środa, 25 września 2013

29

            Gdy Vincent zakończył swą opowieść na dworze było już całkowicie ciemno, a pracownicy dawno wrócili do domów. Tępym wzrokiem wpatrywał się w dno pustego kubka, jakby oczekiwał, że nagle się napełni kawą, albo przynajmniej rozwiązaniem. Blondynka przyglądała mu się uważnie, aż w końcu zdjęła okulary. Pomasowała skroń i ciężko westchnęła. Spodziewała się, że dowie się paru szokujących rzeczy oraz, że nie powinna w ogóle tego słyszeć. Jednak z powodu, że wcześniej unikała słuchania o tych sprawach, jej brat musiał opowiedzieć wszystko od początku by mogła zrozumieć co go dręczy.
- Po jakiego grzyba pchałeś się do tego? – spytała załamana.
Spojrzał na nią i poczuł jak zalewa go gniew. Z hukiem odłożył kubek na biurko i przyjął postawę obronną.
- Jakoś nikt inny nie kwapił się by się tym zająć, więc proszę nie mieć do mnie pretensji.
- Nikt Ci nie kazał. Sam wybrałeś taką drogę – syknęła.
Był na siebie wściekły, że w takim momencie znowu zaczynają się kłócić o to samo. Potrzebował wsparcia, ale rodzinne sprzeczki zawsze były ważniejsze. Nie ważne w jakich okolicznościach się spotykają, zawsze kończy się tak samo. Każdy idzie w swoją stronę trzymając w sercu urazę, że rozmowa potoczyła się w ten a nie inny sposób.
- Bo lepiej pozwolić by nasz dziadek gnił w więzieniu… Masz rację. Dlaczego tylko ja się tym przejąłem?
- Może dlatego, że skończony z ciebie idiota? – zmarszczyła brwi. – Należał mu się taki koniec za to co zrobił!
Poderwał się z krzesła i oparł ręce o blat biurka. Zgrzytał zębami i mierzył wzrokiem swoją siostrę. Gdyby nie więzy krwi, to nie byłby pewien czy powstrzymał się od rękoczynu. Ścisnął palce w pięść tak mocno, że aż kostki zbielały.
- Olejmy to, że dzięki niemu jesteśmy kim jesteśmy… W końcu gdyby nie brudne pieniądze to w życiu nasza rodzina nie miałaby takich dochodów z interesów.
- Nie obracaj kota ogonem, Vincencie!
Prychnął i gwałtownie odsunął się od biurka. Szybkim krokiem podszedł do okna i oparł się o parapet. Nie mógł się powstrzymać od szyderczego uśmieszku.
- Czy tak Ci to przeszkadza, że żyjemy tak dostatnie przez to, że…
- Zamilcz! – poderwała się z fotela. – Nie chcę o tym nawet słyszeć.
W środku czuł się jak ostatni partacz, który posuwa się do najgorszych rzeczy by być na górze. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że irytuje go „czystość” siostry. Wkurzało go, że blondynka brzydzi się krwi, zabójstw, morderstw, a nawet głupiego bicia. Była czysta niczym tabula rasa.
- Ale jednak korzystasz w pełni z tych pieniędzy? Widziałem nowe Volvo na parkingu… Prosto z salonu. Pewnie było drogie, a nawet półroczny dochód z tego interesu by nie pokrył jego wartości…
Obserwował jak zaciska usta w wąską kreskę i próbuje pohamować gniew.
- To nie twoja sprawa – wydukała przez zęby.
