Sercu co dla nas bić przestało
Mgła powoli się uniosła, by odsłonić
nagrobki. Miejski cmentarz nie był zbyt duży i otaczał go las, który dodawał
mroku. Pierwsze promienie słońca wyłaniające się znad gór, zaczęły oświetlać
alejki. Jednak jedna z nich pozostawiała w cieniu, rosnących w niej drzew. Była
to alejka z grobami niemieckich mieszkańców z czasów kiedy miasto było ich
wsią. Wśród nich znajdowały się trzy groby, połączone jedną granitową płytą.
Pochowano w nich niemieckich pilotów, którzy zginęli podczas ćwiczeń lotniczych
po czeskiej stronie gór. Cała ta historia jest jedynie domysłem, ponieważ na
nagrobkach nie ma żadnych inskrypcji, a te informacje były przekazywane już od
wielu lat i nie wiadomo co jest prawdą, a wymysłem.
Naprzeciw
stał stary mężczyzna, podpierający się drewnianą laską. Wpatrywał się w
granitową płytę, by po chwili obrócić się i przejść niemiecką alejką. Jego
ciemnozielony płaszcz poruszał się wraz z każdym podmuchem wiatru. Mały
chłopiec, który stał za murem, wzdrygnął się, kiedy poczuł na sobie spojrzenie
starca. Błękitne oczy wydawały mu się jakby należały do umarłego, a
pomarszczona, obwisła skóra jeszcze bardziej utrzymywała go w tym określeniu.
Odruchowo puścił się biegiem, wzdłuż drogi. Niestety jego noga zahaczyła o
wystający korzeń i padł na ziemię. Z łzami w oczach podniósł się, starając nie
zwracać uwagi, że małe kamyki wbiły mu się w ręce. Chciał iść dalej, jednak na
widok zdartego kolana, nie był w stanie wrócić do domu. Nie płakał z powodu
bólu, ale zdartych spodni. Wiedział, że jego mama zdenerwuje się na widok
zniszczonych spodni, które kupiła mu wczoraj. Z użalania nad sobą wyrwał go
dźwięk, szurania nogami po żwirze. Podniósł wzrok by poczuć, jak zalewa go fala
strachu. Starzec podszedł do niego i ciężko oddychając, wyciągnął rękę z mokrą,
haftowaną chusteczką.
Pod
kościołem zebrały się stare dewotki, które zaczęły wymieniać się najnowszymi
plotkami. Mówiły o sąsiadach antychrystach, nieznanych ludziach, którzy
wyglądali podejrzanie oraz chwaliły się swoimi dziećmi czy też wnukami. Jednak
w pewnym momencie zeszły na temat zmarłego wczoraj mężczyzny.
- Należało się temu dziwakowi – podsumowała kobieta, podpierająca się na lasce. – W końcu nie będzie już straszył ludzi na cmentarzu.
Pozostałe zaczęły potakiwać i dorzucać swoje trzy grosze, na temat dziwnego przesiadywania w takim miejscu. Nie miały krzty szacunku dla zmarłego, wymyślając niesłychane historie z jego osobą oraz wariacje na temat jego śmierci.
- Należało się temu dziwakowi – podsumowała kobieta, podpierająca się na lasce. – W końcu nie będzie już straszył ludzi na cmentarzu.
Pozostałe zaczęły potakiwać i dorzucać swoje trzy grosze, na temat dziwnego przesiadywania w takim miejscu. Nie miały krzty szacunku dla zmarłego, wymyślając niesłychane historie z jego osobą oraz wariacje na temat jego śmierci.
-
W ogóle co to za imię! George… - prychnęła jedna pod nosem, poprawiając
spadającą perukę.- I to nazwisko… Richle.
