśle, którego nawet nie znały. Ponoć było to coś co łączyło tą dwójkę, jednak nikt z rodziny nie chciał o tym wspominać. Widziały teraz okazję by w końcu się dowiedzieć o co chodzi, jednak nim zdążyły zapytać doszedł do ich uszu miarowy oddech brunetki. Spojrzały na nią, niedowierzając, iż można tak szybko zasnąć. Całkowicie jak dziecko. Zostało im jedynie czekać do jutra by spróbować pociągnąć ten temat.
            Po raz kolejny gałąź zastukała w okno pod naporem wiatru. Francis nawet nie podniósł wzroku znad książki i cieszył się z miękkości Vincentowatego łóżka. Jego nie było takie wygodne, a do tego Joseph strasznie się wiercił. Oczywiście nie miał jakiś zastrzeżeń do dzielenia łóżka z homoseksualistom, bo rudy Brytyjczyk był dla niego jak najlepszy przyjaciel. Przyjaciel, który podczas snu nagle się do niego przytula i ma tak cholernie mocny uścisk, że do rana nie można się z niego wyswobodzić. Nie przeszkadzało mu to, jednak ostatnio dość często zasypiał u Vincenta. W duchu się cieszył, że nie miało to nigdy miejsce w pokoju walczących ze sobą przedstawicieli dwóch różnych kuchni czyli Antonio i Chris . W końcu Elizabeth miała kochany zwyczaj dzwonić do niego rano, a wolał nie ryzykować by Brytyjczyk odkrył w takich okolicznościach, że chodzi z jego siostrą. Na samą myśl co by się wtedy działo, przeszły mu po plecach ciarki. Do jego uszu doszedł głośny trzask w pokoju naprzeciwko i zastanawiał się kto tak się wkurzył. Chociaż nie musiał się zastanawiać. Od razu do głowy przychodziła mu Asuma albo Kikari. Tą drugą opcję skreślił bo nie było akompaniamentu przekleństw na temat pewnego okularnika, więc została tylko jego rodaczka. Kiedy tak rozmyślał, czytając po raz enty to samo zdanie, do pokoju wrócił Vincent:
- Czy ty aby nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? – Spytał niezbyt przekonująco.
Blondyn był pewien, że jego przyjaciel po prostu się już przyzwyczaił do jego obecności. Podniósł swój wzrok znad książki i wpatrywał się tempo w kumpla. Wstał i podszedł do niego powoli. Schylił się, mrużąc przy tym oczy:
- Za co oberwałeś? – Spytał rozbawiony.
Vincent trzepnął go w ramię. Oczywiście tak po przyjacielsku, wyminął go i  zaczął zdejmować koszulę. Od kiedy wrócił ze szkoły to nie przebrał się i paradował po domu, w tej białej koszuli. Kumpel nie dawał za wygraną i ciągle się śmiejąc, padł na łóżko:
- Nie twoja sprawa… - Odpowiedział urażony i wziął czyste rzeczy.
Trzasnęły drzwi od łazienki, a blondyn wpatrywał się w nie rozbawiony. Nagle umilkł i zastanawiał się nad tym co było powodem, pięknego zaczerwienienia na policzku Vincenta. Miał predyspozycje by to odgadnąć, ponieważ wychował się przy tej dwójce i znał ich jak nikt inny w tej rodzinie. Jednak Asuma dość często okładała bruneta za byle co, chociaż nie była wtedy tak wkurzona. Wtedy go oświeciło:
- Vincent! – Krzyknął nie mogąc uwierzyć w to co wywnioskował. – Ty na serio jesteś wielkim idiotom!
On wiedział. Przekonał się o tym na własnej skórze i teraz bardzo żałował, że nie pomyślał. Przyglądał się odbiciu ręki dziewczyny na swoim policzku i próbował sobie to wszystko w głowie poukładać. Przy okazji rozmyślał, czy zejdzie do jutra. W końcu nie może się pokazać w szkole z śladem po liściu. Jednak bardziej się martwił poranną jazdą z Asumą. Może powinien poprosić kogoś innego, tak dla bezpieczeństwa pozostałych. Dobrze wiedział, że dziewczyna potrafi zaskakująco długo trzymać urazę, a dodając do tego prowadzenie wozu. Strasznie nie podobało mu się takie połączenie.