- A teraz to nie moja sprawa… Nieładnie Sophie. Ty i Charlie ciągle narzekacie, że nie interesuję się rodziną, a kiedy zaczynam to nie moja sprawa?
- Chyba mylisz pojęcie rodzin… Chodzi nam o prawdziwą rodzinę, a nie mafię, którą nazywacie podobnie.
Musiał przyznać, że jego siostra idealnie zmieniła tok dyskusji. Chciała odwrócić jego uwagę od tego, że sama korzysta z brudnych pieniędzy, na to, że za mało czasu poświęca krewnym. Otwierał usta by coś powiedzieć, kiedy rozległo się głośne pukanie. Spojrzeli na siebie widocznie zaskoczeni. Modlił się by ich kłótni nie było słychać na zewnątrz, bo mieliby teraz niezłe kłopoty. Sophie podeszła powoli do drzwi i otworzyła je za pomocą kluczy. Vincent nie widział kto za nimi stał, ale zauważył, że blondynka się rozluźniła. Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna, z czarną brodą. Był ubrany w czarny płaszcz, a na głowie miał w podobnym odcieniu kapelusz.
- Do jasnej cholery o co znowu wam poszło? Słychać was na pół pola… - odezwał się ochrypłym głosem.
Sophie ostentacyjnie padła na fotel i podparła głowę ręką.
- A jak myślisz? Vincent znowu się czepia dlaczego olaliśmy sprawę dziadka.
Mężczyzna zdjął z głowy kapelusz i uważniej przyjrzał się Vincentowi, swoimi brązowymi oczyma. Wolną ręką pogładził się po brodzie i ciężko westchnął.
- Nie wypowiem się, bo wyjdzie kolejna awantura.
- Charlie! Do jasnej cholery przecież to jest nasz dziadek! Tylko ja mu pomogłem, bo wy woleliście bawić się w firmę, Denis zwiał do Rosji, a tato uznał, że nigdy nie miał ojca! – podszedł do brata i zadarł głowę do góry. – Nawet nie pomyśleliście jakie konsekwencje by wyszły gdyby go skazano! Od razu spadły by dochody z wina bo kto kupi towar od rodziny mafiosa? – Sophije spuściła wzrok. – Zapewne odebrano nam tytuł i cały majątek, by pokryć szkody wyrządzone przez dziadka… A już nie mówię co by się stało z nami. Bylibyśmy spaleni wśród ludzi.
Charlie powoli podszedł do wieszaka i powiesił swój kapelusz. Przez chwilę stał w miejscu jakby walczył ze swoimi myślami. Spojrzał przez ramię na brata, a Vincent miał wrażenie, że ten wzrok przeszywa go na wskroś.
- Wiemy co by się stało gdyby… - urwał i schował ręce do kieszeni. – Nie mamy Ci za złe co zrobiłeś… Prawdę mówiąc jesteśmy Ci wdzięczni. Tylko ty miałeś na tyle odwagi by się tym zająć, ale to nie zwalnia Ciebie z interesowania się naszą rodziną. Odizolowałeś się od nas, to przez Ciebie nasza Ma-
- Charlie! – przerwała mu Sophie.
Jednak za późno to zrobiła i Vincent zrozumiał jego przekaz. Pokiwał bezwiednie głową, mamrocząc coś pod nosem, że ma rację. Chwiejąc się zaczął się cofać, aż doszedł do drzwi. Otworzył je i wyszedł. Chciał ukryć swoje łzy. Blondynka zerwała się z miejsca i wybiegła na zewnątrz, po drodze obrzucając starszego brata groźnym wzrokiem.

