czwartek, 28 marca 2013

19


            Powoli otworzył powieki, mając wrażenie, że są cholernie ciężkie. Próbował zrozumieć co się w ogóle stało. Nawet przez głowę przeszła mu myśl, że to wszystko było najzwyklejszym koszmarem, jednak kiedy próbował się podnieść, poczuł ostry ból w prawym ramieniu. Padł z sykiem na poduszki i próbował uspokoić swój oddech. Plaskacz od Asu bardziej bolał. Pocieszył siebie w myślach, jednak efekt tego był odwrotny. Zdał sobie sprawę, że policzek od brunetki bardziej go zabolał psychicznie niż fizycznie, chociaż dziewczyna miała niezły zamach. Co miał poradzić na to, że nie pomyślał zanim ją pocałował. Teraz go unikała jak tylko mogła, co było dla niego smutne. Jeszcze parę tygodni temu zachowywali się jakby byli rodzeństwem, a teraz…
- Patrzenie w sufit powoduje, że zaczynam się dołować – mruknął do siebie.
Usłyszał cichy szelest więc spojrzał w stronę, z której dochodził. Na fotelu siedziała jakaś kobieta. Wytężył wzrok i ujrzał swoją babcię. Skarcił siebie za jakąkolwiek nadzieję, która w tym momencie padła. Głupi zakład. Pomyślał na samo wspomnienie umowy, że nie będzie się uganiać za kobietami przez równy rok. Teraz odczuwał tego skutki. Nie mogąc dłużej nic nie robić oraz odczuwając niemiłe ssanie w żołądku, postanowił wstać. Obrócił się na zdrowy bok i powolutku podniósł się. Niepewnie zerknął na Marinę, która dalej w najlepsze spała. Teraz zauważył, że była przykryta kocem więc nie musiał się martwić, że się zmarznie. Najciszej jak potrafił, wyszedł z pokoju i ruszył na dolne piętro. Kiedy uznał, że udało mu się nikogo nie obudzić, odetchnął z ulgą i oparł się lekko o poręcz schodów. Podskoczył jak poparzony kiedy usłyszał jakieś dźwięki dochodzące z salonu. Jak uspokoił łomoczące serce, skarcił siebie w duchu za taką lękliwość. Miał nadzieję, że to przez to całe zdezorientowanie tym co się ostatnio stało. No właśnie co się wtedy stało? Nie potrafił sobie przypomnieć co krzyczał Joseph do jego napastnika, ani w jaki sposób stracił przytomność. Zajrzał do salonu i już całkowicie się uspokoił. Ktoś spał na kanapie i co chwile się wiercił. Więc bez żadnych nerwów ruszył do kuchni, gdzie przypomniał sobie, że jest praworęczny. Nieumiejętnie trzymał w lewej ręce nóż i próbował posmarować masłem kromkę chleba. Żałował teraz, że wszyscy odpoczywają, ale nie miał zamiaru nikogo budzić.
- Co ty tu robisz? – usłyszał za sobą zaspany głos Francuzki.
Zerknął na nią i mimowolnie się uśmiechnął, widząc nieokrzesaną burzę loków. Gdyby nie gromiące spojrzenie to może by wyglądała jeszcze ciekawiej
- Żadnego „Och jednak żyjesz”? – zrobił nadąsaną minę.
- Nic nie zagrażało twojemu życiu, po prostu straciłeś przytomność.
Chciał coś powiedzieć jednak postanowił milczeć i obserwować jak Asuma robi mu kanapki. W końcu nie denerwuje się kobiety, która po pierwsze robi Ci jeść, a po drugie ma w ręce nóż. Z wielką wdzięcznością wziął się za konsumowanie posiłku, zerkając jak brunetka robi sobie kawę. Spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi:
- Kofeina o trzeciej nad ranem?
