Sercu co dla nas bić przestało.

Jest to tekst, który wysłałam na konkurs literacki http://kidzuita.blogspot.com/ i postanowiłam go tutaj zamieścić. Więc jak wam się nudzi to zapraszam do lektury.

Sercu co dla nas bić przestało

            Mgła powoli się uniosła, by odsłonić nagrobki. Miejski cmentarz nie był zbyt duży i otaczał go las, który dodawał mroku. Pierwsze promienie słońca wyłaniające się znad gór, zaczęły oświetlać alejki. Jednak jedna z nich pozostawiała w cieniu, rosnących w niej drzew. Była to alejka z grobami niemieckich mieszkańców z czasów kiedy miasto było ich wsią. Wśród nich znajdowały się trzy groby, połączone jedną granitową płytą. Pochowano w nich niemieckich pilotów, którzy zginęli podczas ćwiczeń lotniczych po czeskiej stronie gór. Cała ta historia jest jedynie domysłem, ponieważ na nagrobkach nie ma żadnych inskrypcji, a te informacje były przekazywane już od wielu lat i nie wiadomo co jest prawdą, a wymysłem.
           
Naprzeciw stał stary mężczyzna, podpierający się drewnianą laską. Wpatrywał się w granitową płytę, by po chwili obrócić się i przejść niemiecką alejką. Jego ciemnozielony płaszcz poruszał się wraz z każdym podmuchem wiatru. Mały chłopiec, który stał za murem, wzdrygnął się, kiedy poczuł na sobie spojrzenie starca. Błękitne oczy wydawały mu się jakby należały do umarłego, a pomarszczona, obwisła skóra jeszcze bardziej utrzymywała go w tym określeniu. Odruchowo puścił się biegiem, wzdłuż drogi. Niestety jego noga zahaczyła o wystający korzeń i padł na ziemię. Z łzami w oczach podniósł się, starając nie zwracać uwagi, że małe kamyki wbiły mu się w ręce. Chciał iść dalej, jednak na widok zdartego kolana, nie był w stanie wrócić do domu. Nie płakał z powodu bólu, ale zdartych spodni. Wiedział, że jego mama zdenerwuje się na widok zniszczonych spodni, które kupiła mu wczoraj. Z użalania nad sobą wyrwał go dźwięk, szurania nogami po żwirze. Podniósł wzrok by poczuć, jak zalewa go fala strachu. Starzec podszedł do niego i ciężko oddychając, wyciągnął rękę z mokrą, haftowaną chusteczką.