Nastąpiła
kolejna fala potakiwań i pomruków pełnych pogardy, odnośnie danych personalnych
nieboszczyka. Stojący obok mężczyzna, pokręciła jedynie głową i opatulił się
bardziej szalem. Mimo iż był już październik to miał wrażenie, że temperatury
są niczym z listopada. Od lat nie przebywał w tej górskiej miejscowości i
zapomniał, że jest tutaj całkiem inny świat. Chłodne powietrze z gór ciągle
napływało na miasto, które najwcześniej w okolicy było obsypywane śniegiem. Sam
miał wczoraj okazję, potknąć się o małą kupkę śniegu. Więc wiedział, że
pierwsze opady nastąpiły przed jego powrotem. Spojrzał na zachmurzone niebo,
czując, że kolejna porcja śniegu jest dzisiaj nieunikniona. Jego rozmyślania
przerwał dźwięk, zamykanych drzwi kościelnych. Spojrzał w tamtym kierunku i
przyglądał się jak ksiądz, zapina swój polar i rusza w stronę plebani. Chwilę
tak stał patrząc na duchownego, by przypomnieć sobie o spotkaniu.
-
Niech będzie pochwalony! – zawołał z entuzjazmem i podbiegł do proboszcza.
-
Na wieki wieków – odpowiedział i się uśmiechnął. – Szybko przyjechałeś,
Tomaszu.
Mężczyzna
radośnie się zaśmiał i wskoczył na schodki prowadzące na plebanię. W ostatniej
chwili złapał równowagę, kiedy poślizgnął się na lodzie. Ksiądz rozbawiony,
kręcił głową i wyciągnął z kieszeni klucz.
-
Nie mogłem się doczekać by wrócić w rodzinne strony – odpowiedział i oparł się
o murek.
-
Ale śniegu się nie spodziewałeś, nieprawdaż? – otworzył drzwi i przepuścił
przodem gościa.
-
W Krakowie kiedy wyjeżdżałem to nawet nie zapowiadało się na ochłodzenie –
powiedział z wyrzutem, kiedy duchowny zaczął się śmiać.
Uspokoił
się kiedy gosposia podała im do gabinetu, gorącą herbatę z domowym sokiem
malinowym. Od razu sięgnął po kubek i odetchnął z ulgą, kiedy jego lodowate ręce
zaczęły się ogrzewać.
-
Więc pisałeś w mailu chcesz podjąć badania historyczne na temat grobów pilotów…
Mogę wiedzieć dlaczego tym się zainteresowałeś?
Tomasz
przestał na chwilę siorbać herbatę i spojrzał na proboszcza znad parującej
herbaty. Odstawił kubek na biurko i spojrzał przez okno, przeczesując swoje
brązowe włosy.
-
Kiedy byłem dzieckiem, nie raz widziałem przy nich starego Georga… Byłem ciekaw
dlaczego przychodzi tam dzień w dzień. Co takiego skrywa się pod granitową
płytą, że się w nią wpatruje. Kogo tam pochowali – mówił prawie szeptem.
Duchowny
spojrzał na niego uważnie znad okularów, po czym podniósł się z fotela.
Podszedł do dużej, drewnianej szafy i wyciągnął klucz. Chwilę mocował się ze
starym zamkiem.
-
Był z niego cichy, ale wspaniały człowiek… - westchnął ksiądz, wyciągając z
szafy różne teczki. – Opłacał miejsce pochówku pilotów, chociaż nie był nigdy
bogaty. Dobrze, że ktoś z jego rodziny przyjechał by zająć się pogrzebem.
Przypomniały
mu się kobiety, które obgadywały nieboszczyka ,w ogóle go nie znając. On sam
wiedział, że rzeczywiście George był miłą osobą, która cierpi z powodu
samotności. Chwilę to trwało nim dotarły do niego słowa proboszcza. Był
zaskoczony, ponieważ nigdy nie słyszał by zmarły miał jakąś rodzinę. Nigdy nie
widział go w towarzystwie innych ludzi, a co dopiero rodziny. Do tego nie
rozumiał dlaczego opłacał miejsce pilotów. Czuł, że odpowiedź na to pytanie
może być ukryta w grobowcu.
-
Kiedy go pochowają? – spytał marszcząc brwi.