            Przez resztę tygodnia ani o drobinę nie poruszyli się w stronę odkrycia zawodu ojca Matta. Do tego Vincent ustalił, że on wraz z Chrisem będą jechać do szkoły samochodem bruneta. Natomiast Absolwenci francuskich szkół mieli się zająć dalszym rozpracowaniem Pana Kingrdoma. Francis wyjątkowo zrobił użytek ze swojej prawniczej wiedzy by znaleźć sposób, aby rudzielec mógł dostać jakieś informacje i to całkiem legalnie. Pozostała trójka miała najtrudniejsze zadanie. Mieli porozmawiać z matką chłopaka i spróbować się czegoś od niej dowiedzieć. Niestety na powitanie dowiedzieli się, że Matthew ma na pieńku z rodzicielką, przez nieodpowiednie towarzystwo. Oczywiście Kikari podsumowała tych wszystkich sportowców, nazywając ich „głupszymi od Chrisa”, co pozostałych wprawiło w rozbawienie. Do tego Laura nie była przekonana do ich trójki, zapewne wkładając ich do tego samego worka co osiłków ze szkoły syna. Sami byli temu trochę winni bo na przywitanie źle się zaprezentowali. Dziewczyny ochoczo przyznały się do swojego wieku co dało im nalepkę „szkoła średnia i nic więcej”. Natomiast Antonio uchodził za włoskiego pedofila, który sprowadza dzieci na złą stronę by się nie uczyły. Jednak udało im się dowiedzieć, że Matt w rzeczywistości jest brunetem, ale farbuje się na blond by pokazać swój bunt. Pan domu jest w nim tylko raz na rok, a tak to pracuje. Za każdym razem jak chcieli podciągnąć ten temat, Laura sprytnie go omijała. W końcu musieli opuścić budynek i wrócić do siebie by przekazać złe wiadomości. Antonio spojrzał na ich samochody i uznał, że to dodatkowy powód by uznać ich za nieodpowiednich. W końcu jaki dziewiętnastolatek jeździ ferrari. Powiedział parę słów na pożegnanie i wsiadł do swojego pojazdu. Zapiął pasy i powoli wyjechał z podjazdu. W lusterku się upewnił, że dziewczyny jadą za nim i ruszył leśną drogą. Krzywił się za każdym razem, kiedy jego sportowy samochód trafiał na dziurę, przeklinając w duchu Itamaki, że nie poinformowała go o takich warunkach. Chociaż znając życie to, by nie chciał ponownie siedzieć z nimi w jednym samochodzie. Wtedy pomyślał o tym, jak pozostali zareagują na złe wieści. Był niemal w stu procentach pewny, że nic im się nie dało wskórać, czyli dalej byli na zerowej pozycji. Nagle go olśniło i chwycił za telefon:
- Zatrzymamy się na najbliższym zjeździe. – Powiedział do słuchawki i się rozłączył.- Ech co się stało, że muszę używać swoich szarych komórek.
Zaśmiał się pod nosem na swoje słowa i zaczął gwizdać pod nosem. Kiedy tylko wyjechali z leśnej drogi, reszta podróży do celu była kwestiom paru minut. Włoch słuchając głośno radia, włączył kierunkowskaz i zjechał na parking. Wybrał sobie za cel najbardziej oddalone miejsca parkingowe. Jak już opuścili swoje pojazdy, uśmiechnął się szeroko i oparł o samochód:
- Co Cię tak nagle naszło? – Warknęła Kikari, która marzyła o ciepłym łóżku.
- Wiem jak możemy zdobyć informacje. – Odpowiedział wielce z siebie zadowolony.
Szatynka nagle prychnęła, jakby nie było to dla niej odkryciem i zajęła się przyglądaniu kanadyjskiemu asfaltowi. Włoch spojrzał na nią zaskoczony, nie mogąc ogarnąć co się w ogóle dzieje:
- Przecież to jest oczywiste… Dość łatwo można odgadnąć o co Ci chodzi.
            W klasie panowała napięta atmosfera. Uczniowie desperacko się rozglądali, mając nadzieję na jakąś pomoc sąsiada. Parę osób pisało coś na kartce, co zadziwiło Christophera. Spodziewał się, że cała klasa będzie nieprzygotowana na taki test, jednak widocznie źle ocenił sytuację. Pewnie są to osoby, które mają za zadanie ratować honor klasy. Cicho westchnął i wrócił do swojej lektury – testów poprzedników. Obrócił w palcach czerwony długopis i podsumował wszystkie punkty. Miał wrażenie, że uczy w szkole dla idiotów. Taki test był normą za czasów jego nauki i raczej uznawano go za rozgrzewkę. Zerknął na uczniów, sprawdzając czy nie ściągają. Chociaż to jest podobne do brytyjskiego szkolnictwa, że za takie coś się wyrzuca ze szkoły. Spuścił wzrok na zegarek i rzucił wypociny poprzedniej klasy na biurko:
- Odstawcie długopisy.
Rozległo się parę jęków, jednak posłusznie wykonano polecenie. Wstał z krzesła i zaczął zbierać prace, mierząc każdego wzrokiem. Kiedy odwrócił się do uczniów plecami by zapisać temat nowej lekcji, rozległy się szepty. Starał się zachować spokój by nie rzucić w tych śmiałków kredom. Delikatnie otrzepał mankiety marynarki i spojrzał na klasę:
- Dzisiaj będziemy omawiać fenomen feudalizmu, na terenach europejskich… - Poprawił okulary i zaczął powoli czytać ze swoich szkolnych notatek.