            Nerwowo zerkała na boki, nie mogąc przystosować się do nowej sytuacji. Zauważyła, że nie tylko jej to przeszkadza, ponieważ Luke także wydaje się poddenerwowany. Robił wszystko by nie patrzeć w jeden punkt, więc podziwiał wygląd kawiarni. Przyglądał się starym fotografią Paryża, kopią obrazów. Zawieszał oko na menu, oraz patrzył na widoki za oknem. Zazdrościł przechodniom, że nie muszą przejmować się takimi sprawami jak on. Żyją sobie swoim rytmem i nie przejmują się zbytnio tym co dzieje się na zewnątrz.
- Czy oni na serio myślą, że nie wiemy, iż tutaj są? – spytał znudzony.
- Niech myślą, że są jak ninja… Łatwiej będzie ich zgubić.
Oboje unikali patrzenia w jeden punkt. Był to stolik w samym rogu pomieszczenia, który zajmowali dwaj mężczyźni. Jeden z nich czytał gazetę, a drugi był zajęty swoim tabletem. Przynajmniej udawali, że tym się zajmują, a tak w rzeczywistości przyglądali się Asumie i Lukowi. Dwójka francuzów nie mogła powstrzymać westchnięcia. Ciszę przerwała kelnerka, która podała im zamówienie. Brunetka od razu sięgnęła po kubek karmelowej latte machiato i z uśmiechem zatonęła w słodyczy, natomiast mężczyzna niemrawo chwycił swoją kawę.
- Serio nie potrzebnie powzięli takie środki ostrożności… Przecież do tej pory nic nam się nie stało, więc po jakiego grzyba każą nas pilnować? – mruknął i podparł się ręką.
- Za coś muszą opłacać tych swoich ludzi… W końcu za nic nie robienie i pierdzenie w stołek nie należy się wypłata.
Spojrzał na nią jak na idiotkę, na co ona wzruszyła ramionami. Napił się kawy i pokręcił głową.
- Serio nie masz lepszej teorii?
Podniosła wzrok znad kubka i wywróciła teatralnie oczyma. Przez chwilę spokojnie sączyła gorący napój, by lekko nachylić się na stołem.
- Druga opcja to taka, że wymyślili tego zabójcę by nam się lepiej przyjrzeć… Jednak ta historia jest zbyt zagmatwana i niezrozumiała, by była wymysłem jakiegoś grubasa w wojsku.
Kiwnął głową, że się zgadza. Na jakiś dziwny sposób, słowa dziewczyny były rzeczywiste. Dobrze pamiętał zajęcia, kiedy kazano im wymyślać fałszywe historie na potrzeby różnych przedsięwzięć. Zawsze kładziono nacisk na wiele szczegółów, masę faktów oraz klarowność wypowiedzianej historii. Mieli mówić ją bez mrugnięcia okiem i zawahania, a wczorajsza rozmowa z dyrektorem była przeciwieństwem. Znali mało faktów, a mieli mniej dowodów dotyczących tych zabójstw. Nie był znany motyw, ani prymitywny rysopis mordercy. Nie potrafili określić czy pochodził on z Afganistanu, czy może był Francuzem. A tym bardziej niezrozumiały był fakt, jak odnajdywał swoje ofiary i dlaczego tak je wybierał. Jak się dowiedzieli, trwały kolejne edycje projektu „Afganistan” i uczestnicy tych części nie byli nawet prześladowani. Oczywiście im wpadł do głowy jeden podejrzany, ale wraz z jego pojawieniem szybko może zostać uniewinniony.
- Myślisz, że Thomas stawi się na „przesłuchanie”.
Wzruszyła ramionami. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Thomas był jedyną osobą oprócz nich, która była uczestnikiem projektu i jeszcze żyje. Chociaż w głębi duszy miała złe przeczucia. Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu. Szybko wyciągnęła komórkę i odebrała połączenie. Z uwagą wsłuchiwała się w słowa rozmówcy, by bez słowa się rozłączyć.
- Mamy problem… - spojrzał na nią pytająco. – Thomasa znaleźli niedaleko lotniska… Ponoć jego ciało było tak zmasakrowane, że tylko nieśmiertelnik pomógł go zidentyfikować.
Odruchowo położył dłoń w tym miejscu, gdzie chłodny kawałek stali stykał się z jego ciałem. Najgorszą informacją jest to, że ten kawałek metalu pomógł rozpoznać zwłoki. Gdy nie da się już tego zrobić na podstawie uzębienia jest źle. Mordercą musi być jakiś psychopata, szaleniec lub seryjny morderca.
- Co robimy?
- Muszę spotkać się z Vincentem.
Kiwnął głową. Teraz była jego kolej by się wykazać swoim doświadczeniem. Musiał coś wykombinować by ich obstawa się niczego nie domyśliła i Asuma mogła sama spokojnie udać się na spotkanie. Na jego twarzy zagościł uśmiech.

