poniedziałek, 16 grudnia 2013

Epilog

            W salonie siedział mężczyzna, który był zajęty czytaniem porannej gazety. Okulary ledwo trzymały się na czubku jego nosa, jednak nie zwracał na to uwagi. W pewnym momencie jedną ręką przejechał po swoich brązowych włosach, które w większości były już siwe. Nagle zamknął gazetę, nie mając siły by udawać, że ją czyta. Odłożył tygodnik na stojący obok stół i wyciągnął się w fotelu. Delektował się ciszą jaka panowała w domu. Gdyby nie kubek porannej kawy, pewnie teraz by sobie drzemał do momentu, kiedy pozostali domownicy się pojawią. Jednak nie czuł się senny, więc melancholijnie spojrzał na kominek. A dokładniej na znajdujące się na nim zdjęcia. Pierwsza w oczy rzucała się fotografia niemowlęcia, które spało w kołysce. Uśmiechnął się na myśl, kiedy jego kochana córeczka po raz pierwszy pojawiła się w domu. Kiedy spojrzał na sąsiednie zdjęcie, niemowlę nie było już takie małe i siedziało w chodziku. Każda kolejna fotografia ze smutkiem przypominała mu, że jego córka nie jest już taka mała, żeby mógłby ją nosić spokojnie na rękach. Ostatnie zdjęcie przedstawiało nastolatkę o długich brązowych lokach, która była ubrana w sukienkę wieczorową i stała w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Ciężko westchnął na myśl, że za niedługo dziewczyna opuści ich dom i zacznie powoli żyć swoim własnym trybem. Za każdym razem kiedy dochodziła do niego ta wiadomość, czuł wielki ból. Nie chciał by jego córka się od niego oddaliła. Możliwe, że w sporej mierze było to spowodowane złymi relacjami mężczyzny ze swoim ojcem. Nigdy się z nim nie dogadywał i kiedy miał jakąkolwiek sposobność, wykorzystywał ją by się od niego odizolować. Teraz zaczął tego żałować.
            Machnął ręką by oddalić od siebie posępne myśli i podniósł się powoli z fotela. Powolnym krokiem wszedł do kuchni i nastawił wodę w czajniku. Zerknął na parapet, na którym znajdowała się ramka z fotografią. Jednak nie było na niej jego córki. Tym razem było to zdjęcie jego i przyjaciół za czasów młodości. Uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie tamtych dni. Wtedy żył beztrosko, każdą chwilą. Nie zastanawiał się co będzie później. Dopiero pod sam koniec zaczął odczuwać ciężar takiego życia. W momencie kiedy się rozstali, musiał nauczyć się od nowa żyć. Nie mógł skupiać się na samochodach i zabawach. Od razu powitała go ciężka, prawdziwa praca, dzięki której zagwarantował przyszłość swojej rodzinie. W między czasie zajmował się swoimi starymi obowiązkami, ale z każdym miesiącem zdawał sobie sprawę, że robi się to niebezpieczne. Nie chciał by jego bliscy cierpieli z powodu jego lekkomyślności. Z tych rozmyślań wyrwał go gwizd czajnika. Szybko wyłączył gaz i wyjął z jednej szafek kubek. Wsypał do niego łyżkę kawy, którą od razu zalał. Przeszedł się po kuchni i chwycił w drodze cukierniczkę. Jednak od razu nie posłodził kawy, ale pierw zajrzał do lodówki. Wyciągnął pudełko jajek, które postawił na blacie oraz szczypiorek i cebulę. Gdy przechodził obok kubka, wsypał do niego dwie łyżeczki cukru i schylił się do dolnej szafki. Wyciągnął z niej małą patelnię, którą od razu postawił na gazie. Zaczął przyrządzać jajecznicę i spojrzał w stronę drzwi, w który stała rozespana brunetka. Kobieta miała krótkie brązowe loki, które z powodu tak wczesnej godziny były w nieładzie. Bardziej się opatuliła białym szlafrokiem i podeszła powoli do mężczyzny. Pocałowała go w usta i uśmiechnęła się lekko.
- Czym zasłużyłam na śniadanie? – spytała rozbawiona.
Brunet z uśmiechem na ustach, pochylił się nad nią i ponownie ją pocałował.
- Czy musi być jakiś powód, że robię jajecznicę dla mojej żony?
Brunetka powoli podeszła do stołu i usiadła. Uważnie przyglądała się mężowi, który powrócił do pilnowania jajecznicy. Odruchowo jej wzrok padł na obrączkę, a później spojrzała na swoją. Mimo kilku lat nie mogła ciągle uwierzyć w to, że byli małżeństwem. Nigdy nie wpadłaby na pomysł, że ich związek zmieni się w coś takiego. Czasami miała wątpliwości, czy ich ślub nie był spowodowany jej ciążą. Jednak za każdym razem gdy budziła się i widziała uśmiechniętą twarz męża, która się jej przygląda – wszelkie zwątpienia znikały.
- Wiesz… To jest do Ciebie nie podobne, Vincencie. Moim zdaniem musi być jakiś powód.
Wspomniany spojrzał na nią przez ramię i udał oburzenie. Nałożył jajecznicę na talerz i podał go wraz z kawą do stołu. Nachylił się nad brunetką i spojrzał jej prosto w oczy.
- Jak już musi być to w takim razie, za to, że jesteś – pocałował ją w czoło.
Zaśmiała się pod nosem i zaczęła jeść śniadanie. Usiadł naprzeciw niej i napawał się widokiem swojej żony. Odruchowo przypomniał sobie te dni, kiedy nic innego go nie interesowało jak bezpieczeństwo dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu.

