środa, 20 listopada 2013

32 cz.1


            Zmęczony oparł się o okno tarasowe i przyglądał się swojemu rodzinnemu miastu. Z powodu zbliżającej się akcji, wszystko stanęło na głowie. Normalnie o tej porze czytałby miesięczne raporty i zastanawiał się nad tym co trzeba zmienić. Gdy wszystko był uporządkował, wysłałby do Paryża i spokojnie poszedłby ze swoimi ludźmi do pubu. Jednak teraz wszyscy czekali w gotowości na polecenia, a jeszcze inni co chwile próbowali wyszukać porywacza. Nie miał żadnego wolnego człowieka by zajmował się normalnymi sprawami. Jednym słowem porzucili wcześniejsze sprawy na rzecz rodziny Christophera. Nie miał mu nic za złe, jednak uważał, że zbytnio angażuje w to całą rodzinę. Sam by chciał by wiele osób pomogło mu w takiej sprawie, ale jako lokalny szef patrzył także na punkt ekonomiczny. Jakby nie patrzeć to większość rodziny z Szkockiej części Wyspy pracowała przy wyrobie whisky, a to równało się spadku produkcji. Czyli nie dość, że koszty utrzymania tej części rodziny wzrastają to maleją dochody. Same minusy, ale nie ma co się wykłócać z najważniejszą osobą.
            Sięgnął po szklankę, która stała na stoliku i pociągnął z niej spory łyk. Nagle zauważył, że po drodze jedzie jaki samochód. Od razu zaczął przypominać sobie czyje auta znajdują się w jego garażu i kto jest w domu. Według jego kalkulacji wszyscy byli w domu, więc nikt nie powinien go opuszczać. Nawet był tego pewien, ponieważ Vincent każdemu przedstawiał swój plan i w razie potrzeby go zmieniał. Za to Luke miał zakaz opuszczać swego pokoju, ponieważ po pierwsze irytował Scotta, a po drugie nikt nie powinien wiedzieć, że tutaj jest. Wytężył wzrok i starał się dostrzec jakie to auto podjeżdża. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jeden z numerów.
- Masz czas by rozmawiać?

            W końcu nadszedł dzień spotkania z porywaczem. Cała Rodzina była jak na szpilkach, starając się by wszystko odbyło się według planu. Francis nie potrafił usiedzieć w domu, więc zmusił Itamaki by wcześniej udali się na swoje miejsca. Szatynka nie była zbytnio zadowolona siedzeniem o godzinę dłużej, w zimnym i mokrym lesie. Jednak gdy widziała determinację Francuza nie potrafiła odmówić. Antonio samotnie siedział w kuchni i wpatrywał się w kubek herbaty. Odkąd przyjechał był w złym humorze. Nawet gdy Vincent chciał z nim porozmawiać, to bez słowa odchodził. Dla wszystkich było to dość dziwne, ponieważ Latynos zawsze cenił rozmowę z brunetem. Traktował go jak starszego brata, który zrobi wszystko dla dobra młodszego rodzeństwa. Więc nie raz sam namawiał szefa do rozmowy, nawet na błahe tematy jak „sto sposobów jedzenia lizaka prowadzenia auta” czy po prostu o tym co ślina na język przyniesie. Christopher był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nie potrafił spokojnie wypić kawy, bo za każdym razem tak mu się trzęsły ręce, że rozlewał ją. Wydawało się, że tylko Vincent zachował spokój, ale Scott zauważył, że coś go dręczy. Nawet nie pytał, ponieważ wiedział, że nic się nie dowie. Francuz był takim typem osoby, co nie lubi być w środku uwagi.
