czwartek, 25 kwietnia 2013

23 cz.1


            Yoshiro siedział na kanapie i uśmiechał się do wszystkich. Po raz pierwszy mógł poznać słynny główny skład, a przynajmniej jego większą część. Do tego jego córka spędzała z nimi swój czas i zastępowali jej rodzinę, czyli jego. Czuł się trochę nieswojo kiedy spoglądał na Kikari, która mierzyła go wzrokiem. Im szerzej się uśmiechał tym blondynka bardziej mrużyła oczy.
- A więc chcecie powiedzieć, że ten tutaj jest ojcem Itami, a zarazem bratem Yamato?
- Dokładniej to ma on na imię Takahshi – poprawił ją.
- Jeden ciul – wzruszyła ramionami.
Zaśmiał się nerwowo, czując, że dziewczyna po prostu go nie lubi. Przytaknął głową, odpowiadając jej na wcześniejsze pytanie. Kikari prychnęła i postanowiła się zająć piciem herbaty, natomiast Itami nerwowo zerkała na pozostałych. Najbardziej przychylny był Antonio, który się uśmiechał i widocznie chciał coś powiedzieć. Spojrzał na niego pytająco.
- Jak się cieszę, że nie tylko ja pochodzę z takiej rodziny.
Zauważył jak jego córka westchnęła z politowaniem. Sam miał ochotę na ten gest, jednak wolał zachować się taktownie. Oczekiwał momentu kiedy zaczną mu zadawać pytania, tak jak robił to Joseph, lecz zadziwiająco milczeli. Tą ciszę przerwał dzwonek. Włoch poderwał się z kanapy i pobiegł ku drzwiom, nie pozwalając innym by oni to zrobili. Do salonu doszedł dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi.
- Chris! – krzyknął Antonio.
Szatynka spojrzała zdezorientowana na pozostałych, którzy lekko się uśmiechnęli. Najszerzej to Kikari, która cieszyła się z przekleństw blondyna. W końcu do salonu weszła brakująca trójka oraz ekscytujący się Latynos. Vincent wyglądał jakby był na miesięcznym odwyku od papierosów, jednak na jego twarzy było widać lekki uśmiech. Natomiast Christopher był w formie, a wyjątkowo jego włosy były oklapnięte. Najbardziej szokujący był wygląd Asumy, która ubrana w za dużą męską bluzę, ciągnęła nogami po ziemi i nosiła okulary przeciwsłoneczne w pomieszczeniu.
- Zabrałem ją od razu po poprawinach, więc jest trochę nie w formie – szepnął Francuz.
Skacowana brunetka padła na kanapę i trzęsącymi się dłońmi, nalała sobie kawę. Kiedy Chris chciał odebrać od niej dzbanek, spotkał się z morderczym spojrzeniem znad okularów. Wyjątkowo postanowił obyć się bez swojego ukochanego napoju. W tym samym czasie Vincent witał się z ojcem Itami, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. Przez chwilę było tak jak zazwyczaj, czyli swobodnie. Przez to Itamaki rozluźniła się i zaczęła uśmiechać.
- A więc co wymyślił twój brat? – z tego nastroju wyrwało ją pytanie bruneta.
- Stawiam na to, że wie co się dzieje i specjalnie ich odesłał – Vincent kiwnął głową, że się zgadza. – Co jak co, ale to mój brat i na pewno nie chciał by coś się stało jego bratanicy.
Kikari po raz kolejny dzisiaj, prychnęła. Jednak nie sama bo wraz z blondynem. Oboje spojrzeli na siebie, wspominając wspaniałe chwile, kiedy nie było tego drugiego. Brunetka syknęła pod nosem i odebrała od Francisa tabletki przeciwbólowe. Wszystkim zrobiło się żal dziewczyny, która dla dobra sprawy nawet nie odchorowała zabawy.
- Normalnie od razu bym pojechał z nim pogadać, jednak biorąc pod uwagę stan Asumy, wolę zrobić to jutro.
Francuzka złożyła ręce jak do modlitwy i zaczęła dziękować stwórcy za ten hojny gest. Było wiadome, że nie byłaby w stanie normalnie pracować, więc decyzja Vincenta była zrozumiała. Nagle wzrok brunetki padł na Itamaki. Japonka niepewnie się uśmiechnęła, nie wiedząc o co może chodzić. Asuma otwierała usta by coś powiedzieć, jednak zrezygnowała i pokręciła tylko głową. Brak jakichkolwiek rozmów został uznany jako znak by w końcu iść coś zjeść. Nikogo nie zdziwiło to, że nowo przybyli woleli zostać w apartamencie i odpocząć po podróży. Przed wyjściem Francis zerkał nerwowo na Christophera, który męczył się ze swoimi walizkami. Blondyn czując na sobie wzrok, zmienił obiekt zainteresowania i spojrzał znacząco na chłopaka swojej siostry. Francuz bez wahania pomógł z bagażem by w końcu uśmiechnąć się prosząco.
- Trzymaj – syknął Chris, wciskając mężczyźnie kopertę do ręki.
- Napisała list! To takie kochane.
Joseph postanowił pogrzebać w kurtce zachwyconego kumpla, poszukując kluczyków od samochodu. Yoshiro spojrzał na córkę, która nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Nie tylko mina jej ojca ją rozbawiała, ale widok w jaki sposób rudzielec chce odzyskać klucze. Każdy by powiedział, że wygląda to na publiczne obmacywanie.
- Tylko Joseph jest gejem – szepnęła ojcu na ucho.
Mężczyzna przytaknął głową, zastanawiając się co jeszcze dziwnego spotka w głównym składzie.

            Czajnik dawał znaki, że woda w nim się zagotowała, gwiżdżąc na całe mieszkanie. Asuma powstrzymując ziewnięcie, zdjęła go z gazu i zalała kubki z kawą. Mimo iż mieli odpocząć, musieli zająć się zaległymi sprawami. Więc cała ich trójka siedziała nad dokumentacją japońską, chociaż czekały na nich sprawozdania innych grup. Dziewczyna zaczęła żałować, że nie pozwoli by Joseph z Francisem się tym zajęli. Niestety podczas ich „urlopu” nie mogli nawet czytać raportów, ani utrzymywać jakikolwiek kontakt z pozostałymi. Jakimś cudem udało się Vincentowi porozmawiać z Brytyjczykiem na temat Itamaki, ale i tak było to sporym zagrożeniem. Kiedy rozeszła się wieść o zamordowaniu Petera w Kanadzie, wojsko nie traciło ani chwili. Na szczęście nie powiązano ich z tą sprawą, chociaż mieli dowody na ich obecność przed zbrodnią. Martwiła się tym wszystkim, więc każdego dnia spodziewała się telefonu wzywającego ją na przesłuchanie. Sprawa w mediach ucichła, jednak była świadoma, że śledztwo musi trwać. Widocznie nie złapali Luke’a, ani nie wpadli na jego ślad. Gdyby mieli jakieś wskazówki, od razu by wzięli się za pozostałych członków projektu. Pokręciła głową by wyrzucić te myśli i zająć się ważniejszą sprawą. Musiała przyznać, że nawet na kacu jej umysł potrafi jakoś funkcjonować. Pod warunkiem, że wcześniej łyknie parę tabletek przeciwbólowych i wypije litry kawy.
- Z tego co tu pisze, to Kruk ostatni raz interweniował przy zmianie głowy Nationale de la Famile – mruknęła i posłodziła swoją kawę.
- Czyli trzy lata temu – zamyślił się Vincent. – Ale jak nam wiadomo, to szybko się z nimi rozprawili. Chociaż wtedy kierowała nimi zemsta, bo zabili córkę Takahshi’ego.
Razem westchnęli, wiedząc, że zemsta nie jest najlepszą przyjaciółką człowieka. Przykładem tego był Pietrovic, który przez to stracił życie i dzięki temu uwolniono Moskiewską grupę z wpływów FSB. Jednak obawiając się odwetu musieli ciągle patrolować stan w tamtej części Rosji. Mieli nadzieję, ze tutaj aż tak źle nie będzie. Niestety opis sytuacji kiedy zamordowano dziewczynę, sam prosił się o zemstę. Nagle Christopher syknął i wstawił poparzony język.
- Możemy mieć mały problem – spojrzeli na niego.
Pokazał im dokument, który czytał. Na ich twarzach pojawił się grymas niezadowolenia. Jak mieli już pomysł na to co zrobić, to pewien mały szczegół zmusił ich do zmiany zdania.