            Spoglądał na Francisa, nie wiedząc co odpowiedzieć. Blondyn nie wywierał na nim presji, ale było po nim widać, że musi wiedzieć co Vincent postąpi. Nigdy go nie ponaglał, ale sytuacja była wyjątkowa. Brunet przygryzł wargę i uderzył pięścią w stół.
- Jak? – krzyknął.
Jedna z pracownic kancelarii, wyjrzała zza drzwi i bacznie spojrzała na Vincenta. Później jej wzrok spoczął na Francisa, który uspokoił ją gestem ręki. Wolał nie odstraszać jego nowej sekretarki, która jak na razie wypełnia prawidłowo swoje obowiązki. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy musiał skupić się na sprawach Rodziny. Vincent także nie był zadowolony z tego, że nie może spędzać czasu z prawdziwą rodziną tylko głowić się nad tym co zrobić z mafią.
- To co słyszałeś… Służby bezpieczeństwa mają nas na celowniku. I nie mówię tutaj o jednym kraju, chociaż dobrze o tym wiesz. Nagle zaczęli myśleć i połączyli siły.
- Cholera – sapnął Varin. – Jak tak dalej pójdzie to szybko nas namierzą.
Współczuł przyjacielowi, ponieważ ten założył rodzinę i miał małą córeczkę. Gdyby ich odkryli to dziewczynka zostałaby pozbawiona rodziców. W końcu Asuma także była zamieszana w wiele spraw, chociaż od czasu porodu przestała angażować się w sprawy Rodziny. Było to sporym ciosem dla ich mafii, biorąc pod uwagę, że nie było takiej drugiej osoby jak Asuma, która mogłaby przejąć jej obowiązki. Więc od roku wszelkie sprawy z strategią czy śledzeniem poczynań służb mundurowych, były bardzo niedbale wykonywane. Nawet Vincent nie miał czasu by się tym zająć.
- Jakiś plan? – spytał Francis.
- Przydałby się…
Blondyn pokiwał głową i sam zaczął zastanawiać się nad tym co mogą zrobić. Z tych rozmyślań wyrwała go kłótnia w pobliskim pokoju, jaki zajmowała asystentka. Kobieta coś krzyczała i nagle otworzyły się drzwi. Najpierw przeraził się, myśląc, że już ich namierzyli, jednak uspokoił się kiedy rozpoznał znajomą twarz brunetki. Ponownie uspokoił pracownicę i wskazał wolne miejsce przyjaciółce.
- Miło Ciebie widzieć – podszedł do niej i obcałował jej policzki.
- Czy tak miło? – westchnęła. – Dzwonił Christopher i skarżył się na natrętne sąsiadki… Czy wiecie o co mu chodziło?
Nawet nie musiał widzieć znaczącego spojrzenia Asumy, by dostrzec ironię w tym zdaniu. Kobieta była bardzo świadoma tego, co chciał przekazać Brytyjczyk i z tego powodu była zła. Przed tą rozmową Vincent błagał go, by powiedział jego żonie, że to tylko normalnie spotkanie. To, że odbywało się w jego pracy to było spowodowane brakiem czasu Francisa. Nie podobał mu się ten pomysł, biorąc pod uwagę, że brunetka nienawidzi kłamstwa. Zerknął na Vincenta, który siedział jakby miał kij w tyłku i patrzył przed siebie. Nie miał odwagi spojrzeć Asumie w oczy.
- No cóż… - sapnęła i usiadła na fotelu. – Przy czymś takim nie ma szans bym się nie wtrącała.
Varin na chwilę odetchnął z ulgą, ciesząc się, że jego małżonka nie drąży tematu kłamstwa. Jednak po chwili czuł się jakby ktoś go ogłuszył, cennym wazonem jak to często pokazuje się w filmach. Spojrzał na brunetkę i szukał śladu, który wskazałby na żart.
- Nie możesz! – krzyknął.
Francis miał ochotę wyjść ze swojego gabinetu i nie wtrącać się w kłótnie dość świeżego małżeństwa. Chociaż musiał przyznać, że Vincent nie został totalnym pantoflarzem i sprzeciwił się Asume. Już nawet przed ich związkiem, potrafiła go owinąć wokół palca, a on radośnie robił wszystko o co go poprosiła.
- Po pierwsze. Nie takim tonem – fuknęła. – Po drugie… Dlaczego?
- A twój jest lepszy? – odgryzł się. – Nie możesz wrócić do „pracy” bo musisz zajmować się dzieckiem.
W tym momencie Francis podniósł się z fotela i opuścił gabinet. Nie widział sensu w słuchaniu ich kłótni kiedy mógłby poflirtować z asystentką. Nie chciał się przyznać, że robił to tylko po to by pokazać innym, że nie przejął się tym, że Elizabeth go rzuciła. Dziewczyna wydawała się zadowolona tymi zalotami i zapewne liczyła na szybki awans.
            Nawet nie zauważył, że jego przyjaciel opuścił go w tej niebezpiecznej chwili. Asuma zapowietrzyła się i poderwała się z fotela. Odsunęła się jak najdalej od męża i spojrzała na niego ze złością.
- Może mam jeszcze prać na tarce i cerować ci koszule? – krzyknęła. – Co to za spojrzenie na świat, że kobieta ma tylko jedno miejsce!
Nie spodziewał się, że brunetka tak odbierze jego słowa. Miał coś innego na myśli i chciał jej to wyjaśnić. Zależało mu tylko na tym by nie ryzykować. W końcu gdyby im się nie powiodło to prędzej by wytropili Asumę, niż gdyby była w tym czasie w domu. Zawsze mógł powiedzieć, że o niczym nie wiedziała. Tylko tak samo jak z jego rodzeństwem, coś go podkusiło by powiedzieć coś innego. Nie lubił kiedy ktoś zarzucał mu coś innego, albo krytykował jego decyzje.
- Zawsze tak było! A tutaj jest inna sprawa! – odkrzyknął, podnosząc się. – Przy dziecku zawsze jest matka!
Rozłożył ręce w geście niemożności i to z bardzo ironicznym wyrazem twarzy.
- O przepraszam, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku! – skrzywił się na jej słowa. – A ty w ogóle pamiętasz jak wygląda twoja córka?
Był to cios poniżej pasa. Już otwierał usta by powiedzieć coś czego będzie żałował do końca życia, ale w tym momencie wpadł do gabinetu Francis. Spojrzał na nich z dezaprobatą i pokręcił głową.
- Uspokójcie się. Wszyscy myślą, że zajmuję się sprawą rozwodu!
Na te słowa oboje ucichli i spuścili głowy w geście pokory. Byli świadomi, że posunęli się za daleko, ale żadne nie miało zamiaru pierwsze przepraszać. Blondyn postanowił wykorzystać swoje doświadczenie zawodowe i pogodzić parę, bo nigdy nie zajmą się tym co jest teraz najważniejsze.
- Asuma nie rozumiem po co zaczęłaś ten temat –  strapiona potarła ręką swoje ramię. – A ty Vincent, po coś drążył ten temat?
W końcu udało mu się pogodzić małżeństwo i czekał, aż brunet weźmie się w garść i podejmie decyzję.
- A co z Christiną? – szepnął.
-  Samuel się nią na ten czas zajmie.
Vincent kiwnął głową i zaczął zastanawiać nad tym co zrobić. Dobrze wiedział, że zdolności jego żony bardzo przydadzą się w tej sytuacji, zwłaszcza, że miała wtyki w tym świecie.
- Dobrze… Daję Ci trzy dni na pierwszy zarys bo kto wie, jak posuwają się nasi przeciwnicy – kobieta spojrzała na niego znacząco. – Nie patrz tak na mnie… Rozkazuję Ci jako szef, a nie mąż.
            Od razu po spotkaniu zadzwoniła do brata i poinformowała go, że zajedzie do niego z córeczką. Od kiedy wyjawiła mu czym się zajmuje, Samuel stał się bardziej miły niż wcześniej. Dobrze pamiętała te chwile gdy potrafił rozpocząć kłótnie o byle błahostkę, albo krytykował wszystko co robiła. Gdy dowiedział się z jakimi trudnościami musiała się zmagać każdego dnia, przestał ją męczyć. Już nie dzwonił tylko po ty, by zarzucić jej, że nie robi nic związanego z zawodem. Teraz podczas rozmowy telefonicznej, pytał się czy wszystko w porządku. W momencie kiedy zbliżał jej się termin porodu, to właśnie z nim rozmawiała o tym co ma zrobić. Nie chciała zostawiać samego Vincenta z sprawami Rodziny, ale nie chciała oddalać się od swojego dziecka na krok. Bardzo zależało jej na tym, by jej córeczka nie zaznała świata w jakim oni żyli. Właśnie z powodu tego postanowienia, nie chciała by Christina była w domu. Nie miałaby czasu na zajmowanie się nią jak należy, ponieważ trzy dni to zbyt krótki okres czasu by mogła na spokojnie stworzyć zarys akcji. Wjechała na podjazd domu jej najstarszego brata i próbowała się uspokoić. Spojrzała na siedzenie obok, gdzie w niemowlęcym foteliku spała jej mała córeczka. Czuła wielką gulę w gardle na myśl, że przez kilka dni jej nie ujrzy. Odpięła pasy i wysiadła z samochodu, zamykając drzwi najciszej jak mogła. Obeszła auto i otworzyła drugie drzwi po czym powoli podniosła nosidełko i ruszyła w stronę wejścia. Nawet nie dzwoniła, tylko od razu weszła do środka. Szatyn już czekał na nią i wyciągnął rękę by wziąć dziecko, aby jego siostra mogła spokojnie się rozebrać. Gdy zdjęła buty i odwiesiła płaszcz na wieszak, odebrała nosidełko od brata. Bez słowa weszli do salonu, gdzie siedziała jej bratowa. Kobieta lekko się uśmiechnęła i wstała z kanapy, trzymając swojego syna na rękach. Jej bratanek tak samo jak córeczka, spał w najlepsze. Samuel odprowadził wzrokiem swoją żonę, po czym wskazał na wolne miejsce. Asuma usiadła i ostrożnie postawiła obok nosidełko. Delikatnie odpinała pasy i zaczęła rozpinać ciepłą kurteczkę dziecka. Szatyn przyglądał się temu i oczekiwał na chwilę, gdy siostra wytłumaczy mu co się stało. Kiedy była pewna, że jej córeczce nie jest gorąco obróciła się w stronę brata.