Ksiądz
spojrzał przez ramię na Tomasza, widocznie zaskoczony tym pytaniem. Podrapał
się po policzku i wziął wszystkie teczki, jakie wyciągnął. Położył je na biurku
i napił się herbaty. Młodzian nawet nie spojrzał na dokumenty, oczekując
odpowiedzi. Czuł się odpowiedzialny, by pójść na pogrzeb Georga. Głównie z
powodu tego zdarzenia kiedy miał siedem lat.
-
Za dwa dni o godzinie osiemnastej.
-
Dwa dni? Tak szybko?
-
Rodzinie bardzo zależy by jak najszybciej dokonać pochówku. Także poprosili by
dokonano go w alejce niemieckiej.
Dopiero
teraz spojrzał na stare teczki, które skrywały w sobie wszelkie dokumenty
odnoszące się do interesujących go grobów oraz całej alejki. Kiwnął głową.
-
Nic dziwnego, w końcu był ostatnim niemieckim mieszkańcem miasta.
Otworzył
pierwszą z teczek i zaczął studiować jej zawartość. Od razu rzuciły mu się w
oczy pewne fakty.
15
stycznia 1945 rok – zaczęcie szykowania pochówku dla trzech pilotów.
21
stycznia 1945 rok; godzina 21:00 – dokonanie pogrzebu przez księdza Enge.
Miał
wrażenie, że te dwie daty są mu znane, ale nie mógł skojarzyć skąd. Do tego
późna godzina pochówku i tak długi odstęp od przygotowań, a pogrzebem, była
dziwna. Chciał spytać proboszcza o dokładny czas wykopania dołu, jednak
dostrzegł coś co nie pasuje do tej kartoteki.
22
stycznia 1945 rok – śmierć księdza Enge.
Czuł jak mróz szczypie go w uszy i
zaczął stąpać z nogi na nogę. Przy tym się rozglądał po cmentarzu, jakby
oczekiwał kogoś. Nie widząc nikogo w polu widzenia, spojrzał na pochówek
pilotów. Granitowa płyta była schowana pod cienką warstwą śniegu, co mu się nie
podobało. Od kliku dni sypał śnieg, więc nie możliwe by było na grobie tak mało
puchu. Gdy spojrzał na pobliski nagrobek, był pewien, że ktoś niedawno musiał
tutaj być.
-
Tomek! – krzyknął mu ktoś do ucha.
Odskoczył
jak poparzony i spojrzał z wyrzutem na rudego mężczyznę, który zaczął trząść
się ze śmiechu.
-
Marcin – syknął i zaczął macać obolałe ucho. – Nie umiesz normalnie się z kimś
przywitać?
Wspomniany
pokręcił głową i spojrzał na grób. Zmarszczył brwi i zaczął szukać czegoś w
swojej torbie. Po chwili wyciągnął plik kartek.
-
Z twoich opisów nigdy bym nie wywnioskował, że to ten – w ostatniej chwili
uniknął ciosu w kark. – No co? Poetą na pewno nie będziesz.
-
Cicho siedź. Kiedy będzie zespół, który pomoże nam podnieść tą płytę?
-
Nie znasz się na żartach… - mruknął urażony i wziął się za odgarnianie śniegu z
płyty. – Mają być jutro, ale przy tej pogodzie to nie wiem czy weźmiemy się za
robotę.
Jednak
Tomasz go już nie słuchał, ponieważ wpatrywał się w stojącą niedaleko dziewczynę.
Jej długie brązowe loki, wyłaniały się spod wełnianej czapki. Dobrze ją
pamiętał. Spotkał ją na pogrzebie Georga. Stała z boku, chociaż należała do
jego rodziny. Wydawała się zasmucona, lecz nie z powodu pogrzebu. Teraz stała
przy grobie jej krewnego i co chwilę zerkała na Tomasza i Marcina. Miał
wrażenie, że widzi w jej oczach złość.
-
Czy ty mnie słuchasz?
Pokręcił
głową, jednak po chwili się zreflektował i spojrzał na przyjaciela. Rudzielec
wydął usta w dziubek i obrócił się do niego plecami. Próbował go jakoś ubłagać,
ale Marcin postanowił wrócić do hotelu, mówiąc, że jest za zimno by tu
siedzieć. Nie zatrzymywał go, sam miał wrażenie, że warunki pogodowe mogą im
przeszkodzić. Ponownie spojrzał na grób i miał wrażenie, że coś nowego w nim dostrzegł.