            Takahshi próbował się nie krzywić na widok głównego składu, oraz swojego młodszego brata. Z uwagą słuchał tego co mieli do powiedzenia, by na końcu odesłać swoich ochroniarzy. Wstał z krzesła i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. W końcu zatrzymał się przy swoim bracie oraz bratanicy.
- Zgadzam się na waszą interwencję pod warunkiem, że ona – położył rękę na ramieniu Itamaki. – Będzie się trzymała od tego wszystkiego z daleka.
Vincent zadziwiająco energicznie pokiwał głową. Teraz było mu to na rękę i był wdzięczny, że nastąpił taki obrót sprawy. Przynajmniej nie musiał sam jej zakazywać mieszania się w to co miało się zdarzyć. Szatynka nie mogła uwierzyć, że nie pojawiły się żadne sprzeciwy. Miała swój cel i chciała zemścić się na Kruku za to co zrobili jej przyjaciółce. Miała zamiar się podnieść, jednak silna ręką jej wuja nie pozwoliła na ten czyn. Spojrzała z wyrzutem na swojego ojca, który wyglądał jakby spadł mu kamień z serca. Od razu przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę i żałowała, że wtedy tak bardzo poniosły ją emocje. Takahshi wezwał jednego ze swoich ludzi, który miał poprowadzić resztę do specjalnej komórki ich organizacji, która zajmowała się planowaniem akcji. W sali pozostali tylko członkowie rodziny Ikadea.
- Dla czego ja nie mogę wam pomóc? – krzyknęła.
Nagle wzrok jej wuja złagodniał i usiadł na krześle obok brata. Przez chwilę wpatrywał się w nią, by w końcu odwrócić głowę. Miała wrażenie, że widziała jak jego oczu stają się wilgotne, jakby miał się rozpłakać.
- Mituski nigdy by mi tego nie wybaczyła, gdyby coś Ci się stało.
Yoshiro poklepał go po plecach, chcąc jakoś pocieszyć. Natomiast Itamaki próbowała poskładać wszystko w całość. Nie raz uważała swoją przyjaciółkę za siostrę, jednak nigdy by nie podejrzewała, że w rzeczywistości łączą je węzły krwi.
- Ale ona miała inne nazwisko – szepnęła.
- Moja żona chciała ją chronić, więc ustaliliśmy by miała po niej nazwisko.
Przełknęła łzy i zaczęła się przyglądać swej rodzinie. Rodzinie która jeszcze nie dawno była dla niej dwoma osobami. Zbyt wiele się dowiadywała o niej w tak krótkim czasie.
- Czy jest coś o czym powinnam jeszcze wiedzieć?

            Vincent zdjął okulary i pokiwał głową, że ten plan może zostać wcielony w życie. Nie był idealny, jednak i tak był o wiele lepszy od jego pierwowzoru. Do tego mieli teraz więcej osób do pomocy, więc praca szła szybciej. Dobrze wiedział, że do czasu jego zrealizowania, ciągle będzie udoskonalany. Zerknął na Asumę i Chrisa, którzy przecierali zmęczone oczy. Ciągle było widać, że nie odpoczęli po przyjeździe, jednak nie mieli zamiaru na leniuchowanie. Na szczęście Francis wraz z Josephem, wspierali ich i starali się odciążać na tyle ile mogli. Ciągle martwiło go to, że prawdopodobnie jest wśród nich szpieg i wszystkie informacje przekaże Krukowi. Chciał o tym porozmawiać, jednak musiał poczekać, aż znajdą się w apartamencie. Kiedy dołączyli do nich pozostali pożegnali się z Japończykami i ruszyli na kolację. Oczywiście rudy Brytyjczyk zaznaczył, że chce zjeść w Europejskiej restauracji, gdzie nie ma „cholernych pałeczek”. Więc po paru sprzeczkach wyszło na to, że zrobili zakupy i posiłek przygotują w apartamencie.
            Po skończonym posiłku Asuma przytuliła się do Vincenta i mrużąc oczy z zadowolenia, przyglądała się Itamaki. Był to ostatni dzień kiedy będzie wśród nich. Z samego rana ma zostać odesłana do miejsca znanego tylko jednej osobie z ich grona. Oczywiście sami jeszcze nie wiedzieli kto będzie tym szczęściarzem. Miało to na celu ochronę informacji przed szpiegami. Szatynka bawiła się pilotem od telewizora i skakała po kanałach, nie widząc co obejrzeć. Wszyscy byli świadomi, że musi być jej ciężko. Jednak najbardziej rozumiał ją Vincent, który przechodził kiedyś przez coś podobnego. Mógł ją wesprzeć, lecz wiedział, że najlepiej by sama wszystko zrozumiała. Z błogim uśmiechem na ustach, objął ramieniem brunetkę i pozwolił by jego żołądek spokojnie trawił pyszną kolację.
- Ale odbiło Ci się ogórkami – żachnęła się dziewczyna i odsunęła od Francuza.
Teatralnie machała dłonią przed nosem, a siedzący obok Francis zatkał nos. Itamaki postanowiła skupić swoją uwagę na francuskim gronie, które śmiało się z ogórków. Na jej twarzy zagościł uśmiech, który zmienił się w pełne skupienie. Monumentalnie odsunęła się na drugi kraniec kanapy, wpadając na kolana Josepha i chwyciła się za gorący policzek. Z wyrzutem patrzyła na kubek w rękach blondynki i masowała piekące miejsce. Poczuła jak rudy mężczyzna obejmuje ją w pasie i mocno przytula.
- Może byś tak łaskawie skupiła się na nas? – szepnął je do ucha. – W końcu nie wiadomo kiedy się znowu spotkamy.
Zadarła głowę do góry i przyglądała się uśmiechowi anglika. Nagle jego wzrok powędrował gdzieś w bok, a do jej policzka zaczął się kleić Antonio. Poczuła jak oczy zaczynają ją szczypać, jednak się uśmiechała.
- Nie jesteście na mnie źli?
Rozległo się prychnięcie Kikari, która odwróciła głowę. Jednak ku zdziwieniu Itamaki, pozostali się zaśmiali. Vincent wstał z kanapy i wyciągnął do niej dłoń, by pomóc jej wstać z kolan Josepha. Na jego twarzy gościł uśmiech i widoczna troska.
- Nie. Jednak byłoby miło gdybyś bardziej nam ufała.
- Ponieważ zaufanie jest fundamentem tego co razem tworzymy – Asuma położyła dłonie na jej ramionach.
Po chwili pozostali zaczęli wygłaszać mowy na temat tego co jest najważniejsze w głównym składzie. Przy okazji nie zrezygnowali z wygłupów. Itami była świadoma, że chcą ją jakoś pocieszyć przed czasem kiedy będzie musiała bezczynnie czekać. Od jutra jej kontakt z nimi się urwie i pozostaną jej tylko domysły i nadzieje co do zakończenia sporu. Z powodu tych myśli poczuła jak ogarnia ją smutek. Bystre oko Christophera wyłapało tą nagłą zmianę nastroju. Odstawił swój nieodłączny kubek z kawą i powoli zaczął przechadzać się po salonie. Nim ktokolwiek się zorientował, zaszedł od tyłu stającą z boku Kikari.
- Nawet ta mała cholera się nie gniewa – powiedział beznamiętnie, unosząc kąciki ust dziewczyny.
Blondynka nie miała zamiaru popuścić płazem, naruszenie jej przestrzeni osobistej. Zaczęła wymachiwać rękoma, mając nadzieję, że jakoś uda jej się trafić okularnika. Natomiast pozostali wybuchli śmiechem, a nawet Antonio zdążył zrobić zdjęcie.

            Rozległ się grzmot i deszcz coraz mocniej uderzał w szybę. Rozpętała się burza, która mogłaby zwiastować coś niedobrego. Niegdyś była uznawana za znak, że niebiosa się gniewają z powodu złych poczynań wiernych. Teraz w dobie nauki było to normalne zjawisko pogodowe, przy którym występowały wyładowania elektryczne. Mimo iż posiadał wiedzę z tych dwóch różnych punktów widzenia, miał wrażenie, że tym razem prawdę mówią wierzenia. Spojrzał na śpiącą obok Asumę i żałował, że sam nie ma tak mocnego snu. Najciszej jak potrafił, podniósł się z łóżka i zarzucił na siebie bluzę. Miał złe przeczucie odnośnie tego co ma nastąpić za parę godzin. Dobrze wiedział, że nie powinien kierować się tak bezpodstawnymi uczuciami, jednak nie potrafił o tym nie myśleć. Powoli otworzył drzwi i jeszcze raz zerknął na brunetkę, która ciągle była pogrążona w objęciach morfeusza. Kiedy znalazł się na korytarzu, od razu zauważył, że w pokoju dziewczyn pali się światło. Oparł się o ścianę i wsłuchiwał się w ciszę. Był świadom, że podsłuchuje lecz czasami ta metoda jest najlepszym rozwiązaniem.
- Dlatego nie chciałam nic mówić… - rozpoznał głos Itamaki. – W końcu nie ma to nic z wami wspólnego.
Ciszę przerwało westchnienie, które wydała zapewne Kikari. Uznał, że zastanawia się nad odpowiedzią. Chociaż miał nadzieję, że tak jest. W końcu jeśli to było zakończenie rozmowy, to dość niepokojące.
- Więc… - odezwała się blondynka. – Postanowiłaś się zemścić na Kruku, który zabił twoją przyjaciółkę. Jednak teraz wiesz, że ona jest twoją kuzynką – nastąpiła chwila ciszy, a Vincent oczyma wyobraźni widział, jak Ikadea potakuje głową. – Byłaś bliska dorwania jednego z sprawców, lecz twój dziadek postanowił byś dołączyła do głównego składu – ponownie przerwała. – A kiedy wróciliśmy to dostałaś wiadomość, że Cię mają?
Tyle mu wystarczyło by wiedzieć, że muszą zmienić plan. Odsunął się od ściany i poczuł jak serce podchodzi mu do gardła. Przyglądała mu się Asuma z założonymi rękoma. Obawiał się, że dziewczyna bez pohamowań go okrzyczy za to, że podsłuchiwał. Stało się na odwrót i wróciła się do sypialni. Jak nie tu, to tam dostanę opieprz. Krokiem skazańca wszedł do pokoju i oczekiwał momentu, kiedy polecą ostre słowa. Brunetka milczała i przyglądała się deszczowi za oknem, bawiąc się swoimi włosami. Loki prostowały się pod jej pociągnięciem i puszczone, wracały do swojego pierwotnego stanu. W końcu spojrzała na niego.
- A więc?
Odetchnął z ulgą, że Asuma nie ma mu za złe jego podsłuchiwanie. Usiadł na łóżku i przyciągnął ją do siebie.
- Musimy zmienić plan działania – szepnął, wdychając zapach jej włosów.
Obserwował jak dziewczyna zaczyna marszczyć brwi, co oznaczało, że obmyśla nowy schemat działania. Sam miał już pewne plany, jednak był ciekawy co brunetka wymyśliła. Przytulił ją mocniej i z uśmiechem, oczekiwał jej pomysłu.
- Wiem co chcesz zrobić.
Ich spojrzenia się spotkały, jednak widział w jej oczach gniew. Westchnął teatralnie, chcąc jakoś przekonać swoją dziewczynę do jego racji.
- Po prostu wolę byś ty z nią pojechała – powiedział niewinnie.
Pokręciła niezadowolona głową i wstała z jego kolan. Podparł głowę ręką i przyglądał się jak Asuma przechadza się nerwowo po pokoju. Co jakiś czas się obracała by coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili rezygnowała i wracała do chodu.
- Wiedziałam, że tak będzie…
Nic nie mówił. Czekał, aż wyrzucić z siebie to wszystko i się uspokoi. Do tego musiał obmyślić jakieś poważniejsze argumenty, jeśli chciał jej jakoś przemówić do rozumu.
- To po prostu było do przewidzenia – zirytowana usiadła obok niego. – Nie mogę trzymać się od tego wszystkiego z daleka, tylko z tego powodu, że się o mnie martwisz.
Chciał wytknąć sytuację z Moskwy, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Dobrze wiedział, że w ten sposób jeszcze bardziej by ją wkurzył. Miał tą świadomość, że Asuma mówi prawdę i tylko przez to nie chce by się angażowała.
- Słuchaj – spojrzała mu w oczy. – Dobrze wiesz, że każdy człowiek jest nawagę złota. Mam pewien pomysł – otwierał usta by jej przerwać.  – Daj mi skończyć. Będę częściowo po za ogniwem, a dzięki temu możemy mieć przewagę

