wtorek, 28 maja 2013

24 cz.2

            Odetchnęła z ulgą widząc, Japończyka z opatrzoną raną oraz spokojnego Antonia. Mężczyźni przerwali rozmowę by spojrzeć na Itamaki. Francis poderwał się z krzesła i chwycił ją za ramiona, pytając czy nic jej nie jest. Pokręciła głową i spojrzała na bruneta, przygryzając dolną wargę. Podczas spaceru po lesie, wszystko sobie poukładała w głowie i podjęła decyzję.
- Pojadę z tobą by spotkać się z dziadkiem – powiedziała na jednym wdechu.
Kikari gwałtownie odsunęła się od ściany i zszokowana wpatrywała się w przyjaciółkę. Włoch natomiast odwrócił wzrok, by ukryć swoje rozczarowanie. Tak jak wcześniej ustalił z Francisem, kiedy Itami zgodzi się na spotkanie i okaże się, że Kyouya jest winny tej sprawie, uznają, że dziewczyna od samego początku była współwinna śmierci Josepha. Blondyn pokręcił z aprobatą głową i zdjął kurtkę z wieszaka.
- Pamiętaj, że w tym zawodzie więzi ludzkie stawiamy na ostatnim miejscu – rzucił płaszcz Antoniowi i przepuścił go w drzwiach. – Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu nie będziemy stać po wrogich stronach.
Szatynka gwałtownie się odwróciła by spytać o co chodzi, jednak mężczyzn już nie było. Spojrzała na Kikari, która z widocznym smutkiem jej się przyglądała.
- O co im chodzi?
Dziewczyna otwierała usta, by po chwili je zamknąć. Walczyła z natłokiem myśli, które próbowały jej pomóc w podjęciu decyzji. Była świadoma, że istnieje ryzyko walki z Itamaki, jednak coś jej podpowiadało, by zaryzykować i stanąć po jej stronie. Hitoshii podniósł się z kanapy i położył rękę na ramieniu Itami.
- Jeśli twój dziadek okaże się współwinny, automatycznie to samo oskarżenie spadnie na Ciebie.
Ugięły się pod nią kolana i gdyby nie pomoc chłopaka, upadłaby na podłogę. Nie wiedziała co dokładniej się stało, ani kto zginął, jednak nie myślała, że mogą się przez to od niej odwrócić. Zawsze miała wrażenie, że przyjaźń jest dla nich najważniejsza i cenią ją nad wszystko. Niestety nie miała nigdy do czynienia z podobną sytuacją i nie wyobrażała sobie, że mogliby być nagle przeciwnikami.
- Gdybym wiedziała to bym bardziej się zastanowiła – szepnęła.
- Zawsze trzeba się porządnie zastanowić – syknęła Kikari.
Podniosła na nią wzrok, bojąc się, że dziewczyna się od niej odsunie. Były już blisko takiego zakończenia i nie chciała by znowu było tak samo jak po przyjeździe do Japonii. Blondynka bez słowa znikła za drzwiami pokoju.
- Powinniśmy już jechać – odezwał się chłopak.
Kiwnęła głową i podniosła się z kanapy. Ciągle czuła się trochę otumaniona, więc Hitoshii wziął ją pod ramię.
- A wy gdzie? Chyba sami nie macie zamiaru iść.
- Nie obawiasz się, że ty także możesz zostać uznana za zdrajczynię?
Kikari poprawiła torbę na ramieniu i zrobiła zamyśloną minę. Po chwili pokręciła głową.
- Mam dziwne wrażenie, że tak nie będzie.
Szatynka przytuliła przyjaciółkę, nie wiedząc jak wyrazić swoją wdzięczność.
- Nawet nie wiesz jak to dla mnie wiele znaczy.
Dziewczyna poklepała ją po plecach, chcąc dodać jakoś otuchy.
- No już wystarczy, bo jak zaczniesz mi się tutaj rozklejać to zmienię zdanie.
Itamaki się odsunęła, przy okazji śmiejąc. Od razu cała sytuacja stała się dla niej znośniejsza. Hitoshii znaczącą chrząknął, chcąc przypomnieć o swojej obecności. Japonki spojrzały na siebie i ruszyły za chłopakiem.
            Gdy znalazły się w wiosce odruchowo chciały skręcić w stronę dworca, jednak brunet w ostatnim momencie je zawołał. Zaskoczone spojrzały na niego, a on ruchem ręki kazał iść za sobą. Kiedy w końcu dotarli do samochodu, który wyglądał, jakby od lat nie był w warsztacie; Hitoshii otworzył drzwi i gestem zaprosił je do środka. Itamaki bez oporu usiadła na miejscu obok kierowcy. Kikari natomiast stała i nieufanie przyglądała się pojazdowi.
- Czy to aby na pewno się nie rozleci?
Japończyk zrobił urażoną minę i poklepał czule swój samochód.
- Może nie wygląda jakby wyjechał prosto z salonu, ale od lat dobrze mi służy.
Dziewczyna w myślach przywołała wszystkie auta jakie należały do ich głównego składu i pokręciła głową. Mimo iż większość z nich była nowa, to jednak „Ghost” Chrisa czy Ferrari Antonia, nie były takie młode jak Range Rover Asumy, a wszystkie wyglądały jakby przed chwilą je kupiono. Niechętnie wsiadła do środka i zaczęła się modlić by ich podróż nie trwała zbyt długo.
- Masz tu dziwne rzeczy – sapnęła, odrzucając na bok stare opakowanie po pizzy.
- Na co dzień pracuję jako dostawca pizzy, więc sporo mam Kartonów pudełek .
Itamaki z wielkim zapałem, próbowała się zapiąć pasami, które nie chciały się wysunąć. Z każdym pociągnięciem, mechanizm, który miał ratować życie, utrudniał jej robotę. Nie mogąc wytrzymać, a jednocześnie się poddać, zaparła się jedną nogą o deskę rozdzielczą i ciągnęła z całych sił. Chłopak niezbyt zadowolony, że noga dziewczyny znajduje się przed jego nosem, a raczej, że demoluje jego pojazd; nachylił się nad nią i lekko pociągnął za pas. Itamaki z niedowierzaniem przyglądała się jak Hitoshii’emu z łatwością udaje się ją zapiąć. Natomiast Kikari próbowała się nie zwijać ze śmiechu, by przypadkiem nie wpaść na Kartona pudła.
            Samochód zadziwiająco szybko pędził po drodze, chociaż Kikari ciągle miała wrażenie, że nagle się rozleci tak jak w to się dzieje w kreskówkach. Itamaki ciągle się zastanawiała czy pasy nie są przypadkiem „Made in China” i po raz kolejny próbowała zajrzeć do skrytki. Za każdym razem Hitoshii lekko uderzał ją w rękę, by zaprzestała swych poszukiwań. Znudzona blondynka oparła się o zagłówek kierowcy i skupiła się na desce rozdzielczej.
- Tak w ogóle jeśli pracujesz w pizzerii, to czemu natknęłyśmy się na Ciebie w pociągu? – mruknęła czując dziwne mdłości.
Brunet mimowolnie się wzdrygnął, czując na szyi oddech dziewczyny. Itamaki zachichotała, widząc pojawiające się rumieńce na twarzy chłopaka.
- No bo wiecie…
- Nie wiemy – uśmiechnęła się Itami.
- Nic nie dzieje się przez przypadek – skupił się całkowicie na drodze. – Tak jakby was śledziłem, by wiedzieć gdzie potem mogę was odnaleźć.
Kikari uśmiechnęła się szeroko, na myśl o nowej rozrywce pod tytułem „Dręczenie Hitoshii’ego”. Może nie było to samo jak męczenie Chrisa, jednak nie mogła ukryć tego, że chłopak zachowywał się jak mały dzieciaczek, przyłapany na podjadaniu cukierków. Lekko dotknęła go palcem w policzek.
- Ty podglądaczu.
Brunet ponownie oblał się rumieńcem, co spowodowało większe rozbawienie u Itamaki. Ej! Jeśli się rumieni to znaczy, że… Szatynka nagle się nad nim nachyliła, przez co chłopak gwałtownie zahamował.
- Na serio nas podglądałeś?
Hitoshii włączył światła awaryjne i starał się zjechać na pobocze. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Kikari wygodnie oparła się o siedzenie i z zaciekawieniem przyglądała się, jak jej przyjaciółka zaczyna maglować chłopaka. Oj będzie źle wspominał tą podróż. Zerknęła przez okno, czując jak wcześniejsze rozbawienie mija. Mimo całej atmosfery w samochodzie, ciągle się zastanawiała jakie będzie tego zakończenie oraz kto tak naprawdę zabił Josepha. Francis nie zdążył jej więcej powiedzieć, ponieważ usłyszeli huk wystrzału.