- Chciałabym Cię o coś poprosić – powiedziała starając pohamować swój smutek.
- Słucham?
Ponownie spojrzała na Christinę i czuła jak zaczynają ją szczypać w oczy. Nie chciała tego robić, ale w tej sytuacji chodziło o bezpieczeństwo ich wszystkich, a zwłaszcza dziecka. Musiała pomóc Vincentowi inaczej gdyby coś poszło nie tak, czułaby się winna.
- Czy mógłbyś zająć się małą przez kilka dni?
Nie miała odwagi spojrzeć na brata, który milczał. Czuła ogromny wstyd prosząc go o to, jeśli rok temu przysięgła, że już nigdy nie zajmie się mafią.
- Jeśli mnie o to prosisz to musiało się coś ważnego stać – szepnął.
Otwierała usta by mu odpowiedzieć, kiedy do jej uszu doszło kwękanie dziecka. Od razu wzięła córeczkę na ręce i zaczęła nią kołysać, starając się nie dopuścić do jej płaczu. Jednak dziewczynka powoli otworzyła swoje oczy i przyglądała się zaciekawiona nowemu otoczeniu. Asuma powoli zdejmowała z niej wierzchnie ubranie, by nie dopuścić do zgrzania. Zerknęła na zegarek upewniając się ile zostało czasu do karmienia.
- Tak – odpowiedziała cicho. – Chodzi tutaj o bezpieczeństwo Christiny… Wolałabym by na ten czas była u Ciebie.
- Dobrze… Mam nadzieję, że przywiozłaś jej rzeczy.
W duchu miała nadzieję, że Samuel się nie zgodzi i będzie mogła się cieszyć obecnością swojej córeczki w domu. Gdy powiedział „dobrze” po jej ciele przeszły dreszcze i poczuła jak zaczyna płakać. Szatyn usiadł obok niej i objął ramieniem w geście pocieszenia.
- Nic jej nie będzie, a towarzystwo będzie miała w postaci Felixa.
Kiwnęła głową i wierzchem dłoni otarła mokre oczy.
            Normalnie w takiej sytuacji zarządziłby spotkanie wszystkich lokalnych szefów, albo przynajmniej głównego składu. Jednak biorąc pod uwagę, że służby bezpieczeństwa miały na nich wszystkich oko, musiał wymyślić coś nowego. Dobrze wiedział, że jakiekolwiek próby rozmów telefonicznych czy pisania maili mogą być przechwycone, to tracił wiarę w przekazanie informacji. Plan był nawet dobry, ale mógłby być lepszy. Jednak biorąc uwagę, że powstał w tak krótkim czasie wszystko było jasne.
Od jakiegoś czasu w świecie mafii pojawiła się nowa rodzina. Miało to miejsce we Francji. Vincent nie przejął się tym wątpiąc by ktoś całkiem nowy mógłby mieć jakieś wpływy. Każdy z półświatka wiedział, że Nationale de la Familie ma największą władzę w tym kraju i nikt nie próbował ich zrzucić z tego miejsca. Nawet chętniej woleli przyłączyć się do tej rodziny niż z nimi toczyć wojnę. Jednym słowem – bali się. Varin podejrzewał, że długo nie będzie musiał czekać, aż pojawi się ich przedstawiciel, który będzie błagał o współpracę. Jednak pomylił się. Nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, nagle pojedyncze familie rezygnowały z przynależności do jego mafii. Wiele czasu nie minęło kiedy podczas rady dwunastu padło hasło „International”. Zaskoczony spojrzał na Rossiego, który nieświadomie powiedział to w rozmowie z sąsiadem.
- O czymże mówisz, Rossi? – spytał groźnie Vincent.
Starszy mężczyzna widocznie się zmieszał. Od kiedy Varin nie opuszczał granic kraju, stał się bardziej surowy dla wszystkich. Tym razem, żadne małe wykroczenie nie umykało jego uwadze i raz na zawsze skończyły się chwile samowolki.
- Widzisz mój drogi – zaczął mężczyzna. – Ta nowa Rodzina przyjęła taką nazwę.
Jedyne co pamiętał z reszty spotkania to, że uderzył ręką w stół i wkurzony opuścił salę. Czuł, że ci nowi próbują zamach na jego Rodzinę. W końcu nazwa jaką przyjęli jasno dawała do zrozumienia, że go naśladują. W ciągu paru tygodni dostawał raporty z różnych krajów i coraz częściej pojawiała się w nich nazwa „International”. Za każdym razem gdy ją widział, miał ochotę cisnąć dokumenty do komina.
            Teraz dopiero gdy Asuma przedstawiła mu dokładny plan dostrzegł, że próba naśladownictwa i przejęcia jego wpływów może się przydać. Jednak wymagało to sporego poświęcenia ze strony wielu osób. Pierwsze co zaczął, to sprzedawanie udziałów w zbyt dużych międzynarodowych firmach. Mimo, że osoby, które od strony prawnej i formalnej siedziały w zarządzie, były czyste jak łza to nie chciał ryzykować. Zbyt często utrzymywał z nimi kontakt, a gdyby śledczy spojrzeli na historię jego konta od razu by zobaczyli przelewy na dużą sumę, właśnie z tych firm. Chociaż i tak to były groszowe sprawy, biorąc pod uwagę konto rodziny w Szwajcarskim Banku gdzie z tygodnia na tydzień, wzrastała suma. Z tych pieniędzy mógłby spokojnie załatwić dostatni byt wszystkim członkom rodziny. W końcu środki z tego konta nie były nigdy ruszane od czasów powstania rodziny. Było to pewne zabezpieczenie. Wszelkie pieniądze, które były wykorzystywane na wydatki poszczególnych grup były składowane w zaufanych bankach na całym świecie. Każdy oddział miał swoje konto, na które wpływały pieniądze z jednej z korporacji jaka znajdowała się w ich kraju. Ten obrót gotówką był najlepszym rozwiązaniem i udowadniał, że jego dziadek nie był głupcem wymyślając coś takiego. Tylko jedynym minusem było to, że ostatnimi czasy Vincent nie miał czasu na tworzenie pomniejszych kont, na które wpływały by jego dochody tylko wszystko przesyłano na jego prawdziwe konto. Oczywiście gdy sprzedawał udziały, musiał najpierw zrobić to przez kogoś kto jest na miejscu i przekazać pieniądze lokalnej grupie. Zazwyczaj było to pięćdziesiąt procent zysku. Kiedy ostatnia korporacja znalazła nowego właściciela, rozpoczął drugą fazę operacji.
            W sposób dyskretny podpuszczał „International” do bardziej agresywnej rozgrywki. Wcześniej wysłał po jednym z zaufanych, ale nie znanych ludzi do każdego z lokalnych szefów by przedstawił mu plan działania. Po niedługim czasie otrzymał listowo dziwne przedmioty. Jednym z nich była elektryczna golarka, która zdaniem Asumy wyglądała na smartfona. W momencie gdy zobaczyła, że owa dziwna przesyłka pochodzi z Japonii – wszystko było jasne.
- Nawet Itami wie, że nie do twarzy Ci zbyt długim zarostem – zaśmiała się.
Brunet spojrzał na nią z wyrzutem i by pokazać, że go to nie ruszyło, poskubał się po brodzie. Gdy ujrzał w opakowaniu fabrycznym kabel USB oraz ładowarkę, zaczął wątpić w znaczenie prezentu.
- A co będzie jak podłączę to do komputera i wykryje on to urządzenie? – zaczął się śmiać.
Było to niczym z filmu o agentach, gdzie zegarek strzela laserem. Jakie było jego zdziwienie, gdy na ekranie komputera pojawiła się wiadomość o wykryciu masowego urządzenia USB. Golarka okazała się sprytnie ukrytym przenośnym dyskiem, na którym znajdował się dokument z długimi kolumnami cyfr i danych. A w tym czasie golarka powoli się ładowała. Jakim było dla niego szokiem, kiedy rano obudził się bez brody, a prezent z Japonii spokojne leżał sobie na biurku.  
            Nie krył swojego oburzenia zachowaniem Asumy, która szeroko się uśmiechała i podobnie jak on szukała ukrytych urządzeń w paczkach. Jednak żadne z nich nie pobiło golarki Japonki, która zdaniem Vincenta zgadała się z Asumą. Zmienił zdanie gdy otwierając przesyłkę z Australii, oberwał w nos klaunem na sprężynie. Brunetka nie mogła powstrzymać rozbawienia, kiedy jej mąż przeklinał świat i poszukiwał swoich okularów. Gdy mieli już wszystkie informacje o każdym pełnoprawnym i ważnym członku ich Rodziny, zaczęli zlecać przelewy. Nie wykonali ich tylko zapisali oraz wybrali dokładną datę kiedy mają być zrealizowane. Wszystko miało mieć miejsce po ostatecznym dniu.
            Tak jak Asuma podejrzewała, gdy z Rodziny zaczęły odchodzić osoby, które zresztą zrobiły to za ich prośbą; International od razu zaczęło brać się za przejęcie ich wpływów oraz pracowników. Ci którzy nie znaczyli wiele dla Nationale de la Familie i nie wiedział o ważnych sprawach, oraz o tym kto siedzi na samej górze z chęcią na to przystali. W tym czasie kiedy ich przeciwnik połykał przynętę i nawet doprowadzał do walki gangów, Asuma dyskretnie naprowadzała śledczych na ich trop. Długo nie musieli czekać kiedy początkująca mafia została uznana za ich Rodzinę i złapana. Nie pomogły im wytłumaczenia, że nazywają się inaczej. W końcu idioci nawet przejęli główne budynki oraz konta, na których niewiele było, ale należały do ich Rodziny. A ci lokalni szefowie, którzy nie chcieli rezygnować z takiego życia, dostali środki na rozpoczęcie nowej działalności pod własnym sztandarem.