_____________________________
No i powracamy do rozdziałów podzielonych na części. Może ten nie jest tak długi jak poprzedni, ale w końcu to jest dopiero pierwsza część. Niestety można się spodziewać, że na następny miesiąc prawdopodobnie przypadnie dłuższa przerwa między dodawaniem rozdziałów, ale w końcu trzeba się skupić na nauce.
czwartek, 18 kwietnia 2013

22


            Panowała napięta atmosfera. Wszyscy wpatrywali się w Itamaki, która czuła się tym przytłoczona. Co jakiś czas syknął coś Francis, który próbował poskromić swoje mokre włosy by nie wpadały mu na twarz. Rudzielec siedział z założonymi rękoma i ignorował fakt, że jego grzywka teoretycznie przysłania mu świat. Natomiast Antonio walczył grzebieniem ze swoim mokrym buszem na głowie. Tylko Kikari wyglądała jakby nie chciała tutaj siedzieć, chociaż Włoch miał podejrzenia, że ma traumę. W końcu wbiła do gorących źródeł w dość nie najlepszym momencie i na pewno nie marzyła o takich widokach, jakie jej zafundowali. Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
- Co chciałaś nam powiedzieć? – rzuciła od niechcenia.
Itami spuściła wzrok na nóż, nie wiedząc jak ubrać w słowa to co chodziło jej po głowie. Wcześniej miała nadzieję, że Kikari jej pomoże, w końcu były tej samej narodowości. Niestety chwilę przed tym zebranie, przypomniała sobie, że Souten była werbowana w Australii, więc może nie znać historii tej części rodziny. Podniosła nóż do poziomu swoich oczu i obróciła tak by wygrawerowany symbol był zwrócony do pozostałych.
- Chodzi o to, że mam pewne podejrzenia dlaczego Yamato nas tak potraktował.
Spojrzeli po sobie nie rozumiejąc co jakiś tam zwykły nóż ma wspólnego z tą sprawą. Tylko Kikari wydawała się rozczarowana odpowiedzią. Miała nadzieję, że szatynka okaże swe zaufanie i wyjawi im co się z nią dzieje. Joseph wziął od dziewczyny narzędzie i dokładnie mu się przyjrzał. Miał je już oddać, kiedy jego wzrok ujrzał graf.
- Widzicie… - zaczęła. – Wydaje mi się, że Japoński Kruk przejął dowodzenie nad grupą japońską. Wiem. Nie powinnam rzucać takich oskarżeń przez jeden symbol, ale to układa się w racjonalną całość. Kruk zawsze chciał odzyskać Azjatyckiego Feniksa! To było ich naczelnym celem.
Poderwała się na równe nogi i skakała wzrokiem po zebranych. Bała się. Nie chciała wyjawić to co ją trapi, jednak jeśli jej podejrzenia były właściwe, to jest bardzo źle.
- A jak im się to udało, to teraz zaczną się pozbywać nie japońskich członków grupy. A zaczną od nas.
            Do uszu Kikari doszły dźwięki jakiejś rozmowy. Przystanęła przy wejściu do części ogólnodostępnej i lekko się wychyliła. Właściciel Ryokanu widocznie się z kimś kłócił, jednak nie potrafiła zauważyć z kim. Gospodarz całkowicie zasłaniał jej widok. Więc musiała się zdać jedynie na wyłapane słowa. Mimo iż mężczyźni prowadzili ostrą wymianę zdań, to jednak nie robili tego zbyt głośno.
- Ale ja muszę na chwilę wejść. – stanowczo powiedział nieznajomy.
Właściciel pokręcił głową, że się nie zgadza i wskazał na wyjście. Mężczyzna widocznie zauważył, że nic nie wskóra i ruszył w kierunku drzwi. Dopiero teraz Kikari mogła mu się przyjrzeć. Był średniego wzrostu, o czarnych włosach, a na jego twarzy widniał ciemny zarost. Był ubrany jak pracownik biura, co trochę jej się nie podobało. Usłyszała czyjeś kroki, więc się obróciła i odsunęła by nie wyglądało, że podsłuchuje. Na szczęście była to Itamaki, która nerwowo przeczesywała palcami swoje włosy. Spojrzała zaskoczona na rodaczkę, po czym jej wzrok padł na wychodzącym mężczyźnie. W jednej chwili pobladła i stanęła w miejscu.
- Itami… - pstryknęła jej przed oczyma.
Miała wielką ochotę znowu ją spoliczkować, ale po wcześniejszej naradzie, wolała jednak z tego zrezygnować. Szatynka jakby nie kontaktując ze światem zewnętrznym, obróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem. Przez chwilę Kikari zastanawiała się czy za nią pójść, czy może za tamtym nieznajomym. Jednak uznała, że mężczyzna już pewnie odjechał, więc zostało jej sprawdzenie, co dziewczynie odbiło. W duchu wmawiała sobie, że się o nią nie martwi i robi to z myślą o całej rodzinie. W końcu ich grupa była głównym składem. Kiwnęła głową, zadowolona ze swojego rozumowania i bez pukania weszła do pokoju szatynki. Stanęła jak wryta i wpatrywała się w leżące na podłodze czarne kosmyki włosów. Powoli jej wzrok wędrował między poszczególnymi pasmami, by w końcu paść na ich byłą właścicielkę.
- Coś ty zrobiła? – niekontrolowanie krzyknęła.
Itamaki spojrzała na nią i uśmiechnęła się. Tak samo jak kiedyś. Szybko przegoniła z myśli to porównanie. Podeszła do niej i chwyciła ją za ramiona. Nie mogła zrozumieć czyny dziewczyny, która jeszcze niedawno była dumna ze swoich długich włosów. Nie raz sprzeczały się o to, która ma dłuższe i zazwyczaj szatynka wygrywała. Kikari miała wrażenie, że widzi całkowicie inną osobę, niż tą do której przywykła. Mimo iż to była ta sama twarz.
- Postanowiłam zmienić swój image – odpowiedziała beztrosko Itami.
Błądziła wzorkiem po włosach, które ledwo sięgały do ramion. Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Po co?
- Bo mi się znudził.
Wtem do jej uszu doszedł hałas od strony drzwi. Spojrzała na Antonia, który widocznie wypuścił z rąk opakowanie ciasteczek. Chłopak nagle podbiegł do nich i ciągle wpatrywał się w Itamaki. Mamrotał pod nosem coś po włosku i kręcił głową.
- Jak ty nieumiejętnie je obcięłaś – załamał ręce. – Trzeba jechać do fryzjera!
            Parę brytyjskich przekleństw zakłóciło ciszę przy stoliku. Francis podniósł wzrok znad swojego posiłku i spróbował nie parsknąć śmiechem, na widok jak rudy mężczyzna próbuje posługiwać się pałeczkami. Jednak nie była to jego wina, ponieważ sugerował by pójść do restauracji gdzie serwują Europejską kuchnię. W końcu anglik zrezygnowany, odsunął od siebie miseczkę ignorując burczenie w jego brzuchu.
- Stary to nie jest takie trudne – zaśmiał się.
Joseph posłał mu mordercze spojrzenie i próbował jakoś uciszyć swój żołądek, który ciągle upominał się  o jedzenie. Blondyn hamując atak śmiechu poprosił kelnera by przyniósł widelec. Pracownik restauracji widocznie był przyzwyczajony do takich sytuacji i błyskawicznie dostarczył sztuciec. Na twarzy rudzielca pojawił się szeroki uśmiech i z wielkim zapałem wziął się do konsumowania posiłku.
- Co im tak długo schodzi u tego fryzjera – westchnął Francis, zastanawiając się czy nie zamówić jakiegoś deseru.
- Nie widziałeś jej włosów – zrobił przerwę na kolejny kęs. – Tak tragicznie je podcięła, że pewnie przez dziesięć minut fryzjer się załamywał nad ich stanem.
Wzruszył ramionami. Dla niego nie wyglądało to tak źle, chociaż był świadom, że nie zna się zbytnio na włosach. Mimo iż sam posiada nawet długie włosy, które aktualnie miał związane w kucyk.
- A jak mówimy już o tym podcięciu, to musisz przyznać, że jest to trochę dziwne.
- Trochę? Raczej bardzo – odstawił widelec i wyciągnął się na krześle. – Znowu zaczęła zachowywać się tak jak wcześniej.
- Moim zdaniem zrobiła to by ukryć to co ją gryzie… - widząc jak Joseph unosi do górę brew, westchnął. – Zmieniając swój wygląd, odrzuciła złe wspomnienia. To coś w stylu zmiany jak u nastolatków. Tylko Ci robią podobne lub gorsze rzeczy by pokazać swój bunt, a jednocześnie ukrywają tym swoje problemy.
Brytyjczyk zaczął mlaskać, myśląc nad tym co usłyszał oraz czy przypadkiem nie ma jeszcze ochoty by coś przegryźć. Zajrzał do karty i dziękował stwórcy za dwujęzyczną zawartość menu. Zmarszczył nos i przywołał kelnera. Złożył zamówienie na deser lodowy i herbatę. Francis natomiast wolał ciasto oraz kawę.
- A może próbowała się ukryć? – wbił łyżeczkę w górę bitej śmietany, próbując się dokopać do lodów. – Kikari coś wspominała, że wcześniej zobaczyła jakiegoś mężczyznę, który próbował się dostać do środka.
Blondyn zrobił skupioną minę i wpatrywał się w filiżankę kawy.
- Faktycznie to by miało sens… Jednak myślę, że obydwie możliwości mogą być prawidłowe.
Wzrok Josepha powędrował ku wejściu, w którym pojawiła się brakująca trójka. Machnął ręką by pokazać gdzie siedzą i nachylił się ku Francisowi.
- Proponuję ponowną zmianę zakwaterowania.
Francuz kiwnął głową, że się zgadza.