            Zatrzymali się przed niewielkim domkiem jednorodzinnym. Itamaki ciągle urażona tym, że brunet je podglądał, wysiadła z wielkim fochem. Natomiast Kikari z nieukrywaną ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Hitoshii starał się nie pokazywać po sobie, że czuje się urażony po tej podróży. W końcu jedna co chwile krytykowała jego auto i prawie, że krzyczała „Zwolnij bo zaraz się rozpadnie”, a druga molestowała go o to, że podglądał. Wskazał ręką na furtkę, by szły przodem. Itamaki czując lekkie podekscytowania na myśl o spotkaniu dziadka, zapomniała o fochu i z radością pędziła w stronę drzwi. Nim do nich dotarła, otworzyły się szeroko i stanął w nich mężczyzna w podeszłym wieku, który podpierał się na drewnianej lasce.
- Dziadku – przytuliła się do niego. – Jak ja się za tobą stęskniłam.
Kyouya objął wnuczkę wolną ręką i poklepał po plecach.
- Ja także, ja także.
Jego wzrok padł na Kikari, która droczyła się z Hitoshii’im na temat jego auta. Szatynka odsunęła się od mężczyzny i spojrzała tam gdzie on.
- To jest moja przyjaciółka Kikari Souten. Razem z nią przyłączyłam się do głównego składu.
Blondynka czując mimowolny respekt dla mężczyzny, lekko się skłoniła, na co on odpowiedział skinięciem głowy i zaprosił do środka. Korzystając z nieuwagi bruneta, posłała mu sójkę w bok i szybko się ulotniła do środka mieszkania. Z satysfakcją słuchała przekleństw chłopaka, który wyklinał wszystkie blondynki świata. To takie Chrisowe. Usiadła wygodnie na kanapie, obok Itamaki i rozejrzała się po mieszkaniu.
- Herbaty? – spytał mężczyzna.
Wszyscy oprócz Kikari pokręcili głowami, która ochoczo nią pokiwała. Po chwili zadowolona siorbała swój ukochany napój, zaraz po trunkach wysoko procentowych.
- Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – spytała się Itamaki. – Dlaczego opuściłeś Tokio? Dlaczego.
- A więc zacznijmy od tego, że rodzina się sypie. – przerwał jej w zadawaniu pytań.