Wzruszyła ramionami i posłodziła napój. Nie lubił ciszy, a zwłaszcza niezręcznej, jaka teraz panowała. Asuma piła powoli kawę i wpatrywała się w jakiś punkt na podłodze. Zaczął się jej przyglądać i dopiero teraz zauważył, że miała podkrążone oczy oraz była bledsza niż zwykle. A ponoć to ja nie dbam o swoje zdrowie. Podszedł powoli do niej i odebrał jej kubek:
- Powinnaś iść się wyspać.
- Gdybyś ty łaskawie dalej leżał to może bym i ja odpoczęła – syknęła.
Otwierał usta by coś powiedzieć jednak poczuł, jak dziewczyna dotyka go palcem w ranę. Przygryzł wargę i w tym momencie brunetka odebrała swoją kawę. Spojrzał na nią z wielkim wyrzutem, bo nie spodziewał się tak nieczystego zagrania. Ona sama nie wydawała się zbytnio przejęta, że sięgnęła po takie środki by odzyskać kubek. Czuł, że ciężko dyszy, więc próbował się uspokoić:
-Dalej się gniewasz za to na tarasie czy co? – powstrzymał się by nie krzyknąć.
Spojrzała na niego po czym odwróciła wzrok:
- Nie o to chodzi.
- A więc o co? Co Cię nagle wzięło na coś takiego.
Pokręciła głową i bez słowa wyszła z kuchni. Miał wrażenie, że to wszystko jest powiązane z tym czego właśnie nie pamięta. Usiadł zrezygnowany na krześle i spojrzał na pozostałe kanapki. Wziął jedną do ręki i niechętnie się w nią wgryzł. Od razu jak się obudził musiał pokłócić się z Asumą. Wspaniale rozpoczął dzień. Rozglądał się po całej kuchni tak od niechcenia i nagle coś zaczęło mu nie pasować. Zerwał się na równe nogi, czując ból w prawym barku i wyszedł z kuchni. Może jeszcze złapie Francuzkę i…
- O tu jesteś… - zdziwił się widząc ją siedzącą na schodach.
Jednak najbardziej szokujące było to, że płakała. Nawet nie starała się ukryć tego faktu i wpatrywała się w swoje ręce. Usiadł obok niej od zdrowej części ciała:
- Pewnie zauważyłeś, że spałeś dwa dni. – powiedziała próbując się uspokoić. – Ja przepraszam…
Kiwnął głową, że się nie gniewa. Chociaż zastanawiał się czy mówi serio, czy to przez zmęczenie tak się zachowuje. Chociaż znał ją tyle czasu i bardzo rzadko widział by płakała. Pociągnęła nosem i pokręciła głową:
- Nic nie rozumiesz… To moja wina. – Spojrzał na nią niezbyt rozumiejąc o co może jej chodzić. – Powinnam zauważyć tą zależność, że wszyscy nauczyciele, którzy znikali uczyli Matta.
- Przecież nie możesz wszystkiego przewidzieć – próbował uspokoić brunetkę.
- Nie – pokręciła głową. – Właśnie powinnam. Szkoliłam się w tym kierunku i moim zadaniem jest zauważenie wszystkich możliwych scenariuszy.
Nagle umilkła i odwróciła głowę w drugą stronę. Nie chciał na nią naciskać widząc w jakim jest stanie. W końcu nawet Vincent miał świadomość, że jest bardzo wyczulona na punkcie utraty towarzyszy. Uznał, że właśnie przez to zachowuje się tak niecodziennie:
- A najgorszym z tego wszystkiego jest fakt, że zaatakował Ciebie… - urwała i nerwowo strzeliła palcami. – Luke.
Chwilę mu zajęło zrozumienie o kim mówi Asuma. W momencie kiedy skojarzył, przypomniał sobie wszystko ze szkoły.
- Vinc! – ponownie krzyknął Joseph.
Kątem oka zerknął na Brytyjczyka, który zszokowany stał w miejscu. Kiedy chciał się przysunąć bliżej, napastnik mocniej wbijał podeszwę buta w plecy Vincenta. Rudy mężczyzna zerkał nerwowo to na szefa, a to na jego przeciwnika. Wydawał się zszokowany, a zarazem jakby podłamany:
- Luke… - prawie, że szepnął. – Proszę odstaw broń.
