niedziela, 30 grudnia 2012

10 cz.3


W gabinecie pojawiło się więcej osób, którzy wsłuchiwali się w relacje z panującej sytuacji. Większość widocznie pamiętała czasy Związku Radzieckiego oraz byli zapoznani z metodami KGB. Dymitr co chwilę wskazywał na mapę Rosji i wymieniał zdania z znajomymi, po czym zaznaczał niebieską szpilką tych, którzy mogą być zwerbowani na stronę Moskwy. Vincent postanowił skorzystać z chwili wolnego czasu i przysiadł się bliżej swoich ludzi:
- Niezłe bagno… - Westchnął Christopher.
- No co ty nie powiesz. – Warknęła Kikari.
- Oj przynajmniej teraz się nie kłóćcie. – Żachnęła się Itamaki.
- Popieram. Teraz najważniejsze jest zgranie oraz zaufanie. Jeszcze nie mamy planu na akcję, ale jak zerkam tylko na mapę to z każdą chwilą zapowiada się coraz gorsze piekło. – Mruknął Vincent.
Reszta spojrzała w kierunku ściany gdzie wcześniej roiło się od czerwonych główek szpilek, a teraz prawie połowa z nich była niebieska:
- Okręg Moskiewski jest bardzo duży. – Zauważył Antonio. – I do tego jeszcze służby bezpieczeństwa.
- I ta wątpliwość, czy jeszcze żyją. – Odezwał się Arsene.
Natychmiastowo został zaatakowany morderczymi spojrzeniami, jednak było widać, że ta wątpliwość także się ich tyczy. Od razu pojawił się przy nich jeden z starszy Rosjan, który nazywał się Wasilij i klepnął Delivieta po plecach:
- Ruski wilku! – Zaśmiał się. – Nie wciskaj dzieciakom kita, bo przecież dobrze wiesz, że Petrovic będzie trzymał ich przy życiu. No przynajmniej zależy to od ich odporności na tortury jakie pewnie będą wykonywane.
Mimowolnie odetchnęli z ulga na myśl, że jednak oni żyją. Nie zwrócili uwagę już na drugie zdanie odnośne tortur bo wiedzieli, że muszą się spieszyć:
- To jakie pomysły panowie? – Spytał Vincent podnosząc się z krzesła.
Mężczyźni spojrzeli na niego i zauważyli dobrze znaną iskrę w oczach. To właśnie ta iskra dodała im werwy, bo przecież nie raz tak często widzieli ją w oczach starego szefa. Spojrzeli na siebie i zajęli miejsca przy stole, który dopiero teraz pokazał swoje znaczenie w tym pomieszczeniu. Można by rzec, że liczba krzeseł jest idealnie wyliczona by pomieścić najważniejsze osoby:
- Pietrovic był dowódcą oddziału, w którym parę z nas było, co daje nam możliwość przewidzenia jego działań. Wiadomym jest, że jest perfekcjonistom wiec akcje bardzo długo planuje. Do tego jak schwyta jakiś jeńców to utrzymuje ich przy życiu póki są potrzebni, ale za to nie szczędzi im w torturach. – Mówił siwy mężczyzna zwany między swoimi Ivanem Ivanowiczem, ale jak się nazywa to nie chce powiedzieć.
- Zna najgorsze metody z Łubianki… Sam nawet uczestniczył w wielu torturach. – Powiedział ktoś inny.
- Mimo iż z Moskwą się niezbyt dogadujemy przez to, że ,my byliśmy pierwsi to jednak uważamy, że zostali do tego zmuszeni. Do tego nagła zmiana dowódcy jest trochę niepokojąca.
- Jednak od początku było wiadome, że Moskiewski półświatek jest pod silnym działaniem FSB…
Vincent z uwagą się im wsłuchiwał i chciał odruchowo zwrócić się do Asumy o sugestię, ale w porę ugryzł się w język. Zbyt bardzo przywykł, że w takich sprawach na niej i Chrsie polegał. Zauważył kątem oka, że przyjaciel chce mu pomóc jednak dał mu znak, że ma się nie wtrącać:
- Posiadamy dokładne mapy lub informacje co do ich budynków? – Ktoś tam kiwnął głową. – Dobrze. Chris, Kikari i Tosiek, weźcie się tym zajmijcie wraz z Ivanowiczem i Wasilijem. – Wymienieni zajęli jeden z końców stołu i wzięli się do roboty. – Ile zajmuje wam kontakt z sojusznikami?
- W zależności od regionu Rosji od 5minut do godziny.
- A zwołanie tutaj wszystkich z tego okręgu?
- Godzinę.
- To zróbcie to. – Spojrzał na Itamaki. – Chodź ze mną.
Szatynka posłusznie wykonała prośbę i wyszła z Vincentem na chłodne, nocne powietrze. Brunet wyciągnął papierosa i go odpalił, patrząc w gwieździste niebo:
- O co chodzi? – Spytała dość niepewnie.
- Przez dotychczasowy czas nie miałaś się okazji wykazać, jednak w tej chwili będziesz musiała. – Powiedział puszczając obłoczki dymu
- Na pewno?
- Zgadza się. Wiem, że stosujesz dość niekonwencjonalną metodę walki, ba! Nawet mogę powiedzieć przestarzałą! – Nagle zakrztusił się dymem. –Ekhe! – Poklepał się po klatce piersiowej i kiedy tylko się uspokoił wrócił do monologu. – Kikari też tak ma, jednak ona sięgnęła po nowsze wydanie i dlatego używa kuszy. Jednak ty pozostajesz wierna ideałom…
Zamilkł i spojrzał na nią pytająco:
- Czy zrobisz dla mnie użytek ze swojej katany?
Przez chwilę się zawahała. Dobrze potrafiła posługiwać się tym rodzajem broni, jednak była świadoma, że w tych czasach bardziej użyteczna jest broń palna. Nie widziała żadnego sensu z korzystania z broni białej przeciw kulom. Oczywiście szkoląc się w walce kataną, uczyła się też szybkości, która ma duże znaczenie:
- Co ja mogę nią zrobić? – Szepnęła.
- Wróg spodziewa się wszystkiego. Karabinów maszynowych, ładunków wybuchowych, gazów bojowych… Nawet strzał z kuszy, której użyła wtedy Kikari. Ale nie spodziewa się katany. Będzie to dla nich wielki szok i trochę minie jak zrozumieją o co chodzi.  
Doznali szoku, że w ciągu niecałej godziny, aż tyle osób potrafi zebrać się:
- Z jakieś sto osób… - Szepnął Antonio niedowierzająco w swoje obliczenia.
Pan Varin przeprosił swojego rozmówcę i podszedł do wnuka. Spojrzał na niego pytająco, kładąc ręce na jego ramionach. Vincent przełknął głośno ślinę i kiwnął głową, że sobie poradzi. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i poklepał go po plecach na pocieszenie. Jeden z ludzi pokazał mu stół, jednak pokręcił głową i jedynie poprosił o ciszę:
- Nie stanę na stole, bo uważam was za równych sobie, więc wypada mi bym był z wami na równi. - Zerknął na wysokiego Rosjanina obok siebie. – No może na jednym poziomie…
Pozostali wybuchli śmiechem i wymienili parę zdań między sobą.
- Pewnie dziwi was to, że nagle wyciągnąłem was z domów, gdzie pozostawiliście swoich najbliższych. Otóż zadano nam wielki cios… Jak widzicie nie ma między nami mojego brata, a przecież jest waszym szefem… Nie. Przyjacielem, który dba o was, waszych bliskich i o ich bezpieczeństwo. – Parę osób się rozejrzało i pojawiły się pierwsze szepty. – Podobnie jest z Asumą, która przecież należy do głównego składu naszej rodziny…
Nagle się zawahał nad tym co miał powiedzieć dalej. Rozejrzał się po zebranych, którzy powoli zaczynali rozumieć co się stało. Zamknął oczy i westchnął:
- Zostali oni schwytani i zapewne są teraz poddawani torturą, o których każdy z was tylko słyszał, a może nieliczni je przeżyli. Do tego  najgorszym jest to, że stoi za tym Moskwa… - Rozległy się okrzyki oburzenia. – Jednak to nie czas na rozmyślanie jak mogli to zrobić, tylko musimy jak najszybciej interweniować! Właśnie jest obmyślany plan działania i proszę was o to byście jedynie byli w pogotowiu, w razie rozpoczęcia akcji. Jak możecie to potrenujcie, zadbajcie o bezpieczeństwo swoich krewnych i najważniejsze. Nie może to wycieknąć poza tutaj zebranych! Pozostałych sam wraz z waszą piętnastką powiadomię.