            Vincent z niezadowoleniem zakończył połączenie i spojrzał na Christophera, który nerwowo rozmawiał przez telefon. Miał wrażenie, że przechodzą piekło. Że to wszystko jest zorganizowane. Że jakimś cudem się dogadali. Schował twarz w dłoniach i próbował powstrzymać piętrzącą się w nim złość.
- W Australii także mają problem – odezwał się Chris. – Jednak to tylko jakaś nowa lokalna grupa nie chce się przyporządkować.
- Kai da sobie radę czy mamy wysłać kogoś z Francji? – spytała Asuma.
- Mówił, że sobie poradzi… - zawahał się. – Ale prosi by Kikari na ten czas do nich powróciła.
Spojrzał na mapę, gdzie za pomocą flamastrów zaznaczyli miejsca „skażone” w których pojawiły się problemy podchodzące pod bunt. Uderzył ręką w stół, po czym nie hamując gniewu go przewrócił.
- Nie możliwe by to był zbieg okoliczności!
- Vinc! Uspokój się.
Spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego ze smutkiem i mimo wszystko ciągle pomagała przy odbieraniu informacji. Był na siebie zły, że zamiast dać jej odpocząć, wciągnął ją w tą chorą zabawę w telefony. Poczuł na ramieniu jej dłoń.
- To jest tylko chwilowe i nie na tak wielką skalę – powiedziała spokojnie. – Głównie są to pojedyncze państwa w Azji z lekką naleciałością na Australię.
Chwycił jej dłoń i przysunął do siebie, patrząc w oczy. Widział w nich dobrze znane zdeterminowanie, jednak gdzieś w tam w głębi miał świadomość, że ona dalej cierpi.
- A co jeśli to nie minie? – to pytanie dręczyło go od pierwszego telefonu.
- Wierzę w Ciebie i twoją silną więź z podwładnymi.
Delikatnie pocałował ją w usta i przytulił do siebie. Spojrzał na Chrisa, który przywracał stół do poprzedniego stanu. Nie umknęło mu to, że blondyn także jest na skraju wyczerpania. Mocniej przytulił brunetkę, po czym się odsunął.
- Powinniśmy odpocząć, bo za niedługo wykitujemy.
- Wy pierwsi idźcie się zdrzemnąć, bo ja już trochę pospałam.
Vincent już otwierał usta by coś powiedzieć, ale przerwał mu w tym pocałunek. Gdy odsunął się od Asumy, ciężko westchnął i pokiwał głową, że się poddaje. Odprowadziła ich wzrokiem i podniosła z podłogi mapę oraz kartki z zapiskami. Była bardzo zmęczona, jednak wolała się czymś zająć, by nie myśleć o tym co się stało tydzień temu. Opadła na kanapę i zaczęła się przyglądać zapisanym stronom. Także uważała, że Vincent ma rację z tym, że nie może być to zbieg okoliczności. Była wręcz pewna, że te nowe grupy, to są ludzie Yoshiro, którzy mają wzbudzić chaos w ich rodzinie. Miała nawet podejrzenia, że chcą wybawić osoby z ich rezerwy głównego składu, by wziąć się za Francję – serce Nationale de la Famile. Chociaż bardzo mało osób wiedziało o tym, że istnieje taka rezerwa, jednak obawiała się, że grupa japońska mogła ich przejrzeć. W końcu trochę im pomogli, prosząc o pomoc Francisa i Josepha, którzy należeli do rezerwy. Przetarła oczy, które zaczęły ją szczypać. Z rezygnowaniem odrzuciła na stół notatki i rozsiadła się na kanapie.
- Jak tak dalej pójdzie to będę nosić okulary – szepnęła do siebie.
Przymknęła powieki chcąc by jej oczy odpoczęły. Przerwał jej w tym dzwonek telefonu. Zaskoczona wyciągnęła z kieszeni swoją prywatną komórkę, na którą rzadko ktoś dzwonił. Skrzywiła się widząc, kto próbuje się do niej dodzwonić. Wyciszyła dźwięki i wróciła do chwili relaksacji. Po chwili poczuła krótkie wibracje, oznaczające przyjście sms’a. Czego ten idiota chce. Zirytowana odczytała wiadomość i spojrzała przerażona na drzwi.
Wyjdź na chwilę na korytarz.