            Z trudem udało mu się otworzyć drzwi, co w sporej mierze utrudniały torby podróżne. Z syknięciem popchnął je i wszedł do środka. Skrzywił się lekko, kiedy zauważył pustkę w domu. Odruchowo spojrzał na zegarek i nie mógł ukryć swojego zdziwienia. Zazwyczaj o tej godzinie wszyscy byli już w domu. Siadali w salonie i oglądali jakieś durne seriale, które wymyślili amerykanie. Nie śmiali się z rodzimej brytyjskiej komedii tylko z idiotycznych sitcomów. Położył powoli torby na podłodze i udał się do salonu. Telewizor był wyłączony, a na stoliku nie było żadnych oznak, że tutaj siedzieli. Zawsze było pełno różnych przekąsek, a tym razem blat był czysty. Wszedł na górne piętro, gdzie znajdowały się sypialnie, ale w nich także nikogo nie było. Zamyślony zaczął skubać się po zaroście i ostatecznie zeszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, która była pełna, co oznaczało, że nigdzie nie wyjechali. W końcu kto normalny by zostawił tyle artykułów spożywczych na czas wyjazdu. Wyciągnął kawałek kiełbasy i zamknął lodówkę. Kątem oka zauważył, że coś spada na podłogę. Schylił się po niewielką karteczkę i o mało co nie zakrztusił się mięsem. Bez namysłu pobiegł ku drzwiom i wypadł na podjazd. Starał się utrzymać równowagę na mokrej trawie i z hukiem wpadł na swój samochód. Wsiadł do środka i klął na auto, które nie chciało odpalić. Gdy to zrobił, wdepnął gaz i przez chwilę boksując, wyjechał z podwórka. W ostatniej chwili mu się to udało, bo do jego uszu doszedł huk i poczuł jak ziemia się trzęsie. Gdy znalazł się na bezpiecznej odległości, spojrzał przez ramię na stojący w płomieniach dom i latających w powietrzu fragmentach. Czuł, że coś go ściska od środka, więc przestał wpatrywać się w miejsce gdzie się wychował. Ciężko oddychając sięgnął po telefon. Czekał, aż połączenie zostanie wybrane i wcisnął mocniej pedał gazu, zostawiając za sobą swoją przeszłość.
- Vinc… - sapnął. – Mają moją rodzinę.