            Spojrzał na pierścień po swoim dziadku, na którym był symbol Nationale de la Familie. Mimo tego, że ta Rodzina nie istnieje już od kilkunastu lat to ciągle nie mógł go zdjąć. Tęsknił czasami za tymi dniami, kiedy spotykał się ze swoimi ludźmi i z nimi żartował. Czuł też żal do siebie, że zrujnował to co stworzył jego dziadek. Jednak po chwili wszystko mijało i dobrze wiedział, że postąpił dobrze. Jego córka wychowała się bez ryzyka i świadomości tego, czym zajmowali się je  rodzice. Nawet nie wypytywała się o szczegóły gdy oglądała ich zdjęcia. Dobrze wiedział, że dziwiła się za każdym razem gdy główny skład znajdował się w jakimś innym kraju. Pewnie była pewna, że jeśli jej rodzina jest bogata to ojciec mógł sobie pozwolić na takie luksusy.
- Coś się tak zamyślił?
Spojrzał na Asumę i pokręcił głową. Nie widział sensu w przyznaniu się do wspominek. W końcu teraz trwa całkiem nowy rozdział w jego życiu.

            Dźwięk telefonu rozdzierał ciszę. Nikt nie wstał by go odebrać, a jakby się przyjrzeć do kołdra na łóżku była bardziej naciągana na głowy. Gdy dzwonek ucichły, odruchowo czarne włosy lekko się wysuwały. Kiedy ponownie urządzenie o sobie przypomniało, spod pościeli wydobył się pomruk.
- Odbierz… - jęknął kobiecy głos.
Odpowiedziało jej zaspane „yhym”. Kobieta przez chwilę się wierciła by w końcu zgarnąć dla siebie całą kołdrę. Mężczyzna mimo wszystko dalej spał i jedynie zakrył swoje brązowe włosy poduszką. Spod kupy pościeli wyłoniła się noga, która szturchała bruneta.
- Odbierz…
Jednak połączenie zostało przerwane i odruchowo przestała męczyć mężczyznę. Nagle rozległo się głośne piknięcie, które informowało o wiadomości na poczcie głosowej i automatycznym odtworzeniu.
- Itamaki! Jak cholero śpisz i spóźnisz się na samolot to własnoręcznie wypruję Ci flaki! – rozległ się krzyk z głośnika.
Szatynka odruchowo wyprostowała się na łóżku i spojrzała przerażona na zegarek. Zaspała i to nawet bardzo. Zostało jej mało czasu na zebranie się i wyjechanie, by zdążyć na odprawę. Wkurzona chwyciła poduszkę i uderzyła nią śpiącego mężczyznę.
- Hitoshii! Ty idioto! – krzyczała okładając bruneta. – Miałeś nastawić budzik!
Dopiero teraz się obudził i zszokowany nie wiedział o co może chodzić. W momencie kiedy oberwał w twarz, przestał udawać ofiarę i wyrwał poduszkę z rąk Itamaki. Rzucił narzędzie zbrodni gdzieś w bok, a ją samą rozłożył na łopatki.
- Na takie pobudki się nie zgadzam – sapnął siedząc okrakiem na jej brzuchu. – Prawidłowa żona budzi męża pocałunkiem i słodkim głosikiem… A nie okłada poduszką i drze się na cały dom.
Wystawiła mu język i zaczęła się wiercić, by jak najszybciej zacząć się ubierać. Histoshii miał z tego niezły ubaw i z szerokim uśmiechem na ustach, przyglądał się niepowodzeniu szatynki. Nagle spojrzał w boczne drzwi i widocznie się zmieszał.
- Tato… - odezwał się mały chłopczyk. – Co robisz mamie?
Itami nagle się uspokoiła i spojrzała na synka. Był tak do niej podobny, że Hitsohii wręcz nie mógł tego czasami wytrzymać. Za każdym razem jak gdzieś wychodzili i ktoś wspomniał o tym, że Ryuu jest podobny do matki dostawał dziwnego szału. Przecież jego syn musi mieć coś po nim, oprócz klejnotów rodowych.
- Nic takiego… - odpowiedział zakłopotany i zszedł z żony.
Chłopczyk przyglądał się im wielkimi oczyma i próbował zrozumieć o co tak naprawdę chodzi. Itamaki wykorzystała chwilę i poderwała się z łóżka, by zacząć wyrzucać rzeczy z szafy. Ryuu podszedł do ojca i usiadł obok niego i pytająco patrzył na poczynania szatynki.
- Kobiety… Tego nie ogarniesz – odpowiedział Hitoshii.
Po paru minutach była ubrana, spakowana i gotowa do wyjazdu. Najwięcej czasu zajmowało jej pożegnanie się z synem, który nie rozumiał po co jego mama tak daleko jedzie. Każdy wiedział, że Itami jest prawdziwą przylepą, która miała problemy z odstawieniem syna do przedszkola. To ona, a nie Ryuu błagała opiekunki by mogła z nim zostać. Skończyło się na tym, że Hitoshii odprowadzał syna do przedszkola jak i do szkoły. Nie było to łatwe, bo jego żona nawet w domu potrafiła urządzić histerię, że jej nie kochają i odbierają jedynego syna.
- Mów tak dalej a zrobię Ci drugiego – zawsze odpowiadał.
Za każdym razem to skutkowało i kobieta przestała marudzić. Na początku go to bawiło, ale ostatnio zaczęło martwić. Nie wiedział dlaczego Itamaki obawia się drugiego dziecka, albo raczej czy ma jakieś niesmaki z ich pożycia małżeńskiego. Kiedyś był gotowy porozmawiać o tym z Kyouyą, ale zrezygnował gdy tylko zobaczył jego twarz. Dobrze wiedział, że skończyłoby się to wyśmiewaniem. Do teścia bał się podejść, bo ten od momentu zaręczyn stał się bardzo agresywnie nastawiony do niego. Gdy tylko go widział, mężczyzna patrzył na niego wzrokiem, który mógłby zabić. A kiedy przychodził w odwiedziny krzyczał na wejściu.
- Gdzie jest mój kochany wnuk! – kucał i wystawiał ręce do Ryuu. – A znienawidzony zięć niech nawet się nie pokazuje.
A z jakim uśmiechem na twarzy wymawiał ostatnie zdanie. Nie raz prosił Itamaki by porozmawiała z ojcem, ale odpowiadała, że nie może nic z tym zrobić.
            Gdy udało mu się ją wypchnąć za drzwi i je zamknąć, by już nie molestowała ich syna, spojrzał na nią znacząco. Szatynka wydęła usta w dziubek i zrobiła minę zbitego szczeniaka. Nie mógł się nie powstrzymać by ją pocałować. Zwłaszcza, że przez najbliższy tydzień jej nie zobaczy. Gdy się odsunął, podniósł jej walizkę, która była cholernie ciężka i ruszył w stronę garażu.
- Uważaj na siebie i nie wyprawiaj tam żadnych głupstw.
- I kto to mówi? – zaśmiała się. – To ty wylądowałeś na innej wyspie podczas wyjazdu służbowego. Do tego jak wrócę to nie chcę widzieć żadnego spaczenia na Ryuu.
- Że ja go niby spaczę? – zdziwił się. – Niby jak?
- Dwóch chłopów samych w domu… Skąd mam wiedzieć o wymyślicie – nagle zebrało jej się na łzy. – Nie jadę! Nie zostawię mojego synka samego!
Ledwo wcisnął ją do samochodu i uspokoił, obiecując, że będzie dzwonił co parę godzin. Itamaki starała się wytargować by dzwonił co pół godziny, ale Hitoshii się nie dał. Jeszcze chwilę stał na podwórku i przyglądał się jak oddala się samochód. Gdy minęło parę minut i nie zapowiadało się na to, że jego małżonka nagle zawróci, obrócił się w stronę drzwi i zaczął trzeć dłonie.
- Czas na męski tydzień! – zawołał.
            Gdyby Itamaki wiedziała, że Ryuu zamiast oglądać anime siedzi z ojcem i przygląda się wyścigom samochodowym, to zapewne by zawróciła. Jednak na szczęście męża, nie była tego świadoma i z impetem wpadła na lotnisko. Od razu z daleka dostrzegła dobrze znane blond włosy, które mimo wszystko wyróżniały się na tle ciemnych włosów Japończyków. Podbiegła do miejsca gdzie stała Kikari i już chciała się na nią rzucić, ale w ostatnim momencie się opamiętała.
- Kikut! Kikari! – zawołała.
Dziewczyna powoli się odwróciła i spojrzała na przyjaciółkę z kwaśną miną. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej stojący obok blondyn.
- Cześć Itami – ucieszył się Kai.
- Czego chcesz? – spojrzała na niego podejrzanie.
Kikari cicho odchrząknęła by zwrócić na siebie uwagę, po czym położyła rękę na ramieniu Australijczyka.
- Otóż ten idiota boi się, że urodzę cztery miesiące przed czasem i nie chce mnie samą puścić.
Itamaki pokręciła głową i odruchowo spojrzała na zaokrąglony brzuch przyjaciółki. Nigdy nie myślała, że w końcu doczeka się dnia kiedy i blondynka będzie miała dziecko. W końcu jakby spojrzeć to każdy z głównego składu miał swoją pociechę, którą się chwalił przy każdej okazji.
- Kai… Ja Ci mówię, że nic jej nie będzie… Nawet gwarantuję, że będziemy się z nią obchodzić po królewsku.
Dopiero w tym momencie blondyn, pokiwał głową na znak zgody. Chociaż kiedy już przyleciał do Japonii to bardziej opłacało się już lecieć z nimi. Chciał się wykłócać, kiedy coś mu się przypomniało. Nagle przestał okazywać zainteresowanie podróżą i gdy tylko odbyła się odprawa, pożegnał z dziewczyną i ruszył do wyjścia. Cały tydzień mógł przecież spędzić z Hitoshiim, na różnych wygłupach. Taki czas odpoczynku od wszelkich prac. Chociaż wiedział, że to nie będzie to samo co kiedyś, z powodu syna przyjaciela, ale zawsze jakaś namiastka.