Pod kościołem zebrały się stare dewotki, które zaczęły wymieniać się najnowszymi plotkami. Mówiły o sąsiadach antychrystach, nieznanych ludziach, którzy wyglądali podejrzanie oraz chwaliły się swoimi dziećmi czy też wnukami. Jednak w pewnym momencie zeszły na temat zmarłego wczoraj mężczyzny.
- Należało się temu dziwakowi – podsumowała kobieta, podpierająca się na lasce. – W końcu nie będzie już straszył ludzi na cmentarzu.
Pozostałe zaczęły potakiwać i dorzucać swoje trzy grosze, na temat dziwnego przesiadywania w takim miejscu. Nie miały krzty szacunku dla zmarłego, wymyślając niesłychane historie z jego osobą oraz wariacje na temat jego śmierci.
- W ogóle co to za imię! George… - prychnęła jedna pod nosem, poprawiając spadającą perukę.- I to nazwisko… Richle.
Nastąpiła kolejna fala potakiwań i pomruków pełnych pogardy, odnośnie danych personalnych nieboszczyka. Stojący obok mężczyzna, pokręciła jedynie głową i opatulił się bardziej szalem. Mimo iż był już październik to miał wrażenie, że temperatury są niczym z listopada. Od lat nie przebywał w tej górskiej miejscowości i zapomniał, że jest tutaj całkiem inny świat. Chłodne powietrze z gór ciągle napływało na miasto, które najwcześniej w okolicy było obsypywane śniegiem. Sam miał wczoraj okazję, potknąć się o małą kupkę śniegu. Więc wiedział, że pierwsze opady nastąpiły przed jego powrotem. Spojrzał na zachmurzone niebo, czując, że kolejna porcja śniegu jest dzisiaj nieunikniona. Jego rozmyślania przerwał dźwięk, zamykanych drzwi kościelnych. Spojrzał w tamtym kierunku i przyglądał się jak ksiądz, zapina swój polar i rusza w stronę plebani. Chwilę tak stał patrząc na duchownego, by przypomnieć sobie o spotkaniu.
- Niech będzie pochwalony! – zawołał z entuzjazmem i podbiegł do proboszcza.                      
- Na wieki wieków – odpowiedział i się uśmiechnął. – Szybko przyjechałeś, Tomaszu.
Mężczyzna radośnie się zaśmiał i wskoczył na schodki prowadzące na plebanię. W ostatniej chwili złapał równowagę, kiedy poślizgnął się na lodzie. Ksiądz rozbawiony, kręcił głową i wyciągnął z kieszeni klucz.
- Nie mogłem się doczekać by wrócić w rodzinne strony – odpowiedział i oparł się o murek.
- Ale śniegu się nie spodziewałeś, nieprawdaż? – otworzył drzwi i przepuścił przodem gościa.
- W Krakowie kiedy wyjeżdżałem to nawet nie zapowiadało się na ochłodzenie – powiedział z wyrzutem, kiedy duchowny zaczął się śmiać.
Uspokoił się kiedy gosposia podała im do gabinetu, gorącą herbatę z domowym sokiem malinowym. Od razu sięgnął po kubek i odetchnął z ulgą, kiedy jego lodowate ręce zaczęły się ogrzewać.
- Więc pisałeś w mailu chcesz podjąć badania historyczne na temat grobów pilotów… Mogę wiedzieć dlaczego tym się zainteresowałeś?
Tomasz przestał na chwilę siorbać herbatę i spojrzał na proboszcza znad parującej herbaty. Odstawił kubek na biurko i spojrzał przez okno, przeczesując swoje brązowe włosy.
- Kiedy byłem dzieckiem, nie raz widziałem przy nich starego Georga… Byłem ciekaw dlaczego przychodzi tam dzień w dzień. Co takiego skrywa się pod granitową płytą, że się w nią wpatruje. Kogo tam pochowali – mówił prawie szeptem.
Duchowny spojrzał na niego uważnie znad okularów, po czym podniósł się z fotela. Podszedł do dużej, drewnianej szafy i wyciągnął klucz. Chwilę mocował się ze starym zamkiem.
- Był z niego cichy, ale wspaniały człowiek… - westchnął ksiądz, wyciągając z szafy różne teczki. – Opłacał miejsce pochówku pilotów, chociaż nie był nigdy bogaty. Dobrze, że ktoś z jego rodziny przyjechał by zająć się pogrzebem.
Przypomniały mu się kobiety, które obgadywały nieboszczyka ,w ogóle go nie znając. On sam wiedział, że rzeczywiście George był miłą osobą, która cierpi z powodu samotności. Chwilę to trwało nim dotarły do niego słowa proboszcza. Był zaskoczony, ponieważ nigdy nie słyszał by zmarły miał jakąś rodzinę. Nigdy nie widział go w towarzystwie innych ludzi, a co dopiero rodziny. Do tego nie rozumiał dlaczego opłacał miejsce pilotów. Czuł, że odpowiedź na to pytanie może być ukryta w grobowcu.
- Kiedy go pochowają? – spytał marszcząc brwi.
Ksiądz spojrzał przez ramię na Tomasza, widocznie zaskoczony tym pytaniem. Podrapał się po policzku i wziął wszystkie teczki, jakie wyciągnął. Położył je na biurku i napił się herbaty. Młodzian nawet nie spojrzał na dokumenty, oczekując odpowiedzi. Czuł się odpowiedzialny, by pójść na pogrzeb Georga. Głównie z powodu tego zdarzenia kiedy miał siedem lat.
- Za dwa dni o godzinie osiemnastej.
- Dwa dni? Tak szybko?
- Rodzinie bardzo zależy by jak najszybciej dokonać pochówku. Także poprosili by dokonano go w alejce niemieckiej.
Dopiero teraz spojrzał na stare teczki, które skrywały w sobie wszelkie dokumenty odnoszące się do interesujących go grobów oraz całej alejki. Kiwnął głową.
- Nic dziwnego, w końcu był ostatnim niemieckim mieszkańcem miasta.
Otworzył pierwszą z teczek i zaczął studiować jej zawartość. Od razu rzuciły mu się w oczy pewne fakty.
15 stycznia 1945 rok – zaczęcie szykowania pochówku dla trzech pilotów.
21 stycznia 1945 rok; godzina 21:00 – dokonanie pogrzebu przez księdza Enge.
Miał wrażenie, że te dwie daty są mu znane, ale nie mógł skojarzyć skąd. Do tego późna godzina pochówku i tak długi odstęp od przygotowań, a pogrzebem, była dziwna. Chciał spytać proboszcza o dokładny czas wykopania dołu, jednak dostrzegł coś co nie pasuje do tej kartoteki.
22 stycznia 1945 rok – śmierć księdza Enge.