Czuła w ustach smak krwi i wyklinała stojącego obok ruska, jak nigdy kogokolwiek innego. Od kilku godzin nie spała, a kiedy przymykała oczy, obrywała. Kiedy uczyła się o tej torturze to nie wydawała się taka okropna jak teraz. Do tego te precyzyjne ciosy, które powodowały obrażenia wewnętrzne, a nie zewnętrzne. To było najgorsze bo miała świadomość, że z każdym uderzeniem jest większe prawdopodobieństwo wewnętrznego krwotoku, który mógł już nastąpić. Usłyszała jak drzwi się otwierają i nie musiała patrzeć kto wszedł, bo tylko Pietrovic tutaj przychodził. Czuła, że się jej przygląda i puściła w myślach wiązkę przekleństw pod jego adresem:
- Czy już się uspokoiłaś? – Spytał siadając naprzeciwko.
- W cuda wierzysz? – Warknęła i splunęła mu pod nogi.
- Kobieta nie powinna się tak zachowywać… - Westchnął i wyciągnął papierosa. – Widać, że wojsko was psuje.
- I powiedział to produkt KGB.
Odpalił papierosa i się zaciągnął, uważnie obserwując ją wzrokiem. Po raz pierwszy w życiu nie miała ochotę zapalić tylko zdeptać tego peta na gębie Siergieja:
- Twarda z Ciebie sztuka… - Mruknął, uśmiechając się. – Lubię takie. Chociaż wiem, że Ciebie tak wyszkolono by najgorsze tortury nic na tobie nie robiły…
Prychnęła i odwróciła wzrok. Nie mogła patrzeć w te bladoniebieskie oczy, jak u trupa. Mężczyzna się zaśmiał i zgasił niedopałek. Pochylił się bardziej na krześle i chwycił ręką jej brodę, zmuszając by spojrzała na niego:
- Jednak ja znam twoje słabości. – Syknął. – Wiem o tobie wszystko.
Przeraziło ją to, jednak nie dała po sobie poznać. Robiła dokładnie tak jak ja szkolono, wiedziała, że jak pokaże jakąkolwiek słabość to będzie na przegranej pozycji. Właśnie w takich chwilach dziękowała, za te chore ćwiczenia jakie mieli w akademii, a przecież miała zajmować się polityką międzynarodową, a nie siedzieć na linii frontu:
- Wiem, że straszenie rodziną nic nie da, bo wszyscy są psami armii. – Mówił ciągle zmuszając ją by patrzyła na niego. – Tak samo grożenie utraty życia nic na tobie nie zrobi. Grożenie wyjawieniem, że pracujesz dla mafii, także niezbyt bo zaraz pojawią się spekulacje, że tak na serio jesteś szpiegiem. – Zaśmiał się ironicznie. – Ale czy przypadkiem nie uczestniczyłaś w szkolnym projekcie „Afganistan”?
Mimowolnie się wzdrygnęła na samo wspomnienie. Wiedziała, że właśnie odsłoniła swój słaby punkt, jednak nie mogła zrozumieć skąd on o tym wiedział. Przecież rząd Francji zataił wszystkie informacje związane z tym projektem.
Siedziała w wojskowym śmigłowcu wraz z kumplami, którzy także zostali wyróżnieni w wynikach w nauce i przypięci do projektu „Afganistan”. Wszyscy dobrze wiedzieli, że miało to na celu pokazanie, że ich akademia jest lepsza od amerykańskiego Marines, dlatego wysłano ich do Afganistanu by zobaczyli jak pracują prawdziwi żołnierze:
- Ale czad! Będziemy walczyć z prawdziwymi komandosami! – Krzyknął Gerard.
- Nie będziemy walczyć, tylko siedzieć w bazie i się przyglądać… - Poprawił go Luck.
- No coś ty… - Żachnął się.
Nie mogła powstrzymać się od śmiechu i skupiła na sobie wzrok pozostałych. Wzruszyła ramionami i postanowiła poprawić swoją kamizelkę kuloodporną. Nie mogła zrozumieć, że pomimo tego, iż mają siedzieć w bazie, to wręczono im karabiny i kazano się przebrać w strój polowy. Nagle zapaliła się lampka, oznaczająca, że zaraz mają wyskoczyć. Odpięli pasy i zebrali się przy włazie, jeden ze starszych żołnierzy dał im instrukcje, że kiedy zmieni się kolor lampki, będą na wystarczającej wysokości by wyskoczyć na ziemię. Słuchali z uwagą jakby rzeczywiście mieli uczestniczyć w walce. Po chwili zmienił się kolor i cała dziesiątka wyskoczyła po kolei z samolotu. Dobiegły ich huki wystrzałów i natychmiastowo podbiegli do wskazanego miejsca. W tym momencie zapomnieli o tym jak wydawało im się to fajne, kiedy widzieli strzelających żołnierzy. Nagle pojawił się przy nich jeden z sojuszników:
- Wybaczcie, ale z powodu sytuacji musicie nam pomóc… - Powiedział sprawdzając czy jest bezpiecznie.- Znacie podstawy jak strzelać by w razie obrażeń były to obrażenia nóg?
Kiwnęli wszyscy głowami i po chwili przygotowali się do rozkazów jakie otrzymali. Wraz z Gerardem schowała się za jednym z krzaków skąd wykonywali ostrzał. Przeraziła się kiedy jeden z Afgańczyków zbliżył się do ich kryjówki.  Kątem zobaczyła, że chłopak podnosi się i miała krzyknąć by padł na ziemię kiedy ujrzała jak kula trafia w jego czaszkę.
Poczuła jak po jej policzku spływa łza na to wspomnienie. Dobrze wiedziała, że sprawia mu to przyjemność jednak nie mogła pohamować tych emocji:
- Przykre, że rząd zrobił wszystko by nie wyszło to na światło dzienne… - Powiedział udając zatroskanie. – Czy on nie był twoim chłopakiem? Czy to właśnie nie przez jego śmierć przystąpiłaś do mafii?
- Ty! – Krzyknęła i zerwała się z kanapy.
Gdyby nie związane nogi i ręce, pewnie by mu przywaliła jednak jedynie skończyło się to na jego upadku z krzesła, a dla niej kilkoma ciosami w żebra. Pietrovic przeklął parę razy i spojrzał na nią z nieukrywaną satysfakcją:
- Widzę, że trafiłem w czuły punkt… Twoi towarzysze są dla Ciebie wszystkim, nieprawdaż? – Kucnął przy niej i przyglądał się jak zwija z bólu. – Dlatego wtedy kazałaś tej dziewczynie uciekać, ponieważ nie chciałaś by i ona przechodziła te katusze… Co za bohaterska postawa!
Ciężko oddychała i nie miała już siły na jakiekolwiek słowo. Marzyła tylko o tym by skopać temu gościowi tyłek.

Przez korytarz biegła Kikari, która co chwilę musiała wymijać pracowników tutejszego baru. Podczas jednego z takich manewrów zauważyła, że są oni uzbrojeni i to jeszcze w broń z tłumkiem. Uznała ich za cichych zabójców, którzy wkraczają do sytuacji kiedy coś idzie nie tak. Po chwil się otrząsnęła i wpadła do pomieszczenia gdzie wcześniej odbywał się zgromadzeniem. Musiała w duchu przyznać, że jeszcze nigdy się czymś tak nie przejęła:
- Vincent! – Krzyknęła rozglądając się za wołanym. – Vinc! – Ponownie się wydarła. – Varin ty idioto jebany!
- Co? – Odkrzyknął wychodząc z toalety.
- Zareagowałeś. – Uśmiechnęła się szyderczo, jednak po chwili oprzytomniała. – Mamy już gotowy plan, ale musisz na niego spojrzeć.

___________
I tak dochodzimy do końca tego rozdziału c: Ponieważ są święta i kończy się ten rok więc wypada by skończyć go w tym roku x3 Tak przy okazji składam wam życzenia:
Niech w nic sylwestrową niebo rozświetlą fajerwerki, a szampan leje się z butelki. Niechaj impreza będzie udana, a znajomi siedzą do rana. By nad ranem lub południem, kacyk niezbyt męczył waszą główkę. By nowy roczek był udany, tak przynajmniej do następnego sylwestra bym napisała lepsze życzenia! :'D 
czwartek, 27 grudnia 2012