- Nie!
Joseph zrobił błagającą minę i powoli się przysunął. Z ust Vincenta wydobył się krzyk bólu, kiedy Luke mocniej go przygniótł do podłogi. Z jego rany sączyła się krew, która powoli tworzyła małą kałużę na posadce.
- Nie zbliżaj się!
- Luke… Razem się uczyliśmy, walczyliśmy i opłakiwaliśmy przyjaciela. Nie chcę Cię znienawidzić.
Brunet poczuł jak ucisk nogi zelżał, jednak nie potrafił zebrać w sobie tyle siły by zrzucić napastnika. Brytyjczyk zaczął się powoli znikać. Poczuł ukłucie. Twarz rudzielca ukazywała jego przerażenie, a z każdą kolejną chwilą wydawała się Vincentowi coraz bardziej zdeformowana. I nadeszła ciemność.
Odruchowo dotknął swojej szyi, próbując wymacać miejsce gdzie został ukłuty. Był teraz świadomy, że podano mu jakieś środki. Jednak uśmiechnął się pod nosem, ponieważ przypomniał sobie coś jeszcze. Coś co nie miało nic wspólnego z tamtym wieczorem.
- Wiesz, że ponoć się pamięta to co się słyszało i czuło będąc nieprzytomnym? To tak jakby film bez obrazu…
Spojrzała na niego zaskoczona, jednak nic nie powiedziała.

            Itamaki kolejny raz z rzędu obudziła się zalana potem. Nie mogła zrozumieć dlaczego ten koszmar śni się już kolejny dzień. Odgarnęła włosy z czoła i podniosła się z łóżka. Nie zdziwiła się na brak Asumy, która od wypadku Vincenta, w ogóle nie sypiała w pokoju. Wszyscy to ciężko przechodzili, jednak brunetka najgorzej. W pewnym sensie ją rozumiała, ponieważ po tym jak zostali poinformowani o okolicznościach, wszystko stało się jasne. Wtedy wraz z Kikari dowiedziały się o projekcie w którym uczestniczyli Joseph i Asuma. Właśnie teraz wszystko kręciło się wokół „Projektu Afganistan” . Wyszła z pokoju chcąc zajrzeć do brunetki. Dobrze wiedziała, że dziewczyna ma problemy z snem, więc miała nadzieję, że może z nią porozmawia. W normalnej sytuacji byłaby to Kikari, jednak wolała nie ryzykować budzenia blondynki. Gdy mijała pokój Francisa i Josepha, usłyszała ciche szepty. Kolejne noce marki. Stanęła na szczycie schodów i powoli się wycofała. Czuła jak na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i wpadła do pokoju chłopaków. Jego mieszkańcy spojrzeli zaskoczeni na szatynkę:
- Nie zgadniecie co widziałam.
Brytyjczyk który normalnie by pierwszy się podekscytował na myśl o jakiejś informacji, siedział teraz oklapły. Czuł się strasznie winny tego co spotkało Vincenta, do tego jeszcze ten projekt. Natomiast Francis był nie tylko zdołowany stanem przyjaciela, ale ciągle próbował przetrawić wiadomość, że będzie ojcem. Albo raczej, że jego szwagrem będzie Christopher. Itami zrobiła urażoną minę, że nikt nie pyta się o to co widziała:
- Jak nie chcecie wiedzieć, że Vinc się obudził to nie – fuknęła na nich i obróciła się na pięcie.
- Co? – oboje zerwali się z miejsc.
- Macie problem ze słuchem?