Przymrużył oczy i nachylił się bliżej płyty.
-
Dlaczego chcecie otworzyć ten grób?
Zaskoczony
spojrzał na dziewczynę, która stała obok niego. Nie spodziewał się by mówiła
czystą polszczyzną, ponieważ z tego co wiedział, mieszkała w Stanach Zjednoczonych.
-
Czy to takie ważne? – starał się brzmieć nonszalancko.
-
Ma Pan rację – kiwnęła głową. – I tak nie możecie tego zrobić.
Bańka
pękła. Przez chwilę był zauroczony postacią Amerykanki, jednak kiedy
powiedziała mu, że nie może podnieść płytę. Coś w nim pękło. Przez ostatnie
lata robił wszystko, by doprowadzić do tej sytuacji, a teraz obca dziewczyna mu
tego zakazuje.
-
Jest Pani w błędzie. Mam stosowne dokumenty i zezwolenia, które uprawniają mnie
do zobaczenia zwłok w tym grobie – ostatnie słowa powiedział z irytacją.
-
Myli się Pan. Miejsce pochówku jest od lat opłacane przez moją rodzinę, która
także finansowała pochówek. Więc bez naszej zgody nie można ingerować w budowę
grobu.
Otwierał
usta by coś powiedzieć, kiedy dostrzegł coś w jej wypowiedzi. Jej rodzina
opłaciła pogrzeb, jednak w dokumentach widniało inne nazwisko.
-
Czy mogę wiedzieć jak się Pani nazywa?
-
Elizabeth Richle.
Uśmiechnął
się pod nosem, co widocznie nie spodobało się Elizabeth. Bez słowa pożegnania
opuścił cmentarz.
Gdy miasto poszło spać, powrócił na cmentarz.
Był zirytowany faktem, że ekipa nie wykona zadania z powodu pogody. Jednak miał
plan awaryjny, który chciał wykonać. Marcin niemrawo szedł za przyjacielem i
narzekał pod nosem na zbyt ciężki ekwipunek. Kiedy stanęli przed interesującym
ich grobem z ulgą wypuścili torby.
-
Jak nas złapią to obiecuję Ci, że rozpowiem na całe więzienie, że lubisz jak Ci
się wsadza w tyłek – sapnął rudy mężczyzna.
Tomasz
zignorował groźbę współpracownika i zaczął przeszukiwać ich sprzęt. W końcu
wyciągnął dwa łomy i jeden z nich rzucił Marcinowi. Stanęli bo obu stronach
grobu.
-
Czekaj! Coś tu pisze –wskazał palcem na miejsce z wgłębieniami. – Po niemiecku…
- nawet nie spojrzał na przyjaciela, ponieważ wiedział, że nie lubi tego języka.
– „Sercu co dla nas bić przestało”.
-
Dziwne… Ale podnośmy tą płytę bo nie mam zamiaru spędzić tutaj nocy.
Chwilę
to trwało nim minimalnie unieśli płytę, by potem zsunąć ją na ziemię. Padli
obok na ziemię ze zmęczenia. Podnieśli się dopiero kiedy poczuli chłód podłoża.
-
Tomek… Może ja się nie znam, ale w grobie powinny być ciała, a nie schody.
-
Co?
Nachylił
się nad wejściem, które było skrywane przez płytę. Sięgnął do torby i wyciągnął
dwie latarki. Zapalił swoją i oświetlił schody. Spojrzał na Marcina, który
wyglądał jakby walczył ze sobą, jednak po chwili kiwnął głową. Tomasz pierwszy
zaczął schodzić po schodach i z każdym krokiem miał wrażenie, że czuje słodki
zapach starych książek. Kiedy stopnie się skończyły ujrzał szeroki korytarz.
-
Jesteśmy już pod drogą? – szepnął rudy mężczyzna.