Większość osób nie nadążała z zapisywaniem informacji, jednak się tym nie przejmował. To zajęcie jest tylko tymczasowe, a dzieciaki powinny się nauczyć, że w życiu nie ma łatwo.

            Podłoga zaskrzypiała pod wpływem nagłego skoku Vincenta z krzesła. Uczniowie zaśmiali się na ten widok i szybko zanotowali to co się dowiedzieli. Brunet z szerokim uśmiechem podwinął rękawy swojej koszuli, ciesząc się, że marynarkę zdjął
wcześniej. Strasznie się przy tym męczył, jednak świadomość, że jego podopieczni wyniosą wiadomości z lekcji, wszystko mu wynagradzała:
- Dobra jak już wiem czym jest ten Feudalizm to teraz wypada wiedzieć skąd się wziął.
Szybko wywiesił mapę średniowiecznej Europy, a obok antycznej. Przeszedł się między ławkami i usiadł przy losowej z nich. Uśmiechnął się do dziewczyny, która sama siedziała, na co ona oblała się rumieńcem:
- Więc jak myślicie gdzie był początek, a gdzie się potem rozwinęło?
Uczennica nieśmiało podała swoje przypuszczenia, na co on podskoczył jak poparzony z krzesła i zaczął klaskać, wiwatując przy tym. Pozostali ponownie się zaśmiali i słuchali z zapałem, jak francuz zaczyna opowiadać. Matthew nie mógł uwierzyć, że Vincent jest tak wspaniałym nauczycielem. Dzięki niemu, aż się chciało słuchać o historii i nie tylko on tak myślał. Cała jego klasa pokochała wręcz zajęcia z brunetem i nie mogli się doczekać kolejnych. Miał wrażenie, że sposób nauczania Chrisa, utrzymuje ich w swoim uwielbieniu. Brytyjczyk dość szybko zyskał sławę tyrana, jednak o dziwo najbardziej leniwa klasa, po jego zajęciach zaczęła się lepiej uczyć. Potrafił dać w kość uczniom, jednak zadziwiająco mobilizował ich do wkuwania z dnia na dzień. Nie zdziwił się gdyby pozostali nauczyciele zaczęli by się uczyć od zastępców. Tym samym wszelkie jego podejrzenia co do niego, prysły niczym bańka mydlana. W końcu nie mógł oszukiwać z tym, że ukończył tylko Oxford. Przecież widać, że ma sporą wiedzę historyczną.
            Rozległ się cichy trzask i noga Antonia znalazła się nagle w kałuży. Przeklął na wszystko co zna, ten cholerny lód i ruszył dalej. Dziewczyny ominęły szerokim łukiem „pułapkę” i rozglądały się na wszystkie strony. Dla ich szczęścia dom Państwa Kingrdom, stał samotnie przy leśnej drodze, więc raczej nikt nie powinien ich widzieć. Gdy doszli w okolice budynku, Kikari niechętnie położyła się na ziemi i przyłożyła lornetkę do oczu:
- Nie widzę żadnych kamer i jest czysto… - Wstała powoli i otrzepała swoje spodnie. – Więc nie potrzebnie się kładłam na tym cholernym śniegu!
Chłopak ledwo co uniknął ciosu i zaczął się tłumaczyć, że to dla bezpieczeństwa. W końcu podeszli do drzwi i w tym momencie Antonio zaczął bawić się wytrychem w zamku. Szatynka powoli zaczęła się przechadzać obok doniczek i wyciągnęła z jednej z nich klucz. Włoch spojrzał na nią zaskoczony, a za razem urażony. Ostatni wszedł do środka i wyminął dziewczyny kierując się do salonu:
- Wy zajmijcie się piętrem, tylko nie róbcie bałaganu…
Pomachały mu by się nie przejmował i zaczęły się wspinać po schodach. Pierwsze drzwi prowadziły do pokoju Matthew’a, więc nawet do niego nie wchodziły. Kolejna była sypialnia Państwa Kingrdom, gdzie zaczęły swoje poszukiwania. Kikari skrzywiła się na widok wnętrza. Wywnioskowała, że Laura jest najprawdopodobniej pedantką, co trochę utrudniało ich zadanie. Kiedy Itamaki zaczęła przeglądać szuflady, blondynka wzięła się za szafę:
- Co za okropny porządek… - Mruknęła.
Ubrania były poukładane pod względem kolorów. Chciała już zamknąć ją kiedy coś zwróciło jej uwagę. Podsunęła sobie pufa i zajrzała na najwyższą półkę. Itami jakby czytając jej w myślach, stanęła obok i odebrała ubrania. Po chwili Kikari stanęła na podłodze, trzymając w ręce pudło, położyła na dywanie i uniosła wieko:
- O w mordę… - Szepnęła szatynka.