10 cz.2



W jednym z wynajętych na szybko pokoi w jakimś podrzędnym moskiewskim pensjonacie, siedział tym razem pięcioosobowy skład główny rodziny. Kikari opowiadała co się wydarzyło i podała swoje przypuszczenia, co do zdrady moskiewskiej grupy. Vincent z uwagą się w to wsłuchiwał, jednak mimo swoich starań było widać, że jest to dla niego wielki cios. Kiedy blondynka skończyła swoją wypowiedź, zmarszczył brwi, wpatrując się w martwy punkt:
- Powinniśmy powiadomić o tym twojego dziadka. – Szepnął Christopher kładąc rękę na jego ramieniu.
Brunet nic nie powiedział tylko posłusznie wyciągnął telefon i wykręcił numer. Od razu dał na głośno mówiący i podał urządzenie blondynowi. Anglik poklepał go po plecach i kiedy odezwał się głos Pana Varina, odchrząknął:
- Jak Pan stoi to niech lepiej usiądzie. – Uprzedził.
- Co się stało? – Nagle głos mężczyzny spoważniał.
- Mają Denisa i Asumę… - Odezwał się Vincent.
Zapadło milczenie i tylko pozostało sobie wyobrazić jak zapewne Varin pobladł
- Kto?
- Grupa Moskiewska. – Odpowiedziała Kikari.
- Wracajcie do Petersburga. – Rozkazał stanowczo.
Vincent nagle przestał się wpatrywać w jeden punkt i z niedowierzaniem spojrzał na telefon, w ręce blondyna
- Mamy ich zostawić!? – Zdziwił się. – Miałem nadzieję, że weźmiesz grupę i do nas dołączysz!
Było słychać ciężkie westchnięcie i parę ściszonych słów, zapewne skierowane do Delivieta. Donośny głos mężczyzny wybił się z tła, jednak nie potrafili określić co powiedział:
- Wiem, że nie chcesz brać tego pod uwagę, ale chcesz ryzykować życie pozostałych… Skąd masz pewność, że oni jeszcze żyją?
Padło pytanie, które dręczyło każdego jednak nikt nie miał odwagi go zadać, mając nadzieję, że jest zbędne. Brunet milcząc odebrał telefon od przyjaciela i rozłączył połączenie. Schował twarz w dłoniach i było widać jak jego ramiona opadają, a po chwili unoszą. Antonio, który cały czas milczał położył ręce na barkach dziewczyn i ruchem głowy wskazał drzwi. Podniosły się powoli z foteli i stanęły w drzwiach zerkając na Anglika. Christopher machnął im ręką, dając znać, że zostanie z Vincentem i po chwili do nich dołączą. Japońsko-Włoska koalicja opuściła pomieszczenie, a Chris z westchnięciem zdjął okulary i usiadł obok kumpla:
- Oni muszą żyć… - Usłyszał szept.
Poklepał go po plecach, bo tylko to potrafił zrobić by okazać swoją boleść i jakoś pocieszyć. Także milczał próbując dobrać jakoś słowa by zmotywować chodź trochę przyjaciela:
- Jeśli tak jest to musimy zebrać grupę i obmyślić plan odbicia ich… A jeśli nie… - Zawahał się. – Jak niestety jest na odwrót to na pewno by chcieli byś postąpił rozważnie nie ryzykując życia pozostałych.
Vincent podniósł głowę i było widać jak po jego policzkach spływają łzy. Przyglądał się twarzy przyjaciela, który jak nigdy wcześniej okazywał emocje. Przeczesał ręką włosy i zaklął:
- Zadali mi najpotężniejszy cios jaki mogli… - Powiedział załamanym głosem. – Dorwali się do najbliższych dla mnie osób.
Panował przenikliwy chłód i było słychać leniwe kapanie kropel, która zderzała się z taflą wody. Chciała się poruszyć, ale poczuła ostry ból w lewym ramieniu i mimowolnie syknęła. Dopiero po chwili doszło do niej, że ma związane ręce i nogi, i to tak mocno, że ledwo krew dochodziła do kończyn. Starając się jakoś obeznać w terenie obróciła się na prawy bok, jednak ciemność jaka panowała, uniemożliwiała wykonanie tego zadania:
- Jesteś cała? – Usłyszała cichy szept mający swoje źródło gdzieś przed nią.
- Denis?
- Taaa… Chociaż wolałbym nie być sobą. – Odpowiedział jej siląc się na cichy śmiech.
Jednak zamiast lekkiej nuty humoru syknął z bólu. Przypomniała sobie kałużę krwi i zrozumiała, że mężczyzna może mieć gorsze obrażenia od niej. Wytężyła swoje myśli by przypomnieć jak doszło do tego, że dała się złapać, jednak ból w ramieniu nie pozwalał się na niczym skupić.  Cholera! Straciłam formę. Przeklęła się w myślach na wspomnienie katuszy jakie przeżywała podczas morderczych treningów w akademii:
- Ktoś jeszcze tu jest? – Odezwał się słaby, dziewczęcy głos z obcojęzycznym akcentem.
Przez chwilę przeraziła się, że to może Kikari lub Itamaki, które mogły nie posłuchać jej rozkazu; jednak po chwili przeanalizowała to wszystko i się uspokoiła:
- Jest tu jeszcze moja znajoma, o której Ci wspominałem. – Odezwał się Denis.
- Wiem, że to nie pasuje do sytuacji, ale się cieszę, że nie jestem jedyną dziewczyną. – Mruknęła i obróciła się na plecy, ponieważ jej prawa połowa ciała zaczęła odczuwać niedokrwienie.
- Ja także. – Odpowiedziała dziewczyna. – Jestem Olimpia.
Nagle jej spokój zniknął i odruchowo obróciła się na bok, w stronę głosu dziewczyny. Nie mogła wykrztusić słowa i jedynie przygryzła wargę. Olimpia odezwała się i zaczęła opowiadać, że jej siostra ją uratuje. Nie wiedziała dokładnie czym się zajmuje, ale była pewna jej władzy. Asuma nie potrafiła określić czy to przez panującą sytuację, czy może jakąś ukrytą w niej wrażliwość, ale poczuła jak płacze:
- Asu… Co się stało? – Spytał Denis i lekko się poruszył.
- Nic…
Nie miała serca powiedzieć to co cisnęło się jej na usta i to jeszcze w takim miejscu. Ponownie obróciła się na plecy i wpatrywała w ciemność nad nią. Czuła, że musi zebrać siły bo to co ich pewnie czeka, będzie okropnym doświadczeniem. Mimowolnie przypomniała sobie metody jakie stosowało KGB i po raz pierwszy od kiedy przyłączyła się do Vincenta, zwątpiła w to, że przeżyje.
W niezbyt dużym pokoju dwuosobowym znajdowało się pięć dodatkowych osób. Deliviet nie był zbytnio tym zadowolony, ale przemilczał swe uwagi na temat tłoku w pomieszczeniu. Pan Varin wyglądał zaskakująco blado i poważnie, a jego cała uwaga była skupiona na Kikari, która już z trzeci raz opowiadała co się wydarzyło. Kątem oka zerknął na Arsene, który patrzył w podłogę:
- Cóż… Musimy zebrać tutejszą grupę i z nimi zaplanować odwet. – Westchnął i ociężale podniósł się z krzesła.
- A co jeśli oni też są w to zamieszani? – Burknął gruby mężczyzna.
- Wątpię… Sankt Petersburg nie jest po taką władzą FSB jak Moskwa… Do tego nie da się ukryć, że tutejsza grupa ma dłuższy starz w istnieniu.
Deliviet coś tam pomamrotał i kiwnął głową, że się zgadza. Vincent przez cały czas milczał, co dezorientowało pozostałych. Christopher im teoretycznie powiedział wcześniej, że brunet nie jest w stanie w ogóle się odzywać, a nawet bardzo możliwym jest, że to jego dziadek będzie dowodził tą akcją, jak się nie pozbiera. Kiedy dotarli do głównej bazy w okręgu Petersburskim, Vincent nagle bardziej ożył. Nawet poprosił Christophera by go uderzył w twarz, a on ku rozczarowaniu dziewczyn, spełnił tą prośbę. Mimo iż to podziałało na ich szefa pobudzająco, to i tak Kikari zdzieliła go po łbie tłumacząc, że nie bierze się dosłownie próśb osób w szoku. Blondyn przeklął parę razy po swym ojczystym języku i wszedł do środka. Pomieszczenie do którego weszli przypominało bar, jednak brakowało klientów. Parę osób zajmowało się sprzątaniem i przygotowywaniem na przyjęcie gości, a nad wszystkim czuwał starszy mężczyzna, który z zamyśleniem skubał swoją siwą bródkę. Kiedy podniósł wzrok na przybyłych, zdziwił się i powiedział coś do jednego ze swoich ludzi. Podszedł do Vincenta i uścisnął mu rękę:
- Witajcie. Co was sprowadza? – Spytał lekko kalając język angielski.
- Dużo do opowiadania… Możemy się przenieść do bardziej ustronnego miejsca? – Odpowiedział, zerkając co chwilę na sprzątających.
- Oczywiście. Proszę za mną.
Mężczyzna ruszył przodem i wyminął stół barmański, za którym znajdowały się drzwi do pomieszczeń służbowych. Otworzył je i  spojrzał na nich wyczekująco. Brunet przez chwilę się zawahał jednak kiwnął głową, żeby iść. Szli przez chwilę wąskim korytarzem, który przyprawił Kikari o deja vou  jednak po chwili weszli do pokoju, gdzie było już bardziej przytulnie. Na samym środku znajdował się duży stół, a przy nim obite miękką poduszką krzesła , na ścianach wisiały najróżniejsze mapy Rosji i Związku Radzieckiego, a na nich znajdowały się wbite czerwone i niebieskie szpilki. Rosjanin usiadł przy stole i oparł brodę na rękach:
- Więc o co chodzi? – Spytał marszcząc brwi.
Vincent spojrzał na Christophera, który zaczął oglądać pomieszczenie oraz jego wyposażenie z pomiarem własnej roboty, upewniając się czy nie znajdują się jakieś urządzenia szpiegowskie. Kiedy kiwnął głową, że jest bezpieczne usiedli przy stole:
- Naprawdę nie wiem od czego zacząć… - Westchnął brunet i spojrzał na swojego dziadka.
Tak jak uzgodnili w samochodzie, były szef miał się nie wtrącać chyba, że chce tylko coś dopowiedzieć co może pomóc. Starsi francuzi milczeli i skupili się na mapach. Wstali z krzeseł i podeszli bliżej ścian, tak jakby ta rozmowa ich nie tyczyła:
- Zacznijmy może od tego, że FSB ma nas na celowniku.
- Słucham? To chyba żart. – Zdziwił się Rosjanin.
- Nie żartuję, Dymitrze. – Powiedział poważnym głosem. – Już w Chorwacji próbowali się nas pozbyć.
Mężczyzna wstał z krzesła i otworzył drzwi od komody w rogu, skąd wyciągnął butelkę wódki i nawet nie myśląc o kieliszkach, pociągnął spory łyk. Podszedł do jednej mapy, która obrazowała okręg Sankt Petersburski i wyciągnął jedną z czerwonych szpilek, a na jej miejsce przypiął niebieską:
- Niech zgadnę… To jeszcze nie wszystko? – Kiedy Francuz kiwnął, ponownie się napił. – Co jeszcze?
- Jak pewnie zauważyłeś, przyszliśmy do Ciebie, a nie do mojego brata… Spowodowane jest to, że został przez nich złapany. Podobnie z Asumą.
Tym razem Dymitr wpadł w taki szok, że upuścił butelkę i woń alkoholu rozniosła się po pomieszczeniu. Spojrzał na swojego szefa, po czym na pozostałych jakby chciał się upewnić czy to nie jest jakiś głupi kawał. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na swoich francuskich rówieśnikach, zrozumiał, że to wszystko jest prawdą:
- Jednak to nie jest jeszcze najgorsze… - Powiedział Christopher czyszcząc swoje okulary.
- Jak to?
- Bo współpracuje z nimi Moskwa… - Dokończyła Kikari i zerknęła na przyjaciółkę, która wzroczyła na samowara.
- Co?! – Krzyknął Rosjanin.
Nawet nie spojrzał na innych tylko od razu podszedł do mapy całego kraju, przy których stali mężczyźni i zmienił kolejną czerwoną szpilkę na niebieską. Itamaki szybko zrozumiała znaczenie kolorów, kiedy ujrzała niebieską główkę na tle napisu „Moskwa”. Mapy były oznaczone tak by wskazywały sojuszników i wrogów:
- Teraz widać, że Lew miał rację by nie tworzyć grupy w tak zależnym mieście jakim jest stolica… - Odezwał się Pan Varin.
- Taaa… Przeczuł on, że może nastąpić wpłynięcie władzy, jednak jak głupi myśleliśmy, że polepszymy w ten sposób kontrolę nad tym krajem… - Odpowiedział mu Deliviet.
Dymitr spojrzał na nich i sam mruknął parę słów na temat wspomnianego mężczyzny, który był pionierem ich działalności w tym kraju:
- Stawiam, że chcecie odzyskać naszych oraz ukarać zdrajców.
- Żebyś wiedział…
 