            Czuł jak mróz szczypie go w uszy i zaczął stąpać z nogi na nogę. Przy tym się rozglądał po cmentarzu, jakby oczekiwał kogoś. Nie widząc nikogo w polu widzenia, spojrzał na pochówek pilotów. Granitowa płyta była schowana pod cienką warstwą śniegu, co mu się nie podobało. Od kliku dni sypał śnieg, więc nie możliwe by było na grobie tak mało puchu. Gdy spojrzał na pobliski nagrobek, był pewien, że ktoś niedawno musiał tutaj być.
- Tomek! – krzyknął mu ktoś do ucha.
Odskoczył jak poparzony i spojrzał z wyrzutem na rudego mężczyznę, który zaczął trząść się ze śmiechu.
- Marcin – syknął i zaczął macać obolałe ucho. – Nie umiesz normalnie się z kimś przywitać?
Wspomniany pokręcił głową i spojrzał na grób. Zmarszczył brwi i zaczął szukać czegoś w swojej torbie. Po chwili wyciągnął plik kartek.
- Z twoich opisów nigdy bym nie wywnioskował, że to ten – w ostatniej chwili uniknął ciosu w kark. – No co? Poetą na pewno nie będziesz.
- Cicho siedź. Kiedy będzie zespół, który pomoże nam podnieść tą płytę?
- Nie znasz się na żartach… - mruknął urażony i wziął się za odgarnianie śniegu z płyty. – Mają być jutro, ale przy tej pogodzie to nie wiem czy weźmiemy się za robotę.
Jednak Tomasz go już nie słuchał, ponieważ wpatrywał się w stojącą niedaleko dziewczynę. Jej długie brązowe loki, wyłaniały się spod wełnianej czapki. Dobrze ją pamiętał. Spotkał ją na pogrzebie Georga. Stała z boku, chociaż należała do jego rodziny. Wydawała się zasmucona, lecz nie z powodu pogrzebu. Teraz stała przy grobie jej krewnego i co chwilę zerkała na Tomasza i Marcina. Miał wrażenie, że widzi w jej oczach złość.
- Czy ty mnie słuchasz?
Pokręcił głową, jednak po chwili się zreflektował i spojrzał na przyjaciela. Rudzielec wydął usta w dziubek i obrócił się do niego plecami. Próbował go jakoś ubłagać, ale Marcin postanowił wrócić do hotelu, mówiąc, że jest za zimno by tu siedzieć. Nie zatrzymywał go, sam miał wrażenie, że warunki pogodowe mogą im przeszkodzić. Ponownie spojrzał na grób i miał wrażenie, że coś nowego w nim dostrzegł. Przymrużył oczy i nachylił się bliżej płyty.
- Dlaczego chcecie otworzyć ten grób?
Zaskoczony spojrzał na dziewczynę, która stała obok niego. Nie spodziewał się by mówiła czystą polszczyzną, ponieważ z tego co wiedział, mieszkała w Stanach Zjednoczonych.
- Czy to takie ważne? – starał się brzmieć nonszalancko.
- Ma Pan rację – kiwnęła głową. – I tak nie możecie tego zrobić.
Bańka pękła. Przez chwilę był zauroczony postacią Amerykanki, jednak kiedy powiedziała mu, że nie może podnieść płytę. Coś w nim pękło. Przez ostatnie lata robił wszystko, by doprowadzić do tej sytuacji, a teraz obca dziewczyna mu tego zakazuje.
- Jest Pani w błędzie. Mam stosowne dokumenty i zezwolenia, które uprawniają mnie do zobaczenia zwłok w tym grobie – ostatnie słowa powiedział z irytacją.
- Myli się Pan. Miejsce pochówku jest od lat opłacane przez moją rodzinę, która także finansowała pochówek. Więc bez naszej zgody nie można ingerować w budowę grobu.
Otwierał usta by coś powiedzieć, kiedy dostrzegł coś w jej wypowiedzi. Jej rodzina opłaciła pogrzeb, jednak w dokumentach widniało inne nazwisko.
- Czy mogę wiedzieć jak się Pani nazywa?
- Elizabeth Richle.
Uśmiechnął się pod nosem, co widocznie nie spodobało się Elizabeth. Bez słowa pożegnania opuścił cmentarz.