            Nigdy nie przepadał za wyjazdami. Za każdym razem kiedy musiał nawet odbyć podróż służbową to jego dzieci zaczynały lament, który później zmuszał go do kupowania im prezentów. Były bardzo cwane, a jego żona udawała, ze tego nie widzi. Sama nawet potrafiła go tak zmanipulować, że nawet nie widział kiedy wykonywał posłusznie jej rozkazy. Wtedy przypominał sobie te czasy, kiedy siał postrach samym spojrzeniem, a co dopiero gdy się odezwał. Teraz wystarczy, że żona spojrzy na niego spod byka i staje się potulny jak baranek. Do końca życia będzie pamiętał fatalną próbę kupienia auta. Bardzo mu zależało na czysto brytyjskim pojeździe, ale jego żona uparła się na samochód rodzinny. I tym sposobem posiadają Skode Yeti, której pojemność bagażnika jest mniejsza niż w włoskim Ferrari. Oczywiście za każdym razem wspominał o przestrzennym Range Roverze albo Land Roverze to jego ukochana próbowała zabić go wzrokiem. Więc i teraz kiedy odkopał z garażu swojego poczciwego Ghosta, którym jeździł za czasów młodu; czuł na sobie mordercze spojrzenie. Brunetka nie była fanką szybkich aut, którymi rozbijają się nieletni. Dzieci natomiast były zachwycone samochodem, który do najnowszych modeli nie należał. Teraz nawet auto samo mogło jeździć, co już wymyślili Szwedzi w dwutysięcznym trzynastym roku.* Więc po co komu kierowca, jeśli bez wstawania łóżka, twój samochód odwiezie dzieci do szkoły? Niby prawo zabraniało by nikt nie siedział przed kierownicą, ale i tak nie wszyscy tego słuchali. Nie raz tęsknił do tych dni kiedy Laptop coś ważył… Ba! Kiedy istniał i miał jeszcze rację bytu. Teraz to nawet tablety nie są na topie, biorąc pod uwagę, że wymyślono hologram, który można dotykać. Od tego wynalazku komputery stały się przenośne i bardziej poręczne, bo mieściły się w kieszeni. Nawet telefony pewnie by znikły gdyby nie to, że po prostu taki sprzęt jest drogi i nie wymyślono jeszcze jak dokładniej zastosować hologram jako telefon. On, ten który kiedyś gonił za technologią miał jej dosyć. Dlatego zamieszkał na wsi i zajął się uprawą roli, tak jak robili to jego świętej pamięci rodzice.
- Długo Cię nie będzie? – wyrwał go z rozmyślań głos jednego z dziecka.
Była to ośmioletnia dziewczynka, która miała długie brązowe włosy oraz śniadą cerę. Przypominała swoją matkę, ale jedynie różniły je oczy. Jego żona miała niebieskie, a córeczka zielone. Takie same jak on. Natomiast obok niej stał syn, który włosy miał takie same jak siostra, ale cerę bladą. Gdzieś w oddali dostrzegł swojego najstarszego syna, który stał przy traktorze i był zajęty czytaniem książki. On jedyny wyglądał jak on i miał tą samą wadę wzroku, więc musiał nosić okulary.
- Za tydzień wrócę – odpowiedział i poczochrał dziewczynkę po włosach. – Richard masz być grzeczny dla siostry – powiedział gdy chłopiec szykował się do podstawienia nogi dziewczynce. – A ty Victorio także.
Dzieci niechętnie pokiwały głowami i pobiegły w stronę starszego brata. Brunetka podeszła do męża i zmusiła go by na nią spojrzał.
- Uważaj na siebie, Chris – szepnęła i pocałowała go usta. – Pozdrów resztę w moim imieniu i zaproś. Dawno nie mieliśmy gości.
- Sadije… - westchnął. – Uważasz, że twoja bałkańska rodzinka była tutaj bardzo dawno?
Źle wspominał dni kiedy rodzina od strony żony, zjechała się i zrobiła u nich zjazd rodzinny. Czuł się jak wyrzutek, a tym bardziej, że nie rozumiał zbytnio języka. Mimo, że uczył się albańskiego dla żony to mógłby przysiąc, że każdy mówił w innym języku.