            Spojrzał na zegarek i niezbyt chętnie wyszedł ze swojego biura. Na dole kiwnął głową Vincentowi i Christopherowi, którzy oczekiwali na swój czas. Mieli jeszcze trochę poczekać nim pojadą na spotkanie, ale przed nimi Scott musiał sprawdzić czy się wszystko zgadza. Wszedł do kuchni i poklepał po ramieniu Antonia. Szatyn spojrzał na niego i bez słowa założył na siebie kurtkę. Gdy wyszli z domu, zaczął się zastanawiać czyim autem będzie najlepiej się poruszać. Zerknął na Ferrari Latynosa po czym na swoje Audi. Jego samochód był większy, co się równało większemu komfortowi. Do tego nie powinno się rzucać w oczy jak wściekle czerwony rumak. Jego srebrne Audi wtapiało się w tło, więc wydawało się najlepszym wyborem. Poklepał jego maskę, pokazując Antoniowi czym będą jechać. Zadziwiająco Włoch nie miał nic przeciwko, chociaż słyną także  z zażartości jeśli chodziło o jego kochane autko. W końcu za każdym razem kiedy wspomina się główny skład, to jest mowa o narodowej potyczce Włochy vs. Wielka Brytania. Nie ma takiej osoby w rodzinie, która by o tym nie słyszała. Sprzeczki Tonia i Chrisa są tak samo sławne jak kawały o Polaku, Niemcu, Ruski i Diable - każdy po prostu musi je znać. Trochę go to martwiło, że Włoch jest taki niemrawy, ale miał nadzieję, że mu się polepszy. Siadł za kierownicą i od razu podwyższył temperaturę.
- Nie żebym był zmarzluchem, bo w końcu to norma jak na mój kraj… - zaczął mówić by rozluźnić atmosferę. – Ale jednak ciepełko nikomu nie zaszkodzi, nie?
Antonio jedynie wzruszył ramionami i skupił się na widokach za oknem. Scott ciężko westchnął i wyjechał na drogę, prowadzącą do miasta. Była przed nimi długa droga, biorąc pod uwagę, że miejsce spotkania było na tym krańcu wyspy najbliższym Francji. Zastanawiał się jakim cudem miejscem bazy było tak bardzo oddalone miasto Szkocje, a nie jakaś wioska w Anglii. Przecież nie trudno o jakieś ciche i spokojne miejsce dla ich Rodziny. W końcu to nie problem załatwić coś takiego.
            Mając dosyć ciszy włączył radio i od razu zmienił stację gdy usłyszał Enigmę. Zauważył, że Antonio spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie trawię tego szajsu… Wolę już słuchać jakiejś sieczki, niż tego gówna.
- Nie mówię o tym… Czy tylko mi się wydaje, czy jedziemy jakoś inaczej.

            Tak jak myślała las był zimny i mokry. Jakkolwiek to się może kojarzyć to jednak nie zmieniła by swoich słów. Był po prostu mokry i wiało mrozem. Mogłaby siedzieć w samochodzie z ogrzewaniem podkręconym na maksymalną temperaturę. Tylko wtedy problemem byłoby wyjście z ciepłego miejsca na ten chłód. Więc szczękając zębami, stała opatulona najcieplej jak mogła i wpatrywała się w miejsce gdzie miał się pojawić porywacz. Byli grubo przed czasem, biorąc pod uwagę, że jeszcze ostatnia grupa nie wyjechała. Do tego dzień wcześniej dowiedzieli się, że porywacz nie przyjedzie ze wszystkimi ofiarami tylko z jedną. Chciał mieć pewność, że go nie oszukają przy wymianie. Gwarantował, że jeśli wszystko będzie w porządku to ta wybrana osoba poda dokładną lokalizację gdzie znajdują się pozostali. To zniszczyło ich pierwotny plan i musieli na szybko coś nowego wymyśleć. Więc nagle wszystkie jednostki rozrzucone po całej Wielkiej Brytanii i Francji miały być gotowe do śledzenie oprawcy. Nie może im uniknąć żaden szczegół, jak zmiana tablic czy wozu. Cały czas miał być namierzany, by dotrzeć do jego bazy. Właśnie za to mieli być odpowiedzialni z Francisem. Z odpowiedniej odległości mieć go na oku i podczas rozmowy porywacza z Vincentem, przekazać wszystkim grupom jak najbardziej dokładny opis auta i jego osoby. Dlatego w aucie leżały lornetki oraz teleskop, co ją osobiście rozbawiło. Jak później się dowiedziała to był obiektyw od aparatu. Nagle kichnęła i zaczęła się bardziej trząść.