            Po raz kolejny zmienili miejsce pobytu i tym razem zdecydowali się na wynajęcie apartamentu w pobliskim mieście. Chcieli mieć pewność, że nikt ich nie zaskoczy tak jak w Ryokanie, a takie rozwiązanie dawało im jeszcze więcej swobody. Kiedy inni się rozpakowywali, Itamaki siedziała w kuchni i wyciągała zakupy. Chciała upiec babeczki by jakoś wynagrodzić pozostałym to w co się wpakowali. Byli świadomi tylko jednego problemu, a istniał jeszcze drugi. Była świadoma, że prędzej czy później będzie musiała im to wyjawić. Pokręciła głową, wiedząc, że pierw musi uporządkować pewną sprawę. Zajrzała do szafek, szukając miksera, który oczywiście musiał być w tej ostatniej. Usłyszała jak jej telefon dzwoni i spojrzała na jego ekran. Zmarszczyła brwi i wybrała opcję „wycisz”. Nie chciała teraz z nim rozmawiać, mimo iż powinna. Położyła telefon na blacie wysepki i wzięła się za robienie masy do babeczek. Tradycyjnie podczas mieszania mikserem, musiała się trochę ubrudzić.
- Twój ojciec dzwoni. – odezwał się Joseph.
Podskoczyła jak oparzona i wyłączyła całkowicie obroty. Gwałtownie obróciła się w stronę Brytyjczyka, który siedział opary o blat i zerkał na jej telefon. Podeszła i wzięła aparat, mając uczucie, że jej ruchy są zbyt mechaniczne. Ociągała się z odebraniem połączenia i tak jak myślała, dzwonek zamilkł. Kątem oka spojrzała na rudzielca, który czytał jakieś kartki. Wyłączyła dźwięki i zabrała się za rozlewanie masy do foremek.
- Mogłabyś mi zrobić herbatę?
Bez słowa nastawiła wodę w czajniku elektrycznym. Nerwowo zerkała na Josepha, który dalej był zajęty czytaniem. W duchu odetchnęła z ulgą, że widocznie nie uznał tej sytuacji za podejrzaną. Podała mu kubek z herbatą i wróciła do swoich babeczek, które czekały na wstawienie do piekarnika. Kiedy skończyła z uśmiechem wzięła się za mycie brudnych naczyń. Zerknęła w stronę anglika, który porozkładał strony na blacie i podkreślał to co widocznie uważał za ważne.
- Ciekawe gdzie zniknął Kyouya…- mruknął pod nosem.
Zaskoczona spojrzała na niego. Nie spodziewała się, że akurat nad tym cały czas siedział. Jego wzrok padł na nią.
- Bo kiedy ty należałaś do tej grupy to on był jeszcze szefem, prawda?
Kiwnęła głową, nie będąc w stanie by odpowiedzieć naturalnie brzmiącym głosem. Czuła, że robi jej się słabo i oparła się o blat. Niebieskie oczy ciągle się w nią wpatrywały. Była świadoma tego, że Joseph już o wszystkim wie.
- Itami…
- Czego oczekujesz z mojej strony? – szepnęła.
- Chcę się spotkać z twoim ojcem.
Bała się tych słów. Zamknęła oczy próbując się uspokoić, była świadoma, że panika pogorszy jej sytuację. Kiwnęła głową, że się tym zajmie. Mężczyzna ociężale się podniósł z krzesła i zaczął zbierać dokumentację.
- Bardzo mi przykro, że musiałem dzwonić do pozostałych by się dowiedzieć, że Kyouya to twój dziadek – w jego głosie było słychać żal. – Nie chciałem ich zamartwiać. Cała trójka jest zajęta sprawami rodzinnymi, a teraz zapewne będą chcieli jak najszybciej do nas dołączyć. A dobrze wiesz, że oni jak i większość nas chce wykorzystać w pełni czas będąc ze swoimi krewnymi. Szkoda, że twój brak zaufania im na to nie pozwoli.
            Całą swoją uwagę skupiła na dłoniach, czekając aż zabrzmi dzwonek. Była wdzięczna Josephowi, który postanowił nic nie mówić pozostałym, póki nie porozmawia z jej ojcem. Teraz byli sami w apartamencie, ponieważ reszta postanowiła wybyć na miasto by coś dobrego zjeść i wypić. Zaczęła nerwowo przeczesywać swoje włosy, ciągle nie mogąc się przyzwyczaić do ich długości. Rozległ się dźwięk dzwonka, więc powoli podniosła się z kanapy. Bała się tego spotkania, bo nie wiedziała jak się ono potoczy. Nie znała tak dobrze Josepha by wiedzieć, o czym będzie chciał rozmawiać, czy będzie mowa o jej dziadku, a może jednak o czymś innym. Jednak najbardziej przerażało ją to, że nie wiedziała jak jej ojciec będzie się wobec niej zachowywać. Ich ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Pokłócili się o to czy na pewno powinna wyjechać do Europy.
Drżącymi dłońmi otworzyła drzwi i spojrzała na swojego ojca. Widziała jak marszczy brwi, jak na jego twarzy znajduje się grymas niezadowolenia. Także zauważyła, że w ciągu roku widocznie postarzał. Nie był to już tak samo młody i pełny energii mężczyzna, który potrafił ją rozbawić do śmiechu jednym tekstem. Nagle wyraz jego twarzy złagodniał i nawet nie zauważyła jak znalazła się w jego objęciu. Poczuła jak jej oczy zaczynają szczypać i starała się powstrzymać łzy.
- Jak ja się o Ciebie martwiłem – wyszeptał, a po jego głosie rozpoznała, że także stara się nie rozpłakać.
Bardzo jej brakowało tego, jednak wiedziała, że to nie czas na takie czułości. Widocznie ojciec także to sobie uzmysłowił, i powoli uwolnił ją z uścisku. Chwycił Itamaki za ramiona i uśmiechnął się.
- W tych włosach wyglądasz jak twoja matka.
Zdziwiła się, ponieważ nigdy o niej nie mówił. Nawet nie wiedziała jak wygląda, bo po jej śmierci wszystkie fotografie zostały gdzieś ukryte. Dla niej całą rodziną był ojciec i dziadek. Zamknęła za nim drzwi i ruszyli do salonu. Joseph oderwał wzrok od lektury i szybko się podniósł, by uścisnąć dłoń mężczyźnie.
- Joseph Matley.
- Yoshiro Ikadea.
Oboje usiedli na kanapie natomiast Itami poszła do kuchni by przygotować herbatę. Szatyn odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na anglika.
- A więc pewnie chcesz wiedzieć co się stało z moim ojcem. – odpowiedziało mu kiwnięcie. – Prawdę mówiąc sam nie wiem. Z dnia na dzień zniknął i do tej pory nie wiadomo gdzie przebywa. Bo na pewno nie zginął.
Joseph kiwnął głową i odebrał od dziewczyny kubek. Itamaki usiadła na fotelu i zerkała na ich dwójkę. Panowała chwilowa cisza spowodowana piciem herbaty oraz konsumowaniem babeczek.
- Co z tym Yamato? Kim on w ogóle jest? Nie zauważyłem, żadnych wzmianek o nim w dostępnych dla mnie dokumentach.
Yoshiro głośno westchnął. Zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią. Itami musiała pohamować uśmiech, który sam się jej cisnął na usta, na widok swojego ojca. Kiedyś nieraz się z nim śmiała, że ich głowy są całkowicie puste, więc w ogóle nie myślą. A teraz widziała jak on robi to czego ponoć nie potrafią.
- Yamato, a raczej Takahshi to mój starszy brat. Przejął on dowodzenie nad japońską grupą z racji wieku. Niestety od samego początku nie był on zainteresowany przejęciem tytułu szefa po śmierci ojca, ani byciem jego prawej ręki podczas jego rządów. Prosił mnie bym go w tym zastąpił. Niestety ojciec go w tym popierał… - jego wzrok padł na córkę. – Na początku się zgodziłem, ponieważ nie miałem nic do stracenia. Jednak z czasem się to zmieniło – zamilkł, a Itamaki zaczęła powoli rozumieć co chciał powiedzieć. – I straciłem wtedy bardzo wiele. Postanowiłem z tego zrezygnować, więc mój brat nie chciał mnie znać. Nigdy nie był zbyt dobry w tym zawodzie, dlatego nie pisano o nim w raportach.
- Ale dlaczego chce się nas pozbyć? – zdziwił się Joseph.
Japończyk spojrzał na niego zaskoczony, więc podał mu nóż. Przez chwilę oglądał niedoszłe narzędzie zbrodni i zmarszczył brwi, widząc wygrawerowane ptaki. Pokręcił głową z niedowierzaniem i odstawił nóż na stół, ciągle się w niego wpatrując.
- Nie możliwe by mój brat był na tyle głupi i pozwolił by Kruk miał jakiekolwiek wpływy. W końcu zabili jego córkę.
Rudy mężczyzna ciężko westchnął, obawiając się tego. W chwili kiedy dowiedział się o pokrewieństwie, spodziewał się, że Yoshiro będzie go bronił. Mimo wszystko byli rodziną i nie jest w stanie dopuścić do siebie tych informacji. Zerknął na Itamaki, która ciągle przyswajała szokujące informacje co do jej krewnych. Przydałaby się teraz Asuma. W porównaniu do Francuzki, nie miał takiej smykałki do planowania akcji, ani strategicznego myślenia. Jego ostatnią deską ratunku był Francis, który aktualnie zastępował Chrisa i Asu.
- Chociaż faktycznie Kruk nie musi mieć wpływów. Może chcą się pozbyć tych którzy stoją im na drodze – odezwała się szatynka.
Joseph spojrzał na nią zaskoczony, próbując nadążyć za jej rozumowaniem.
- W porównaniu do Europy u nas dowództwo jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. To jest stary zwyczaj zaczerpnięty z Klanu. Lepiej by władza zostawała w jednej rodzinie i nie było o nią walk – wytłumaczył Japończyk. – A jeżeli pozbędą się wszystkich prawowitych następców, będą mogli starać się o to by ktoś z ich ludzi został wybrany na następnego szefa.
Brytyjczyk kiwnął głową, że rozumie, chociaż było to dla niego trudne. Tak jak mówili, w Europie panowały inne zasady, więc nie brał takiej możliwości pod uwagę.
- Wybaczcie, że przerwę wam, ale trochę trudno mi się w tym połapać, a muszę przekazać to jeszcze pozostałym… Więc na chwilę was opuszczę i po nich zadzwonię.
Ociężale się podniósł i ruszył w stronę jednego z pokoi, wyciągając z kieszeni telefon. Itami odprowadziła go wzrokiem, niezbyt się ciesząc z tego powodu. Mimo iż jej ojciec nie wyglądał na złego z powodu wcześniejszego, to jednak po usłyszeniu paru rzeczy o rodzinie, wolała nie przebywać z nim sam na sam. Yoshiro był zajęty oglądaniem widoku za oknem, widocznie nie chcąc wymuszać na córce rozmowy. Była mu za to w duchu wdzięczna, jednak ta cisza była dla niej okropna. Nigdy nie przepadała za takim nienaturalnym milczeniem i ponownie skupiła swą uwagę na dłoniach.  Próbowała wymyślić jakiś neutralny temat do rozmowy, jednak nic jej nie przychodziło do głowy.
- Co zrobisz po tym jak dorwiesz morderców Mituski?
Spojrzała na niego zaskoczona. Nie wiedziała, że aż tak ojciec ją zna, że zauważa to co od kliku dni próbowała ukryć. Miałą świadomość, że jak dojdzie do konfrontacji z Krukiem będzie miała okazję dotrzymać swojej obietnicy. Wzruszyła ramionami nie mając żadnych pomysłów.
- Zemsta nie jest najlepszym rozwiązaniem…
- A skąd możesz o tym wiedzieć – krzyknęła hamując łzy, które same się cisnęły jej na oczy na wspomnienie tamtego wydarzenia.
Nagle twarz jej ojca spochmurniała i zrozumiała swój błąd. Jeszcze parę minut temu poznała przykrą prawdę o swojej matce. Miała ochotę go przeprosić, jednak jej duma na to nie pozwalała. W końcu był świadom co przeżywała.
- Jeśli ich najbliżsi będą chcieli się zemścić? Nie pomyślałaś o tym? Zemsta pogania zemstę. Pamiętaj.

