czwartek, 30 maja 2013

25

            Przez dłuższą chwilę przyglądała się swojemu dziadkowi, nie wierząc w to co usłyszała. Nigdy by nie myślała, że Nationale de la Famile może być bliskie upadku. Przecież ta rodzina była największą ze wszystkich zgrupowań. Nikt nie osiągnął takiego zasięgu i władzy jak Vincent. Inni mafiosi mogli tylko pomarzyć o tym, by być chociaż w dobrych stosunkach z ich rodziną. Zerknęła na Kikari, która próbowała zachować spokój. Domyślała się, że w Australii także mogą mieć problemy. Niemiałaby jej za złe kiedy by chciała wyjechać by sprawdzić co się dzieje.
- Jakim cudem jest to możliwe? – szepnęła.
- Cóż gdyby nie pomoc moich synów to pewnie nic by takiego nie nastąpiło – westchnął mężczyzna.
Synów? Zaskoczona tym, że jej ojciec maczał w tym palce, wypuściła z ręki nadgryzione jabłko. Spojrzała na blondynkę, która odwróciła głowę.
- Co tata zrobił?
Kyouya podniósł się z fotela i stukając swoją laską, doszedł do przejścia między salonem a korytarzem.
- Porozmawiamy o tym jutro – Itamaki poderwała się na równe nogi by pokazać swój sprzeciw. – Jest zbyt późno na takie rozmowy!
Stanowczy głos jej dziadka, spowodował, że się poddała. Podniosła z podłogi jabłko i poszła jej wyrzucić. Kikari odprowadziła ją wzrokiem, po czym utkwiła swoje spojrzenie w Hitoshiim.
-Nie da mi teraz w nocy spać – warknęła.
Chłopak wzruszył ramionami, jakby to go w ogóle nie tyczyło. Przerzucił przez ramię torbę dziewczyny, by zanieść ją do pokoju gościnnego. Kiedy miał już wyjść, spojrzał na nią przez ramię.
- Nie wiem co Kai w tobie widzi, ale prosił bym Ci przekazał, byś wróciła.
Nim dziewczyna przenalizowała słowa Japończyka, ten zniknął. Miała wielką ochotę czymś w niego rzucić, jednak brakowało jej celu. Nie wiedziała skąd się ta dwójka zna, ale powiedział jej to w najgorszym momencie. Nie wiedziała co wybrać. Czy zostać tutaj i wspomóc Itami w tych ciężkich chwilach, czy może wrócić do Australii, by pomóc chłopakowi. Dobrze wiedziała, że z byle powodu by jej nie wzywał, jednak jej to nie pomagało. Itamaki spojrzała na przyjaciółkę, która ze skupieniem przyglądała się ścianie.
- Coś się stało? – spytała.
Zaskoczona jej obecnością, nie wiedziała co powiedzieć. W ostatniej chwili ugryzła się w język i pokiwała głową, że wszystko w porządku.
            Tak jak Kikari przewidziała, Itamaki nie mogła zasnąć. Zbyt wiele wiadomości kotłowało jej się w głowie i nie ważne jak się starała, nie potrafiła tego ułożyć w logiczną całość. Dalej nie wiedziała co się stało tydzień temu, ani kto zginął. Męczyło ją pytanie co takiego zrobił jej ojciec oraz co on i wujek mają wspólnego z rozpadem rodziny. Nic nie miało dla niej sensu, jak niepasujące do siebie dwa fragmenty puzzli, które pochodzą z dwóch różnych zestawów. Do tego było jej przykro, że blondynka nie chciała jej powiedzieć prawdy. Słyszała słowa Hitoshiiego i rozumiała jej dylemat. Sama nie wiedziała jakby postąpiła na jej miejscu. To było dla niej jak wybór między rodziną a ich zgrupowaniem. Miała wrażenie, że będzie musiała za niedługo podjąć jakąś decyzję. Tylko jaką? Podniosła się powoli z łóżka i wyszła po cichu z pokoju. Miała ochotę się przejść, by choć trochę się zmęczyć, mając nadzieję, że wtedy łatwiej zaśnie. Kiedy schodziła po schodach, zauważyła, że w salonie paliło się światło.
- Nie uważasz, że takie bezpośrednie powiedzenie prawdy, może źle na nią wpłynąć? – rozpoznała głos Hitoshiiego.
- Dobrze wiesz, że ja nigdy nie owijam w bawełnę – surowy głos jej dziadka, odbił się echem od ścian. – Raz ją okłamywałem, udając, że mam tylko jednego syna. Karmy nie da się oszukać i teraz są tego skutki!
Przysunęła się do ściany i wsłuchiwała w odgłos stukania butów o podłogę. Uznała, że to chłopak chodzi po salonie, ponieważ jej dziadek chodził o lasce. Miała wrażenie, że coś do siebie mówi, jednak nie potrafiła zrozumieć co.
- Nie mieszaj w to religii – w końcu się odezwał.
- W coś trzeba wierzyć w tym zawodzie.
Miała wrażenie, że słyszy Antonia, który tłumaczył jej swoją głęboką wiarę. Na początku myślała, że jest tak wierzący, ponieważ jest Włochem. Zawsze myślała, że jest to najbardziej religijny naród. Jakim było zaskoczenie, kiedy Latynos wyznał, że wcześniej był mało wierzący.
- Jeśli tak, to w takim razie twoja Karma jest zła. Tak jak twoich synów, wnuczki i wszystkich członków tej rodziny.
Nie usłyszała odpowiedzi, więc domyśliła się, że jej dziadek kiwnął lub pokręcił głową. Odgłos kroków ustał, więc zastanawiała się nad wycofaniem.
- Czyli chcesz jej powiedzieć wprost, że jej ojciec zabił Josepha? Czy już zapomniałeś jak ludzie reagują na wieść o śmierci bliskich?
Więcej już nie słuchała. W jej głowie odbijało się zdanie. Ojciec zabił Josepha? Osunęła się na podłogę i nawet nie hamowała łez. Podkuliła nogi i objęła je ramionami. Nie mogła uwierzyć w to, że Joseph nie żyje i to przez jej ojca. Przecież jej zdaniem, on nie mógł zabić kogoś kto był dla niej bliski. Ojciec był kimś kto miał być dla niej ideałem, pierwowzorem. Kimś kto chroniłby ją przed bólem fizycznym i psychicznym. A stało się na odwrót.
Podniosła głowę i spojrzała na stojącego nad nią Hitoshiiego. Miała wrażenie, że widzi w jego oczach smutek, jednak niczego nie była pewna. Chłopak kucnął przed nią i otwierał usta by coś powiedzieć. Jednak żaden głos się z nich nie wydobył. Nie wiedział jak mógłby ją pocieszyć. Czuł się winny, ponieważ przez jego nieuwagę doprowadził ją do tego stanu. Spojrzał w bok na stojącego Kyouye, który nie potrafił patrzeć na płaczącą wnuczkę. Tak, to przez Ciebie ty stary draniu. Przeklął go w myślach. Nagle poczuł ciężar na szyi i zaskoczony lekko poklepał dziewczynę po plecach. W końcu przytulił ją do siebie. Dobrze wiedział jak to jest kiedy świat w którym się żyło, zaczyna się walić. Przy okazji uznał, że nie powinien mówić wtedy Kikari o prośbie Kai’a. Jeśli dziewczyna postanowiła go usłuchać, to Itamaki czułaby się bardziej zagubiona, bez jej wsparcia. Kyouya spojrzał na schody, gdzie stała zaspana blondynka. Widząc ciężką sytuację, szybko zbiegła na dół i kucnęła obok Japończyków.
- Co się stało? – spojrzała z wyrzutem na Hishiiego oraz mężczyznę.
Posłał je znaczące spojrzenie, więc dziewczyna się nie dopytywała. Itamaki nie mogła powstrzymać płaczu. Sama już nie wiedziała z jakiego powodu czuje większy ból, ale miała wrażenie, że straciła grunt pod nogami. Wszystko zaczęło do siebie pasować. Dziwne zachowanie Antonia. Niezadowolenie kiedy powiedziała, że pojedzie zobaczyć się  z dziadkiem. Ciężka sytuacja w rodzinie. Miała wielką ochotę by to był tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi w pokoju w Kanadzie. Zejdzie na śniadanie i będzie się śmiała z żartów Latynosa. Pójdzie pobiegać z Josephem. Byłaby skłonna znowu wpaść do jeziora, gdyby on dalej żył. Czuła wielki ból w głowie, od płaczu, który z każdą chwilą narastał oraz zmęczenie.

            Francis zamarł z kubkiem w ręce, w połowie drogi do ust. Zamrugał parę razy, wpatrując się w Vincenta, który ze złością wgryzł się w kanapkę.
- Był tu Luke?
Brunet kiwnął głową z niezadowoleniem. Francuz nie mogąc w to uwierzyć, spojrzał na Christophera, który wpatrywał się w swoje odbicie w czajniku. Nagle rozległ się krzyk i masa siarczystych włoskich przekleństw. Wszyscy spojrzeli w kierunku łazienki, z której one dochodziły. Antonio wybiegł podtrzymując ręcznik, by nie zsunął mu się z bioder i rzucił się na chusteczki. Szybko przyłożył jedną do twarzy i zaczął wycierać krew. Francis obserwował kumpla, który wyklinał „pieprzone japońskie maszynki do golenia” i wracał do łazienki.
- Ten sam co Cię tak nieźle potraktował w Kanadzie?
Christopher wydał z siebie jęk obrzydzenia i zaczął krzyczeć, by Włoch oszczędzał im widoków jego tyłka. Mimowolnie spojrzał w stronę Latynosa, który w pośpiechu podniósł ręcznik i z powrotem nim się owinął.
- Ten sam – odezwał się Vincent.
- I ten sam co chodził z Asu dwa lata? – z podziwem dla bruneta pokiwał głową. – Szacun dla Ciebie. Myślałem, że jak dojdzie do takiego spotkania to się pozabijacie. A tak w ogóle gdzie jest Asuma?
Blondyn zaczął się rozglądać po apartamencie, mając nadzieję na zobaczenie dziewczyny.
- Poszła spotkać się z nim spotkać – odpowiedział Christopher.
Vincent patrzył tępo na rodaka, by w końcu poderwać się na równe nogi. Pędem pobiegł w stronę drzwi i zaczął zakładać buty. Francis odchylił się na krześle by zobaczyć co jego przyjaciel kombinuje.
- A ty gdzie?
- Kurwa zapomniałem, że nim chodziła! – krzyknął i wyklinał na sznurówki, które odmawiały mu współpracy. – Zamorduję tego idiotę!
Obaj blondyni zgodnie poderwali się z miejsc i rzucili na Vincenta. Nim Varin się zorientował, leżał na ziemi pod ciężarem dwóch kumpli, którzy próbowali go uspokoić. Starał się im wyrwać, jednak ich ciężar był zbyt wielki dla niego. Ze smutkiem przyglądał się drzwiom, które były na wyciągnięcie jego ręki.
- Puśćcie mnie!
Chris spojrzał zirytowany na Francisa, który niewinnie się uśmiechnął.
- Nie raz twoja głupota mnie powalała, ale teraz to na serio przegiąłeś – syknął Brytyjczyk.
- Oj tam, oj tam – zaśmiał się Francuz. – Przynajmniej widać, że mu zależy bo zazdrosny się zrobił.
Antonio wyszedł z łazienki, zakładając koszulkę. Stanął na przejściu i przyglądał się dziwacznej scenie, która miała miejsce przed drzwiami. Miał dziwne wrażenie, że znalazł się na planie jakiegoś sitcomu  z comedy central. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej Kartona  karton soku. Starał się nie zwracać na krzyki o pomoc ze strony bruneta i ruszył do swojego pokoju. Nie miał najlepszego humoru po spotkaniu z Itamaki. Był na siebie zły, że tak to rozegrał, ale nie potrafił być obojętny na śmierć przyjaciela. Dobrze wiedział, że Joseph by nie chciał by się wszyscy przez niego dołowali. Jednak nie potrafił tak szybko wrócić do siebie jak pozostali. Chociaż był świadomy, że starają jakoś uciec od tej wiadomości i dlatego próbują zachowywać się tak jak wcześniej. Jednak było widać tą nienaturalność. Vincent zapominał o szczegółach, Chris działa impulsywnie, a Francis jest zbyt zabawny.