- Wejdź do tego samochodu, bo zaraz będziesz soplem lodu – mruknął Francis.
Spojrzała na niego. Stał oparty o drzewo i wpatrywał się w jeden punkt. Nie wyglądał jakby było mu zimno, ale zauważyła, że jego dłonie były białe jak śnieg. Była pewna, że za chwile zrobią się sine. W podskokach podeszła do auta, by się przy okazji rozgrzać. Otworzyła tylnie drzwi i zaczęła grzebać w torbie podróżnej. Wyciągnęła z niej rękawiczki, zapasowy szalik oraz czapkę. Na samym końcu wygrzebała duży termos i tak zaopatrzona zamknęła drzwi i podeszła do Francuza. Po raz pierwszy odwrócił wzrok od miejsca spotkania i się uśmiechnął. Szybko założył ciepłe dodatki i wziął od niej kubek z herbatą.
- Dzięki.
- Nie ma za co – uśmiechnęła i odgarnęła brud z kłody. – W końcu to nie ja bym szybciej zamarzła.
Ze śmiechem na ustach usiadła i nalała sobie ciepłego napoju. Blondyn przez chwilę dumał i zajął obok niej miejsce. Dobrze wiedziała, że tak dobrym humorem nie pasuje do sytuacji, ale chciała się cieszyć ostatnimi chwilami w głównym składzie. W końcu nie mieli się już później zobaczyć. Każdy udałby się w swoją stronę i zajął się czymś innym. Może by zaczęła studiować i starała spełnić swoje marzenia. Nie wiedziała jeszcze co tym marzeniem będzie, ale była pewna, że będzie ono wspaniałe. Miała wrażenie, że każdy coś takiego chce zrobić. Przysięgłaby, że Antonio zrobiłby wszystko by jego rodzinna pizzeria była najbardziej znana we Włoszech. Christopher założyłby jakiś biznes z elektronikom. Widziała Vincenta jako nauczyciela historii, ponieważ po Kanadzie uznała, że to stanowisko do niego pasuje. Jednak do paru osób nie potrafiła dopasować żadnej przyszłości. Nie wiedziała dlaczego tak jest. Może ta trójka jest tak przewidywalna.
- Co zrobisz po tym wszystkim?
- Skąd wiedziałem, że zadasz mi to pytanie… - wydawał się rozbawiony sytuacją. – Nie wiem. Może wrócę do handlowania samochodami… Albo znowu zajmę się prawem. Nie potrafię określić co będzie później. Jedynie zależy mi na tym by Elizabeth i jej rodzina była bezpieczna.
Zaczęła się zastanawiać, czy nie domyśla się przyszłości pozostałych, ponieważ oni sami tego nie wiedzą. Wydawało się to mieć jakiś ukryty sens, jednak to były tylko jej spostrzeżenia. Czując, że robi jej się co raz zimniej, szybko wypiła resztkę herbaty, która już nie była gorąca. Miała zamiar wrócić do samochodu, ale zrezygnowała z tego, kiedy zobaczyła, że Francis wstaje.
- Nie wiem jak ty, ale jednak wolę ciepłe wnętrze auta.