__________________________
Rozdział wyszedł mi trochę przydługi, ale nie potrafiłam go umiejętnie podzielić by następna część nie była zbyt krótka i nie nachodziła na inne wątki. Wiem, że sporo w nim zamieściłam informacji, ale na razie tak będzie przez jakiś czas (chyba, że jakoś uda mi się to zmniejszyć xD). 
czwartek, 11 kwietnia 2013

21

            Przenieśli się w końcu ze stolicy do miejscowości oddalonej o godzinę drogi. Pierwotnie mieli zamiar zatrzymać się niedaleko Tokio, jednak z powodu zaistniałej sytuacji, zmienili zdanie. Nikt nie wiedział co się stało Itami, jednak mieli przeczucie, że im dalej od tego miasta tym lepiej. Antonio widocznie zmartwiony przyglądał się jak szatynka śpi. Nie potrafił opisać tego co się działo, kiedy wszedł do jej pokoju. Dziękował wtedy, że drzwi były uchylone i postanowił zajrzeć jak idzie Itamaki pakowanie. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał na blondynkę i powoli podniósł się z podłogi. Czuł, że jego stawy się „zastały” i nie mógł zrozumieć jakim cudem Japończycy mogą siedzieć w tej pozycji. Kiedy stanął przy drzwiach, spojrzał przez ramię. Kikari machając ręką go ponagliła, więc musiał opuścić pokój. Na korytarzu czekali na niego pozostali. 
- Nie martw się, nic jej nie będzie. – odezwał się Francis.
- To nie jest dobre miejsce do rozmowy… - Joseph się rozejrzał po korytarzu. – Chodźmy do gorących źródeł.
- Ale czy… - zaczął Włoch.
- Kikari da sobie radę.
Antonio dał za wygraną i niechętnie ruszył w stronę pokoju, lecz po paru krokach został zatrzymany. Spojrzał na kumpli, którzy obrócili go i wskazali prawidłowy kierunek. Mruknął coś pod nosem, że specjalnie tak zrobił by ich zmylić, po czym udał się w prawidłową stronę. Po paru chwilach całe męskie grono siedziało w gorącej wodzie i starało się zrelaksować. Kiedy ostatni z innych gości ryokanu ich opuścił, mogli już swobodnie ze sobą rozmawiać.
- Jak myślicie co mogło się stać? – mruknął szatyn i oparł się o jeden z kamieni.
- Moim skromnym zdaniem wyglądało to na szok – westchnął Francuz. – Ale co go spowodowało?
- Wcześniej zachowywała się trochę niety. – urwał w połowie i spojrzał na Antonia. – Tosiek!
Zerwał się na równe nogi widząc tylko bąbelki powietrza w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Włoch. Francis zdezorientowany rozejrzał się, szukając jakiejś odpowiedzi. Po chwili z wody wyłoniła się czarna czupryna, a za nią reszta twarzy. Joseph odetchnął z ulgą i usiadł z powrotem, wyklinając pod nosem głupie włoskie pomysły.
- Więc jak mówiłem zanim pewien bezmyślny pastożerca postanowił poudawać, że schodzi – rzucił w wspomnianego mokrym ręcznikiem. - To przed tym zdarzeniem zachowywała się dość nieswojo.
- Masz jakieś podejrzenia? – zdjął z twarzy ręcznik i odrzucił go w stronę blondyna.
- Ano… - zamyślił się, wpatrując w gwieździste niebo. – Auł! – krzyknął kiedy został pacnięty w twarz mokrym materiałem.
Bez namysłu rzucił się na Francisa, który próbował w ostatniej chwili jakoś uciec. Rozległ się głośny plusk i krzyki po francusku. Antonio niepewnie się rozejrzał czy przypadkiem nie ma tu kogoś oprócz nich. W końcu to co widział, mogłoby zgorszyć niektórych. Powoli zanurzał się bardziej w wodzie, aż miał pod nią usta i obserwował dziwne „zapasy” kumpli.
- No więc ma pewnie to jakiś związek z powodem jej przyłączenia się do rodziny – warknął siedząc na drugim końcu zbiornika.
Blondyn mruknął coś pod nosem, zerkając z urazą na Brytyjczyka. Natomiast Tosiek z rozbawieniem wpatrywał się w pływające po wodzie jasne włosy. Po chwili doszły do niego słowa przyjaciela.
- Co masz na myśli?
- Gdy poruszyłem ten temat, wydawała się jakby chciała coś ukryć.
Francis głośno prychnął i szacował straty w swoich włosach, które bestialsko były jeszcze niedawno targane przez anglika. Rudzielec widocznie odprężony, nałożył na głowę mokry ręcznik i pozwolił by ten spokój go ogarnął. Gdyby ktoś spoza głównego składu ich zobaczył, to pewnie by się załamał. W końcu kto normalny obgaduje takie sprawy, siedząc w gorących źródłach i to tak całkowicie beztrosko. Joseph sam się dziwił, że tacy są, chociaż miał świadomość, ze jest to pewien sposób izolowania się od tej pracy. Nikt z nich nie chciał być jak niektórzy słynni mafiosi, którzy sieli postrach swą okrutnością. Ci ludzie żyli tylko tą pracą, a oni chcieli zachować w sobie człowieczeństwo. Prawdopodobnie z tego powodu powstał główny skład. Vincent nie chciał skończyć jak jego poplecznicy i wolał dzielić się władzą oraz obowiązkami z innymi. Oczywiście musiały być to zaufane osoby. Właśnie na zaufaniu opierał się ich świat.
- Ale ona nam nie ufa…- szepnął.
Miał przeczucie, że będzie to miało wielkie konsekwencje dla nich. Bo właśnie ten ich własny mały świat zaczął się powoli burzyć. Teraz pozostało czekać na pierwsze konsekwencje.