            Starała się utrzymać równe tempo biegu, jednak zbyt duży ruch w parku nie był w tym przypadku pomocny. Wymijanie przechodniów także nie sprzyjało w jej rozmowie z chłopakiem. Jednak nie miała zamiaru z nim rozmawiać w kawiarni, ani w innym lokalu. Czuła się lepiej będąc w ruchu, a do tego miała okazję spalić to co jej przybyło podczas dołującego tygodnia. Była świadoma, że musi szybko powrócić do życia inaczej będzie tylko utrudnieniem dla pozostałych.
- Więc tak sytuacja wygląda?
- Mniej więcej – skręciła w boczną dróżkę. – Więcej nie mogę Ci na razie powiedzieć.
Mężczyzna podrapał się po bliźnie, zastanawiając się nad tym co usłyszał. Miała nadzieję, że będzie trzymał język za zębami. Obiecała Vincentowi, że nic mu nie powie na temat tego co się działo w Japonii, ani czym się zajmują. Jakimś cudem udało jej się uniknąć wyjawienia tego ostatniego, ale wiedziała, że jeśli teraz o to nie pyta, to się domyśla. Zbyt długo byli ze sobą by siebie nie znać.
- Mi zależy tylko na tym by wiedzieć kto go zabił.
- Zemsta nie jest najlepszym rozwiązaniem…
Sama miała ochotę pomścić Josepha, jednak fakt, że mordercą jest ojciec Itamaki, jej w tym przeszkadzał. Ciągle nie podjęli decyzji co z nim i jego braćmi zrobią, kiedy ich w końcu dorwą. Bali się reakcji dziewczyny, a nie chcieli jej stracić. Była świadoma, że w takiej sytuacji powinni przekazać podjęcie decyzji komuś kto jej nie zna.
- No ale teraz twoja kolej – przerwała ciszę jaka między nimi zapadła. – Co miało miejsce w Kanadzie?
Luke zatrzymał się i spojrzał na nią marszcząc brwi. Po chwili wyraz jego twarzy złagodniał i ruchem głowy wskazał na stojące obok drzewo. Starała się nie pokazać po sobie niezadowolenia i usiadła obok niego. Szatyn rozejrzał się po okolicy.
- Przyleciałem do Kanady by się z nim spotkać. Specjalnie go poprosiłem by znalazł dla mnie czas, tłumaczyłem się chęcią pomocy przy projekcie…
- Zaraz – przerwała mu. – Przecież projekt został zamknięty po naszym powrocie.
Smutno się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Tak miało być, jednak on dalej funkcjonuje – westchnął i oparł głowę o drzewo. – Dlatego chciałem go zabić, by nikt więcej przez niego nie zginął. Zrezygnowałem z tego kiedy spotkałem Josepha – jego oczy zaszkliły się. – Zdałem sobie sprawę, że przez to możemy mieć kłopoty do tego miał rodzinę.
Przyglądała mu się z lekkim zaskoczeniem. Nie spodziewała się takich słów z jego ust i nawet nie kontrolowała mimowolnego uśmiechu. Spojrzał na nią i szeroko się uśmiechnął.
- Co się cieszysz – poczochrał ją po włosach. – Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Nie widziałem nikogo podejrzanego oprócz tego całego Vincenta.
Z udawanym urażeniem, rozpuściła włosy by przywrócić je do ładu. Kiedy je z powrotem związała, lekko uderzyła go w ramię. Luke głośno się zaśmiał i udając ból, złapał się za miejsce w które oberwał.
- On nie jest taki zły jak Ci się wydaje. Znam go od dziecka.
- Rozumiem, rozumiem- westchnął z rezygnowaniem. – Widzę, że nie dam rady przekonać Ciebie do mojego zdania.

___________________
A więc tadaaam! Z powodu moich ostatnich opóźnień, postanowiłam dodać rozdział wcześniej! A tak na serio to z przyzwyczajenia chciałam go wstawić, bo w końcu czwartek... No a ponieważ, ten dzień wspaniale mi pasuje na dodawanie rozdziałów, więc chcę przywrócić do normy mój harmonogram. :'D
A więc z powodu moich osobistych pobudek, macie wcześniej rozdzialik. :'D
wtorek, 28 maja 2013

24 cz.2

            Odetchnęła z ulgą widząc, Japończyka z opatrzoną raną oraz spokojnego Antonia. Mężczyźni przerwali rozmowę by spojrzeć na Itamaki. Francis poderwał się z krzesła i chwycił ją za ramiona, pytając czy nic jej nie jest. Pokręciła głową i spojrzała na bruneta, przygryzając dolną wargę. Podczas spaceru po lesie, wszystko sobie poukładała w głowie i podjęła decyzję.
- Pojadę z tobą by spotkać się z dziadkiem – powiedziała na jednym wdechu.
Kikari gwałtownie odsunęła się od ściany i zszokowana wpatrywała się w przyjaciółkę. Włoch natomiast odwrócił wzrok, by ukryć swoje rozczarowanie. Tak jak wcześniej ustalił z Francisem, kiedy Itami zgodzi się na spotkanie i okaże się, że Kyouya jest winny tej sprawie, uznają, że dziewczyna od samego początku była współwinna śmierci Josepha. Blondyn pokręcił z aprobatą głową i zdjął kurtkę z wieszaka.
- Pamiętaj, że w tym zawodzie więzi ludzkie stawiamy na ostatnim miejscu – rzucił płaszcz Antoniowi i przepuścił go w drzwiach. – Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu nie będziemy stać po wrogich stronach.
Szatynka gwałtownie się odwróciła by spytać o co chodzi, jednak mężczyzn już nie było. Spojrzała na Kikari, która z widocznym smutkiem jej się przyglądała.
- O co im chodzi?
Dziewczyna otwierała usta, by po chwili je zamknąć. Walczyła z natłokiem myśli, które próbowały jej pomóc w podjęciu decyzji. Była świadoma, że istnieje ryzyko walki z Itamaki, jednak coś jej podpowiadało, by zaryzykować i stanąć po jej stronie. Hitoshii podniósł się z kanapy i położył rękę na ramieniu Itami.
- Jeśli twój dziadek okaże się współwinny, automatycznie to samo oskarżenie spadnie na Ciebie.
Ugięły się pod nią kolana i gdyby nie pomoc chłopaka, upadłaby na podłogę. Nie wiedziała co dokładniej się stało, ani kto zginął, jednak nie myślała, że mogą się przez to od niej odwrócić. Zawsze miała wrażenie, że przyjaźń jest dla nich najważniejsza i cenią ją nad wszystko. Niestety nie miała nigdy do czynienia z podobną sytuacją i nie wyobrażała sobie, że mogliby być nagle przeciwnikami.
- Gdybym wiedziała to bym bardziej się zastanowiła – szepnęła.
- Zawsze trzeba się porządnie zastanowić – syknęła Kikari.
Podniosła na nią wzrok, bojąc się, że dziewczyna się od niej odsunie. Były już blisko takiego zakończenia i nie chciała by znowu było tak samo jak po przyjeździe do Japonii. Blondynka bez słowa znikła za drzwiami pokoju.
- Powinniśmy już jechać – odezwał się chłopak.
Kiwnęła głową i podniosła się z kanapy. Ciągle czuła się trochę otumaniona, więc Hitoshii wziął ją pod ramię.
- A wy gdzie? Chyba sami nie macie zamiaru iść.
- Nie obawiasz się, że ty także możesz zostać uznana za zdrajczynię?
Kikari poprawiła torbę na ramieniu i zrobiła zamyśloną minę. Po chwili pokręciła głową.
- Mam dziwne wrażenie, że tak nie będzie.
Szatynka przytuliła przyjaciółkę, nie wiedząc jak wyrazić swoją wdzięczność.
- Nawet nie wiesz jak to dla mnie wiele znaczy.
Dziewczyna poklepała ją po plecach, chcąc dodać jakoś otuchy.
- No już wystarczy, bo jak zaczniesz mi się tutaj rozklejać to zmienię zdanie.
Itamaki się odsunęła, przy okazji śmiejąc. Od razu cała sytuacja stała się dla niej znośniejsza. Hitoshii znaczącą chrząknął, chcąc przypomnieć o swojej obecności. Japonki spojrzały na siebie i ruszyły za chłopakiem.
            Gdy znalazły się w wiosce odruchowo chciały skręcić w stronę dworca, jednak brunet w ostatnim momencie je zawołał. Zaskoczone spojrzały na niego, a on ruchem ręki kazał iść za sobą. Kiedy w końcu dotarli do samochodu, który wyglądał, jakby od lat nie był w warsztacie; Hitoshii otworzył drzwi i gestem zaprosił je do środka. Itamaki bez oporu usiadła na miejscu obok kierowcy. Kikari natomiast stała i nieufanie przyglądała się pojazdowi.
- Czy to aby na pewno się nie rozleci?
Japończyk zrobił urażoną minę i poklepał czule swój samochód.
- Może nie wygląda jakby wyjechał prosto z salonu, ale od lat dobrze mi służy.
Dziewczyna w myślach przywołała wszystkie auta jakie należały do ich głównego składu i pokręciła głową. Mimo iż większość z nich była nowa, to jednak „Ghost” Chrisa czy Ferrari Antonia, nie były takie młode jak Range Rover Asumy, a wszystkie wyglądały jakby przed chwilą je kupiono. Niechętnie wsiadła do środka i zaczęła się modlić by ich podróż nie trwała zbyt długo.
- Masz tu dziwne rzeczy – sapnęła, odrzucając na bok stare opakowanie po pizzy.
- Na co dzień pracuję jako dostawca pizzy, więc sporo mam Kartonów pudełek .
Itamaki z wielkim zapałem, próbowała się zapiąć pasami, które nie chciały się wysunąć. Z każdym pociągnięciem, mechanizm, który miał ratować życie, utrudniał jej robotę. Nie mogąc wytrzymać, a jednocześnie się poddać, zaparła się jedną nogą o deskę rozdzielczą i ciągnęła z całych sił. Chłopak niezbyt zadowolony, że noga dziewczyny znajduje się przed jego nosem, a raczej, że demoluje jego pojazd; nachylił się nad nią i lekko pociągnął za pas. Itamaki z niedowierzaniem przyglądała się jak Hitoshii’emu z łatwością udaje się ją zapiąć. Natomiast Kikari próbowała się nie zwijać ze śmiechu, by przypadkiem nie wpaść na Kartona pudła.
            Samochód zadziwiająco szybko pędził po drodze, chociaż Kikari ciągle miała wrażenie, że nagle się rozleci tak jak w to się dzieje w kreskówkach. Itamaki ciągle się zastanawiała czy pasy nie są przypadkiem „Made in China” i po raz kolejny próbowała zajrzeć do skrytki. Za każdym razem Hitoshii lekko uderzał ją w rękę, by zaprzestała swych poszukiwań. Znudzona blondynka oparła się o zagłówek kierowcy i skupiła się na desce rozdzielczej.
- Tak w ogóle jeśli pracujesz w pizzerii, to czemu natknęłyśmy się na Ciebie w pociągu? – mruknęła czując dziwne mdłości.
Brunet mimowolnie się wzdrygnął, czując na szyi oddech dziewczyny. Itamaki zachichotała, widząc pojawiające się rumieńce na twarzy chłopaka.
- No bo wiecie…
- Nie wiemy – uśmiechnęła się Itami.
- Nic nie dzieje się przez przypadek – skupił się całkowicie na drodze. – Tak jakby was śledziłem, by wiedzieć gdzie potem mogę was odnaleźć.
Kikari uśmiechnęła się szeroko, na myśl o nowej rozrywce pod tytułem „Dręczenie Hitoshii’ego”. Może nie było to samo jak męczenie Chrisa, jednak nie mogła ukryć tego, że chłopak zachowywał się jak mały dzieciaczek, przyłapany na podjadaniu cukierków. Lekko dotknęła go palcem w policzek.
- Ty podglądaczu.
Brunet ponownie oblał się rumieńcem, co spowodowało większe rozbawienie u Itamaki. Ej! Jeśli się rumieni to znaczy, że… Szatynka nagle się nad nim nachyliła, przez co chłopak gwałtownie zahamował.
- Na serio nas podglądałeś?
Hitoshii włączył światła awaryjne i starał się zjechać na pobocze. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Kikari wygodnie oparła się o siedzenie i z zaciekawieniem przyglądała się, jak jej przyjaciółka zaczyna maglować chłopaka. Oj będzie źle wspominał tą podróż. Zerknęła przez okno, czując jak wcześniejsze rozbawienie mija. Mimo całej atmosfery w samochodzie, ciągle się zastanawiała jakie będzie tego zakończenie oraz kto tak naprawdę zabił Josepha. Francis nie zdążył jej więcej powiedzieć, ponieważ usłyszeli huk wystrzału.