Mężczyźni spojrzeli po sobie i byli gotowi do opuszczenia pokoju. Jednak drogę zastąpiła im szatynka robiąc oburzoną minę. Niezbyt rozumieli o co może jej chodzić, a dziewczyna nie kwapiła się do wyjaśnień. Odgrywała się teraz za ich wcześniejszy brak zainteresowania i oparła się o drzwi. Przez chwilę miała wrażenie, że słyszy jak Antonio coś krzyczy. Nie skupiła się na tym by wyłapać o co może chodzić, ponieważ kłótnie tej dwójki były na początku dziennym. Nawet nie zauważyła jak straciła oparcie i po chwili cały jej obraz zaczął się przesuwać. W ostatniej chwili została przez kogoś złapana, jak prawie co siedziała na ziemi. Zadarła głowę do tyłu:
- Cześć Chris – wydukała zaskoczona.
Po chwili Włoch pomagał jej się podnieść, a blondyn z niewiadomych powodów zaczął wymachiwać pięścią, kiedy Francis spytał go o powód wizyty
- Rozmawiałem z siostrą.
Francuz odchylił się do tyłu i złapał za nos, z którego sączyła się krew. Joseph szybko chwycił swojego rodaka, który widocznie szykował się do drugiego ciosu. Zaskakująco szybko okularnik wyswobodził się z uścisku mężczyzny i chwycił Francisa za koszulę:
- Masz mi coś do powiedzenia? – syknął.
- Do wszystkiego się przyznaję.
Itamaki zamrugała parę razy niezbyt rozumiejąc zaistniałą sytuację. Zerknęła na Antonia, który wydawał się jakby nie wiedział czy ma interweniować. Natomiast Brytyjczyk wydawał się zaskoczony słowami chłopaka swojej siostry. Jednak ciągle trzymał go za koszulę, zmuszając by patrzył mu w oczy:
- To będzie twoje dziecko?
- Całą odpowiedzialność biorę na siebie i poniosę tego wszelkie konsekwencje.
Christopher puścił mężczyznę i odsunął. Przez chwilę bacznie go obserwował by w końcu cicho zakląć pod nosem. Tym razem Itami miała pewność, że i pozostali już nie ogarniają tego co się dzieje. Nagle okularnik zaczął się trząść by w końcu wybuchnąć śmiechem. Dla reszty było to szokujące i podejrzane, bo anglik nawet przy kawałach się nie śmiał. A do tego ten śmiech nie był szyderczy lecz szczery:
- Widząc jak bronisz moją siostrę, chociaż z nią jeszcze nawet się nie przespałeś, zezwalam na ten związek – zdjął okulary i zaczął je przecierać.
- Co? – udzielił jakże inteligentnej odpowiedzi.
- Elizabeth nie jest w ciąży. Po prostu chcieliśmy dać Ci nauczkę, że żadnemu z nas nie powiedziałeś, że znasz naszą dwójkę.
Francis odetchnął z ulgą i usiadł na łóżku, patrząc tempo na brata swojej dziewczyny. Wymacał jakąś koszulę i przyłożył ją do nosa. Po raz kolejny otworzyły się drzwi i ktoś oberwał. Tym razem ofiarą był Chris, który oberwał chodakiem kapciem:
- Co się tu, kurna, dzieje? – krzyknęła Kikari.
- I dlatego nie budzę jej w nocy… - szepnęła Itami do Antonia.
Nim blondynka zdążyła odebrać swojego kapcia, do pokoju wpadły kolejne osoby. Pozostali Francuzi patrzyli po kolei na każdego, starając się zrozumieć o co chodzi. Natomiast pozostali wpatrywali się w Vincenta, nie kojarząc faktu kiedy wstał. Wyjątkiem była Itamaki, która zastanawiała się ile osób pomieści maksymalnie pokój chłopaków. Nagle brunet znalazł się w objęciach Francisa, który nie zważał na fakt, że powinien ostrożnie się obchodzić z prawą stroną kumpla:
- Vinc… - zawołała szatynka. – Masz tu błyszczyk.
Wskazała na swoje usta, a brunet jak na zawołanie się speszył i zaczął wycierać wargi. Stojąca z boku Asuma epicko pacnęła się w czoło, widocznie zażenowana. Zaspane umysły reszty, analizowały sytuację by w końcu wydać z siebie zaskoczone „aaaa”. W tym momencie odkryto, że maksymalna liczba osób w pokoju to osiem. Kiedy pojawił się Pan Varin by sprawdzić co za hałasy było już zbyt tłoczno. W końcu Pani Marina wszystkich pogoniła do pokoi.