Pokręciła głową, mając nadzieję, że jest to pomyłka, jednak kolejny sms z prośbą, rozwiał ją. Powoli podniosła się z kanapy i podeszła do drzwi. Spojrzała przez wizjer i powstrzymała się przed pisknięciem z przerażenia. Starała się uspokoić i kiedy jej się tu udało, wyszła na zewnątrz.
- Bałem się, że nie wyjdziesz – powiedział szatyn.
- Miałam taki zamiar.
Na jego twarzy pojawił się smutek i schował ręce do kieszeni. Nie rozumiała po co tutaj przyszedł i jak w ogóle ją odnalazł. Nagle się skrzywiła. Rozmowa z Vincentem. Szybko odgadła, że dzięki przeciąganiu połączenia, namierzył jej telefon. Jednak ciągle nie wiedziała czego od niej chce.
- O co chodzi?
- Tak, ciebie także miło widzieć po tak długi czasie – westchnął. – Twój chłopak zabił Josepha.
Teatralnie przewróciła oczyma na tekst, o „miłym widzeniu” i próbowała powstrzymać szyderczy śmiech na jego twierdzenie. Nie wiedziała skąd wpadł mu do głowy taki pomysł.
- Mylisz się – odwróciła się by wrócić do apartamentu.
- Czekaj – chwycił ją za rękę.
Spojrzała na niego, nie ukrywając swojego zdenerwowania. Nie czuła się najlepiej w jego obecności i chciała jak najszybciej wrócić do środka. Jak na zawołanie otworzyły się w drzwi, w których stanął Vincent. Zaskoczony spojrzał na Luke’a po czym na Asumę. Jego wzrok padł na rękę szatyna, która trzymała dłoń dziewczyny.
- Trzymaj swoje łapy przy sobie – syknął przez zęby.
Francuz puścił brunetkę, jednak było widać, że się wahał.
- Przecież to on zabił Petera! – krzyknął.
Gwałtownie się obróciła i spojrzała na byłego kompana.
- To nie byłeś ty?