            Zmęczony przejechał ręką po twarzy i wpatrywał się w jeden z symboli Francji. Metalowa konstrukcja mocno odcinała się o krajobrazu, tworząc ją jeszcze bardziej wyjątkową. Znał na pamięć jej historię oraz sprawy związane z jej budową, ale nie miał teraz siły o tym myśleć. Po kłótni z rodzeństwem nie mógł spać, chociaż Sophie starała się wszystko złagodzić. Czuł, że nie powinien wracać do domu, ale nie chciał zostawiać Asumy samej z tym wszystkim. Nawet nie odwrócił głowy, kiedy ktoś przy nim usiadł.
- Jak się czujesz?
Wzruszył ramionami. Nie chciał się jej zwierzać z dręczących ją problemów. Sama nie miała lekko w tym momencie. Poczuł jak kładzie swoją głowę na jego ramieniu i odruchowo ją do siebie przytulił. W tym momencie czuł się jak stary człowiek, który już dawno się wypalił.
- Ja już nie widzę w tym sensu… Nie czuję już tego. – szepnął.
Czuł jak mocniej się do niego przytula. Miał wrażenie, że Asuma ma tak samo. Z wiekiem ta praca stawała się coraz bardziej męcząca, trudna. A przecież tyle nowych rzeczy się odkrywało, chciało się żyć jak inni.
- Nie było żadnego przesłuchania…
Dopiero teraz spojrzał na nią. Powoli podniosła głowę z jego ramienia i wpatrywała się w niego zasmucona.
- Okazało się, że ktoś morduje uczestników projektu i chcieli nas ostrzec oraz wziąć pod ochronę…
- Czekaj – pokręcił głową. – Morduje? Ktoś chce Cię zabić?
Przyłożyła rękę do jego ust by zamilkł. Był w szoku i nie potrafił logicznie myśleć. Odsunął jej dłoń i otwierał usta by ponownie zdać to samo pytanie. Brunetka uciszyła go pocałunkiem, chociaż była widocznie zdenerwowana.
 - Nie wiem… Ale teraz nie spuszczają mnie i Luka z oka… Ledwo im umknęłam, a do tego… - załamał jej się głos. – Za dużo do opowiadania, ale muszę coś Ci powiedzieć.
Przerwał jej dźwięk telefonu. Vincent przeprosił ją i spojrzał na wyświetlacz. Zaskoczył go widok, który zobaczył i szybko odebrał.
- Vinc… - Chris sapnął do słuchawki. – Mają moją rodzinę.
Zamurowało go. Nie wiedział co powiedzieć, a Brytyjczyk miał słowotok. Mówił wiele bezwartościowych informacji i Vincent był pewien, że blondyn płacze.
- Nic sam nie rób… Zaraz poinformuję pozostałych. Czekaj na nas.
Christopher coś mamrotał, ale powtórzył rozkaz i dopiero zamilkł. Rozłączył się i od razu wybrał potrzebne numery. Asuma przyglądała się temu z mieszanymi uczuciami. Przygryzła dolną wargę i otwierała usta by coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Muszę już iść, bo się zorientują, że mnie nie ma.
Brunet nie przestawał rozmawiać przez telefon, więc jedynie pocałowała go w policzek. Zbierała się do odejścia, jednak coś jej przeszkadzało.
- Vinc… - zaczęła.