            Dobrze wiedział, że powinien być już dawno w drodze, ale nie potrafił opuścić domu. Marina zaczęła nawet go siłą pchać ku schodom, ale za każdym razem ktoś jej przeszkadzał. Tu pomiędzy nogami przebiegł jej syn jeden z ciotek, tam po chwili po schodach wchodziło kuzynostwo. A tu nagle rozległ się płacz dziecka. I gdy tylko obracała się by uspokoić dziecko, Antonio ją wymijał i wpadał do sypialni syna. Brał go na ręce i starał się uspokoić.
- A mówią, że to kobieta ślęczy przy dzieciach – westchnęła. – Tonio, spóźnisz się. Chcesz krócej z nimi spędzić czas? Przecież nagle Hugo nie urośnie i nie opuści domu.
Jednak Antonio dalej tulił syna i nawet nie miał zamiaru wyjść. W końcu wyciągnęła ostateczną broń i głosem matki, która chce bronić swoje dziecko, zażądała by oddał jej syna. Szatyn niechętnie posłuchał groźby żony i podniósł torbę podróżną. Pożegnał się z narzeczoną i z każdym krokiem, obracał się mając nadzieję, że Marina się rozmyśli. Gdy znalazł się na schodach, wiedział, że nie ma szans na zmianę decyzji. Pociągnął głośno nosem i zszedł na dół. Był bardzo przywiązany do syna, ale miał ku temu powody. Pięć lat temu Marina zaszła w ciążę, ale niestety jej nie doniosła. Źle wspominał te chwile kiedy oboje byli załamani tym co się stało. Właśnie wtedy Asuma, Vincent i Christopher przyjechali do nich by podnieść ich na duchu. Gdyby nie oni, zapewne by się rozszedł z narzeczoną, a tak udało im się postarać o kolejne dziecko. Jednak bał się, że Hugo może nagle odejść. Za każdym razem kiedy zachowywał się nietypowo, obawiał się choroby i był gotów jechać na pogotowie. Marina za to zachowywała spokój i tłumaczyła mu, że to nic takiego. Ale był pewny, że i ona boi się o życie syna.
            Ze smutkiem wsiadł do samochodu i ruszył włoskimi uliczkami. Mimo złego nastroju, wprawnie kierował i nie pozwolił by jakiś idiota wcisnął mu się przed maskę. Chociaż minęło tyle lat, włoskie zasady ulicy były takie same. Czyli nie było żadnych zasad. Jeden wielki chaos. Gdy tylko wyjechał z Rzymu, odetchnął ulgą i cieszył się pięknymi widokami. Przed nim była długa droga i chciał ją jak najszybciej pokonać, by szybko wrócić do domu.