             Gdy miasto poszło spać, powrócił na cmentarz. Był zirytowany faktem, że ekipa nie wykona zadania z powodu pogody. Jednak miał plan awaryjny, który chciał wykonać. Marcin niemrawo szedł za przyjacielem i narzekał pod nosem na zbyt ciężki ekwipunek. Kiedy stanęli przed interesującym ich grobem z ulgą wypuścili torby.
- Jak nas złapią to obiecuję Ci, że rozpowiem na całe więzienie, że lubisz jak Ci się wsadza w tyłek – sapnął rudy mężczyzna.
Tomasz zignorował groźbę współpracownika i zaczął przeszukiwać ich sprzęt. W końcu wyciągnął dwa łomy i jeden z nich rzucił Marcinowi. Stanęli bo obu stronach grobu.
- Czekaj! Coś tu pisze –wskazał palcem na miejsce z wgłębieniami. – Po niemiecku… - nawet nie spojrzał na przyjaciela, ponieważ wiedział, że nie lubi tego języka. – „Sercu co dla nas bić przestało”.
- Dziwne… Ale podnośmy tą płytę bo nie mam zamiaru spędzić tutaj nocy.
Chwilę to trwało nim minimalnie unieśli płytę, by potem zsunąć ją na ziemię. Padli obok na ziemię ze zmęczenia. Podnieśli się dopiero kiedy poczuli chłód podłoża.
- Tomek… Może ja się nie znam, ale w grobie powinny być ciała, a nie schody.
- Co?
Nachylił się nad wejściem, które było skrywane przez płytę. Sięgnął do torby i wyciągnął dwie latarki. Zapalił swoją i oświetlił schody. Spojrzał na Marcina, który wyglądał jakby walczył ze sobą, jednak po chwili kiwnął głową. Tomasz pierwszy zaczął schodzić po schodach i z każdym krokiem miał wrażenie, że czuje słodki zapach starych książek. Kiedy stopnie się skończyły ujrzał szeroki korytarz.
- Jesteśmy już pod drogą? – szepnął rudy mężczyzna.
- Jak nie pod lasem…
Przez długą chwilę szli o dziwo suchym korytarzem, aż ujrzeli duże, stalowe drzwi. Oświetlili zamek który wyglądał na solidny. Mieli zamiar wrócić na powierzchnię, kiedy ich wzrok padł na ściany. Widniały na nich różne napisy, w tym zauważyli hasło z płyty granitowej. Kiedy się temu przyjrzeli, zauważyli małą szczelinę.
- No i mamy klucz – ucieszył się Marcin. – Czuję się jak w „Panu Samochodziku”… Tak i twoje imię mi nie pomaga, Tomaszu.
Wspomniany zaśmiał się radośnie i włożył klucz do zamka. Usłyszeli głośny zgrzyt, po czym z pewnymi trudnościami otworzyli drzwi. To co ujrzeli wprawiło ich w osłupienie.