            Ten poranek należał do jednego z najlepszych jakie miał Antonio. Na samo wspomnienie wieczoru, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przeciągnął się na łóżku i powoli wstał. Wzdrygnął się kiedy poczuł chłód. Spojrzał przez okno i się lekko skrzywił. Słońce było skryte za ciemnymi chmurami, ale to i tak nie zepsuło mu humoru na długo. Szybko założył na siebie bluzę oraz spodnie, po czym zbiegł po schodach. Z uśmiechem witał klientów, kiedy znalazł się w pizzerii i wpadł do kuchni. Tak bardzo tęsknił za pracą w tym miejscu, że nie mógł się doczekać pierwszego zamówienia. Przewiązał fartuch i w pośpiechu zjadł kanapkę. Kiedy tylko oznajmiono mu co zawiera zamówienie, z radością małego dziecka wziął się za wyrabianie ciasta. Chcąc się popisać podrzucał do  góry, tak jak robią prawdziwi kucharze. Gdy miało odpowiednią grubość rzucił je na formę i rozsmarował sos pomidorowy z przyprawami. Na sam zapach świeżych składników, poczuł jak ogarnia go rozkosz. Jakby w transie zaczął układać dodatki i wrzucił pizzę do pieca. Wytarł ręce o fartuch w momencie, kiedy jego telefon zadzwonił. Odebrał połączenie i podtrzymał telefon ramieniem, kiedy zaczął przygotowywać kolejne ciasto.
- Siema Vinc…
Pozostali spojrzeli na niego zaskoczeni, kiedy gotowe ciasto wypadło mu z rąk i spadło na podłogę. Zdezorientowany rozejrzał się po kuchni i bez słowa ją opuścił. Wbiegł na górę i zamknął się w swoim pokoju.
- Ale jak? – szepnął.
- Sam nie wiem… W ogóle kto to zrobił? Chris jest zbyt wielkim szoku i mówił bez ładu i składu – Vincent na chwilę umilkł i coś mruknął. Antonio podejrzewał, że do Asumy, którą słyszał w tle. – I… - nagle przerwał. – Co powiedziałaś?!
            Przybrała najgroźniejszą minę jaką potrafiła zrobić i za pomocą nogi skutecznie odsuwała od siebie Hitoshiiego. Brunet nie wydawał się zadowolony bliskim spotkaniem jego twarzy z jej stopą. Mówił coś, ale wychodził z tego jeden wielki bełkot. Itamaki nie przejmowała się tym, że go nie rozumie i uparcie próbowała przewrócić stronę w albumie. Za każdym razem kiedy podnosiła kartkę, brunet wyciągał ręce i próbował jej w tym przerwać. Nagle do pokoju wszedł młody chłopak, który został mianowany na asystenta Hitsohiiego. Spojrzał na nich i oblał się rumieńcem.
- Przepraszam, nie chciałem wam przeszkodzić – jęknął i zakrył oczy dłońmi.
- No chyba sobie żarty stroisz – sapnęła szatynka. – Że ja niby z nim…
Sama się zarumieniła i mocniej próbowała odsunąć od siebie bruneta. Skończyło się na tym, że w końcu chłopak znalazł się nad nią i jedną ręką trzymał jej nogę.
- Dobra a teraz oddaj mi mój album – sapnął.
Całkowicie zignorował obecność swojego podwładnego. Itami miała wrażenie, że twarz Hitoshiiego ją przeraża. Była pełna determinacji oraz czegoś dziwnego, czego nie potrafiła określić.
- Nie! – krzyknęła.
Pochylił się nad nią bardziej i w końcu zasłoniła twarz albumem. Odebrał od niej swoją własność i przeniósł się na drugi koniec kanapy. Z uśmiechem satysfakcji spojrzał na chłopaka.
- Słucham Ryuu, co Cię sprowadza?
Młodzieniec wyglądał na bardzo zażenowanego z powodu tego co zobaczył, jednak dzielnie starał się to ukryć. Wyciągnął z teczki, zapisaną kartkę, którą podał szefowi. Nie czekając na odprawę, opuścił jak najszybciej pokój. Itami było jej go trochę żal.
- Cholera… - syknął.
Spojrzała na niego pytająco. Miała złe przeczucia i modliła się by była w błędzie. Feniks i tak już jakiś czas temu mocno ucierpiał i kolejna afera by go chyba zrujnowała.
- Musisz lecieć do Anglii, więc się szybko spakuj. Zaraz masz samolot.