            Głośno ziewnęła i zamieszała w garnku. Mimo długiego snu czuła się zmęczona. Wiedziała co było tego powodem. Jej jedyna córka miała dzisiaj wyjechać na uniwersytet. Więc chciała by jej ostatni posiłek w domu był idealny. Do tego mieli spodziewać się gości, których dawno nie widzieli w tym samym gronie. Spojrzała przez okno jak Vincent, wrzuca torby do bagażnika i poczuła uścisk na sercu. Nie mogła uwierzyć, że już tyle lat minęło od czasu kiedy pierwszy raz trzymała ją w rękach. Drugi przykry fakt od razu nasuwał się na myśl – nie była już tak młoda. Lata szalonej młodości miała już dawno za sobą, a ich końcówkę spędziła na opiekowaniu się dzieckiem. Nigdy nie myślała, że tak skończy.
- Co tam gotujesz?
Spojrzała na Christinę, która z zaciekawieniem zaglądała do garnka. Pomachała jej łyżką przed nosem by nie podglądała i usiadła grzecznie przy stole. Jednak dziewczyna zamiast posłuchać się matki, zajrzała do kredensu i zaczęła wyciągać talerze. Miał być to znak, że jest głodna i już chce jeść. Więc chcąc czy nie chcąc, zaczęła się spieszyć. A przecież trzeba jeszcze ugotować coś dla gości, w końcu tyle się nie widzieli.