Otworzyła powoli oczy i poczuła, że jej nogi bardziej bolą. Przez chwilę zastanawiała się czy nie nastąpiło niedokrwienie jednak z każdą sekundą jej umysł zaczynał lepiej pracować. Nagle zorientowała się, że jej nogi znajdują się w wodzie i zszokowana próbowała się odczołgać. Było to dość trudne zadanie z związanymi kończynami i przemarzniętymi nogami. Kiedy jej się to udało, ponownie się rozejrzała po celi. Tak samo jak wcześniej panowała ciemność jednak kapanie wody stało się coraz częstsze niż poprzednio:
- Denis… - Syknęła próbując określić gdzie znajduje się ściana.
- Co?
- Poziom wody.
Usłyszała jak mężczyzna nagle się porusza by oddalić od potencjalnego wroga, który może wychłodzić ich organizm. Miała jeszcze coś powiedzieć kiedy doszedł do niej dźwięk kroków. Mimowolnie znieruchomiała i rozglądała się po celi starając się określić gdzie są drzwi. Długo nie musiała się męczyć bo po chwili do pomieszczenia wpadło jasne światło i w otworze było widać sylwetkę mężczyzny. Postanowiła wykorzystać okazję, że w celi stało się jaśniej i szybko zlustrowała ją wzrokiem, starając się zapamiętać jak najwięcej. Przy okazji przyjrzała się Denisowi, który miał twarz pokrytą zaschłą krwią. Odruchowo się wzdrygnęła i starała się nic nie mówić. Ponownie wzrok skierowała na nieznajomego, który wszedł do środka i się śmiał. Zawołał innych:
- Faceta weźcie do sto siódemki, a dziewczynę do naszej specjalnej sto jedenastki. Chorwatkę zostawcie, niech ją pogryzą pluskwy. – Zaśmiał się i wyszedł.
Zmierzyła wzrokiem nowo przybyłych i kiedy jeden z nich się pochylił by ją podnieść, plunęła mu w twarz. Rosjanin przeklął i wytarł twarz, przy okazji kopiąc ją w brzuch. Stłumiła w sobie krzyk bólu i nie przestała na nich patrzeć z odrazą. Denis nie miał tyle siły by się przeciwstawić, ale nie miał zamiaru ułatwiać roboty zdrajcą i jak tylko mieli go podnosić, to się zsuwał na bok. Jednak w końcu udało im się wziąć więźniów i przenieść do wyznaczonych sali.
Kiedy wniesiono ją do środka doznała szoku, a po chwili przerażenia. Wpatrywała się w kanapę, która znajdowała się na środku pomieszczenia. Zerknęła na mężczyznę stojącego obok mebla i trzymającego drewniany kij. Próbowała się wyrwać Rosjanom ją trzymającym, jednak więzy jej uniemożliwiały większy zakres ruchów. Mężczyźni się zaśmiali i rzucili ją na kanapę. Poczuła jak się zapada w miękkim obiciu, jednak robiła wszystko by się w tym nie zatracić. Kiedy wyszli Ci co ją eskortowali, pojawił się inny. Jednak on się wyróżniał, nie śmiał się szyderczo, nie patrzył na nią z góry jednak wzbudzał szacunek:
- Panna Takamachi jak mniemam? – Spytał i przysunął sobie krzesło.
Prychnęła i nie przestała wpatrywania się w niego. Powoli zaczynało jej świtać, kim może być tym mężczyzna, jednak wygoda na kanapie była dla niej usypiająca. Pokręciła głową chcąc się trochę rozbudzić:
- Siergiej Pietrovic? – Szepnęła
- Co za mądra dziewczynka...  Nie dość, że wiesz jak się nazywam to jeszcze widzę, że rozumiesz po co jest ta kanapa.
- Pf! – Oburzyła się.
- Przepraszam. Zapomniałem, że mam do czynienia z wojskowym.
- Czego chcesz? – Warknęła.
- Widzę, że jeszcze masz siłę by pyskować… No cóż pójdę do twojego kolegi i do ciebie wrócę. – Wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia.
Została sama wraz z Rosjaninem, który z twarzą  godną pokerzysty się  jej przypatrywał. Odwróciła głowę i zaczęła się lekko wiercić by chodź jakoś nie myśleć o miękkości kanapy. Czuła jak jej powieki stają się coraz cięższe i nie mogła już nad tym zapanować. Zamknęła oczy i poczuła jak drewniana pałka zderza się z jej ciałem. Syknęła z bólu i natychmiast otworzyła oczy, mimo iż wiedziała na czym polega ta „tortura” to nie potrafiła pohamować odruchów swojego organizmu.

________
Taka świąteczna niespodzianka z szybkim dodaniem rozdziału :D Tak na serio to on był już gotowy wraz z pierwszą częścią, ale co za dużo to nie zdrowo x3
wtorek, 25 grudnia 2012