            Tomasz siedział w kawiarni i czytał najnowsze wydanie lokalnej gazety. Na okładce widniało jego zdjęcie oraz Marcina na tle bursztynowej komnaty. Zaprzestał lekturę, kiedy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła. Spojrzał na Elizabeth, która usiadła naprzeciw niego. Wyglądała na zirytowaną. Nie dziwił się, w końcu zrobił coś co mu zakazała. Przyglądał się jak zamawia kawę i nie mógł powstrzymać się od tryumfalnego uśmiechu.
- Z czego się Pan cieszy?
- Gdyby nie Pani to bym się nie uparł by otworzyć grób jak najszybciej. Więc dziękuję.
Wiedział, że ją prowokuje, ale nie mógł się powstrzymać by jej nie dopiec.
- Nawet Pan nie wie co zrobił… - w jej głosie usłyszał nutę żalu.
- Wiem… Pani rodzina, a dokładniej George, był strażnikiem sekretu. Miał ukrywać tajemnicę bursztynowej komnaty do czasu kiedy Niemcy powrócą na swoje tereny. Do tego by nie zwracać na siebie uwagę zmienił swoje nazwisko z Reitsch na Richle. W końcu z tego nazwiska jest znana Hanna, znakomita pilotka, która otrzymała żelazny krzyż pierwszego stopnia. Jednak z powodu pewnego zamieszania, zamieszkała w Ameryce. Kiedy śmierć Georga dotarła do was, rodzina kazała Pani przylecieć do Polski by zająć miejsce swojego krewnego. Czy nie tak wygląda ta historia?
Obserwował jak na twarzy Elizabeth pojawiają się mieszane emocje. Kiedy kelnerka podała kawę, chwyciła filiżankę i spojrzała przez okno. Był to dla niego znak, że ją rozgryzł.
- W jednym się Pan pomylił… Mieszkałam w Polsce i nikt nie kazał mi zastąpić Georga. Jednak jak Pan do tego doszedł?

- Szukam światełka w tunelu tam gdzie go ponoć nie ma. Wszyscy sądzili, że ten grób był miejscem pochówku, czymś oczywistym, więc takim martwym punktem. Ja przestałem tak uważać kiedy ujrzałem dwie daty. Piętnasty i dwudziesty pierwszy stycznia. Te dwie daty odpowiadały takim wydarzeniom jak ucieczka Hansa Franka z skarbami oraz przybycie jego w Karkonosze. To one zapaliły światełko w tym tunelu.

4 komentarze:

  1. Ojeeej, ale to jest piękne. Faktycznie zasłużyłaś na nagrodę. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3
      Chociaż byłabym w stanie napisać z tego coś dłuższego... Tak brzydko wszystko skróciłam. ; ;

      Usuń
  2. No proszę proszę :)
    Kontynuuj bo warto.
    Pozdrawiam
    Wujek z Lwówka Śląskiego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 54 yrs old Nuclear Power Engineer Janaye Tomeo, hailing from Maple Ridge enjoys watching movies like Red Lights and Skiing. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. ten link

    OdpowiedzUsuń