            Zatrzymali się przed niewielkim domkiem jednorodzinnym. Itamaki ciągle urażona tym, że brunet je podglądał, wysiadła z wielkim fochem. Natomiast Kikari z nieukrywaną ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Hitoshii starał się nie pokazywać po sobie, że czuje się urażony po tej podróży. W końcu jedna co chwile krytykowała jego auto i prawie, że krzyczała „Zwolnij bo zaraz się rozpadnie”, a druga molestowała go o to, że podglądał. Wskazał ręką na furtkę, by szły przodem. Itamaki czując lekkie podekscytowania na myśl o spotkaniu dziadka, zapomniała o fochu i z radością pędziła w stronę drzwi. Nim do nich dotarła, otworzyły się szeroko i stanął w nich mężczyzna w podeszłym wieku, który podpierał się na drewnianej lasce.
- Dziadku – przytuliła się do niego. – Jak ja się za tobą stęskniłam.
Kyouya objął wnuczkę wolną ręką i poklepał po plecach.
- Ja także, ja także.
Jego wzrok padł na Kikari, która droczyła się z Hitoshii’im na temat jego auta. Szatynka odsunęła się od mężczyzny i spojrzała tam gdzie on.
- To jest moja przyjaciółka Kikari Souten. Razem z nią przyłączyłam się do głównego składu.
Blondynka czując mimowolny respekt dla mężczyzny, lekko się skłoniła, na co on odpowiedział skinięciem głowy i zaprosił do środka. Korzystając z nieuwagi bruneta, posłała mu sójkę w bok i szybko się ulotniła do środka mieszkania. Z satysfakcją słuchała przekleństw chłopaka, który wyklinał wszystkie blondynki świata. To takie Chrisowe. Usiadła wygodnie na kanapie, obok Itamaki i rozejrzała się po mieszkaniu.
- Herbaty? – spytał mężczyzna.
Wszyscy oprócz Kikari pokręcili głowami, która ochoczo nią pokiwała. Po chwili zadowolona siorbała swój ukochany napój, zaraz po trunkach wysoko procentowych.
- Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – spytała się Itamaki. – Dlaczego opuściłeś Tokio? Dlaczego.
- A więc zacznijmy od tego, że rodzina się sypie. – przerwał jej w zadawaniu pytań.

            Vincent z niezadowoleniem zakończył połączenie i spojrzał na Christophera, który nerwowo rozmawiał przez telefon. Miał wrażenie, że przechodzą piekło. Że to wszystko jest zorganizowane. Że jakimś cudem się dogadali. Schował twarz w dłoniach i próbował powstrzymać piętrzącą się w nim złość.
- W Australii także mają problem – odezwał się Chris. – Jednak to tylko jakaś nowa lokalna grupa nie chce się przyporządkować.
- Kai da sobie radę czy mamy wysłać kogoś z Francji? – spytała Asuma.
- Mówił, że sobie poradzi… - zawahał się. – Ale prosi by Kikari na ten czas do nich powróciła.
Spojrzał na mapę, gdzie za pomocą flamastrów zaznaczyli miejsca „skażone” w których pojawiły się problemy podchodzące pod bunt. Uderzył ręką w stół, po czym nie hamując gniewu go przewrócił.
- Nie możliwe by to był zbieg okoliczności!
- Vinc! Uspokój się.
Spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego ze smutkiem i mimo wszystko ciągle pomagała przy odbieraniu informacji. Był na siebie zły, że zamiast dać jej odpocząć, wciągnął ją w tą chorą zabawę w telefony. Poczuł na ramieniu jej dłoń.
- To jest tylko chwilowe i nie na tak wielką skalę – powiedziała spokojnie. – Głównie są to pojedyncze państwa w Azji z lekką naleciałością na Australię.
Chwycił jej dłoń i przysunął do siebie, patrząc w oczy. Widział w nich dobrze znane zdeterminowanie, jednak gdzieś w tam w głębi miał świadomość, że ona dalej cierpi.
- A co jeśli to nie minie? – to pytanie dręczyło go od pierwszego telefonu.
- Wierzę w Ciebie i twoją silną więź z podwładnymi.
Delikatnie pocałował ją w usta i przytulił do siebie. Spojrzał na Chrisa, który przywracał stół do poprzedniego stanu. Nie umknęło mu to, że blondyn także jest na skraju wyczerpania. Mocniej przytulił brunetkę, po czym się odsunął.
- Powinniśmy odpocząć, bo za niedługo wykitujemy.
- Wy pierwsi idźcie się zdrzemnąć, bo ja już trochę pospałam.
Vincent już otwierał usta by coś powiedzieć, ale przerwał mu w tym pocałunek. Gdy odsunął się od Asumy, ciężko westchnął i pokiwał głową, że się poddaje. Odprowadziła ich wzrokiem i podniosła z podłogi mapę oraz kartki z zapiskami. Była bardzo zmęczona, jednak wolała się czymś zająć, by nie myśleć o tym co się stało tydzień temu. Opadła na kanapę i zaczęła się przyglądać zapisanym stronom. Także uważała, że Vincent ma rację z tym, że nie może być to zbieg okoliczności. Była wręcz pewna, że te nowe grupy, to są ludzie Yoshiro, którzy mają wzbudzić chaos w ich rodzinie. Miała nawet podejrzenia, że chcą wybawić osoby z ich rezerwy głównego składu, by wziąć się za Francję – serce Nationale de la Famile. Chociaż bardzo mało osób wiedziało o tym, że istnieje taka rezerwa, jednak obawiała się, że grupa japońska mogła ich przejrzeć. W końcu trochę im pomogli, prosząc o pomoc Francisa i Josepha, którzy należeli do rezerwy. Przetarła oczy, które zaczęły ją szczypać. Z rezygnowaniem odrzuciła na stół notatki i rozsiadła się na kanapie.
- Jak tak dalej pójdzie to będę nosić okulary – szepnęła do siebie.
Przymknęła powieki chcąc by jej oczy odpoczęły. Przerwał jej w tym dzwonek telefonu. Zaskoczona wyciągnęła z kieszeni swoją prywatną komórkę, na którą rzadko ktoś dzwonił. Skrzywiła się widząc, kto próbuje się do niej dodzwonić. Wyciszyła dźwięki i wróciła do chwili relaksacji. Po chwili poczuła krótkie wibracje, oznaczające przyjście sms’a. Czego ten idiota chce. Zirytowana odczytała wiadomość i spojrzała przerażona na drzwi.
Wyjdź na chwilę na korytarz.

Pokręciła głową, mając nadzieję, że jest to pomyłka, jednak kolejny sms z prośbą, rozwiał ją. Powoli podniosła się z kanapy i podeszła do drzwi. Spojrzała przez wizjer i powstrzymała się przed pisknięciem z przerażenia. Starała się uspokoić i kiedy jej się tu udało, wyszła na zewnątrz.
- Bałem się, że nie wyjdziesz – powiedział szatyn.
- Miałam taki zamiar.
Na jego twarzy pojawił się smutek i schował ręce do kieszeni. Nie rozumiała po co tutaj przyszedł i jak w ogóle ją odnalazł. Nagle się skrzywiła. Rozmowa z Vincentem. Szybko odgadła, że dzięki przeciąganiu połączenia, namierzył jej telefon. Jednak ciągle nie wiedziała czego od niej chce.
- O co chodzi?
- Tak, ciebie także miło widzieć po tak długi czasie – westchnął. – Twój chłopak zabił Josepha.
Teatralnie przewróciła oczyma na tekst, o „miłym widzeniu” i próbowała powstrzymać szyderczy śmiech na jego twierdzenie. Nie wiedziała skąd wpadł mu do głowy taki pomysł.
- Mylisz się – odwróciła się by wrócić do apartamentu.
- Czekaj – chwycił ją za rękę.
Spojrzała na niego, nie ukrywając swojego zdenerwowania. Nie czuła się najlepiej w jego obecności i chciała jak najszybciej wrócić do środka. Jak na zawołanie otworzyły się w drzwi, w których stanął Vincent. Zaskoczony spojrzał na Luke’a po czym na Asumę. Jego wzrok padł na rękę szatyna, która trzymała dłoń dziewczyny.
- Trzymaj swoje łapy przy sobie – syknął przez zęby.
Francuz puścił brunetkę, jednak było widać, że się wahał.
- Przecież to on zabił Petera! – krzyknął.
Gwałtownie się obróciła i spojrzała na byłego kompana.
- To nie byłeś ty?

            Luke rozsiadł się na fotelu i przyglądał się mieszkaniu. Przez nagły zwrot akcji ich nastawienie do niego się zmieniło. Chociaż Vincent nadal patrzył na niego spod byka. Asuma czując negatywne nastawienie obu Francuzów, postawiła głośno kubki z herbatą na stole.
- Po pierwsze Vincent nikogo nie zabił – powiedziała stanowczo, patrząc na szatyna. – A ty postaraj pohamować swoje uprzedzenie – zerknęła na bruneta.
Obaj mężczyźni kiwnęli niechętnie głową, więc usiadła na kanapie. Christopher niezbyt zadowolony przecierał swoje okulary, nie wiedząc po co go obudzono.
- Więc powiadasz, że nie zamordowałeś Petera – mruknął Vincent.
- Miałem pierwotnie taki zamiar, jednak z niego zrezygnowałem – syknął wojskowy. – Natomiast ty twierdzisz, że nie masz nic wspólnego z śmiercią Josepha.
Dziewczyna spojrzała w górę, zastanawiając się za jakie grzechy musi przez to przechodzić. Natomiast Chris obserwował ich jakby grali w jakieś portugalskiej telenoweli. Gdyby był Antonio to na pewno by obstawiał zakończenie tej rozmowy.
- Po części – szepnął.
Luke poderwał się z fotela z tryumfalnym okrzykiem i miał coś powiedzieć jednak zrezygnował widząc łzy Asumy. Chciał do niej podejść, jednak Vincent był szybszy.
- To moja, nie jego wina.
- Przestań się obwiniać – przytulił ją do siebie. – To nie twoja wina.
Szatyn stał w miejscu, nie rozumiejąc o co chodzi. Nie był świadomy, że poruszył dość wrażliwy temat. Chris niechętnie podniósł się i gestem poprosił Luke’a na stronę. Był świadom, że dziewczyna dość szybko się nie uspokoi i zapewne będzie uparcie przy swoim zdaniu. Wolał sobie tego oszczędzić i zająć się ich gościem.
- Po pierwsze nie poruszaj tematu śmierci Josepha – mruknął opierając się o blat kuchenny. – Jak pokażesz, że jesteś godny zaufania to powiemy Ci co się naprawdę stało.
Mężczyzna niechętnie przystał na ten warunek, mimo iż odkrycie prawdy o śmierci przyjaciela, było jego powodem przyjazdu. Upił łyk swojej herbaty, który zdążył zabrać z salonu. Brytyjczyk widział, jak zżera go ciekawość o to co się teraz może dziać w pomieszczeniu dziennym.
- A więc pewnie chcieli z tobą porozmawiać o Peterze – postanowił skupić jego uwagę na czymś innym.
- O co wam chodzi? – zmarszczył brwi, niezadowolony z obranego tematu.
- Myśleliśmy, że to Ty go zabiłeś, a nagle wychodzi na to, że byliśmy w błędzie.
Luke przewrócił teatralnie oczyma i nie skomentował wypowiedzi blondyna. Chris nieprzyzwyczajony do olewania przez inne osoby, oprócz Kikari, starał się uspokoić. Wyciągnął telefon i na chwilę skupił się całkowicie na urządzeniu.
- Widziałeś kogoś podejrzanego, w jego otoczeniu?
Mężczyzna z głośnym stuknięciem odstawił kubek.
- Czy to jakieś przesłuchanie? – krzyknął.
Do kuchni weszli pozostali, którzy próbowali zrozumieć złość szatyna. Ten bez słowa ich wyminął i ruszył w stronę drzwi.
- Przyszedłem tutaj ponieważ, martwiłem się o Asu – spojrzał na dziewczynę. – Ale nie dam się wam przesłuchiwać. Pieprzcie się!
Rozległ się głośny trzask, zamykanych drzwi.
- Zawsze był taki nerwowy – westchnęła Asuma. – Jak się uspokoi to pewnie zadzwoni.