Z uśmiechem na ustach, udała się z nim do samochodu i z wielką ulgą cieszyła się ogarniającym ją ciepłem. Nie umknęło jej uwadze, że Francis także był zadowolony z dodatniej temperatury. Blondyn obrócił się w stronę siedzeń pasażerskich i próbował dostać się do torby. Itamaki starała się nie zwracać uwagę na machający kuper tylną część ciała dlaczego nie można po prostu napisać „na tyłek/dupę/zad?” przyjaciela, ale było to trudne zadanie. Itami ty zbereźniku. Więc postanowiła włączyć radio i zająć się szukaniem jakiejś ciekawej stacji. Na chwilę przestała wsłuchując się jak znajome głosy wygłupiają się na antenie. Szybko skojarzyła je z prezenterami „Top Gear” więc postanowiła nie przełączać.
- Zostaw! – krzyknęła przednia część Francisa. – Będziemy tego słuchać.
- Czy Ci w pracy nie za mało motoryzacji? – westchnęła.
Nie powiedziała nic więcej, nie chcąc zepsuć dobrego samopoczucia blondyna. W końcu od tamtego wydarzenia, wydawał się żyć.

            Jazda samochodem z podirytowanym Chrisem i zlewającym na wszystko Lukiem nie należała do najprzyjemniejszych. Nie dość, że wojskowy zachowywał się bezczelnie to jeszcze wyśmiewał się z ich organizacji. Nienawidził rodaka ze swoich osobistych pobudek, ale był im teraz potrzebny i musiał to wytrzymać. Mógł mu powiedzieć by się uspokoił i nie denerwował Christophera, ale miał świadomości, że od razu zarzuci mu, że i tak nie chodzi o blondyna. Tak to jest gdy siedzisz z byłym swojej dziewczyny. Z każdą chwilą modlił się by dojechać już na miejsce. Niestety świadomość, że są dopiero w połowie trasy nie pozwoliła mu marzyć. Musiał kochać i cierpieć katusze wytrzymywać jakoś tą sytuację, więc podkręcił radio. Długo się nie nacieszył spokojem, ponieważ zadzwonił jego telefon. Niechętnie ściszył muzykę i odebrał połączenie.
- Coś się stało? – zmartwił się kiedy poznał głos Asumy.
Dobrze wiedział, że dziewczyna nigdy by nie zadzwoniła bez powodu. Nie była takim typem osoby, który co chwilę wydzwania z byle błahostkami. Zwłaszcza podczas takiej akcji, jak ta. Nie słysząc odpowiedzi, domyślił się, że pewnie brunetka zastanawia się nad tym co chce powiedzieć.
- Nic takiego… - odezwała się po chwili. – Po prostu uważaj na siebie.
Był zaskoczony, jednak od razu poprawił mu się humor. Teraz mógł jechać nawet na koniec świata i nie odczuwać dyskomfortu. Od razu uznał, że dla Asumy było to ważne, dlatego zadzwoniła.
- Nie martw się. Wrócę cały i zdrowy do Ciebie.
Zerknął w lusterko i nie uszło mu uwadze, że po beztroskiej twarzy Luka przeszła złość. Nie chciał go specjalnie denerwować, ale jak miał okazję by zamienić role to chciał to wykorzystać.
- Wiem o tym, ale i tak staraj się nie wpaść w większe kłopoty - roześmiała się. - Kocham Cię.
Starał się nie odczuwać jak wzrok jego rodaka, świdruje i przebija się przez fotel. Gdyby spojrzenie zabijało to na pewno byłby trupem. A według jego rozumowania skończyłoby to się na dodatkowych dwóch zwłokach. W końcu prowadził samochód.
- Ja Ciebie też.
Nawet nie zdążył dopowiedzieć, ponieważ dziewczyna się rozłączyła. Jednak nie zmieniało to faktu, że nagle całkowicie bez kontroli zjechał na sąsiedni pas. Dopiero krzyk Chrisa obudził go z letargu i szybko wrócił na prawidłowe miejsce.
- Co ci jest? – sapnął blondyn.