            Ze skupioną miną przyglądała się rodaczce. Miała wielką ochotę położyć się spać, albo skorzystać z gorących źródeł, jednak postanowiła odciążyć trochę Antonia. Chociaż podobnie jak inni, martwiła się o Itami. Nie potrafiła przyznać tego publicznie, a nawet przed samą sobą. Było to spowodowane ich sprzeczką, po której poszła do Josepha. Potrząsnęła głową by pozbyć się tych myśli i wstała z podłogi pokrytej matą tatami. Odruchowo otrzepała spodnie, po czym jej wzrok padł na niski stolik i zestaw do herbaty. Powoli podeszła do niego i uniosła wieczko od dzbanka. Uśmiechnęła się szeroko i nalała sobie swój ukochany napój do kubka. Już miała się napić, kiedy usłyszała szelest kołdry. Spojrzała przez ramię i przyglądała się jak Itamaki z trudnością, próbuje się podnieść.
- Będziesz tak stała czy mi pomożesz?
Z udawaną niechęcią odstawiła herbatę i pomogła wstać dziewczynie. Przez chwilę widać było, że szatynka jest zaskoczona otoczeniem w jakim się znajduje. Rozglądała się jakby umeblowanie miało wytłumaczyć co się stało.
- Zasnęłaś w samochodzie.
Spojrzała na Kikari, próbując skojarzyć moment, który wspomniała. Pamiętała jedynie to jak ktoś ją przytulił i próbował uspokoić. Nic na temat jak znalazła się w aucie, więc była bardziej skołowana. Jednak jej zaspany umysł, powoli analizował sytuację. Nie znajdowali się teraz w Tokio, więc była bezpieczna. Na razie. Wzdrygnęła się i usiadła na jednej z poduszek.
- Co się wtedy stało?
- Nic takiego… - spojrzała w inną stronę.
Nagle poczuła ostry ból w policzku i zszokowana dotknęła miejsce, gdzie oberwała. Kikari widocznie wściekła, stała nad nią i patrzyła z pogardą.
- Jak chcesz kłamać to pierw się naucz jak to robić!
Po chwili ruszyła ku drzwiom i otworzyła je gwałtownie. Nawet się nie obróciła i po prostu wyszła. Przez jakiś czas wpatrywała się w miejsce gdzie znikła jej rodaczka. Próbowała zrozumieć co w ogóle przed chwilą zaszło. Była świadoma, że źle robi nie mówiąc nic pozostałym, ale bała się ich reakcji. Nie wiedziała jak zareagują kiedy wszystkiego się dowiedzą. Schowała twarz w dłoniach.
- Co mam zrobić?

            Zirytowana szła korytarzem, wyklinając tak bezczelne zachowanie. Poniosły ją emocje, ale nigdy nie należała do spokojnych osób. Nawet teraz była bardziej wściekła nim ją spoliczkowała. Na samą myśl o tym zdarzeniu, coraz bardziej denerwowała. Z impetem otworzyła rozsuwane drzwi i wyszła do ogrodu. Zimne nocne powietrze pomogło jej się trochę uspokoić, więc postanowiła trochę pospacerować. Do jej uszu doszły podejrzane wrzaski od strony, gdzie znajdowały się gorące źródła. Teatralnie przewróciła oczyma i usiadła pod drzewem.
- Kurna… - syknęła. – Sama nie jestem lepsza od niej.
Oparła głowę o pień i zaczęła rozmyślać nad tym dlaczego się wtedy pokłóciły. Obie były temu winne, jednak nie mogła się pogodzić z tym, że Itamaki nie chciała wyjawić co się jej stało. Jak na złość szatynka rzuciła tym, że Kikari także nie chce mówić o swojej przeszłości. Ale co to ma do rzeczy? Wtedy to samo powiedziała i nawet nie zauważyła, kiedy opuściła pokój i ruszyła do Josepha. Podczas ostatniego roku kłóciły się nie raz, jednak były to błahe sprzeczki. Tym razem było inaczej. Nie mogły już spokojnie rozmawiać, jedna unikała mówienia prawdy, a druga była zbyt nerwowa. Głośno westchnęła i to nie z powodu przemyśleń. Po prostu nie miała siły by się podnieść. Z głośnym stęknięciem jakoś stanęła na nogach i oparła się o drzewo. Niestety źle stanęła i runęła na ziemię jak długa. Zaskakująco nie wyklinała z tego powodu, tylko tępo wpatrywała się w nóż wbity w korę. Przełknęła głośno ślinę, mając świadomość, że przed chwilą tam znajdowała się jej głowa. Szybko zerwała się na równe nogi i rozejrzała. Niestety przez ciemność nie mogła określić czy ktoś tu jest. Postanowiła wybrać najlepsze wyjście i jak najszybciej uciec. Była całkowicie bezbronna, więc nawet jakby chciała nie mogłaby walczyć. Bez namysłu wyrwała nóż z drzewa i pobiegła. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła przez korytarz. Miała dylemat gdzie pierw powinna zajrzeć. Czy do chłopaków, czy może do Itami. Nim zdążyła wybrać cel, już była w połowie drogi do pokoju szatynki. Jej nogi odruchowo kierowały ją w tym kierunku.

            Itamaki zaskoczona wpatrywała się w zasapaną rodaczkę, która wyglądała jakby uczestniczyła w maratonie. Otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Blondynka olewając ją całkowicie, podeszła do okna i przez nie wyjrzała. Zachowywała się dość nietypowo, co zaczęło niepokoić Itami.
- Co jest?
Dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona, jakby nie miała świadomości, że szatynka się tutaj znajduje. Obróciła się na pięcie i chwyciła kubek z herbatą, który wcześniej zostawiła. Jednym haustem wypiła jego zawartość i ponownie na nią spojrzała.
- Masz swoje tajemnice, dobrze. Miej je – Itamaki nerwowo się poruszyła. – Chcesz kłamać? Kłam ale umiejętnie – nie potrafiła zrozumieć do czego Kikari pieje. – Ale jeśli przez to narażasz życie pozostałych, to do jasnej cholery się otrząśnij zanim ktoś zginie!
Szatynka siedziała niedowierzając temu co usłyszała. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Przecież nie ma to nic wspólnego z pozostałymi. Przygryzła dolną wargę, nie wiedząc co może powiedzieć, a co dla siebie zachować. Do jej uszu doszło ciche brzdęknięcie. Jej wzrok wylądował na nożu, który leżał na stoliku. Nie kojarzyła by był tam wcześniej.
- Jeśli ktoś padnie od tego cholerstwa to będzie twoja wina.
Spojrzała na Kikari, która wychodziła z pokoju. Kiedy jej kroki w końcu umilkły, podeszła do stołu i wzięła do ręki nóż. Powoli mu się przyglądała, aż w pewnym momencie jej wzrok padł na jego rękojeści. Jej oczom ukazał się wygrawerowany feniks, który był przytłoczony ciężarem ogromnego kruka. Jej ręce zaczęły się trząść. Dobrze wiedziała, że dobór ptaków oraz wizja widniejącej sceny nie jest przypadkowa.