10 cz.1


                Yekaterina stała w progu salonu z zakupami w rękach i przyglądała się nowym gościom, którzy aktualnie okupywali kanapę. Mimo iż zachowała kamienną twarz, dało się wyczuć, iż jej się to nie podoba. Przeniosła swój wzrok na męża, który uniósł ręce w geście obronnym, jakby nie miał nic z tym wspólnego:
- Pomożesz mi z zakupami? – Wysiliła się na nikły uśmiech.
Nie dając szansy na odpowiedzenie na swoje pytanie, ruszyła do kuchni, a Denis posłusznie poszedł za nią. Zamknął za nimi drzwi i lekko się zdziwił widząc Asumę i Vincenta rozmawiających o czymś zawzięcie, którzy na widok gospodarzy umilkli i wrócili do zajmowania się zawartością garnków:
- Rozumiem, że uważasz, iż posiadamy duży dom… - Zaczęła Rosjanka nie zwracając uwagi na pozostałych. – Oraz to, że lubisz zapraszać gości. Potrafię zaakceptować to, że nagle bez zapowiedzi przyjeżdża twój brat z dziewczyną oraz znajomymi…
- Nie jestem jego dziewczyną! – Oburzyła się Asuma.
Yekaterina spojrzała na nią z politowaniem, a jednocześnie wzrokiem nie przyjmującym sprzeciwów. Francuzka nadymała policzki i mamrocząc w ojczystym języku, mieszała w garnku, na co Vincent zaśmiał się pod nosem:
- Jednak… - Wróciła do męczenia Denisa. – Jak nie zauważyłeś, twój brat śpi na kanapie bo już nie ma miejsc, więc niby jakim cudem chcesz pomieścić jeszcze swojego dziadka i jego znajomego?
Mężczyzna wzruszył ramionami nie mając pomysłu na odpowiedź, a jego małżonka ciężko westchnęła. Pozostałym zrobiło się im go żal, ponieważ jego żona nie była świadoma tego co się teraz rozgrywa. Asuma nawet zaprzestała mamrotania i zaczęła się zastanawiać nad rozwiązaniem, a Vincent zadziwiająco skupił się na konsystencji sosu:
- Możemy się przenieść do hotelu. – Powiedział Vinc po chwili namysłu.
Brunetka mimowolnie wzdrygnęła się na samo wspomnienie ostatniego pobytu w hotelu i nawet się spodziewała, że w tym okresie trudno będzie z pokojami:
- Może coś innego wymyślimy. – Westchnęła Rosjanka i zajęła się wypakowywaniem torby z zakupami.
Koniec końców wyszło na to, że to Pan Varin i Deliviet zameldowali się w pobliskim hotelu, ale uprzedzili, że większość czasu będą spędzać w domu najstarszego wnuka. Yekaterina odetchnęła z ulgą, że nie musi biegać koło starszych mężczyzn i z radością postanowiła zabrać synka na spacer zostawiając pozostałych samych sobie wraz z brudnymi naczyniami. Ponieważ dwójka Francuzów zajmowała się posiłkiem to tym razem dla równowagi dwie Japonki wzięły się za mycie. Natomiast Włoch i Anglik byli zadowoleni z tego, iż to nie oni muszą sterczeć przy zlewie:
-To dowiemy się czemu przylecieliście? – Spytała Asuma opierając się o blat i wzrocząc na dwóch znienawidzonych starców.
Pozostałym także kręciło się do pytanie po głowie, jednak nikt nie miał tyle odwagi by z taką stanowczością i pogardą w oczach, zwracać się do byłego szefa oraz jednego z najważniejszych członków w ich rodzinie. Gdyby wiedzieli o tym jakie miała ona przeżycia z tymi mężczyznami, to pewnie by zrozumieli to wszystko:
- Cóż… - Zanucił Pan Varin. – Tak naprawdę to nie planowałem tego, ale z powodu pewnej sytuacji byłem zmuszony tu przylecieć.
Grubszy mężczyzna odruchowo ścisnął pięści i w myślach wyzywał swojego byłego kompana od najgorszych. Francuzka uniosła jedną brew i przechyliła lekko głowę, niezbyt rozumiejąc o co chodzi:
- No bo widzicie… Mam podejrzenia do tego dlaczego FSB chce się nas, znaczy się was. – Poprawił się natychmiast. – Dorwać, ale z powodu, iż nie jestem na swoim dawnym stanowisku to nie mogłem się niczego dowiedzieć…
Vincent nagle przestał patrzeć na paczkę papierosów i bardziej zainteresowany usiadł obok swojego dziadka. Nawet on potrafił skojarzyć fakty i dlatego jego wzrok utkwił w Panu Deliviet. Itamaki i Kikari nagle przestały zmywać i obróciły się w kierunku stołu, przy którym reszta siedziała. Natomiast Denis oparł się o siedzenie, między swoimi krewnymi:
- A więc o co chodzi? – Spytał.
Gruby mężczyzna zmiął parę niezrozumiałych słów i odwrócił wzrok. Widać było, że nawet przy swoim szefie nie jest zbytnio skory do rozmowy na ten temat, jednak pod napływem spojrzeń ciężko westchnął i nabrał powietrza:
- Za czasów jeszcze Związku Sowieckiego, przebywałem w tym kraju i sprawowałem kontrolę nad grupą Ukraińską, ale często też bywałem na terenach Sowieckiej Rosji. Głównie z powodów służbowych oraz spraw z kupnem broni. Podczas jednego z takich pobytów w stolicy, naraziłem się służbą bezpieczeństwa. Wtedy to było KGB.
- Byle czym się nie mogłeś im podpaść, że nawet po zmianie na FSB chcą się mścić i to jeszcze po tylu latach. – Warknęła Asuma.
- To nie przez to tylko przez ten przeciek w latach 90… - Mruknął Pan Varin zszokowany swoim odkryciem.
Deliviet tylko kiwnął głową, nie chcąc nic mówić. Denis jako jedyny z młodszego pokolenia, był zapoznany z historią kraju, a zarazem na tyle starszy by kojarzyć zdarzenie, które zostało wspomniane. Zmącił jakieś przekleństwo pod nosem i zmarszczył brwi. To wystarczyło reszcie by zrozumieć powagę sytuacji:
- To tak długo im zajęło, bo przygotowanie takiej akcji trwa lata… - Szepnął bardziej do siebie niż do reszty.
Nagle się wyprostował i wyszedł z kuchni coraz bardziej przeklinając. Vincent lekko się wychylił z siedzenia by zobaczyć co jego brat wyprawia i po chwili doszły do nich odgłosy rozmowy telefonicznej:
- Kochanie wróć do domu, bo ja muszę jechać do Moskwy. – Mówił Denis starając się ukryć swoje zdenerwowanie.
Kiedy skończył rozmowę ubierał już kurtkę:
- Bracie! – Krzyknął Vinc.
- Nie. Sam muszę pojechać.
W domu panowała przytłaczająca atmosfera. Vincent nie mogąc usiedzieć przechadzał się po pokoju chłopaków, gdzie wszyscy się zebrali. Na szczęście Asumy, starsze pokolenie wróciło do hotelu by wypocząć, tłumacząc, że to już nie te same lata. Łóżko okupowały Itami i Kikari patrząc to ze znudzeniem na przechadzającego się Francuza. Chris i Antonio niezbyt kontaktowali ze światem, ponieważ czytali książki o wspomnianym wydarzeniu:
- Ja normalnie nie wytrzymam! – Krzyknął brunet i oparł się o ścianę. – Jedziemy do stolicy.
                Denis zaparkował samochód, przed budynkiem gdzie znajdowała się jedna z siedzib grupy Moskiewskiej.  Kiedy miał zapukać, doszło do niego, że nie powiadomił o swojej wizycie, a powinien to stanowczo zrobić. Przez chwilę się wahał i nie wiedział czemu, ale zamiast zastukać pociągnął za klamkę. O dziwo drzwi się otworzyły i w tym momencie poczuł, że coś jest nie tak. Odruchowo sięgnął po pistolet i celując wszedł do środka. Uspokoił oddech i jak najciszej mógł, poruszał się w powolnym tempie. Kiedy zbliżał się do jakiś drzwi, opierał się o ścianę i powoli zaglądał ciągle korzystając z szczerbinki w pistolecie. Do jego uszu doszły rozmowy i w jednym z pomieszczeń, więc z jeszcze większą ostrożnością zbliżył się do celu. Kiedy uznał, że podejście dalej jest niebezpieczne, przyległ do ściany i z bronią w pogotowiu, wytężył słuch. Na początku było mu trudno zrozumieć o czym mowa, bo po pierwsze było wyciągnięte z kontekstu, a po drugie gwara, której jeden z najczęściej zawierających zdanie, była dość trudna do określenia. Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi…
Srebrne audi zgodnie z przepisami poruszało się po drogach Moskwy. Z powodu obniżonej temperatury, która tradycyjnie panowała podczas wieczornej pory, ulice pokrywał lekka gładź. Właścicielka pojazdu zastanawiała się czemu nie zainwestowała w lepsze opony, a ponieważ tego nie zrobiła to całą swoją uwagę skupiła na utrzymywaniu kontroli nad pojazdem. Kiedy rozległ się dźwięk telefonu nie była pewna co zrobić, może i uważała się za nawet dobrego kierowcę, ale z takimi oponami jej przyczepność była dość słaba. Zerkając na drogę sięgnęła po słuchawkę bluetooht i po chwili odebrała połączenie:
- Co? – Mruknęła i zahamowała na czerwonym świetle.
- Pojedź z dziewczynami do siedziby, w której ostatnio byliśmy, a ja z chłopakami pojadę zobaczyć do drugiej. - Powiedział głos w słuchawce.
- No dobra… Mówiłam Ci, że tak będzie… - Westchnęła i się rozłączyła.
Zatrzymała się na jednym z pobliskich miejsc parkingowych i napisała sms’a do Japonek z miejscem spotkania. Kiedy skończyła, sama ruszyła w stronę miejsca docelowego.
                Pierwsze co się rzuciło jej w oczy to był samochód Denisa, stojący nieopodal. Uśmiechnęła się pod nosem, że za pierwszym razem trafiły na niego. Dopiero po chwili zobaczyła dziewczyny stojące obok swoich samochodów. Zaparkowała obok nich i wysiadła, nie przestając się uśmiechać:
- Mamy dzisiaj szczęście. – Powiedziała i zamknęła pojazd.
- Czekamy na resztę? – Spytała Kikari, przeciągając się.
- Zadzwońcie po nich i poczekajcie, a ja zajrzę do środka by się upewnić, że rzeczywiście tam jest.
Itamaki od razu wyciągnęła telefon i wykręciła numer Tośka. Zanuciła piosenkę, którą Włoch miał ustawioną jako „granie na czekanie”, a Kikari zaśmiała się. Asuma poprawiła płaszczyk i ruszyła w kierunku budynku. Nawet nie pomyślała o pukaniu i otworzyła drzwi, które nie były zamknięte na zamek. Zdziwiła się jednak, pomyślała, że ich wizyta była do przewidzenia i dlatego ich nie zamknęli. Odruchowo poruszała się bardzo cicho przechodząc korytarzem i zerkała ostrożnie do pomieszczeń. Głupie przyzwyczajenie. Zaśmiała się w myślach i już miała przestać się tak zachowywać kiedy coś przykuło jej uwagę. Pochyliła się i opuszkiem palców dotknęła dziwną kałużę przy ścianie. Nagle jej źrenice się powiększyły i przyjrzała się swoim palcom:
- Krew… - Szepnęła.
Po chwili zauważyła obok kałuży krwi, coś czarnego, jednak po paru sekundach rozpoznała w tym pistolet. Tym razem nie potrzebowała czasu by zidentyfikować tą broń, bo od razu wiedziała, że to ten sam pistolet, który podarowała Denisowi na ostatnie urodziny. Wyprostowała się i miała się wycofać, kiedy usłyszała czyjś oddech. Szybko wyciągnęła pistolet i obróciła się w stronę, z którego dobiegał dźwięk.
                Dziewczyny stały oparte o samochody i narzekały na to, że Antonio nie odbiera tak samo jak pozostali. Kikari postanowiła poprawić swój kucyk, więc przytrzymała gumkę do włosów zębami zerkając na Itamaki:
- Coś długo jej nie ma… - Mruknęła szatynka patrząc na telefon.
- Pewnie obalają kolejkę. – Powiedziała przez zęby.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i miała ponownie próbować się dodzwonić do Włocha, kiedy rozległ się huk wystrzału. Odruchowo schowały się za pojazdami wyciągając broń. Kikari korzystając z faktu, iż może dostać się do swojego kabrioletu, wzięła z tylnego siedzenia swoją kuszę. Może i nie była to broń z możliwością szybkiego załadunku, ale na pewno niebezpieczna. Itami powoli wychyliła się zza pojazdu i rozejrzała po okolicy. Nikogo nie było widać i miała właśnie spytać przyjaciółkę o plan działania, jednak blondynka już biegła do drzwi:
- Osłaniaj mnie. – Syknęła.
Itamaki westchnęła i oparła ręce o maskę samochodu, obserwując otoczenie. W duchu miała nadzieję, że nie ma tutaj monitoringu, bo jakby to ktoś zobaczył to pewnie już oficjalnie mieli by na głowie służby bezpieczeństwa.
Natomiast Kikari ledwo co weszła do środka, a musiała oddać pierwszy strzał w mężczyznę wychodzącego z bocznych drzwi. Zszokowana tym zapomniała od razu załadować kuszy, jednak po chwili się poprawiła. Nagle zobaczyła Asumę, która trzymała się za krwawiącą rękę i wpatrywała w leżącego przed nią mężczyznę. Podniosła wzrok i było widać, że czuję ulgę, jednak po chwili pojawiło się przerażenie:
- Uciekaj! –Krzyknęła.
Tylko, że Kikari nie miała największej ochoty uciekać, bo z wielką chęcią by zabiła parę ruskich, więc się nawet nie ruszyła:
- Wynocha, kurwa! – Ponownie się wydarła.
Tym razem zauważyła w oczach starszej dziewczyny desperację i zrozumiała, że naprawdę musi się wycofać. Jednak nie uśmiechała się jej wizja pozostawienia dziewczyny samej, bo to było jak zdrada, ale wtedy pomyślała o Itami i ogarnęła rozumowanie brunetki. Szybko się wycofała i kiedy tylko wyszła z budynku, krzyknęła:
- Do samochodu!
Szatynce nie trzeba było powtarzać i posłusznie wykonała polecenie. Po chwili obie pędziły drogą, byle jak najdalej od tego miejsca. Kikari, która jechała na przodzie po jakimś czasie się zatrzymała z piskiem opon. Schowała twarz w dłoniach by się jakoś uspokoić i na dźwięk stającego obok pojazdu, przeczesała dłońmi włosy. Spojrzała na samochód Itami i otworzyła szybę, podobnie jak szatynka:
- Co jest? – Spytała Itamaki nie ukrywając zmartwienia.
- Zdrada, kurwa! – Krzyknęła nie mogąc pohamować negatywnych emocji jakie do niej napływały.