___________
A więc po raz kolejny przepraszam za tak długie opóźnienie, ale nie dość, że byłam ciągle zajęta wkuwaniem na wszelakie sprawdziany, to jeszcze miałam brak weny. Kiedy mnie ona nawiedziła w niedzielę, przysięgłam sobie, że dodam gotowy rozdzialik w poniedziałek, od razu po powrocie z konkursu. Niestety nie spodziewałam się, że będziemy sporą część drogi iść na piechotę i to po górach, więc jak wróciłam to padłam zmęczona na łóżko i obudziłam się dopiero dzisiaj rano. Więc przepraszam was za moje nieprzygotowanie i mam nadzieję, że rozdzialik wam to wynagrodzi (chociaż mógłby być lepszej jakości D: ).
sobota, 18 maja 2013

24 cz.1


            Już od tygodnia przebywały w chatce całkowicie pozbawione informacji co się dzieje u pozostałych. Powoli zaczęły podejrzewać, że im się nie powiodło. By pozbyć się tych pesymistycznych wizji, robiły wszystko by nie mieć czasu na myślenie. Codziennie rano schodziły do miejscowości by kupić świeże pieczywo oraz inne artykuły spożywcze. W końcu Itamaki przyzwyczaiła się do podchodzenia pod górkę i szła ramię w ramię z Kikari. Potrafiły godzinami przywracać chatkę do stanu z jej lat świetności. Kiedy im się to udało, przerzuciły się na spacery. Przynajmniej przez jedną godzinę dziennie Kikari ćwiczyła łucznictwo, a w tym czasie Itamaki po prostu się leniła. W pewnym momencie blondynka uznała, że obijanie się nie wchodzi w grę.
- Chodź tutaj – przywołała ją ręką.
Dziewczyna spojrzała na nią podejrzanie, mając wizję jak stoi na miejscu tarczy, a na jej głowie leży jabłko. Wzdrygnęła się i pokręciła głową. Kikari głośno westchnęła i odłożyła łuk, pokazując swoje czyste intencje. Szatynka niepewnie podniosła się z obalonego drzewa i powoli podeszła do przyjaciółki. Ta podała łuk Itamaki. Japonka niepewnie mu się przyglądała.
- No weź go – zachęciła.
Wykonała polecenie i odebrała łuk, nie wierząc w to co się dzieje. Za jej plecami stanęła Kikari i podała jedną strzałę. Usłyszała ciche syknięcie blondynki i poczuła jak poprawia jej uchwyt. Ciągle trzymając ją za rękę, nałożyła strzałę na cięciwę.
- Trzymaj mocno łuk i wyprostuj rękę.
Kiwnęła głową i posłusznie ścisnęła mocniej rękojeść. Powstrzymała się przed krzyknięciem, kiedy Kikari wyprostowała jej rękę.
- Podobnie jak w staniu na rękach musisz zablokować stawy.
Czuła jak dziewczyna powoli odsuwa jej dłoń z strzałą i zdziwiła się, odczuwając opór cięciwy. Blondynka powoli się od niej odsunęła i zaczęła się przyglądać. Nie wiedziała co ma robić, więc ciągle stała gotowa do strzału. Kikari nie myśląc o delikatności, kopała ją w stopę, chcąc wymusić u niej podstawową pozycję. Kiedy jej się to udało, przeniosła się w bezpieczne miejsce. Czyli kilka kroków za dziewczyną.
- Teraz przymruż jedno oko i spróbuj trafić w drzewo naprzeciw.
Próbowała się nie zaśmiać, uważając, że to jest dość łatwy cel. Wypuściła strzałę, która nawet nie drasnęła drzewa. Usłyszała za sobą gromki śmiech i nadymała urażona policzki. Odebrała drugą strzałę i wykonała te same czynności co wcześniej. Ponownie nie trafiła do celu, a rozbawienie Kikari było coraz większe. Spojrzała na przyjaciółkę.
- Z Kai’a też się tak śmiałaś?
W jednym momencie blondynka zamilkła i zmierzyła ją spojrzeniem. Bez słowa odebrała łuk i ruszyła w stronę domku. Itamaki stała w miejscu i próbowała zrozumieć jak mogła jednym zdaniem, wkurzyć dziewczynę. Wzruszyła ramionami woląc w to jednak nie wnikać i pobiegła za nią.
            Nie przepadała kiedy ktoś wypominał jej tą znajomość. Sama nie wiedziała dlaczego, ale strasznie ją to denerwowało. Poprawiła kołczan na plecach i przyspieszyła kroku. Miała wielką ochotę odłożyć swój sportowy łuk i odbyć bardzo długą kąpiel. Do jej uszu doszedł szelest, więc odruchowo wyciągnęła strzałę i naciągnęła ją na cięciwie. Bez namysłu wypuściła ją i dopiero skupiła się na celu. Włoch ciężko oddychając, wpatrywał się w strzałę, która była wbita w pień obok jego głowy. Mimo wszystko poczuła ulgę, widząc Antonia, który był cały i zdrowy. Mimo iż niewiele brakowało, a byłby cały ale postrzelony. Po chwili obok niego pojawił się Francis, który poklepał go po plecach na pocieszenie. Wtedy stało się coś dziwnego. Włoch zamiast tradycyjnie się zaśmiać, strząsnął rękę przyjaciela i ruszył w kierunku Kikari z rękoma w kieszeni. Blondyn ze zrezygnowanie pokręcił głową i podszedł do nich.
- Gdzie Itami?
- Z tyłu się ciągnie – odpowiedziała niepewnie.
Antonio zaproponował, że po nią pójdzie. Nim się zorientowała Francis, objął ją ramieniem i zaczął prowadzić jakąś boczną ścieżką. Miała wielką ochotę mu przywalić jednak zauważyła, że także u niego coś się zmieniło wciągu tego tygodnia. Z powodu ciekawości, grzecznie szła obok niego i wyczekiwała momentu kiedy wyjawi powód tak późnych odwiedzin. W końcu się zatrzymali i Francuz usiadł na pniu. Przez chwilę wpatrywał się w ściółkę leśną, widocznie zbierając myśli.
- Zanim zacznę mówić lepiej byś usiadła.
Miała złe przeczucie, więc oparła się o obalone drzewo.

            Szedł szybkim krokiem między drzewami, rozglądając się za Itamaki. Miał nadzieję, że na nią wpadnie. Mimo wszystko obawiał się tego, że dziewczyna była świadoma przekrętu ojca i mogła po prostu uciec. Odetchnął kiedy postać Japonki wyłoniła się zza zakrętu. Itami stanęła jak wryta i przyglądała się Włochowi. Po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i rzuciła mu się na szyję.
- Jak się cieszę, że jesteście cali.
Czuł się niezręcznie, więc nie przytulił jej. Mimo wszystko była córką osoby, która zabiła Josepha. To spowodowało, że pojawiła się między nimi bariera. Dziewczyna zaskoczona brakiem reakcji, odsunęła się i spojrzała na niego zmartwiona. Wzruszył jedynie ramionami i schował ręce w kieszeniach. Bez słowa obrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną. Czuł na sobie spojrzenie, jednak nie obrócił się, by wszystko jej wytłumaczyć. Nie mógł tego zrobić, ponieważ nikt nie wiedział jak się może ona zachować. Zmarszczył brwi i szybko wyciągnął pistolet. Obrócił się na pięcie i wycelował. Zauważył jak na twarzy Japonki pojawia się przerażenie, jednak celował w osobę za nią. Itamaki po chwili to zauważyła, więc ostrożnie się obróciła.
- Hitoshii… - szepnęła.
Brunet powoli uniósł swoje ręce, by pokazać swoje czyste intencje. Antonio mimo wszystko ciągle celował w niego i powoli się przybliżał. Japonka nie wiedziała co ma robić, ponieważ od Latynosa wręcz biła stanowczość.
- Kim jesteś?
Hitoshii dalej spokojnie stał z uniesionymi rękoma.
- Uczniem Kyouyi.
Zadziałało to na Włocha jak czerwona płachta na byka. Bez namysłu pociągnął za spust, przez co Itamaki pisnęła. Chłopak osunął się na ziemię, łapiąc za ramię. Antonio stanął nad nim, nie przestając celować.
- Kogo tym razem chcecie zabić? – krzyknął.
- Mistrz nie miał nic z tym wspólnego – wyspał Japończyk.
- Co?
Oboje spojrzeli na Itamaki, która pobladła. Nie wiedziała co ma myśleć. Zdała sobie nagle sprawę, że nic nie wie o tym co się stało w ciągu ostatniego tygodnia. Wcześniej miała podejrzenia, że mogło pójść coś nie tak, ale bez ofiar śmiertelnych. Za razem uświadomiła sobie, że straciła zaufanie pozostałych, a przynajmniej Antonia, który nic jej nie chciał powiedzieć. Oparła się o drzewo i próbowała jakoś pozbierać myśli i zdać dwa proste pytania. Kto zginął? I o co w ogóle chodzi? Do jej uszu doszły włoskie przekleństwa.
- Czego chcesz.
- Przekazać Itamaki prośbę od jej dziadka, by się z nim spotkała.
 Włoch szyderczo się uśmiechnął i pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć, że chłopak wierzył, iż uda mu się zabrać stąd Itami. Było dla niego logiczne, że po ostatnich wydarzeniach, nie pozwolą by dziewczyna ich opuściła i dowiedziała się tego co zrobił jej ojciec. Skrzywił się na chwilę, mając świadomość, że prawie dopuścił do tego ostatniego. Przyłożył lufę pistoletu do czoła Hitoshii’ego.
- Stój! – krzyknęła szatynka. – To ja tutaj podejmuję decyzję bo chodzi o mnie!
Spojrzał na nią i próbował pohamować chęć, by pociągnąć za spust. Obawiał się, że Itamaki stanie w obronie bruneta. Dla Antonia było to jak przyznanie się do zdrady. Odsunął pistolet od skroni Japończyka.
- Ja muszę pierw wiedzieć co się stało podczas akcji – spojrzała wymownie na Latynosa.
- Nie mogę Ci tego powiedzieć.
Jego stanowczy i oziębły ton, spowodował, że po jej plecach przeszły ciarki. Nie poznawała Antonia, który ciągle w jej pamięci był uśmiechnięty i trochę pokręcony.
- W takim razie zostawcie mnie w spokoju.
Obróciła się na pięcie i ruszyła w las. Nie wiedziała gdzie idzie, ale chciała pobyć sama by to wszystko jakoś poukładać w głowie. Powiązać pojawienie się Hitoshiiego oraz Antonia. Rozmyślać kto mógł zginąć i obawiać się prawdy. Najważniejszym jednak było fakt, dlaczego nie może poznać prawdy.

            Podniósł głowę z poduszki i spojrzał na śpiącą brunetkę. Ucieszył się, że w końcu zasnęła. Od tygodnia miała problemy ze snem, a kiedy jej się udawało oddać się w ręce morfeusza, to budziła się przerażona i oblana potem. Nigdy nie myślał, że będzie musiał ją widzieć w takim stanie po raz drugi. Miał nawet wrażenie, że przeżywa to bardziej niż śmierć Gerarda. Cierpiał widząc jej ból. Dokładniej będąc świadom swojej bezradności w tej sprawie. Próbował wstać, jednak dziewczyna mocno trzymała jego koszulę. Nie chcąc jej zbudzić, ponownie się położył. Przyglądał się jej, mając wrażenie, że widzi wrak kobiety. W ciągu kilki dni doprowadziła siebie do fatalnego stanu tak, że w ogóle siebie nie przypominała. Przytulił ją delikatnie do siebie, mając nadzieję, że się nie zbudzi i zaczął się zastanawiać jak idzie chłopakom. Miał nadzieję, że zachowają się prawidłowo i zatrzymają dla siebie wiadomość o śmierci Josepha oraz nie pozwolą by Itamaki dowiedziała się jak do niej doszło. Zamknął oczy próbując się zdrzemnąć, jednak przeszkodził mu w tym telefon brunetki. Bez namysłu go chwycił i odebrał połączenie.
Zerknął na dziewczynę, która zmarszczyła brwi.
- Asu? Czy to prawda, że Joseph nie żyje?
Odetchnął z ulgą, widząc, że Asuma się nie obudziła i za razem rozluźniła swój uścisk. Powoli wstał z łóżka i wyszedł z pokoju.
- Jesteś tam? – odezwał się męski głos w słuchawce.
- Asuma śpi.
Spojrzał na Christophera, który przykładał chustkę do policzka, chcąc zatamować krwawienie. Sam pomacał się po twarzy i uznał, że także powinien się ogolić. Miał zamiar się rozłączyć, nie słysząc żadnej odpowiedzi.
- Z kim rozmawiam?
O jednak się odezwał. Zaśmiał się pod nosem.
- Z jej chłopakiem.
Anglik podniósł na niego wzrok i  założył ręce, oczekując na wytłumaczenie. Pomachał mu ręką, że nie musi się przejmować i usiadł na kanapie. Na chwilę odsunął telefon od ucha, by przekonać się z kim rozmawia. Poczuł jak przewraca mu się w żołądku, na widok imienia rozmówcy. Luke.
- Nic mi o żadnym nie mówiła – powiedział po dłuższej przerwie.
- Nie dziwię się jej – odsunął rękę Chrisa, który chciał odebrać aparat. – W końcu drugi raz nie dam się postrzelić, ani odurzyć.
Syknął z bólu i chwycił za głowę, co wykorzystał blondyn i odebrał telefon. Przerwał połączenie i groźnie spoglądał na przyjaciela. Vincent masował miejsce, w które oberwał i z wyrzutem patrzył na sprawcę bólu. W ostatniej chwili uniknął kolejnego ciosu, jednak spadł na podłogę.
- Odbiło Ci – Brytyjczyk syknął przez zęby.
- Chyba to ja powinienem o to spytać.
Rzucił w niego poduszką i podszedł do lodówki, by zabić swój gniew za pomocą kiełbasy. Wgryzł się w mięso i zerkał wkurzony na kumpla.
- Po jakiego grzyba z nim gadałeś?
Wzruszył ramionami, nie mając ochoty tego tłumaczyć. Sam dokładniej nie wiedział co go podkusiło, ale jednego był pewien. Nienawidził tego gościa. Christopher widząc, że niczego się nie dowie, postanowił wrócić do oglądania swojego zacięcia na twarzy. Przerwał mu to trzask drzwi. Asuma trąc oczy, opierała się o framugę.
- O co się kłócicie? – mruknęła.
Anglik skrzywił się, zdając sobie sprawę, że mógł ciszej upomnieć Vincenta. Był świadom, że dziewczyna jest na skraju załamania nerwowego, jak nie depresji i powinna wypoczywać. Francuz także nie był zadowolony z tego powodu, pamiętając jak długo dziewczyna zasypiała.
- Nic takiego – podszedł do niej i przytulił.
Asuma oparła głowę o jego ramię, jednak po chwili się od niego odsunęła. Brunet spojrzał na nią zaskoczony, a Chris po prostu poszedł do swojego pokoju. Wolał nie mieszać się w ich sprawy.
- Przestań traktować mnie jak kalekę. To mi nie pomaga, więc o co przed chwilą wam poszło.
Głośno westchnął i oddał jej telefon. Francuzka zerknęła na urządzenie i przygryzła dolną wargę. Vincent zauważył, że jej ręka zaczęła się trząść.