-
Jak nie pod lasem…
Przez
długą chwilę szli o dziwo suchym korytarzem, aż ujrzeli duże, stalowe drzwi.
Oświetlili zamek który wyglądał na solidny. Mieli zamiar wrócić na
powierzchnię, kiedy ich wzrok padł na ściany. Widniały na nich różne napisy, w
tym zauważyli hasło z płyty granitowej. Kiedy się temu przyjrzeli, zauważyli
małą szczelinę.
-
No i mamy klucz – ucieszył się Marcin. – Czuję się jak w „Panu Samochodziku”…
Tak i twoje imię mi nie pomaga, Tomaszu.
Wspomniany
zaśmiał się radośnie i włożył klucz do zamka. Usłyszeli głośny zgrzyt, po czym z
pewnymi trudnościami otworzyli drzwi. To co ujrzeli wprawiło ich w osłupienie.
Tomasz siedział w kawiarni i czytał
najnowsze wydanie lokalnej gazety. Na okładce widniało jego zdjęcie oraz
Marcina na tle bursztynowej komnaty. Zaprzestał lekturę, kiedy usłyszał dźwięk
odsuwanego krzesła. Spojrzał na Elizabeth, która usiadła naprzeciw niego.
Wyglądała na zirytowaną. Nie dziwił się, w końcu zrobił coś co mu zakazała.
Przyglądał się jak zamawia kawę i nie mógł powstrzymać się od tryumfalnego
uśmiechu.
-
Z czego się Pan cieszy?
-
Gdyby nie Pani to bym się nie uparł by otworzyć grób jak najszybciej. Więc
dziękuję.
Wiedział,
że ją prowokuje, ale nie mógł się powstrzymać by jej nie dopiec.
-
Nawet Pan nie wie co zrobił… - w jej głosie usłyszał nutę żalu.
-
Wiem… Pani rodzina, a dokładniej George, był strażnikiem sekretu. Miał ukrywać
tajemnicę bursztynowej komnaty do czasu kiedy Niemcy powrócą na swoje tereny.
Do tego by nie zwracać na siebie uwagę zmienił swoje nazwisko z Reitsch na
Richle. W końcu z tego nazwiska jest znana Hanna, znakomita pilotka, która
otrzymała żelazny krzyż pierwszego stopnia. Jednak z powodu pewnego
zamieszania, zamieszkała w Ameryce. Kiedy śmierć Georga dotarła do was, rodzina
kazała Pani przylecieć do Polski by zająć miejsce swojego krewnego. Czy nie tak
wygląda ta historia?
Obserwował
jak na twarzy Elizabeth pojawiają się mieszane emocje. Kiedy kelnerka podała
kawę, chwyciła filiżankę i spojrzała przez okno. Był to dla niego znak, że ją
rozgryzł.
-
W jednym się Pan pomylił… Mieszkałam w Polsce i nikt nie kazał mi zastąpić
Georga. Jednak jak Pan do tego doszedł?
-
Szukam światełka w tunelu tam gdzie go ponoć nie ma. Wszyscy sądzili, że ten
grób był miejscem pochówku, czymś oczywistym, więc takim martwym punktem. Ja
przestałem tak uważać kiedy ujrzałem dwie daty. Piętnasty i dwudziesty pierwszy
stycznia. Te dwie daty odpowiadały takim wydarzeniom jak ucieczka Hansa Franka
z skarbami oraz przybycie jego w Karkonosze. To one zapaliły światełko w tym
tunelu.
Ojeeej, ale to jest piękne. Faktycznie zasłużyłaś na nagrodę. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję. <3
UsuńChociaż byłabym w stanie napisać z tego coś dłuższego... Tak brzydko wszystko skróciłam. ; ;
No proszę proszę :)
OdpowiedzUsuńKontynuuj bo warto.
Pozdrawiam
Wujek z Lwówka Śląskiego :)
54 yrs old Nuclear Power Engineer Janaye Tomeo, hailing from Maple Ridge enjoys watching movies like Red Lights and Skiing. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. ten link
OdpowiedzUsuń