________________
W końcu dodałam ten rozdział! Normalnie miał się pojawić przed świętami, ale taki był nawał obowiązków, że nawet nie miałam okazji wleźć na neta. No ale jednak dodaję z tym parodniowym opóźnieniem. 
niedziela, 16 grudnia 2012

9 cz.4


We Francji wyjątkowo panowała nawet ciepła pogoda biorąc pod uwagę, że był poranek, więc tym bardziej Francis nie miał ochoty w bawienie się przy dokumentacji. Do tego bardziej się spodziewał o prośbę wszystkich poszlak z Rosji jednak nie myślał, że ma się bardziej skupić na organizacjach rządowych oraz o tak zwanym Stiełsie. Odchylił się na krześle i spojrzał w sufit swojego biura. Nie przepadał za zostawianiem interesu pracownikom, zwłaszcza w taką pogodę, która wręcz przyciągała klientów. No bo wiadomo, że w takie dni, aż chce się kupić samochód i popatrzeć jak podczas próbnej jazdy pięknie się błyszczy w słońcu. Oczywiście jego głównymi klientami były osoby wyciągnięte spod prawa więc zarabiał więcej niż zwykli handlarze samochodami, sprzedając modele o których nawet nie myślą bogaci Francuzi. Westchnął i ociężale podniósł się wrzucając parę papierów do teczki, akurat gdy otwierał drzwi prawie nie wpadł na starszego mężczyznę:
- Panie Varin. – Zdziwił się widząc byłą głowę rodziny.
- O! Gdzieś się wybierasz? Miałem nadzieję na krótką rozmowę…
Dobrze wiedział, że musi jak najszybciej zabrać się za robotę dla przyjaciela, ale jednak ta kusząca propozycja by posiedzieć z jego dziadkiem i później zamknąć się w pomieszczeniu bez okien wraz z dokumentacją była bardziej dla niego przyjazna. Wpuścił starszego mężczyznę do środka jednak po chwili się w myślach zganił:
- Chciałbym, ale Vinc prosił mnie o sprawdzenie dokumentacji… - Westchnął.
- Dokumentacji? A po co mu to! – Zaśmiał się. – Chociaż co ja mogę wiedzieć, jeżeli nic mi nie mówi i widzę się z nim raz na ruski rok.
Zrobiło mu się trochę żal Pana Varina, bo jednak jakby nie patrzeć to za czasów kiedy był bossem miał mało czasu dla wnuka, a teraz on zajmując jego miejsce nie ma czasu dla dziadka:
- Ponoć jest jakiś konflikt z organizacją rządową z Rosji i mam sprawdzić czy coś we Francji jest wspomniane o podobnym incydencie.
W tym momencie starszy mężczyzna przestał się dąsać i się zamyślił. Zmarszczył brwi i wpatrywał się w jakiś martwy punkt by w końcu podnieść się z fotela i ruszyć ku drzwiom. Francis zdziwił się tym zachowaniem i w ostatniej chwili uniknął oberwania drzwiami:
- Prze pana! – Zawołał. – O co chodzi?
- Nie musisz szukać niczego… Jedyne co możesz teraz zrobić to zabukować dwa bilety na najbliższy lot do…
- Petersburga?
Kiwnął głową i wyszedł zostawiając skołowanego blondyna. Przez chwilę wpatrywał się w sekretarkę po czym wzruszył ramionami karząc jej to wykonać. Najważniejsze, że nie musi siedzieć zamknięty w tym cholernym archiwum i może się cieszyć z pięknego dnia w swoim klimatyzowanym biurze. Z wielką ulgą włączył ekspres do kawy i wyciągnął się na fotelu. Może powinienem powiadomić o tym Vincenta? Zastanowił się jednak po chwili z tego zrezygnował.