____________________
Po pierwsze chcę przeprosić za te kilkudniowe opóźnienie, ale na prawdę nie miałam czasu na napisanie. Niestety teraz na pewno przez najbliższe tygodnie, nie będę systematycznie dodawać. W końcu koniec roku szkolnego, a do tego aktualnie szykuję się na egzamin na operatora wózków widłowych. Jeszcze raz przepraszam.  
czwartek, 9 maja 2013

23 cz.3


Młody mężczyzna siedział skrępowany na krześle i z uniesioną głową obserwował wszystkich. Mimo tego, że siedział parę godzin to jednak milczał. Joseph z irytacją siedział na biurku i rozmawiał przez telefon. Natomiast Yoshiro, starał się jakoś dogadać z szefem Kruka, który udawał głuchego.
- Dość tego! – krzyknął szatyn. – Słuchaj, nie ważne co zrobisz nie zmienia to faktu, że jesteś teraz na naszej łasce, więc…
- Uspokój się – Asuma położyła rękę na jego ramieniu. – Z doświadczenia wiem, że grożenie i przemoc fizyczna nic tutaj nie pomogą.
Na twarzy związanego pojawił się lekki uśmiech, który nie chciał zniknąć. Yoshiro zirytowany poderwał się z miejsca i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Brunetka ciężko westchnęła, widząc, iż cierpliwość i opanowanie nie są najmocniejszą stroną Japończyka. Przynajmniej podczas takich sytuacji. Może to trochę nasza wina. Mężczyzna nie wiedział nic na temat drugiej fazy więc był pewnie poddenerwowany. Do tego jego córka została odcięta od świata i nie wie co się z nią dzieje. Zerknęła na Josepha, który skończył rozmowę telefoniczną. Przejechał ręką bo nieogolonej twarzy i zszedł z biurka.
- Mogłeś trochę poczekać, aż wyjedziemy… Może wtedy by Ci się udało to co zamierzałeś.
Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw głowie Kruka. Mężczyzna ciągle się uśmiechał, jakby nie widział zlej strony swojej sytuacji. Niepokoiło to Asumę, która próbowała zrozumieć jego myślenie.

Zatkał teatralnie nos, próbując jakoś wytrzymać smród jaki go otaczał. Zastanawiał się dlaczego on został wybrany do tej „cholernej drugiej fazy”. Spojrzał na ludzi, którzy szli posłusznie za nim z bronią w pogotowiu oraz latarkami. Nie wyglądali by poruszył ich przykry zapach ścieków. Ze smutkiem opuścił głowę, rozumiejąc, że ten zapach całego go przejdzie. Zerknął ponownie na plan kanalizacji, by upewnić się, że idą w prawidłowym kierunku. Chociaż trudno tutaj połapać gdzie jest północ, a gdzie południe. Przysiągł sobie, że odegra się na Vincencie i Asumie, za taki przydział. W końcu jego oczom ukazała się drabinka, którą mieli dostać się do środka. Gestem ręki przywołał jednego z ludzi.
- Mamy granaty dymne? - Japończyk kiwnął głową. – To naszykować przynajmniej z dwa, a pozostałe mieć w pogotowiu.
Mężczyzna bez słowa wrócił do swoich pobratymców i przekazał im rozkazy. Po chwili Francis trzymał w ręce dwa granaty i powoli się wspinał po drabinie. Najciszej jak potrafił uniósł zasłonę studzienki i wyjrzał na zewnątrz. W ostatniej opuścił zasłonę i czekał, aż ktoś przejdzie po niej. Zeskoczył na dół i spojrzał na swych ludzi.
- Na trzy jak najszybciej wyłazimy na zewnątrz i starajmy się jak najciszej pozbyć się okolicznych wrogów. Jak nie będzie takiej możliwości wydam rozkaz by otworzyć ogień – zmierzył wszystkich wzrokiem. – Każdy kto wystrzeli przed moim słowem, będzie uznany za zdrajcę i stosownie ukarany.
Nie musiał mówić, że będzie to kara śmierci. Takie rzeczy były bardzo dobrze wiadome, a zwłaszcza w tak honorowym klanie jak ten. Ponownie wspiął się i uniósł studzienkę.
- Raz… - granatów nałożył na nos chustę, by służyła jako maska i szybkim ruchem wyciągnął bezpiecznik. – Dwa. – Wyrzucił je i upuścił zasłonę.
Miał wrażenie, że każda sekunda trwa wieczność. Nie był przyzwyczajony to akcji w terenie, więc adrenalina zaczęła krążyć po jego krwiobiegu.
- Trzy!
Gwałtownie odrzucił studzienkę i wyskoczył na zewnątrz. Od razu poczuł jak ktoś obok niego próbuje złapać równowagę. Nie widząc chusty, którą nosił ich oddział, z całą siłą uderzył mężczyznę. Próbował jakoś przyzwyczaić swoje oczy do piekącego gazu i rozpoznać się w przeciwnikach. Ku jego uldze nie było ich dużo i dość szybko zostali powaleni przez jego ludzi. Teraz trzeba wzbudzić chaos.
- Za mną! – machnął ręką i ruszył korytarzem.
Starał się nie zapomnieć planu jakim miał się poruszać. Teraz od niego zależało powodzenie ich misji.
W końcu znaleźli się w miejscu gdzie nie było już dymu, a także przeciwników. Wyjrzał przez okno i zlustrował mur, na którym snajperzy czyhali na ludzi na dole.
- Pozbyć się snajperów – rozkazał części podwładnych, którzy zdjęli z pleców snajperki.
W duchu się ucieszył, że ta wielka ostrożność się na coś przyda. W końcu tyle się wykłócał z Christopherem, by użyczył im trochę sprzętu. Rozejrzał się po korytarzu i zmrużył oczy. Cholernie pieką.
- Wy – wskazał palcem na sześć osób. – Osłaniajcie strzelców.
Mieli przewagę przed zmierzającym odwetem. Korytarze prowadzące do tego przejścia, były na tyle wąskie, że będą musieli iść pojedynczo. Skrzywił się kiedy ich przewaga, podczas odwrotu będzie utrudnieniem. Kiedy skończą z snajperami, muszą zmienić swoje położenie. Jego wzrok padł na granat dymny i od razu polepszył mu się humor. Mogłem zainwestować w jakieś gogle.

Z niezadowoleniem kończył opatrywać rękę Chrisa, który ciągle rzucał siarczystymi słowami. Za każdym razem kiedy ktoś był ranny, czuł się przygnębiony i winny. W ostatniej chwili uniknął ciosu Brytyjczyka, który bez słowa powrócił na swoją pozycję. Mimo iż pojmali dowódcę Kruka, to jego podwładni nie myśleli o poddaniu się. Zaczął się zastanawiać jak radzą sobie Antonio i Francis. Do jego uszu doszedł jakiś krzyk i przyglądał się, jak jeden z snajperów Kruka spada z muru. Więc Francis dotarł już do środka. Odetchnął z ulgą i postanowił mieć wiarę w poczynania Włocha. Mimo iż nie przyznawał się do tego publicznie, to uważał, że Antonio jest znacznie lepszy od niego jeśli chodzi o bezpośrednią walkę. Mimowolnie przypomniał sobie akcję z Moskwy, gdzie Latynos wykazał się odwagą i poświęceniem. Byłby dobrym szefem. Uśmiechnął się pod nosem i powrócił do obserwowania tego co się dzieje.

Dość głośno kichnął i nie mógł zrozumieć dlaczego. Przyłożył rękę do nosa, musząc sobie jakoś poradzić bez chusteczki. Spojrzał ponownie na swój oddział i liczył straty. Nie były zbyt liczne, więc spokojnie mógł próbować dostać się do rezydencji. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, że jeszcze rano bawił go podwójny mur, który teraz był idealną osłoną. Czekał, aż ludzie Francisa wybiją snajperów i będzie mógł znacznie bezpieczniej poruszać się po terenie Kruka. Zaczął pod nosem nucić jakąś piosenkę, co wywołało u niektórych Japończyków, zaskoczenie. Nie mógł poradzić na to, że z natury był beztroski i po prostu z chwilą odetchnienia, wracał do normalności. Ponownie kichnął.
- Ponoć kicha się, kiedy ktoś o nas mówi – odezwał się rudy mężczyzna.
- A ja słyszałem, że uszy się czerwienią – zdziwił się Antonio.
Najbardziej w tej pracy, kochał dowiadywać się nowych rzeczy o danych krajach. A najbardziej to tych związanych z kuchnią. Podskoczył w miejscu i wyciągnął pistolet gotowy do walki, na dźwięk dzwonka. Po chwili się uspokoił, dochodząc do wniosku, że to jego telefon. Zerknął na niego ekran i uśmiechnął się szerzej.
- No dobra! Możemy ruszać!
Pierwszy ruszył biegiem i zaczął rozglądać na wszystkie strony. Kiedy tylko dostrzegał przeciwnika, bez namysłu w niego celował i strzelał. Nie widział, żadnej osłony, która by pomogła podczas próby dostania się do środka. Musieli się przygotować. Było to dla niego logiczne, w końcu jakoś wszystkie informacje do nich przeniknęły.

Potyczka trwała wiele godzin nim w końcu Kruk kapitulował. Musieli się spieszyć i jak najszybciej przetransportować tych którzy przetrwali, przed przybyciem policji. W końcu wszystko ucichło i stróże prawa mogli bez większego ryzyka interweniować. Vincent nie mógł się doczekać momentu kiedy stanie twarzą w twarz z szefem Kruka. Odłączył się od pozostałych i ruszył w stronę dobrze znanego biurowca. Z nieukrywaną ekscytacją wbiegł do środka i zmierzał do swojego celu. Kiedy otworzył drzwi, zamarł w bezruchu. Do jego nozdrzy dostał się mdły zapach krwi. Tępym krokiem podszedł do Asumy i położył jej rękę na ramieniu. Brunetka drgnęła i spojrzała na niego załzawionymi oczyma.
- Jednak to oni byli o krok do przodu – szepnęła.
Poczuł jak i po jego policzkach spływają łzy i klęknął obok niej. Próbował delikatnie odsunąć ją od martwego ciała Josepha, jednak dziewczyna opierała się i mocniej przytulała nieboszczyka. Nie zwracała uwagi na to, że jest cała w jego krwi.
- Proszę – szepnął.
Pokręciła głową.

Miała złe przeczucie, widząc uśmiech ich jeńca. Nie potrafiła zrozumieć jakim cudem, może się tak swobodnie uśmiechać, jakby była to tylko chwilowa sytuacja. Nim się zorientowała do jej uszu doszedł huk wystrzału i szybko się rozejrzała. Nie mogła uwierzyć w to, że Yoshiro trzymał w ręce pistolet, a Joseph słania się na ziemię. Szybko wyciągnęła swoją broń i wycelowała w ojca jej przyjaciółki. Zawahała się podczas pociągnięcia za spust, wyobrażając sobie jak wytłumaczy to Itamaki. Poczuła jak ktoś wytrąca jej pistolet i powala na ziemię.
- Takie szczeniaki nie pokonają Kruka.
Próbowała się wyrwać, jednak uścisk był mocny. Jej wzrok padł na Yoshiro, który uśmiechał się szeroko. Butem odwrócił twarz Josepha, który ledwo oddychał. Uniósł broń. Próbowała krzyknąć by przestał, jednak wystrzał był szybszy. Nawet nie zauważyła jak zaczyna płakać.
- Twój wzrok, wręcz się pyta „Dlaczego” – zaśmiał się. – Widzisz… Bo ja tak naprawdę mam dwóch braci.
Usłyszała śmiech szefa Kruka, który miał rozrywkę z tego co się działo. Czuła jak wyżej unosi jej rękę i przez jej ciało przeszła fala bólu.
- Gdybyście bardziej się starali, to byście wiedzieli, że Kruk już dawno został nam podporządkowany. Moja kochana córeczka, nieświadomie trochę nam pomogła.
Poczuła jak jej bluzka robi się morka i z przerażeniem odkryła fakt, że to od krwi Brytyjczyka.
- Łaskawie Ciebie oszczędzimy.. Ale tylko dlatego, że i tak długo nie pożyjesz.