            Czuła jak wszystko ją boli i z każdym momentem, kiedy odczuwała więcej tym bardziej bolało. Gdy w końcu otworzyła oczy, miała wrażenie, że oślepnie od ostrego światła. Podniosła rękę i zasłoniła natrętne źródło jasności i poczuła jak coś ją uwiera. Spojrzała na dłoń, do której miała podłączoną kroplówkę. Próbowała się podnieść, ale nie miała na to tyle siły. Po chwili zobaczyła nad sobą jakąś kobietę, która była chyba przełożoną.
- Jak się Pani czuje?
Przymrużyła oczy powoli przyswajając słowa pielęgniarki. Była świadoma, że pewnie narkoza ją tak otumaniła, ale nie potrafiła z tym nic zrobić.
- Wszystko mnie boli – szepnęła.
- To dobrze… - mimo, że wolno kojarzyła to ta wypowiedź była dla niej dziwna. – Czyli wszystko się udało.
- Co?
- Nie jest to w stu procentach pewne, ale prawdopodobnie będzie Pani mogła chodzić.

___________________
A więc mimo masy pracy i nauki dodałam rozdział, który jest nawet długi, czyli inaczej spełnia moje standardy na udany rozdział. Wiele informacji, które nie są wytłumaczone... Cóż taki urok. xD

3 komentarze:

  1. Ktoś spod znaku zapytania1 października 2013 17:48

    Czas na powrót po długim czasie oczekiwania na kolejne rozdziały. Przyznam, że trochę mnie to irytowało, ponieważ zbytnio mnie rozpieściłaś cotygodniowym dodawaniem rozdziałów. Jednak jestem w stanie to zrozumieć, jako iż wspominałaś coś o pracy. Wszystkie twe grzechy zostały odpuszczone.
    A tak na serio to zacierałam rączki na kolejny komentarz. Dlaczego? Bo po prostu byłam ciekawa co się stanie, ale obiecałam sobie, że ponownie napiszę gdy przynajmniej coś się rozwiąże. I faktycznie parę spraw miało swój finał, ale jak na złość pojawiły się nowe wątki.
    No ale od początku. To co działo się w Japonii było dziwne. Nie mogłam nadążyć za stronami. Co chwilę nowy punkt widzenia i zmiana zdania jednego z bohaterów. To było szokujące i dziwne! Do tej pory nie rozumiem co chodziło po głowie ojca Itamaki. Jeśli nie chciał by tak się sprawy potoczyły to dlaczego zabił Josepha? Skąd ma tyle braci? A co z jego ojcem? I najważniejsze: Czy to rodzinne? W końcu jego córka też tak samo niezdecydowana... Lata od jednej strony do drugiej, jak Maciek nad Maćkami z "Pana Tadeusza". Ale ten miał jakiś cel - dobro ojczyzny. A Itamaki? Zero. Nic takiego nie zauważyłam, a mówili kiedyś, że to lektury są chore bo nie widać w nich sens. Akurat w narodowym poemacie A. Mickiewicza widziałam cokolwiek.
    Idąc dalej pojawiły się nowe wątki. Czyli dokładniej rozdzielenie się Rodziny (czy mi się wydaje i zaczęłaś pisać z dużej litery, by zaznaczyć różnicę między rodziną, którą tworzy grupa krewnych, a tą mafijną?). Każdy bohater ma swoją własną historię. Trochę to intrygujące biorąc pod uwagę, że byli jak papużki nierozłączki. W ogóle co to za sens by coś takiego jak "główny skład" nie był razem? To zaprzecza jemu istnieniu! No ale dobra, spójrzmy na to z innej strony. Gdybym była w podobnej sytuacji (tak trzeba mocno pobudzić wyobraźnię) to jednak bym wolała takie rozwiązanie... Faktycznie przebywanie w takim gronie jest podejrzane, jeśli jedna z bliskich osób pochodzi z rodziny, która była zamieszana w niemiłą akcję. Więc uznajmy, że jest to nawet realna decyzja. Ale idziemy dalej... To dziwne "przesłuchanie" nagła szokująca informacja, morderca... Akcja u Christophera, podryw Antonia, rozmowa Vincenta z rodzeństwem, operacja Kikari... To jest wiele rozpoczętych i nie skończonych wątków. Wkurza ale dobra dam Ci szansę, ponieważ chyba kończysz, tak? Gdzieś o tym wspominałaś? Zobaczymy jak to się potoczy...
    A tak nawiasem czy rozwiąże się co powiedziała Asuma do Vincenta?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś spod znaku zapytania1 października 2013 17:49

    Ps Ładna szata graficzna, długo nad nią pracowałaś? Ładnie wyglądają komentarze i nie tylko. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Grrrr! Czemu ty musisz pisać w taki sposób, że ja nie wiem, co się dzieje. T_T Przeklęta szczwana bestia... Jeny co tu się dzieje. Q_Q

    Jestem takim frajerem, przez cały czas byłam przekonana, że jestem na bieżąco, a tu 3 rozdziały w dupę. x.x

    OdpowiedzUsuń