Stary Kabriolet zatrzymał się przed jedną z rezydencji czekając na otwarcie bramy przez ochroniarza. Mężczyzna znał właściciela samochodu więc bez żadnych problemów go wpuścił i wrócił do pilnowania podjazdu. Emerytowana głowa rodziny Nationale de famille wysiadła z pojazdu i z wyjątkową energią wspinał się po schodach. Nawet nie bawił się w użycie dzwonka i bez ogródek otworzył z hukiem drzwi o mało co nie powalając lokaja na ziemię:
- Deliviet! Ty stary gnoju! – Krzyknął.
Gospodarz z wielkim niesmakiem pojawił się na szczycie schodów mierząc wzrokiem nieproszonego gościa:
- Czego chcesz, Varin? – Syknął.
Vincent I nawet nie raczył odpowiedzieć tylko podszedł do mężczyzny, zmierzył go wzrokiem i ruszył do jego gabinetu. Kiedy właściciel rezydencji wszedł, zamknął drzwi i przekręcił w nich kluczyk. By zachować swoje bezczelne zachowanie usiadł na fotelu gospodarza i wyciągnął jedno z jego cygar:
- Wytłumaczysz mi może co robisz u mnie w domu i rządzisz się w nim jakby był twój? – Syknął gruby mężczyzna.
- Bo teoretycznie jest mój. – Odpowiedział prosto i odpalił cygaro. – To dzięki mnie nie poszedłeś na bruk, a twój ród jeszcze istnieje.
Deliviet skrzywił się na te słowa, jednak nie potrafił wymyślić żadnej odpowiedzi więc z zrezygnowanie opadł na drugi fotel przyglądając się byłemu szefowi:
- Lepiej. – Skomentował Varin. – A teraz nadszedł czas byś powiedział mi co zaszło w Rosji wtedy kiedy musiałem ocalić Ci tą twoją grubą skórę.
- Nie twoja sprawa! – Krzyknął oburzony mężczyzna.
- Oj wydaje mi się, że moja oraz całej rodziny. Czy nie mam racji… Ruski Wilku?
- Wystarczy tego! Nie jesteś teraz moim szefem. – Syknął.
W oczach Vincenta I pojawił się dziwny błysk, który jego rozmówca widział parę lat temu w oczach jego wnuka. Czuł, że znajduje się na przegranej pozycji jednak robił wszystko by nie dać po sobie tego poznać:
- W takim razie pakuj się bo lecisz ze mną spotkać się z moim wnukiem, bo w końcu to twój szef.
                Pociąg zatrzymał się w połowie drogi z Moskwy do Sankt Petersburga z powodu jakiś problemów na torowisku. Vincent niezadowolony zerkał co chwilę na zegarek. Miał wielką ochotę paść na kanapę i się upić, a to wszystko przez to, że grupa moskiewska nic nowego się nie dowiedziała. Liczył , że mają oni jakieś kompetencje i kwalifikację do zdobycia tych informacji w tak krótkim czasie, jednak okazało się, że jest na odwrót. Nie tylko on był zirytowany tą bezsensowną podróżą bo reszta także emanowała złością. W końcu pociąg ruszył a z głośników dobiegł głos konduktora, który przepraszał za wszelkie niedogodności. Westchnął ciężko i podniósł się zwracając uwagę innych:
- Idę do wagonu restauracyjnego… - Mruknął odpowiadając na niezadane pytanie i otworzył drzwi od przedziału.
Niezbyt go zaskoczył fakt, że Asuma nagle zechciała mu potowarzyszyć bo domyślał się, że ona także chce po prostu zapalić. Z powodu, że większość ich grupy jest nie paląca więc ich przedział był dla nich przystosowany, natomiast dwójka Francuzów musi wychodzić by zaspokoić głód nikotynowy:
- Nie uważasz, że nie powinniśmy się ruszać z Petersburga póki nie skończą, a drogą telefoniczną nas powiadomią?
Spojrzał na nią i się zamyślił. Teoretycznie powinni unikać wszelkich dróg kontaktu przy których istnieje ryzyko przechwytu informacji, jednak z drugiej strony to bezsensowne byłoby codzienne jeżdżenie do stolicy i marnowanie tylko środków pieniężnych. Lecz jakby nie patrzeć to nie mieli żadnych problemów z gotówką, więc mogli sobie pozwolić na takie podróżowanie, ale i tak traciliby tylko czas:
- Nie jestem pewien.. – Mruknął i przepuścił ją w drzwiach do wagonu restauracyjnego.
- Rozumiem… Ale spójrz na to z logistycznego punktu widzenia. Te podróże są bezcelowe, a wracanie z niczym powoduje, że wszyscy są poddenerwowani. To nie tylko źle wpływa na nasz budżet, ale także na samopoczucie, a może się to odbić na późniejszych działaniach.
W tym momencie runął jego wcześniejszy światopogląd i z rezygnacją pokiwał głową, że się zgadza. Brunetka usiadła przy jednym z wolnych stolików i zaczęła przyglądać się menu, ignorując cały świat. Vincent także zajął miejsce na krześle naprzeciwko i miał sięgnąć po drugą kartę, kiedy odezwał się jego telefon. Wyciągnął ospale aparat i nie patrząc na ekran odebrał połączenie:
- Halo? – Powiedział wertując kartę dań.
Nagle zatrzymał przewracanie stron i z skupieniem wsłuchiwał się w słowa rozmówcy. Asuma, która ostentacyjnie olewała świat postanowiła zwrócić na niego uwagę i zerkając znad menu przyglądała się temu wszystkiemu. Kątem oka zauważyła zbliżającego się kelnera, więc postanowiła skorzystać z okazji:
- Poproszę wino… - Zaczęła.
- Chciałaś powiedzieć wodę oraz pierożki. – Przerwał jej Vincent. – I to samo dla mnie.
- Co to ma znaczyć? – Warknęła kiedy kelner odszedł.
- Musimy jechać potem na lotnisko więc lepiej byś nic nie piła.
 Wyciągnęła papierosa i go odpaliła, zaciągając się z nieukrywaną ulgą. Poczuł, że zsycha mu w ustach na sam zapach dymu i zaczął przeszukiwać kieszenie. Jakże się wkurzył kiedy odkrył, że zostawił paczkę w kurtce, która spokojnie leżała sobie w ich przydziale:
- Co planujesz na tym lotnisku? – W końcu się odezwała wypuszczając powoli smugę dymu.
- Nie wiem dlaczego, ale mój dziadek ma zamiar przylecieć…
Zmarszczyła brwi i skrzywiła się. Sekretem to nie było, że nie trawiła tamtego mężczyzny i z największą chęcią by go rozstrzelała, jednak po namyśle to jego osoba może trochę pomóc w tej sytuacji. Westchnęła głęboko i podała Vincentowi paczkę.
                Mimo niezbyt sprzyjających warunków meteorologicznych, samolot przyleciał bez większych opóźnień. Na Lotnisku czekali tylko Asuma i Vincent, ponieważ nie było potrzeby, by więcej osób przyjechało po Pana Varina. Francuzka z uporem próbowała przekonać przyjaciela, że ona także nie jest potrzebna, ale niestety jej się to nie udało. Nieukrywanym zaskoczeniem fakt, że dziadek Vincenta nie był sam. Do tego jego towarzysz nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu:
- Panie Deliviet. – Zdziwił się Vincent i spojrzał wyczekująco na dziadka.
- Mój drogi przyjaciel postanowił przylecieć ze mną by pobyć z młodzieżą.- Odpowiedział chudszy mężczyzna, uśmiechając się.
Asuma wywróciła teatralnie oczyma i ruszyła w kierunku drzwi. Żadnego z tych starców nie lubiła i u jednego z wzajemnością. Kątem oka spojrzała na otyłego hrabiego, który mierzył ją akurat wzrokiem. Kiedy zauważył, że jest obserwowany zrobił zdegustowaną minę. Jebany staruch. Pomyślała i odwróciła wzrok.
                Siedziała w biurze, które miało za zadanie przytłaczać gości. Wiedziała o tym, ponieważ identycznie umeblowane posiadał dyrektor jej szkoły jak i większość szych. Zerknęła na Vincenta, który z zadziwiającą pewnością siedział obok niej. Domyśliła się, że wcześniej musiał tu być i zorientował się na czym polegał ten styl umeblowania. Czując na sobie wzrok, spojrzał na nią i uśmiechnął się pocieszająco. Mimowolnie też lekko się uśmiechnęła i w tym momencie drzwi od gabinetu się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł otyły mężczyzna, w idealnie dopasowanym garniturze. Od razu go rozpoznała, ponieważ nie raz pojawiał się na ważnych uroczystościach jako jeden z gości honorowych. Arsene Deliviet. Jeden z nielicznych hrabi, którzy zachowali się we Francji:
- Widzę, ze przyprowadziłeś ze sobą… Hm… - Zamyślił się wpatrując w Asumę. – Dziewczynę?
- Nie. – Zaśmiał się Vincent. –To jest wspomniany wcześniej strateg.
Mężczyzna wybuchł śmiechem jakby usłyszał najzabawniejszy żart, jednak widząc poważną minę Vincenta, ucichł. Zmierzył dziewczynę wzrokiem po czym ponownie się zaśmiał:
- Co taka małolata może wiedzieć o strategii!
Poczuła, że ogarnia ją złość jednak jedynie zacisnęła dłonie w pięści. Zerknęła na przyjaciela, który też wydawał się niezadowolony z wypowiedzi hrabiego i się z tym nie ukrywał:
- Zaryzykowałbym, że więcej od Pana. – Odpowiedział.
- A to niby z której strony! – Zaśmiał się mężczyzna.
Położyła rękę na ramieniu Vincenta, który miał już coś powiedzieć. Jeżeli chciała zaistnieć w tym świecie musi się stać samodzielna i stanowcza, a tą ostatnią cechę wypracowała do perfekcji za czasów nauki:
- Panie hrabio. – Zaczęła przybierając kamienną twarz. – Może nie pochodzę tak jak Pan lub Vincent z słynnego rodu. Nie posiadam tytułu szlacheckiego ani herbu, ale coś czego Pan nie ma. Posiadam kwalifikacje i uprawnienia do działań wojskowych w obrębie krajów podanych w mojej licencji. Szkoliłam się w strategii przez wszystkie moje lata nauki, spędziłam miesiące na poligonach oraz zdałam wszystkie testy wcześniej od moich rówieśników. – Z każdym słowem jej ton stawał się donośniejszy. – Więc proszę nie mówić, że nie mam żadnego doświadczenia nawet nie dając mi okazji do przedstawienia się!
Deliviet wciągnął głośno powietrze i przyglądał jej się z nieukrywaną odrazą. Domyśliła się, że teraz tym bardziej mu nie przypadła do gustu, ale nie da sobą pomiatać. Spojrzała na Vincenta, który podejrzanie się uśmiechnął i po chwili zaśmiał:
- Więc co Pan powie o Asumie Takamachi? – Powiedział wskazując na brunetkę.