Feniks był symbolem japońskiej grupy Nationale de la Famille. Obrazował jak się odrodzili po tym, kiedy wybuchły wojny między rodzinami. Kiedy inni próbowali dobić pozostałych, oni się podnosili na nogi werbując to coraz nowych członków. Większość z nich należała do innych zgrupowań, ale szukała ochrony przed tymi, którzy chcieli się ich pozbyć. Była im gwarantowana pod warunkiem bezwzględnego oddania. Dlatego byli uznawani za najbardziej honorową mafię w Azji. Na początku byli nazywani Rodziną Azjatyckiego Feniksa. Nie mieli nic wspólnego z powstającą we Francji rodziną Vincenta I Varina. Oni w porównaniu do europejskich zgrupowań, mieli długą historię. Uznawano, że zalążek ich organizacji powstał na długo przed otwarciem Japonii na świat. Tylko wtedy nazywali się Klanem Feniksa. Mówiono, że historia lubi się powtarzać, ponieważ powstanie Klanu Feniksa jest prawie, ze identyczne jak początek Rodziny Azjatyckiego Feniksa. Dzięki tej historii mieli coraz większe wpływy w przestępczy świat Kraju Kwitnącej Wiśni. Jednak nastąpił szokujący zwrot akcji w ich historii. W Japonii pojawiło się nowe, zagraniczne zgrupowanie. Zostało uznane za zagrożenie, więc Azjatycki Feniks postanowił się ich pozbyć. Jednak głowa zagranicznej rodziny prosiła o spotkanie się, zanim bezmyślnie rozpoczną wojnę. Aktualny szef Feniksa – Kyouya; zgodził się, mając na myśli dobro swoich ludzi. Podobnie jak Varin nie miał najmniejszej ochoty tracić swoich podwładnych w bezsensownej walce. Mężczyźni podczas pierwszego spotkania, zauważyli swój podobny tok myślenia. Postanowili postawić na współpracę, widząc plusy z dobrych stosunków między ich rodzinami. Z czasem miedzy szefami pojawiła się przyjaźń, a w tym samym czasie Nationale de la Famille rosło w siły. W końcu oboje uznali, że powinni połączyć swoje siły. W ten sposób Azjatycki Feniks został wcielony do Nationale de la Famille i uznany za japońską grupę.
Jednak nie wszystkim się to podobało. Jeden z wysoko postawionych w Feniksie, postanowił odłączyć się ze swoimi wiernymi ludźmi. Tłumaczył się tym, że nie ma zamiaru służyć Europejczykowi. Miał swój honor i obiecał swoje oddanie rodzinie, która od swego początku była wyłącznie japońska. Był jednym z tych ludzi, którzy nie cierpieli wszystkiego co nie pochodziło z ich ojczystego kraju. Założył swoją własne zgrupowanie i nazwał je Japońskim Krukiem. Ponoć przed śmiercią poprzysiągł, że uwolni Azjatyckiego Feniksa spod cudzoziemskiego jarzma. Tak mówi się w tej rodzinie, a jej priorytetem jest ponownie połączenie ze sobą tych dwóch rodzin.

________________________________________
A więc na sam początek poinformuję, że pod dziwnym natchnieniem pisałam ten rozdział z jakiś tydzień temu. Ogólnie jakoś lepiej idzie mi tworzenie kolejnych, więc mam więcej czasu na nieszczęsną naukę... Do tego wraz z tym rozdziałem, całe opowiadanie ma już ponad sto stron! Myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie, ale jednak się udało. Do tego jest kolejny powód do świętowania. Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałam, jednak wchodząc na panel Bloggera, ujrzałam wspaniałą liczbę 2000 wejść! Co za piękne liczby przypadły dzisiaj na moją odautorską notkę, która jest taka długa bo w poprzednim rozdziale nic od siebie nie dodałam.
Na sam koniec chcę podziękować czytelnikom, którzy jakimś cudem nie zrazili się do mojego stylu pisania i strasznie podzielonych na części rozdziałów. Gorąco zachęcam do komentowania, a przynajmniej pisania do mnie maili, z doznaniami lub uwagami. Dzięki nim mogę poprawiać swój kunszt. Także jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy pomagają mi przy pisaniu oraz mnie inspirują. No i oczywiście nie mogę zapomnieć o Itami i Kikari. Bez nich nigdy bym tego nie napisała :'D.
.
.
.
Jeny przez ten wywód, wygląda jakbym skończyła opowiadanie i czas na podziękowania autora. 
czwartek, 4 kwietnia 2013

20


            Promienie słońca powoli rozjaśniały wnętrze pokoju. Czyjaś ręką macała wszystko w okolicy by w końcu trafić na pilot i zasłonić żaluzję. Dopiero wtedy spod kołdry wyłoniły się blond włosy, ale ich właścicielka postanowiła dalej chować twarz przed światem. Pewnie by dłużej pospała gdyby Itamaki nie postanowiła wpaść do jej pokoju.
- Wstawaj leniu… - wołała, potrząsając przyjaciółką. – Już jest południe.
- Daj mi spokój – mruknęła Kikari i przykryła głowę poduszką.
- No wstań!
Zaskoczony hałasem, zajrzał do pokoju Antonio. Szatynka wybuchła śmiechem, widząc jak połowa twarzy Włocha jest w piance do golenia. Kikari niepewnie wychyliła głowę i zastanawiała się czy na pewno widzi bokserki w pizzę. To jej przypomniało, że jest głodna, więc jednak postanowiła wstać i się ubrać. Jednak wcześniej wyrzuciła natrętnych gości. Kiedy skończyła wyszła na korytarz i próbowała sobie przypomnieć pod jakimi numerami kto mieszka. Z powodu przewagi Europejczyków, zamieszkali w jednym z hoteli z wyższej półki w Ginzie. Ona wraz z Itamaki wolałyby zamieszkać w jednym z Ryokanów, ale trochę z dala od Tokio. Jednak zostały przegłosowane, ale Kikari nie miała zamiaru się poddać. Wyciągnęła telefon i przeczytała wiadomość od szatynki, że czekają na nią w holu. Miała w duchu nadzieję, że pierw wybiorą się gdzieś na śniadanie. Lub jak kto woli obiad.
- A więc mam adres gdzie możemy zjeść dobry ramen, ale… - Antonio spojrzał na kartkę.
- Tak jakby nie wiemy jak się tam dostać – dokończył za niego Joseph.
Itamaki wzięła karteczkę i głośno wypuściła powietrze z ust. Drapiąc się po głowie, pokazała adres Kikari, która podobnie zareagowała. Zaczęły między sobą rzucać jakimiś nazwami, które dla pozostałych były jak czarna magia. W końcu całkowicie się przerzuciły na ojczysty język i zaczęły planować jak tu zmusić męskie grono do zmiany miejsca zakwaterowania. Oczywiście oni nie zorientowali się zmianą tematu i byli święcie przekonani, że dziewczyny ciągle rozmawiają o trasie dojazdu. Japonki zgodnie kiwnęły głową.
- A więc mamy już plan jak dostać się do restauracji… - zaczęła Itamaki.
- To do samochodów! – ucieszył się Włoch.
Blondynka bez pohamowań uderzyła go w głowę by uspokoić jego zapał. Szatyn spojrzał na nią z wyrzutem i zaczął masować obolałe miejsce.
- Szybciej będzie metrem.
Francis się skrzywił. Jako jedyny z europejskiego grona był w Japonii i miał niemiłe wspomnienia z kolei podziemnej, przepełnionej ludźmi spieszącymi się do pracy, szkoły lub do domów. Zresztą jego zdaniem wszędzie było przeludnienie, a to normalne zdanie osób żyjących w Europie, ni przyzwyczajonych do mieszkania w takim mieście jak Tokio. Latynos wydawał się zadowolony, że będzie podróżował słynnym japońskim metrem, które było punktualne. Natomiast Joseph wydawał się obojętny, chociaż dziewczyny były pewne, że anglik na myśl o bliskim spotkaniu z męskimi osobnikami, był wniebowzięty.
            W drodze do obranego przez nich celu, musieli uważać by nikogo nie zgubić. Jednak i tak mimo ich starań, ktoś skręcał w złą uliczkę, albo ginął w tłumie. Najczęściej taką osobą był Antonio, który co chwilę się zapatrywał. W końcu został ustawiony między pozostałymi, by przynajmniej w metrze się gdzieś nie zapodział. Oczywiście złe wspomnienia Francisa powróciły, gdy drzwi się zamknęły i powstał ścisk. W duchu Francuz cieszył się, że nie ma aktualnie godziny szczytu i brak upychaczy. Niestety spodziewał się, że w drodze powrotnej nie ominie ich bliskie spotkanie z tymi pracownikami kolei. W tym samym czasie Antonio męczył dziewczyny pytając, co pisze na poszczególnych reklamach wywieszonych w przedziale. Natomiast Brytyjczyk zastanawiał się czy jednak nie lepiej było jechać samochodami, gdzie podróż byłaby dłuższa ale wygodniejsza. W końcu dotarli na wybraną stację i to w całym składzie, chociaż trzeba było pociągnąć Włocha bo by się ponownie zagapił. Kikari cała w skowronkach na myśl o jedzeniu, szła przodem i rozpychała się łokciami między ludźmi. Parę osób się obracało by rzucić jakieś słowa oburzenia, jednak blondynka nic sobie z nich nie robiła i parła dalej do przodu. Pozostali postanowili zostać z tyłu i nie przyznawać się do niej. Tak na wszelki wypadek gdyby jakimś cudem wkurzyła jakiegoś sumo. Chociaż Itamaki zapewniała ich, że raczej jest to mało prawdopodobne i bardzo stereotypowe.
            Po obiedzie, a dla Kikari śniadaniu, umówili się na spotkanie z miejscową grupą. Oczywiście dziewczyny ponownie zostały poproszone o wynalezienie drogi, ale tym razem zaznaczyły, że gdyby wcześniej zamieszkali w wybranym przez nich miejscu to by mieli wszędzie blisko. W rzeczywistości łgały, ale osoby niezapoznane z planem miasta, nie mogły się domyślić. Więc nieświadomie męskie grono wpakowało się w coś czego po prostu nie rozumieją. Gdy w końcu dotarli do dzielnicy Shiodome, Japonki zdziwiły się kiedy zrozumiały, że spotkanie nie odbędzie się w restauracji tylko w jednym z biurowców. Zostali zaprowadzeni do sali konferencyjnej, gdzie Joseph musiał zastąpić swojego nieobecnego rodaka przy sprawdzaniu pomieszczenia. Gdy był pewny, że nie ma tam żadnego podsłuchu oraz innych urządzeń szpiegujących, rozsiadł się na jednym z krzeseł. Przez kolejne minuty panowała napięta atmosfera. Było to spowodowane faktem, iż nowy skład nigdy nie zajmował się sprawami związanymi z Japonią. Zapoczątkował jest Pan Varin i ani razu jego wnuk nie interweniował bezpośrednio w tym kraju. Nikt nie wiedział czego się spodziewać, a do tego ten fakt, że ich szefa nie ma. Byli coś w stylu najważniejszej grupy w tej rodzinie, jednak bez brakującej trójki byli jakby niczym. Nie byli tak znani jak oni oraz nie organizowali akcji uratowania Pana Varina, dzięki której pozostali zostali zaakceptowani w tym środowisku. Po prostu w tak odległych grupach byli tylko osobami, które nic nie znaczą. Taka jakby zachcianka nieobecnych.
            W końcu drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszło parę osób w garniturach. Stanęli po drugiej stronie stołu tuż pod ścianą i dopiero wtedy pojawił się siwiejący mężczyzna. Wstali z krzeseł. Miejscowy szef się lekko ukłonił co pozostali odwzajemnili. Niczym dziwnym nie było, że dziewczyną lepiej to wyszło. Gdy mężczyzna usiadł na fotelu, zrobili to samo i od razu zauważyli, że patrzy na nich nieprzychylnie. Jego ochroniarze stali bez ruchu i obserwowali, każdy ich ruch. Czuli się jak w klatce z tygrysem.
- Gdzie jest Varin – spytał mężczyzna i mimo jego spokojnego tonu, było słychać, że jest zirytowany.
- Aktualnie jest zajęty i nie może teraz tutaj być – odpowiedział Joseph.
Japończyk zmierzył go wzrokiem, po czym zerknął na swoich ludzi. Kikari na samo wspomnienie spotkań w innych krajach, nie mogła ścierpieć wywyższania się lokalnego szefa. Teoretycznie nie miał prawa ich tak traktować, ze względu, że oni są wyżej od niego w hierarchii. Jeden z mężczyzn wyszedł z szeregu i podszedł do swojego pracodawcy. Schylił się i słuchał tego co mu szeptał do ucha. Kiedy skończył, wyprostował się i spojrzał na nich beznamiętnym wzrokiem.
- Pan Yamato nie ma zamiaru z wami rozmawiać.
Pozostali wpadli w osłupienie. Nie dość, że sam nie powiedział im tego, to jeszcze bezczelnie odmawia współpracy. Blondynka nie wytrzymała i poderwała się z miejsca. Natychmiastowo ochroniarze otoczyli swojego szefa, gotowi do obrony.
- Nie obchodzi mnie co on chce. Reprezentujemy Vincenta jak i całą Nationale de la famille!
- Po raz ostatni informuję was, że rozmowa się nie odbędzie. Proszę opuścić budynek.
Parę Japończyków powoli kierowało swoje ręce za marynarki. Włoch położył rękę na ramieniu Kikari i dał jej tym samym znak, żeby przestała. Bez żadnych słów pożegnania, wyszli. Wszyscy byli oburzeni tym co przed chwilą zaszło, jednak Itamaki wydawała się jakby była w innym świecie.
- Itami, co jest?
- Słucham? – spojrzała na rudego mężczyznę. – Nie nic… Po prostu się zamyśliłam.