- Kojarzysz te chwile kiedy Asu unikała powiedzenia, że mnie kocha? – w tle usłyszał parsknięcie. – To właśnie przed chwilą mi to powiedziała.
            Gdy w końcu znaleźli się na miejscu, odruchowo spojrzał na miejsca gdzie znajdowali się jego ludzie. Dobrze było widoczne zbocze, po drugiej stronie rzeki, gdzie powinni być Itamaki i Francis. Miał nadzieję, że uważnie obserwują drogę i powiadomią ich tylko gdy zobaczą jakiś samochód. Był pewien, że to będzie porywacz, ponieważ miejsce jakie wybrał należało do tych, w które nie udają się ludzie. Było to jednym słowem odludzie. Chciał jakoś złagodzić sytuację między Chrisem a Lukiem, ale nie miał pomysłów. Do tego jego rodak wydawał się nagle bardzo urażony i nie wiedział dlaczego. Przynajmniej tak uważał i chciał odgrywać osobę nieświadomą tego czym wkurzył kogoś innego. Nagle do jego uszu dobiegła dobrze znana melodia, którą miał ustawioną na dźwięk połączenia. Nawet nie zdążył wziąć telefonu do ręki, a wyrwał mu go Christopher. Odebrał połączenie i uważnie wsłuchiwał się w słowa obserwatorów.
- Karawana pogrzebowa? – zdziwił się.
Vincent odruchowo wyciągnął ze schowka lornetkę i zaczął rozglądać się za samochodem. Podobnie jak przyjaciel miał złe przeczucia co do doboru auta przez ich przeciwnika. Przecież samochody zakładów pogrzebowych są bardzo charakterystyczne i nie da się ich nie zauważyć. Dlatego uważał, że porywacz musi mieć jakiegoś asa w rękawie, że wybrał tak wyjątkowy pojazd. Długo nie musieli czekać by zobaczyć światła samochodu. Zatrzymał się niedaleko przed nimi i przyglądali się jak powoli z auta wysiada wysoki mężczyzna. Miał długie rude włosy, związane w kucyk i dość obfity zarost na twarzy, a do tego był ubrany w czarny garnitur. Vincent po raz kolejny zauważył, że i sam przeciwnik jest dość charakterystyczny. Zaczął się zastanawiać czy to jego rzeczywisty wygląd, czy dobra charakteryzacja. Z niechęcią wyszedł z bezpiecznego wozu i przybrał najlepszą pokerową twarz na jaką było go stać.
- Gdzie wojskowy pies? – odezwał się mężczyzna.
Po jego tonie mógł zauważyć, że jest pewien tego co chce dostać. Nawet nie dostrzegł nuty zwątpienia.
- Dopiero wtedy gdy zobaczymy zakładnika – odpowiedział.
Kątem oka widział, że Christopher stał się bardziej poddenerwowany. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nie da się ponieść emocją. Chociaż zrozumiałby to. Miał podobnie gdy Asuma została przechwycona w Rosji. Wtedy sam odchodził od zmysłów i miał ochotę rzucić się na każdego kto by mu przeszkodził w dotarciu do celu. Mężczyzna zaśmiał się i podszedł do tyłu samochodu, otworzył bagażnik i do ich uszu doszły stłumione krzyki. Po chwili ujrzeli jak ciągnie za nadgarstek młodą dziewczynę o długich blond włosach, które posklejały się w brudne strąki.
- Elizabeth! – krzyknął Christopher.
- Spokojnie braciszku – zaśmiał się porywacz. – Przecież nie chcemy by coś się stało tej ładnej buźce.
Gdy to mówił przyłożył do szyi dziewczyny nóż typu wojskowego. Blondyn zdrętwiał i tępo wpatrywał się w ostrze przy tętnicy swojej siostry. Dziewczyna łkała i próbowała coś powiedzieć mimo tego, że miała zaklejone usta taśmą klejącą.

- A więc gdzie nasz kundel?