Nikt nie mógł uwierzyć w to co się stało. Stracili kogoś bliskiego i to z powodu zdrady. Mimo iż wygrali czuli się jakby byli na przegranym miejscu. Vincent próbował wymyśleć sposób jak powiadomić jego rodzinę o tym, że nie żyje. Do tego nie wiedział jak podnieść na duchu Asumę, która zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim się widzieć. Rozumiał, że było to dla niej trudne przeżycie i Joseph był dla niej kimś bardzo bliskim. Jednak wolałby by w tym momencie była ona zdatna do życia. Podniósł wzrok na pozostałych, którzy podobnie jak on nie tknęli kolacji. Po chwili do jego uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. Przyglądał się brunetce, która blada jak ściana i z podkrążonymi oczyma, stała w progu.
- Pozwólcie mi z nim polecieć – powiedziała próbując się nie rozpłakać.
Pokręcił stanowczo głową, widząc w jak złym jest stanie. Obserwował jak jej warga zaczyna drżeć.
- Zrozumcie… Jestem mu to winna – już nie hamowała łez. – To ja powinnam przekazać tą wiadomość rodzinie oraz towarzyszyć podczas pogrzebu.
- Zrozum do cholery, że od razu połączą tą sprawę z morderstwem Petera! – krzyknął Christopher. – Kiedy pojedziesz z jego zwłokami to od razu będziesz na liście podejrzanych.
Wpatrywała się beznamiętnie w blondyna, w ogóle nie przypominając tej samej dziewczyny. Nie zastanawiała się nad swoimi czynami, więc była całkowicie bezużyteczna. Rozległ się trzask drzwi. Vincent schował twarz w dłoniach, czując, że zaczyna go to przerastać.
- Pozostaje nam kwestia z Itami… - szepnął.
Nie miał pomysłu jak jej przekazać tak szokującą wiadomość i po jakiej stronie ona stanie. W końcu więzy rodzinne mogą wziąć górę nad przyjaźnią. Także martwił się o to, że Yoshiro wraz ze swoimi braćmi zacznie ją poszukiwać i przedstawią swój punkt widzenia.
- Nie ważne co zrobimy i tak będzie źle.
- W ogóle jakim cudem nie było wśród naszych buntu?

Próbowała doprowadzić siebie do ładu, jednak mimo wszelkich starań nie potrafiła. Joseph był dla niej kimś bardzo ważnym, podporą w życiu. Pomagał jej stanąć na nogi po śmierci Gerarda i bez słowa zgodził się przyłączyć do ich rodziny. W ciągu kilku sekund go utraciła. Wolała już by zastrzelili ją kiedy mogli, a nie zostawiali przy życiu. Objęła nogi i zaczęła kiwać się w przód i tył. Nigdy się nie spodziewała, że podczas tej pracy ktoś rzeczywiście zginie. Zawsze była świadoma tego zagrożenia, ale nie brała go na poważnie. Starała się walczyć z chęcią zemsty na Yoshiro. Na szczęście zwalczanie tej żądzy pomagał jej wizerunek Itamaki. Tylko ta obawa co się stanie z szatynką, powstrzymywała ją przed lekkomyślnością. Nie chciała być obiektem nienawiści Itami, z tego powodu, że chciała pomścić przyjaciela. Chociaż to nie byłaby moja wina. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, jednak nie podniosła głowy. Dobrze wiedziała kto jej przeszkadza.
- Zostaw mnie w spokoju.
Nawet się nie sprzeciwiała temu by Vincent ją przytulił, jednak pozostawała bierna.
- Zrozum, że to wszystko dla twojego dobra…
Dobrze o tym wiedziała, jednak nie potrafiła powstrzymać swoich emocji. Zacisnęła dłonie na jego koszuli i wypłakiwała się w jego ramię. Czuła jak chłopak gładzi jej włosy, starając się ją jakoś uspokoić. 

______________________________
No i doszliśmy do końca tego rozdziału, który zakończył się dość smutnym akcentem. Nowa szata graficzna jest specjalnie dopasowana, do atmosfery jaka panuje wśród bohaterów. 
czwartek, 2 maja 2013

23 cz.2


            Antonio wyszedł z pokoju, ziewając i przeciągając się. Nie przejmował się tym, że jest w samych bokserkach, w końcu większość osób jego mniemaniem jeszcze spało. Jego wzrok padł na wieszak, na którym brakowało kilka kurtek. A więc już pojechała. Było mu smutno z tego powodu, ponieważ przywiązał się do Itamaki. Jako jedna z niewielu go rozumiała. Naszła go ochota by podrapać się po tyłku, więc wykonał tą czynność, wchodząc do kuchni. Zdziwił go fakt, że siedziało tam całe męskie grono, a zwłaszcza Chris, który jego zdaniem jeszcze minutę temu spał. W tedy jego mózg zaczął sugerować, że dziewczyny także mogą znajdować się w pomieszczeniu, więc nerwowo się obrócił. Odetchnął z ulgą, kiedy nie stwierdził ich obecności.
- Zostaliśmy sami – powiedział Christopher, nalewając Włochowi kawę.
Latynos spojrzał niepewnie na napój, niezbyt przyzwyczajony do takich aktów dobroci ze strony Brytyjczyka. Kiedy ten zajrzał do lodówki, powąchał napar, co wywołało atak śmiechu pozostałych. Blondyn trzymając w ręce kiełbasę, zerknął podejrzanie na pozostałych, po czym obmacał tył swoich spodni czy przypadkiem nie ma dziury, która mogłaby rozbawić towarzystwo.
- A gdzie się one podziały? – zaciekawił się Antonio, powoli siorbiąc kawę.
Miał podstawy by się obawiać, ponieważ Chris słynął z znajomości trucizn. Po chwili zdał sobie sprawę, że anglik by nie otruł swojego kompana, więc pewniej upił łyk napoju. Skończyło się to głośnym syknięciem i wystawieniem poparzonego języka.
- Wysłałem je by zajęły się pewną sprawą. A teraz proszę się zapoznać z nowym planem działania – podał im zaplombowane teczki. – Przeczytać w miejscu bez okien, nie robić tego na głos i od razu spalić.
Joseph oderwał się kanapki i spojrzał na sufit.
- Jedynym takim pomieszczeniem jest łazienka…
Włoch spojrzał na wszystkich i pędem ruszył do toalety. Vincent krzyczał za nim, że nie muszą tego od razu robić.
- Ale ja muszę załatwić swe sprawy bo potem mi nie dacie!

            Szatynka siedziała w samochodzie i znudzona oglądała widoki za oknem. Starała się nie zwracać uwagi na kierowcę, który nerwowo zerkał w lusterko. Niezbyt podobał jej się taki obrót sytuacji, że musiała oddalić się od miejsca akcji. W końcu nie mogło być tak źle. Wyciągnęła z kieszeni telefon i spojrzała na zegarek. Od godziny była już w drodze, więc za parę minut powinna być na wyznaczonym miejscu. Nagle poczuła jak koło samochodu wpadło w jakąś dziurę. Jej mózg od razu zaczął alarmować, że trasa, którą miała przebyć nie powinna być w takim stanie. Po chwili auto zjechało na pobocze, więc wykorzystała okazję i się rozejrzała po otoczeniu. Droga wyglądała na opustoszałą i była położona na jakimś odludziu. Drzwiczki się otworzyły i zobaczyła twarz kierowcy, który uśmiechał się jak psychopata. Jego ręką powędrowała pod kurtkę. Zamarł w połowie drogi i przyglądał się jak lufa pistoletu dotyka jego czoła. Widziała jak pojawiają się pierwsze kropelki potu na jego skroniach i błagający wyraz twarzy. Wolną ręką zdjęła perukę, uwalniając swoje kasztanowe loki. Mężczyzna zrobił wielkie oczy, nie dowierzając temu co się stało. Po chwili jego martwe ciało padło na ziemię. Asuma wytarła broń z krwi, założyła z powrotem perukę i wysiadła z pojazdu. Jeszcze raz się rozejrzała, po czym otworzyła bagażnik. Wrzuciła do niego trupa i zatrzasnęła. Spojrzała na telefon, który należał do Itamaki. Wybacz mi. Upuściła aparat na ziemię i nadepnęła na niego. Były to środki ostrożności w razie jakiegoś urządzenia szpiegującego. Przeciągnęła się zadowolona i zamknęła samochód, po czym ruszyła polną drogą, wyciągając nowy telefon.
- Trafiony – powiedziała do słuchawki i wyrzuciła kluczyki w trawę.
            Drzwi od przedziału otworzyły się i weszła przez nie Kikari, mamrocząc coś o nieciekawym menu w wagonie restauracyjnym. Itamaki się uśmiechnęła, ciągle się ciesząc, że nie jest sama. Bardzo ją zdziwiła nocna wizyta francuskiej pary. A jeszcze bardziej to, że kazali im się szybko spakować i bezgłośnie opuścić budynek. Skradając się dostały na stację kolejową, gdzie otworzyły kopertę z wypisanym celem podróży oraz nowymi telefonami. Nie zostały poinformowane o dalszym działaniu, więc uznały, że zostawiono to w ich rękach. Drzwi ponownie się otworzyły i ujrzały wózek bufetowy. Pracownik kolei ustawił wszystko na stole i życzył smacznego. Odprowadziły go wzrokiem, dziękując w duchu, że dostały tyle pieniędzy by podróżować pierwszą klasą.
- Przystojny był – mruknęła Itamaki, smarując tost masłem.
Blondynka spojrzała na nią znad jajka na miękko i jedynie prychnęła. Była zajęta dobraniem się do wnętrza jajka bez rozlania żółtka. Z skupieniem przebijała łyżką białko, by w końcu z radością włożyć jego fragment do ust. Wyraz jej twarzy się zmienił i łapczywie napiła się herbaty.
- Zapomniałam posolić.
Wybuchła śmiechem nie pamiętając, kiedy ostatnio tak szczerze się śmiała od przybycia do Japonii. Otarła symboliczną łezkę i wgryzła się w tost. Przemilczały całe śniadanie, które było wybawieniem dla ich żołądków. Nawet nie miały okazji wziąć prowiantu na drogę, więc od kilku godzin nic nie jadły. W momencie kiedy skończyły, pojawił ponownie się ten sam pracownik, który odebrał brudne naczynia. Tym razem Itamaki nie próżnowała i uśmiechała się do niego. Chłopak odpowiedział jej tym samym i opuścił przedział. Kikari pokręciła rozbawiona głową i zerkała na swój nowy telefon. Miała nadzieję, że się odezwą informując co się nowego dzieje. Niestety urządzenie ciągle milczało.
- Itami… - zerknęła na nią podejrzliwie. – Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem w Chorwacji wydawałaś się zaskoczona wielkością rodziny jeśli twój dziadek był lokalnym szefem?
Szatynka nerwowo zarechotała i odwróciła głowę. Pod naporem wzroku dziewczyny, nie wytrzymała i niewinnie się uśmiechnęła.
- No bo nie chciałam byś myślała, że jestem jakaś inna… W końcu w grupie raźniej.
W ostatniej chwili zrobiła unik przed latającą torbą i uniosła ręce w geście obronnym. Kikari nie wydawała się usatysfakcjonowana swoim celem, więc sięgnęła po bagaż przyjaciółki, która zdążyła wybiec z przedziału. Torba zderzyła się z szybą, która niebezpiecznie zafalowała, a Itami próbowała utrzymać równowagę. Poczuła jak ktoś ją chwyta za ramiona, ratując od niemiłego spotkania z prawami grawitacji. Zawstydzona obróciła się by podziękować swojemu wybawcy.
- Zapewniam, że podłoga nawet w pierwszej klasie nie jest najwygodniejsza – uśmiechnął się ten sam chłopak co je obsługiwał.
Zaśmiała się, nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa. Jej spojrzenie padło na plakietkę z imieniem, której wcześniej nie zauważyła.
- Dziękuję –  wydukała. – Jestem twoją dłużniczą Panie Hitoshii.
Chłopak przeczesał swoje brązowe włosy, które w pewnych momentach podchodziły pod rude. Zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się szerzej.
- Jaki tam „Pan” – machnął ręką. – Po prostu Hitoshii.
- Itamaki – przedstawiła się mimo, iż nie została o to poproszona.
Nagle oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, kiedy z przedziału wyłoniła się głowa Kikari. Zaśmiała się podejrzanie i z błyskiem w oku zniknęła. Itami poczuła się niezręcznie, widząc tak dziwne zachowanie swojej rodaczki. Uśmiechnęła się przepraszająco i chwyciła swoją torbę, by wpaść do przedziału. Blondynka siedziała wygodnie i założyła nogę na nogę. Wyciągnęła jeden paluszek Pocky i przyłożyła go do ust jak papierosa.
- A więc przychodzisz do mnie z prośbą – pogładziła ręką swoją torbę. – Ale co mi dasz w zamian?
Przez chwilę stała skołowana, by w końcu wybuchnąć śmiechem.
- Niezbyt wychodzi Ci granie Bossa.
Kikari ugryzła paluszek i z udawanym fochem, spojrzała przez okno. Dziewczyna ciągle się śmiejąc usiadła naprzeciw niej i naśladowała głaskanie torby.