            Luke rozsiadł się na fotelu i przyglądał się mieszkaniu. Przez nagły zwrot akcji ich nastawienie do niego się zmieniło. Chociaż Vincent nadal patrzył na niego spod byka. Asuma czując negatywne nastawienie obu Francuzów, postawiła głośno kubki z herbatą na stole.
- Po pierwsze Vincent nikogo nie zabił – powiedziała stanowczo, patrząc na szatyna. – A ty postaraj pohamować swoje uprzedzenie – zerknęła na bruneta.
Obaj mężczyźni kiwnęli niechętnie głową, więc usiadła na kanapie. Christopher niezbyt zadowolony przecierał swoje okulary, nie wiedząc po co go obudzono.
- Więc powiadasz, że nie zamordowałeś Petera – mruknął Vincent.
- Miałem pierwotnie taki zamiar, jednak z niego zrezygnowałem – syknął wojskowy. – Natomiast ty twierdzisz, że nie masz nic wspólnego z śmiercią Josepha.
Dziewczyna spojrzała w górę, zastanawiając się za jakie grzechy musi przez to przechodzić. Natomiast Chris obserwował ich jakby grali w jakieś portugalskiej telenoweli. Gdyby był Antonio to na pewno by obstawiał zakończenie tej rozmowy.
- Po części – szepnął.
Luke poderwał się z fotela z tryumfalnym okrzykiem i miał coś powiedzieć jednak zrezygnował widząc łzy Asumy. Chciał do niej podejść, jednak Vincent był szybszy.
- To moja, nie jego wina.
- Przestań się obwiniać – przytulił ją do siebie. – To nie twoja wina.
Szatyn stał w miejscu, nie rozumiejąc o co chodzi. Nie był świadomy, że poruszył dość wrażliwy temat. Chris niechętnie podniósł się i gestem poprosił Luke’a na stronę. Był świadom, że dziewczyna dość szybko się nie uspokoi i zapewne będzie uparcie przy swoim zdaniu. Wolał sobie tego oszczędzić i zająć się ich gościem.
- Po pierwsze nie poruszaj tematu śmierci Josepha – mruknął opierając się o blat kuchenny. – Jak pokażesz, że jesteś godny zaufania to powiemy Ci co się naprawdę stało.
Mężczyzna niechętnie przystał na ten warunek, mimo iż odkrycie prawdy o śmierci przyjaciela, było jego powodem przyjazdu. Upił łyk swojej herbaty, który zdążył zabrać z salonu. Brytyjczyk widział, jak zżera go ciekawość o to co się teraz może dziać w pomieszczeniu dziennym.
- A więc pewnie chcieli z tobą porozmawiać o Peterze – postanowił skupić jego uwagę na czymś innym.
- O co wam chodzi? – zmarszczył brwi, niezadowolony z obranego tematu.
- Myśleliśmy, że to Ty go zabiłeś, a nagle wychodzi na to, że byliśmy w błędzie.
Luke przewrócił teatralnie oczyma i nie skomentował wypowiedzi blondyna. Chris nieprzyzwyczajony do olewania przez inne osoby, oprócz Kikari, starał się uspokoić. Wyciągnął telefon i na chwilę skupił się całkowicie na urządzeniu.
- Widziałeś kogoś podejrzanego, w jego otoczeniu?
Mężczyzna z głośnym stuknięciem odstawił kubek.
- Czy to jakieś przesłuchanie? – krzyknął.
Do kuchni weszli pozostali, którzy próbowali zrozumieć złość szatyna. Ten bez słowa ich wyminął i ruszył w stronę drzwi.
- Przyszedłem tutaj ponieważ, martwiłem się o Asu – spojrzał na dziewczynę. – Ale nie dam się wam przesłuchiwać. Pieprzcie się!
Rozległ się głośny trzask, zamykanych drzwi.
- Zawsze był taki nerwowy – westchnęła Asuma. – Jak się uspokoi to pewnie zadzwoni.

___________
A więc po raz kolejny przepraszam za tak długie opóźnienie, ale nie dość, że byłam ciągle zajęta wkuwaniem na wszelakie sprawdziany, to jeszcze miałam brak weny. Kiedy mnie ona nawiedziła w niedzielę, przysięgłam sobie, że dodam gotowy rozdzialik w poniedziałek, od razu po powrocie z konkursu. Niestety nie spodziewałam się, że będziemy sporą część drogi iść na piechotę i to po górach, więc jak wróciłam to padłam zmęczona na łóżko i obudziłam się dopiero dzisiaj rano. Więc przepraszam was za moje nieprzygotowanie i mam nadzieję, że rozdzialik wam to wynagrodzi (chociaż mógłby być lepszej jakości D: ).

2 komentarze:

  1. Muszę jeszcz skopać tyłek Hitoshiemu patelnią...
    Akcja zaczyna się komplikować. Z jednej stronie fajnie, bo robi się coraz ciekawiej, ale z drugiej ta cała sytuacja taka raczej niezbyt miła. :|
    A ogółem to rozdział bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe. :'D
      Wiesz w końcu ile można żyć w spokoju? >:|
      Na serio? Ja tak go na raty pisałam, że aż mnie obrzydził. .-.

      Usuń