            Przez resztę dnia mieli zepsuty humor. Nawet tak bardzo, że nie mieli największej ochoty by podróżować metrem. Złapali jakąś taksówkę i wrócili do hotelu. Joseph oglądał przez okno panoramę miasta i zastanawiał się skąd taka wrogość u lokalnego szefa. Miał pewne przypuszczenia, że może być to spowodowane brakiem interwencji aktualnej głowy rodziny. Oparł czoło o szybę i próbował jakoś oczyścić swój umysł. Ścisnął mocniej gazetę, w której wyczytał o zabójstwie jednego z żołnierzy w Kanadzie. Żałował, że wtedy go nie powstrzymał, że odjechali nie chcąc zgłębiać się w tą sprawę. Jednocześnie był ciekawy czy Asuma dowiedziała się o tym. Jednak najbardziej go przerażał fakt, że w wojsku na pewno skojarzą fakt z „projektem Afganistan”. Jeśli nastąpi to dość szybko był pewny, że brunetka prędko do nich nie dołączy.
- Cholera – syknął i schował twarz w dłoni.
- Co jest?
Gwałtownie się obrócił i spojrzał na zaskoczoną Kikari. Nie mógł skojarzyć momentu kiedy otworzyły się drzwi. Zwłaszcza, że można było je otworzyć tylko za pomocą karty. Bez słowa podał jej gazetę i obserwował jej reakcję. Dziewczyna widocznie była zszokowana, jednak nie odczuwała tego samego co Brytyjczyk. Kiedy skończyła czytać artykuł, usiadła na kanapie i spojrzała na niego wyczekująco.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nic – szepnął. – Teraz musimy się skupić na Yamato.
Kiwnęła głową i spojrzała w stronę okna. Było widać, że coś ją zadręcza, ale Joseph nie chciał naciskać. Chociaż wiadomym było, że blondynka z byle powodu by go nie odwiedziła. Po prostu usiadł naprzeciw niej i także skupił swoją uwagę na widoku miasta.
- Joseph… - zerknął na nią. – Pogadaj z Itami.
            Powoli pakowała swoje rzeczy do walizki, chcąc jak najszybciej przeprowadzić się do Ryokanu. Na szczęście ten który wybrały znajdował się poza stolicą, co teraz było jej bardzo na rękę. Usłyszała ciche pukanie, więc niechętnie oderwała się od pakowania. Lekko uchyliła drzwi i zdziwiła się na widok Josepha.
- Mogę?
Przytaknęła i wpuściła go do pokoju. Jego wzrok padł na walizkę, jednak nic nie skomentował. Stanął przy oknie i zaczął się je przyglądać. Poczuła się trochę nieswojo, jednak wysiliła się na nikły uśmiech, po czym powróciła do układania ubrań. Cisza powodowała dość napiętą sytuację, jednak wolała ją od jakiejś dziwnej rozmowy.
- Dlaczego przyłączyłaś się do tej rodziny?
Podniosła wzrok znad walizki. Była zszokowana tym pytaniem, które nigdy nie padło. Odwróciła głowę chcąc ukryć swoje emocje. Nie miała najmniejszego zamiaru odpowiadać, nie chciała by inny dowiedzieli się dlaczego zboczyła na taką ścieżkę. Poczuła ciężką dłoń na ramieniu.
- Itami…
- To nie jest istotne!
Zrzuciła jego rękę i odsunęła się. Po chwili doszło do niej, że podniosła głos. Jednak nie mogła w tej sytuacji zachowywać się jakby nic się nie stało. Rudy mężczyzna wydawał się zaskoczony taką reakcją.
- Wyjdź.
Bez żadnych sprzeciwów opuścił pokój, przez co szatynka czuła się jeszcze gorzej. Usiadła na łóżku i objęła podkulone nogi. Tak bardzo chciała by to spotkanie nigdy nie nastąpiło. Po jej policzku spłynęła łza, którą od razu wytarła kiedy zadzwonił telefon. Spojrzała na wiadomość i poczuła, jak wpada w otępienie. Ciągle czytała te dwa słowa i nie mogła uwierzyć, że one się wyświetlają.
Mam Cię.
Wypuściła telefon, który opadł miękko na pościel. Czuła że jej serce zaczyna szybciej pracować. Chciała wybiec z pokoju i ukryć się wśród przyjaciół, gdzie jest bezpiecznie. Chciała. Jednak nie mogła się poruszyć. Strach całkowicie ją sparaliżował. Nic z świata zewnętrznego do niej nie docierało. Ciągle w jej głowie brzmiały te przeklęte dwa słowa. Odbijały się niczym echo by za każdym razem powiększać jej strach. Kiedy w końcu umilkły czuła, że ktoś ją mocno przytula. Nawet nie chciała sprawdzać kto, po prostu się rozpłakała, wtulając mocniej. Czyjaś dłoń gładziła jej włosy, chcąc ją uspokoić.