            Zapach burzy ciągle unosił się w powietrzu, co doprowadzało Vincenta do szewskiej pasji. Zmarszczył nos i oparł się o samochód. Przyglądał się jak ludzie biegają w tą i z powrotem, rozmawiając między sobą o zmianie planu. Miał w duchu nadzieję, że te informacje niezbyt szybko przenikną do ich celu. Mieli dowód, że są pod ciągłą obserwacją i infiltracja ich szeregów została dokonana w dość udany sposób. Musiał przyznać, że pomysł Asumy bardzo im się przydał. Mieli pewność, że Itamaki jest bezpieczna, a do tego byli o krok do przodu dzięki przyspieszeniu akcji. Zerknął na zegarek, który wskazywał, że zostało parę minut do wcielenia pierwszej fazy w życie.
- Świetnie udają, że nie wiedzą co się święci – z rozmyślań wyrwał go głos Chrisa. – Nie widać zwiększenia ochrony, ani jakiegoś większego ruchu związanego z przygotowaniem do obrony.
Jego wzrok powędrował na wielką rezydencję, która była siedzibą Kruka. Na własne oczy widział, jak jego przeciwnicy stawiają na tradycję i japońskość. Było to jeszcze bardziej widoczne kiedy przypominało sobie serce japońskiej grupy, które było biurowcem. Przygryzł wargę, będąc świadomy, że to właśnie jego rodzina doprowadziła do rozłamu Feniksa. Miał nadzieję, że jego interwencja jakimś cudem znowu połączy te rodziny w jedność. Tylko jak tego dokonać? Usłyszał pikanie zegarka i przyglądał się jak grupy ludzi zmierzają wprost na rezydencję. Wiedział, ze otwarty atak i to za dnia nie jest najlepszym pomysłem, ale cel uświęca środki. Spojrzał na Christophera, rozmawiającego przez telefon. Przeniósł swój wzrok na Antonia, który miał towarzyszyć jednej z grup. Po raz pierwszy od sytuacji z Moskwy, zaczął się modlić o to by jego najbliżsi wyszli z tego cało. Rozległy się pierwsze strzały.
- Cieszmy się, że jest ona na odludziu i policja szybko tu się nie pojawi – szepnął.
Christopher spojrzał na niego z widocznym rozbawieniem.
- Zapomniałeś się? Policja nie będzie się mieszać w sprawy między gangami. Wolą by sami się powybijali, więc raczej nie pojawią się.
Uśmiechnął się lekko, a do jego uszu doszło kolejne pikanie zegarka. Faza druga.

            Drzwi się otworzyły i tłum ludzi wyszedł na stację, spiesząc się do pracy. Asuma powoli kroczyła między nimi, zastanawiając się czy wszystko pójdzie według planu. Zawsze coś musiało być nie tak, ale miała nadzieję, że to nie będzie nic poważnego. Z wielką ulgą wyszła na ulicę i żałowała, że nie ma w mieście zbyt wiele świeżego powietrza. Niestety Tokio nie należy do miast z najczystszym powietrzem, jednak musiała to przeboleć. Niezbyt się spiesząc zmierzała do swojego celu, którym był biurowiec ich rodziny. Jeżeli miała rację to powinna znaleźć tam kogoś, kto nie spodziewa się czyjejkolwiek obecności. Kiedy ujrzała budynek, skręciła w jedną z bocznych uliczek by wejść niepostrzeżenie. Na szczęście udało im się dość szybko zebrać informacje o architekturze biurowca, więc znała wyjście awaryjne. Kiedy podeszła do drzwi, usłyszała czyjeś kroki. Spojrzała na Josepha, który obmacywał swoją kurtę, by w końcu wyciągnąć klucze. Oboje weszli do budynku i rozejrzeli się po korytarzu, kiedy uznali, że jest czysto ze spokojem oparli się o ścianę. Nie mieli ochoty na jakąkolwiek rozmowę i oczekiwali na ostatnią osobę, z którą mieli dokonać tak zwaną „Fazę trzecią”. Coś zgrzytnęło w zamku, po czym klamka powoli opadła. Trzymali w pogotowiu broń, jednak się uspokoili kiedy ujrzeli twarz Yoshiro. Japończyk wymamrotał coś o swoim bracie, który go zagadywał. Wzruszyli ramionami ciesząc się, że nie było to poważne obsunięcie w czasie. Chociaż ich faza w porównaniu do poprzednich nie miała określonych ram czasowych, jednak nie mogli zbyt długo zwlekać. Po kilku słowach instrukcji, ruszyli pustymi korytarzami biurowca. Z powodu nieszczęsnej akustyki, poruszali się powoli by jak najpóźniej zostać wykrytym. Jeśli miałam rację. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się co będzie jeśli jej przypuszczenia są błędne. Na marne pozbawi rodzinę trzech członków, kiedy każdy człowiek był na wagę złota. Do tego ich trójka była kimś więcej niż zwykłym pracownikiem mafii. Pokręciła głową by całkowicie się skupić na zadaniu. Kiedy w końcu stanęli przy wyznaczonych drzwiach, Japończyk przywołał ich do siebie.
- Osłaniajcie mnie, ja sam powinienem się tym zająć – szepnął.
Spojrzeli po sobie by w końcu zgodnie pokiwać głowami. Przyglądali się jak mężczyzna staje naprzeciw drzwiom i szykuje się do wejścia.

            Z uśmiechem na ustach pomachała Hitoshii’emu i wyskoczyła na peron. Od razu się rozejrzała by chodź trochę przygotować się na to gdzie będzie mieszkać. Kikari poprawiła szalik pod szyją i przerzuciła torbę sportową przez ramię. Miała wrażenie, że widzi na twarzy dziewczyny przygnębienie. Bez słowa ruszyła za nią by po chwili się zorientować, że znajdują się w jakiejś wiosce. Chciała przyjrzeć się planowi wsi jednak blondynka po szybkich zakupach w pobliskim sklepie, ruszyła od razu drogą. Więc musiała za nią pobiegnąć by się później nie zgubić. Na początku szły główną ulicą, jednak po paru minutach skręciły w jedną z bocznych ścieżek. Itamaki miała pewne obawy, że za chwilę się zgubią, biorąc pod uwagę, że nie znają planu tego miejsca.
- Kikari – niepewnie się odezwała.
- Znam to miejsce jak własną kieszeń, więc się nie zgubimy.
Umilkła dziwiąc się, że jest aż tak bardzo przewidywalna. Postanowiła się skupić na otoczeniu i przyglądała się mijanym drzewom. W końcu jak uznała, iż wszystkie są do siebie podobne i nie ma w tym nic ciekawego, zerknęła na przyjaciółkę.
- Wiesz co – zagadała ją.
- Co?
- Jak tak myślę to powinnaś wtedy wiedzieć o wielkości naszej rodziny, bo zostałaś przeniesiona z Australii do Japonii.
Wzdrygnęła się widząc przerażający błysk w zielonych oczach dziewczyny. Szybko wytłumaczyła, że mignęły jej dokumenty Kikari, kiedy przebywała u dziadka, a do tego rozmawiała o tym z Vincentem, podczas ich przybycia do Hiszpanii. Dziewczyna przyspieszyła kroku, nie chcąc udzielać odpowiedzi. Nie miała jej tego za złe, bo w końcu wiedziała, że blondynka nie lubi jak ktoś wciska nos w nieswoje sprawy. Przynajmniej do czasu kiedy nie zagraża to innym. Odruchowo dotknęła policzka, w który oberwała jakby ponownie ją zabolał. Dziwiła się, że Christopher bez większych obaw ją prowokuje, jeśli Kikari ma tak mocny zamach.
- Myślałam wtedy, że mnie przenoszą do innej rodziny… Tak po znajomości – zatrzymała się i skupiła swój wzrok na górze znajdującej się przed nimi. – Tam jest chatka, gdzie się zatrzymamy.
Spojrzała w tym samym kierunku i odruchowo się wzdrygnęła. Nie czuła się na takich siłach by wejść na górę, zwłaszcza przy niezbyt ciepłej pogodzie. Jej rodaczka nie dawała nawet chwili na odpoczynek i ruszyła w stronę lasu. Próbowała znaleźć jakieś plusy z życia jak pustelnik. Może zaprzyjaźnię się z małpami i poznam ich język, nauczę się skakać po drzewach i walczyć z niedźwiedziami. Stanęła zastanawiając się nad swoimi myślami. Zajechało mi to Tarzanem… Potrząsnęła głową i zmusiła się do biegu, by dogonić blondynkę.
            W końcu dotarły do chatki, będąc przemoczone do suchej nitki. W połowie drogi złapał je deszcz, więc miała nadzieję, że dach nie będzie dziurawy. Kikari wyciągnęła z kieszeni klucz, którym otworzyła drzwi i weszły do środka. Nawet nie próbowała się zastanawiać skąd dziewczyna wytrzasnęła klucz, ponieważ marzyła o cieple. Zrzuciła z siebie torbę i przemoknięty płaszcz, zerkając jak blondynka przeszukuje szuflady. Po chwili w chatce zrobiło się jaśniej, dzięki świecy i lampom naftowym. Wtedy z ulgą mogły odkryć, że przy kominku znajdowało się trochę suchego drewna. Bez ociągania rozpaliły ogień i usiadły na kanapie. Dopiero teraz Itamaki zauważyła, że w środku jest bardzo czysto jak na opuszczone miejsce.
- Jest to chata mojego brata, dlatego są tu meble, bieżąca woda i niezbyt brudno – podniosła się i zajrzała do jednej z szafek. – Widocznie ostatnio tutaj był, ponieważ zostało parę konserw. Jednak boję się zerkać na ich termin ważności.
Rozległo się ciche kichnięcie i na Itami padł karcący wzrok. Skuliła się w sobie, przysięgając w duchu, że już nigdy nie kichnie w pobliżu przyjaciółki. Dziewczyna kręcąc głową sprawdziła stan gazu w kuchence i z uśmiechem nastawiła wodę w czajniku.
- Widać, że większość życia spędziłaś w mieście… By się przeziębić przy takim deszczyku.
- „Deszczyku”? Przecież to istna ulewa!
Kikari zaśmiała się pod nosem i zniknęła w innym pomieszczeniu, by po chwili powrócić z ręcznikiem. Rzuciła go na głowę dziewczyny, uprzedzając, że może śmierdzieć. Szatynka niepewnie powąchała materiał by uznać, że jednak tak źle to nie jest i zaczęła wycierać swoje włosy. Zauważyła pewien plus tak krótkiego ścięcia. Otóż szybciej się suszyły. Po chwili pod jej nosem znajdowała się gorąca herbata, którą piła jakby była ambrozją zesłaną przez bogów, za jej trudy wchodzenia na szczyt Olimpu. Chociaż dalej to był zwykły napar, a wzniesieniu daleko było do góry Greckiej. Jednak jej zmęczony umysł wolał się tak dowartościowywać.
- Jak skończysz podniecanie się herbatą to pomóż mi z zanoszeniem gorącej wody do łazienki…
Jej wzrok padł na garnki, które stały na kuchence. Miała dziwne wrażenie, że cofnęła się w czasie jednak wolała nic nie mówić. W końcu już prawie nazwano ją mieszczuchem, bo kichnęła. Może nie posiadała takiej wprawy do życia w takich warunkach, jak Kikari, jednak uważała, że dziewczyna trochę przesadza. Przyglądała się jak płomienie wesoło się kołyszą i co jakiś czas pojawiają się iskry. Samo wpatrywanie się w ogień powodowało, że robiło się jej od razu cieplej. Chociaż wiedziała, że gdyby siedziała tutaj sama to zapewne nic by jej nie ogrzało. Podskoczyła w miejscu kiedy jedna z okiennic z hukiem zderzyła się ze ścianą. Blondynka klnąc pod nosem, podbiegła do okna i walcząc z wiatrem, je zamknęła. Dla pewności, że się ponownie nie otworzy, zaryglowała je deską, po czym wykonała tą samą czynność na pozostałych oknach. Kiedy skończyła zabezpieczanie, zerknęła na Itamaki, która dość szybko wypiła swoją herbatę. Rzuciła jej ścierkę i wskazała na jeden z garnków.
- Tylko się nie poparz – zaśmiała się i przewlekła uchwyty, materiałem.
Szatynka zrobiła urażoną minę i podobnie jak dziewczyna ubezpieczyła się przed niechcianymi skutkami ubocznymi. By nic nie wylać, szła powoli starając się nie potknąć o jakiś nieszczęsny kłębek kurzu.
- Uwaga teraz będzie parę schodków.
Przygryzając wargę, w pełnym skupieniu stąpała po stopniach, modląc się by z nich nie spaść. Nigdy nie czuła się pewnie w miejscach, które nie znała. W końcu znalazły się w małej łazience, a Kikari z głośnym chlupotem wlała zawartość garnka do wanny. Po drugim kursie do kuchni i z powrotem, blondynka z satysfakcją klasnęła w dłonie i zaczęła powoli dolewać zimnej wody. Kiedy uznała, że temperatura jest idealna do kąpieli, pobiegła do dziennego pomieszczenia i wróciła z torbą. Wyciągnęła z niej parę kosmetyków.
- Jak skończysz to ręczniki są tutaj – otworzyła jedną z szafek. – Gdyby coś to mnie nie wołaj.
Przez chwilę wpatrywała się w drzwi by w końcu z nieukrywaną ulgą zrzucić z siebie przepocone ubranie. Usiadła na stojącym obok stołku i oblała się przygotowaną wodą w misce. Było to dla niej nowe doświadczenie, bo była przyzwyczajona do prysznica z bieżącą wodą. Cieszyła się, że w pomieszczeniu jest na tyle ciepło, że nie szczęka zębami. Powoli zaczęła mydlić swoje ciało, by na samym końcu opłukać je kolejną porcją z miski. Na końcu umyła włosy i ostrożnie weszła do wanny, próbując nie krzyczeć z powodu zbyt wysokiej temperatury wody. Kiedy się do niej przyzwyczaiła, głośno odetchnęła.
- Tego było mi trzeba… - szepnęła i zamknęła oczy.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy pomyślała, że męczenie się przy przygotowaniu kąpieli się opłaca. W końcu wielką radością jest taka chwila relaksu, a zwłaszcza jak trzeba było na nią napracować. Kiedy podniosła powieki, poczuła jak po plecach przechodzą jej ciarki. Mimo wszystko czuła się nieswojo w tym miejscu.
            Wycierając włosy, wyszła ubrana w dres z łazienki. Oczywiście jak na nią przystało, zapomniała o schodach i uderzyła w nie stopą. Syknęła z bólu i weszła do saloniku. Kikari spojrzała na nią znad talerza kanapek i objęła go w powietrzu, dając znaki, że to jej jedzenie. Zaśmiała się i usiadła obok niej. Nie zważając na spojrzenie, które powaliłoby nawet Chrisa, zabrała jedną z kromek i z apetytem ją zjadła. Blondynka nie wierząc w taką ignorancję, wstała z krzesła i zabierając parę kanapek, ruszyła do łazienki. Towarzyszył jej śmiech Itamaki. Kiedy skończyła swój posiłek uznała, że czas iść spać. Zmęczyła się podchodzeniem pod górę oraz do tego nie wyspała się. Przeciągnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Ale gdzie tu jest sypialnia? Chcąc, nie chcąc musiała zejść pod łazienkę.
- Kikari… - zawołała.
- Czego? – odpowiedział je głos zza drzwi oraz plusk.
- Gdzie tu jest jakieś łóżko?
Do jej uszu doszło głośne westchnięcie. Blondynka widocznie przez chwilę chciała odetchnąć, więc nie nalegała na szybką odpowiedź.
- Jak wyjdziesz to boczne drzwi prowadzą do małego pokoiku. Pościeli raczej nie ma, więc musisz dać sobie radę z kocami.
Przytaknęła głową, starając się nie zrazić do spania pod starymi kocami. Jej ciało samo, oparło się o ścianę i powoli zsunęła się na podłogę. Nie miała zbytnio wielkiej ochoty siedzieć samej w obcym pokoju. Postawiła obok świecę. Bała się, jednak uważała to za coś normalnego. Lekko objęła podkulone nogi i oparła policzek na kolanach.
- Jak to się stało, że znalazłaś się w mafii?
Nie oczekiwała odpowiedzi bo wiedziała, że Kikari nie będzie chciała wyjawić swej przeszłości. Chociaż miała taką nadzieję, że przez jej otwarcie usłyszy historię blondynki. W końcu w jej dokumentach nie było informacji, które zazwyczaj są najistotniejsze. Kikari podniosła rękę do góry jakby chciała chwycić płomyk lampy naftowej. Nie spodziewała się takiego pytania, jednak czuła się dłużna wobec Itamaki.
- Nie ma to nic wspólnego z ciężkimi przeżyciami, ani z sytuacją rodzinną… - powiedziała cicho. – Najzwyczajniej do niej dołączyłam.
Zamknęła oczy, przypominając sobie czas spędzony na innym kontynencie.