__________
Biję swój rekord co do części jednego rozdziału xD
Przy okazji chcę podziękować tym którzy tu zaglądają. W większości to znajomi ale także zauważam osoby, które po prostu klikają w link podany na kilku stronach. Jeszcze raz dziękuję, bo nastąpiło 1000 wejście na tego bloga c: 


piątek, 7 grudnia 2012

9 cz.3



Nad ranem w Petersburgu panował przymrozek co potwierdzało wczorajszą prognozę pogody. Vincent nie mógł spać więc postanowił, że wyjdzie na zewnątrz i zapali. Dwa razy wracał się do środka, pierwszy raz po kurtkę, a drugi po zapalniczkę. Siedząc na ławce w ogrodzie i paląc papierosa zorientował się, że jego starszy brat już pojechał do pracy. Zmarszczył brwi nie kojarząc żadnego dźwięku otwieranych drzwi i uznał, że musiał wtedy jeszcze spać. Uznał, że na dworze jest jednak za zimno by siedzieć dłużej i wrócił do domu by włączyć telewizor i obejrzeć wiadomości. W myślach powtarzał sobie, że o tej porze nie ma nic ciekawszego od wiadomości, ale tak naprawdę to oglądał je dla brata, który teraz wypowiadał się na jakiś temat. Tak się zaciekawił tym co oglądał, że nie zauważył stojącej w przejściu Kikari i pewnie w ogóle by się nie zorientował o jej obecności gdyby nie to, że kichnęła:
- Zdrowie… - Odpowiedział automatycznie i po chwili zaskoczony spojrzał na nią. – Nie możesz spać?
Mruknęła jakieś podziękowanie i zajęła się słuchaniem wiadomości. Przez chwile się zastanawiała czy odpowiedzieć szefowi jednak w końcu kiwnęła głową. Brunet zdjął pościel z kanapy i poklepał miejsce obok siebie, więc usiadła:
- Dlaczego nie możesz spać?
- Itami mamrocze coś przez sen… - Odpowiedziała niepewnie.
Niezbyt często miała okazję rozmawiać z Vincentem sam na sam, więc czuła się trochę niekomfortowo. Brunet nic nie odpowiedział tylko zamyślony przyglądał się sylwetce swojego brata. Miała wrażenie, że jej szef wie o tym, iż skłamała na temat problemów ze snem i dlatego nie drążył bardziej tego tematu. Odruchowo przygryzła wargę i podkuliła kolana następnie je obejmując. Zauważyła, że kątem oka ją obserwuje jednak nic nie komentuje. Nie wiedziała dlaczego wydawało jej się, że wyczekuje by powiedziała prawdę. Westchnęła i schowała głowę w ramionach:
- Tęsknię za moim bratem. – Szepnęła.
Nie chciała uchodzić za jakąś słabą, ale już wtedy gdy zobaczyła Asumę z rodzeństwem poczuła tęsknotę za domem, a teraz Vincent i Denis. Widać było, że ta dwójka jest dla siebie całym światem, a do tego rodzina starszego mężczyzny była czymś ważnym dla jej szefa. To jej przypomniało, że jej bratu urodziły się ostatnio bliźniaki, ale nie miała okazji ich zobaczyć.  Zresztą jej siostry także pozakładały rodziny, ale nigdy się z nimi tak nie dogadywała jak z bratem. Poczuła jak Vincent kładzie jej rękę na ramieniu i przypomniała sobie pierwsze skojarzenie gdy go spotkała:
- Wiesz, że jesteś podobny do mojego brata. – Powiedziała i zaśmiała się.
Może właśnie z tego powodu postanowiła zostać tutaj, a może rzeczywiście ciągnął ją ten świat. Sama nie wiedziała. Nawet nie zauważyła kiedy się do niego przytuliła, co zresztą było u niej dość rzadkie. Vincent nie skomentował tej nagłej bliskości blondynki i się cicho zaśmiał:
- Wiem o tym. – Spojrzała na niego zaskoczona. – Zanim kogoś przyjmę w szeregi rodziny to sprawdzam wszystko o tej osobie.
To było do przewidzenia. Pomyślała i po chwili wstała z kanapy jakby nic się nie stało:
- To sprawdzę czy dziewczyny dalej śpią. – Powiedziała i wyszła z salonu.
Vincent zaśmiał się pod nosem i powrócił do oglądania wiadomości. Nawet nie zdążył zrozumieć jednej informacji kiedy do salonu wpadł Christopher z połową twarzy w piance do golenia i machający maszynką w nieokreślonym kierunku:
- Ta cholera wbiła mi do łazienki! – Krzyknął.
Odpowiedziało mu parę przekleństw dziewczyny, która najwyraźniej nie miała zamiaru ponownie schodzić do salonu. Brunet przyglądał się kumplowi i zaczął hamować śmiech:
- Bądź ciszej bo obudzisz gospodarzy, a jak pamiętasz to Yekaterina niewyspana jest okropna.
Blondyn na wspomnienie o bratowej szefa wzdrygnął się i mamrocząc coś pod nosem powrócił do łazienki ówcześnie sprawdzając czy Kikari w niej nie siedzi.
Gdy Denis wrócił uzgodnili, że spotkają się z grupą w Petersburgu, a potem pojadą do Moskwy dowiedzieć się czegoś u źródeł. Więc kiedy Yekaterina pojechała odwieźć syna do szkoły oni poszli na spotkanie. Tradycyjnie Vincent musiał sprawdzić jak sprawuje się jego brat, więc pierwsze chwile spędził na wypytywaniu członków mafii o sytuacje wewnątrz grupy. By ograniczyć liczbę osób zapoznaną z sytuacją nie prosił ich o informacje dotyczące Stiełsu tylko coś tam wspomniał o tej organizacji. Po tym wszystkim poszli na stację kolejową skąd mieli udać się pociągiem do Moskwy. Ten rodzaj transportu został przez nich wykorzystany by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Kiedy zajęli miejsce w przydziale, Christopher zaczął sprawdzać czy nie ma żadnych urządzeń szpiegujących po czym zamknęli drzwi i zasłonili okna:
- Przypominam, że Petersburg jak i Moskwa mają własne organy władzy więc musimy być bardziej ostrożni. Tam od razu zostaniemy oddani sposobnemu wydziałowi FSB. – Powiedziała Asuma i wyciągnęła z torby termos z herbatą.
- Tak jak myślałam, dlatego swą dwie grupy w Rosji. – Mruknęła Kikari.
Vincent kiwnął głową i wyprostował nogi ziewając. Nie wyspał się ale to chyba było normą od kilku dni więc nie zwróciło to niczyjej uwagi. Czekała ich w miarę długa podróż i najlepszym rozwiązaniem było odpocząć przed tym co ich czekało w Moskwie.
W stolicy Rosji jak zwykle panował tłok i nie znając zbytnio miasta można było się szybko zgubić, więc ustalili, że spotkają się z szefem grupy Moskiewskiej w jednej z pobliskich restauracji, skąd potem mieli się udać do jego mieszkania by resztę obgadać. Niestety dość niedawno nastąpiła zmiana na tymże stanowisku, więc nie wiedzieli kogo mają szukać. Dopiero jak rudy mężczyzna do nich podszedł i się przedstawił imieniem Siergiej oraz podał hasło, zaczęli rozmowę. Tak jak brat Vincenta powiedział, Moskwa nic nie wiedziała o kontaktach Stiełsu z Chorwacją ale szybko zebrali parę informacji. Poznali je przebywając w mieszkaniu Siergieja i zrozumieli, że są w gorszym gównie niż im się na początku wydawało:
- Więc rząd Rosyjski jest w pełni świadomy tego co wyprawia ta organizacja? – Spytała z niedowierzaniem Asuma.
- Niestety tak… - Westchnął Rosjanin. – Tak jak mówiłem nikt nie wiedział, że odrzucenie propozycji Stiełsu skończy się próbą zniszczenia naszej rodziny.
Vincent poklepał rudego mężczyznę po plecach i lekko się uśmiechnął, chociaż było widać, że jest to wymuszony uśmiech:
- Nie obwiniajcie siebie za to. Przecież to co chcieli wam zlecić narażało całą rodzinę. - Powiedział starając się go pocieszyć.
Nie ważne z której strony na to spojrzeli tak czy siak  byliby w niebezpieczeństwie. Ten przykry fakt dotarł do każdego i powodował, że nastała przytłaczająca atmosfera.
                Przed wyjściem poprosili Siergieja by zebrał jak najwięcej potrzebnych informacji o tej organizacji oraz o ich szefie i mieli się spotkać następnego dnia. Niezbyt uśmiechała się wszystkim wycieczka po Moskwie więc od razu ruszyli na dworzec kolejowy skąd powrócili do Petersburga. Tradycyjnie postanowili się przejść z Denisem by opowiedzieć co się dowiedzieli:
- Więc wychodzi na to, że to wszystko jest spowodowane odrzuceniem propozycji przez grupę Moskiewską. – Mruknął Vincent i kopnął jakiś mały kamyczek.
- Ale przecież nie ważne co by się podjęli to i tak by ryzykowali odkrycie grupy! – Krzyknęła Itamaki. – Czy nie wydaje się wam to dziwne? Przecież jak na to spojrzeć to nie ma wyjścia, które by nie doprowadziło do podobnych konsekwencji.
Była zirytowana, że nikt na to nie wpadł jeśli ona od razu to zauważyła. Ta cała sytuacja wyglądała na najprostszą pułapkę i to ją wręcz wkurzało:
- Faktycznie. – Zdziwiła się Asuma i wyciągnęła jakiś notatnik, w którym zaczęła coś pisać. – Gdyby się tego podjęli i by zostali odkryci to FSB całkowicie legalnie mogłoby się nami zająć, natomiast w razie odmowy FSB użyje Stiełsu by w cieniu się nas pozbyć. – Kiwnęła głową. – To jest prosty mechanizm, który z początku się wydaje, że ma się jakieś wyjście jednak nie ważne jaką się drogę wybierze cel jest ten sam.
- A więc. –Podłapał Christopher. – To wszystko jest przykrywką by się za nas wziąć, a my ich celem musieliśmy być już od bardzo dawna.
W tym momencie każdy miał ochotę zadać pytanie Dlaczego? Jednak odpowiedź nie miała zamiaru tak szybko nadejść. Zostało im tylko czekać do następnego dnia by odebrać uzgodnioną dokumentację od Siergieja. Denis zaproponował ponowne przejrzenie dokumentacji tym razem w poszukiwaniu jakichkolwiek powiązań, konfliktów z organizacjami rządowymi na większej skali oraz by Vincent zadzwonił do Francisa i poprosił go by zrobił to samo, a wyniki przesłał na maila, którego tymczasowo stworzą. Musieli ciągle zachowywać ostrożność, zwłaszcza w tej sytuacji. Najmniejszy wyciek do FSB był niebezpieczeństwem.