Żadne z nich nie wątpiło w istnienie Nationalie de la Familie i mimo wszystko nosili symbole Rodziny. Chociaż nikt z nich nie zgłosił chęci do prowadzenia własnej działalności to ciągle czuli pewien pociąg do świata kryminału. Dlatego każde morderstwo jakie miało miejsce było dla nich ciekawe. Nie chcieli do tego powracać przez rodzinę, ale gdyby było inaczej to zapewne Nationale de la Familie istniałoby do dziś. Można powiedzieć, że istnieje – w ich sercach.
* Jakiś czas temu czytałam o Volvo xc90, które właśnie odpowiada tym parametrom i ma mieć premierę w przyszłym roku. Zainteresowanych odsyłam do magazynu "Top Gear" wydania 9/2013.

_______________________________

Drodzy czytelnicy

No i doszliśmy już do definitywnego końca. Dość długo próbowałam napisać zakończenie epilogu i za każdym razem gdy to robiłam czułam niezadowolenie. Nie podobał mi się koniec, więc pisałam go od nowa. W końcu nie mając siły zrobiłam zakończenie otwarte. Może dlatego, że zbytnio zżyłam się z bohaterami i nie potrafię ich pożegnać... Coś w tym jest, w końcu od 28 lipca zaczęła się ich przygoda, a zarazem moja. Nauczyłam się wiele opisując ich przygody. Może przez to, że jak głupia ślęczałam nad mapami i przewodnikami czytając o miejscach gdzie się pojawiali. Oczywiście nie obeszło się bez historii oraz plotek politycznych jak w przypadku Rosji. Znacząco poprawił się mój kunszt pisarski i jestem świadoma, że pierwsze rozdziały wymagają porządnej edycji. Zrobię to i wiem, że chodzi mi tylko o to by jeszcze jak najdłużej to przeciągać.Na prawdę nie zżyłam się z żadną moją postacią jaką kreowałam, jak z bohaterami tego dzieła. Płakałam gdy musiałam opisywać śmierć Josepha. Byłam wściekła gdy ojciec Itamaki okazał się zdrajcą. Drwiłam z naiwności Ante. Oraz czułam inne emocje bohaterów. Niby to tylko wymysł mojej wyobraźni, ale Ci bohaterowie są dla mnie jak prawdziwi ludzie. Jak moje dzieci, mogę nawet powiedzieć, bo w końcu ich losy wyszły spod moich palców. Nie lubię zbytnio dużo pisać w moich notkach, ale jako, że to ostatni raz chcę podzielić się tym co mi w sercu gra.
Gdybym mogła to zrobiłabym z tego tasiemca, który jest jak "Moda na sukces". Ale nie chcę ciągnąć tego w nieskończoność i wymyślać niestworzone historie. Ile razy ja się głowiłam, jak oddać tutaj prawdziwe życie. Przecież nie trudno o opowiadania, czy dzieła gdzie bohaterowie nie jedzą, nie załatwiają potrzeb fizjologicznych, ani nie cieszą się z życia seksualnego. Co do tego ostatniego to nigdy nie pisałam w prost, ale dyskretnie sugerowałam, że coś takiego ma miejsce. Przecież nawet w tym epilogu było jasne, że korzystali z życia bo w końcu dzieci. Długo myślałam nad tym jak rozplanować przyszłość bohaterów. Ba! Jaki zrobić odstęp czasu między ostatnim rozdziałem, a tym epilogiem. Osoby bystre szybko zauważą, że ostatni rozdział zakończył się na sugestii, że Asuma jest w ciąży, natomiast epilog na wyjeździe Christiny. Jako, że w wieku 16 lat Asuma i Vincent rozpoczęli naukę odpowiadającą naszym studiom, to wychodzi nam około 17 lat. Dużo mogło się wydarzyć, nie? Dlatego uznałam, że każdy powinien mieć założoną rodzinę. Więc pozwoliłam sobie by dziewczyny miały dzieci lub się spodziewały. Jednak nie omieszkałam się poruszyć pewnych spraw jak przyszłość oraz delikatną sprawę poronienia. Moim zdaniem dodało to autentyczności tego opowiadania.
Czy uwierzycie, że pierwotnie miało być inaczej. Nie chciałam happy endu. To było moim zdaniem nie możliwe przy takim zawodzie. Miał być reportaż z średnim wieku mężczyzną, który opowiada losy bohaterów jego książki "Raz, dwa, trzy! Mafia paczy". Tłumaczyłby się ze swojego otwartego zakończenia oraz dlaczego tak zrobił. Byłaby to taka rozmowa ze mną, gdzie wyrzuciłabym wszystkie swoje niesmaki, wątpliwości i teorie. Jednak gdy zbliżyłam się do końca, uznałam, że nie może tak być. Nie miałam serca zabić kolejnych bohaterów. Kto wie które zakończenie jest lepsze? Może kiedyś opublikuję mój pierwszy pomysł jako jakiś dodatek? Nie wiem.
Jednak chcę wam podziękować za to, że czytaliście/czytacie lub przynajmniej próbowaliście przedostać się przez koszmarne pierwsze rozdziały. Wiele dla mnie to znaczyło.
Także po raz kolejny chcę podziękować Itami i wiecznie nieobecnej Kikari. Gdyby nie wy to co ja bym robiła z wolnym czasem i na nudnych lekcjach zawodowych?

Dziękuję.
Asu

Dla osób ciekawych mojego stylu pisania i twórczości
Informuję, że pracuję nad nowym projektem, którego prolog oraz odsyłacz do innej strony pojawi się po nowym roku.

1 komentarz:

  1. Jeny, jeny, jeny. Co tu się dzieje. Ale Asu jest kochaną matką. <3 Ale to takie smutne, że już starzy jesteśmy. D: Ale normalnie uśmiałam się przy Itami z Hitoshiim. To tak bardzo w moim stylu. :D A Tosiek to słodzik i tyle. :D Ale normalnie szok z Kikutem i padłam przy Chrisie...on farmerem..XD Genialne. :D Ale i tak to wszystko jest takie ćikre. Niby u wszystkich wszystko ok, ale to już nie to samo. D: I wstretna Elizabeth. >o

    OdpowiedzUsuń