            Od dziecka należała do osób, które ponosiły emocję. Pierw robiła potem myślała, przez co miała sporo kłopotów. Lecz nigdy się tym nie przejmowała, ponieważ zawsze w jej obronie stawał najstarszy z braci. Często większość czasu spędzała z nim, a resztę rodzeństwa olewała. Dzięki temu jej stosunki z nimi były dość nikłe. Kiedy Kaoru postanowił wyjechać na Fidżi by skupić się całkowicie na swojej pracy malarza, prosiła go by ją ze sobą zabrał. Na początku mężczyzna był sceptycznie nastawiony, jednak kiedy rodzice nie mieli sprzeciwów, zgodził się. Pierwszy rok był dla niej jak rozpoczęcie nowego życia. Mimo iż większość czasu spędzała na nauce, która była prowadzona w sposób internetowy, cieszyła się z każdej chwili. Często wypływała do Australii, gdzie poznała wiele osób. Wtedy odkryła swoje zamiłowanie do łucznictwa. Zapisała się do jednego z klubów, gdzie na strzelnicach potrafiła się wyciszyć. Z czasem zaczęła strzelać z łuku w terenie by stawiać sobie coraz wyższą poprzeczkę. Sprawiało jej to niezwykłą przyjemność i satysfakcję. Pojechała nawet na mistrzostwa kraju, jednak nie udało jej się zdobyć pierwszego miejsca. Nie była zadowolona z ostatniego podestu na podium, co dało jej większą motywację do trenowania. Cały swój wolny czas spędzała na treningach, tak że prawie nie widywała się ze swoim bratem, który ślęczał godzinami nad sztalugami.
Pewnego dnia, kiedy wracała z zajęć klubowych, wpadła na jakiś chłopaków. Ściskając mocniej łuk, wyminęła ich. Niestety kiedy usłyszała za sobą śmiechy, nie wytrzymała i uderzyła jednego z nich. Skończyło się to pozwem i przesiedzeniem paru godzin na komisariacie. W jej pamięci utkwiła zawiedzona twarz brata. Nigdy wcześniej nie zauważyła, że jej zbyt pochopne postępowanie, nie raz dołowało Kaoru. Szukając sposobu na trwalsze wyciszenie, niż podczas treningu, wędrowała po wyspie. Trafiła wtedy na starszego tubylca, który niczym mędrzec z opowieści, zaproponował jej by spędziła tydzień odizolowana od świata zewnętrznego. Na początku wyśmiała mężczyznę, jednak nie mogąc znaleźć skutecznej metody, postanowiła spędzić trochę czasu w opuszczonej chatce. Dzięki temu, że w jej okolicach tereny nie były przyjazne do mieszkania i uprawiania roślinności, nikt nie mieszkał w pobliżu. Przez pierwsze dni przywracała chatę do stanu mieszkalnego, by w końcu spędzać w niej większość godzin. Tylko co jakiś czas wychodziła by postrzelać na dworze. Była wielce zaskoczona kiedy po powrocie do domu, nie czuła się ani trochę zdenerwowana. Jej wyniki w łucznictwie znacznie się poprawiły, więc coraz częściej robiła wypady po wyciszenie. Niestety jeśli on potrafiła zapomnieć o złym, to chłopak, którego wtedy zaatakowała – nie. Próbował się na niej zemścić poprzez nasłaniu kumpli, jednak ich wypad się nie powiódł. Wycofali się od razu, kiedy sięgnęła do kołczanu po strzałę.
W końcu nasłał na nią jednego z członków lokalnego gangu. Prawdopodobnie by nie wyszła z tego bez szwanku, lecz szczęście się wtedy do niej uśmiechnęło. Akurat w tamtym momencie, na scenie pojawił się pewien blondwłosy chłopak, który trzymał pod pachą deskę do surfingu. Gangster na jego widok pobladł, jednak ciągle mierzył do Kikari z broni. Kiedy blondyn się odezwał, uciekł. Przez długi czas przyglądała mu się jak rozbawiony się śmieje, i przeczesuje swoje włosy.
- Nie wiem komu podpadłaś, ale powinnaś na siebie uważać – odezwał się i machnął jej ręką na pożegnanie.
Przez długi czas przychodziła na plażę, mając nadzieję go spotkać. Chciała mu podziękować za pomoc, chociaż tak naprawdę nic takiego nie zrobił. W końcu pewnego razu jej się udało, jednak nie wiedziała dlaczego jej ciało nie chciało się ruszyć. Coś jej podpowiadało, że nie powinna do niego podchodzić. Więc po raz kolejny straciła okazję by wyrazić swoją wdzięczność. Po tym wyjechała do Sydney by ponownie stanąć w zawodach łuczniczych. Tym razem udało jej się zdobyć pierwsze miejsce, więc z wielką radością powróciła do domu i pomachała złotym medalem przed nosem brata. Jej życie w końcu zaczęła przypominać żywot normalnej nastolatki. Nie spoczywając na laurach, ciągle trenowała nie pozwalając na spadek swojej formy. Od czasu do czasu wędrowała do opuszczonej chatki, gdzie pozwalała sobie na chwilę odpoczynku.
Ciągle  nie mogła zapomnieć o swoim długu u nieznanego blondyna, jednak miała coraz mniej czasu na czatowanie na niego. Podczas jednego z powrotów do portu, niespodziewanie na niego wpadła kiedy wychodził z jakiegoś lokalu. Miała ochotę coś rzucić na temat takiego chodzenia, jednak widząc znajomą twarz, ugryzła się w język. Chłopak przez chwilę jej się przyglądał ze skupieniem, by w końcu się uśmiechnąć.
- Czy mnie oczy nie mylą? Na serio widzę przed sobą mistrzynię kraju w łucznictwie? – zaśmiał się.
Kiwnęła głową, nie mogąc ciągle znaleźć języka w gębie.
- Kikari Souten, nieprawdaż – schylił głowę by spojrzeć jej w oczy. – Znajomi mi nie chcieli uwierzyć, że wtedy Cię uratowałem.
Odchrząknęła i odwróciła wzrok.
-„Uratowałeś” to zbyt wielkie słowo – burknęła. – Raczej pomogłeś… - tyknęła go palcem w klatkę piersiową. – A do tego co to ma być? Ty wiesz jak się nazywam, a ja nie wiem jak ty.
Nadymała urażona policzki i obserwowała zdziwienie na twarzy blondyna. Przez chwile się ucieszyła, że zmyła z jego twarzy ten cholerny uśmiech. Jednak jak na zawołanie, ponownie się wyszczerzył.
- Mów mi Kai.
- Kai? Dziwne imię…
- A twoje niby jest lepsze?
Od tamtego momentu zaprzyjaźniła się z nim i sporo czasu razem spędzali. Ona uczyła go łucznictwa, natomiast Kai pokazywał jej jak się pływa na desce. Jednak pewnego razu odkryła jego tajemnicę, z którą musiała bardzo długi czas przesiedzieć w chatce. Spojrzała na niego znad okularów przeciwsłonecznych i pomachała nogami w wodzie.
- Więc pracujesz w mafii? – szepnęła.
Przytaknął i całą swoją uwagę skupił na tafli wody. Nie wiele myśląc stanęła na deskach pomostu i założyła buty. Nie mogła uwierzyć, że tak spoko osoba jaką był Kai, może pracować w takim zgrupowaniu. Chciała odejść jednak zbytnio się do niego przywiązała. Chociaż może liczyła na to, że ją powstrzyma.
- To nie jest taka mafia jaką sobie wyobrażasz – w końcu spojrzał na nią. – Oni są bardziej ludzcy… Tylko od czasu do czasu musisz wykonać jakieś zlecenie.

Przez długi czas wpatrywała się w ścianę nie zwracając uwagi, że świeca jest bliska zgaśnięciu. Próbowała sobie wyobrazić jak to wszystko co przeżyła Kikari, mogło wyglądać. Tak jak blondynka powiedziała, nie widziała żadnych problemów rodzinnych, które mogły ją zmusić do wybrania takiego życia. Sama postanowiła kroczyć tą drogą. Chociaż czy nie maczał w tym Kai? Nie znała tego chłopaka, jednak jeśli tak o nim mówiła to musiał być kimś naprawdę ważnym dla niej. A przynajmniej na tyle dobrym przyjacielem, że przyłączyła się do ich rodziny. Zaskoczona spojrzała jak otwierają się drzwi i z łazienki wychodzi Kikari. Odruchowo sięgnęła do kieszeni by sprawdzić ile tak siedzi, jednak zostawiła telefon na górze.
- Chodźmy znaleźć te koce.


__________________________
A więc ta część także jest dość długa, a nawet dłuższa od poprzedniej o dwie strony. Przepraszam ale na serio nie mam pomysłu jak mam do rozdzielić. D: Do tego miałam dodawać z opóźnieniem, ale napisałam ten  rozdział dość szybko, więc chyba nie będzie żadnego zastoju...