            Stojąc z tekturowym kubkiem kawy w ręku i w okularach przeciwsłonecznych, Kikari wyglądała jak osoba z jakiejkolwiek reklamy, gdzie takie postacie występują. Jej niedbale związany kok nie uwalniał od tej naklejki. Z głośnym westchnięciem spojrzała za siebie oczekując zobaczenia Asumy, jednak jedyną część jej ciała jaką widziała to byłą ta tylna. Nie mogła zrozumieć za jakie grzechy została wysłana na zakupy. Wolała siedzieć w domu, jednak to ona musiała iść dźwigać cholernie ciężkie torby. Itamaki wydawała się taka chętna na wypad do sklepu, lecz kazano jej zostać by trzymała Vincenta z dala od papierosów. W końcu brunetka wyłoniła się z auta, zaopatrzona w swoją kawę oraz torebkę. Zamknęła samochód i ruszyła w stronę sklepu. Przez chwilę milczały by potem dyskutować na temat tego co trzeba kupić. Oczywiście jak to bywa na zakupach, przychodzi się po parę rzeczy, a wychodzi się z wózkiem pełnym niepotrzebnych przedmiotów. Kikari musiała siłą odciągać Asumę od stoiska ze słodyczami, gdzie panowała promocja na czekolady. Niestety w tym samym czasie panowała okazjonalna cena herbat. W tym momencie dziewczyny były zgodne i blondynka wrzucała masę opakowań herbaty malinowej, a Francuzka wszystko to co jej zdaniem musi być dobre. W ten sposób połowa wózka została już napełniona. W między czasie panował dylemat jaką kawę wybrać. Było to spowodowane bardzo długim działem z ów naparem. W końcu zaczepiły jakiegoś biednego człowieka, który miło im polecił co mogą kupić. Oczywiście będąc w Kanadzie trzeba kupić syrop klonowy. Stoisko z nim także było sporych rozmiarów, więc także musiały zaczepić jakąś osobę. Tym razem był to pracownik sklepu. Kiedy wózek był już pełny i było widać, że więcej już się nie da do niego upchać, ruszyły w stronę kasy. W ten sposób nadeszła najgorsza pora podczas robienia zakupów – pakowanie. Dziewczyny uwijały się by nadążyć z wkładaniem produktów do reklamówek. Kikari się wściekła i postanowiła wrzucać wszystko bezpośrednio do koszyka i zabrała parę reklamówek by zapakować wszystko przy aucie.
            Stojąc przy Range Roverze, Asuma wpatrywała się w rachunek. Miała minę jakby chciała zmusić paragon do wyznań, dlaczego jest tak wysoki. Nagle dostała czymś w głowę i spojrzała na leżącą na ziemi paczkę herbaty:
- Może byś pomogła?
Kiwnęła głową i ruszyła z odsieczą przy pakowaniu zakupów do samochodu. W pewnym momencie pojawiło się przerażenie, że jednak nie wszystko się zmieści w bagażniku. W końcu pojechały samochodem, który miał największy bagażnik. Na szczęście Range Rover zachował swój honor i pomieścił wszystko, spokojnie się domykając. Brunetka zastanowiła się czy to idealny powód by kupić nowszy model, jednak mając świadomość, że aktualny ma od jakiegoś miesiąca – zrezygnowała. Gdy Kikari wróciła po odprowadzeniu wózka, uśmiechnęła się i podała dziewczynie pączka:
- Trzeba uczcić udane zakupy – zaśmiała się.
Blondynce było wszystko jedno. Najważniejszy był pączek, który był smaczny. Powód jego konsumowania nie był tak ważny, jak jego smak
- Czyli zmieniasz pokój – rzekła Kikari ni z gruszki ni z pietruszki.
- Co? – zdziwiła się. – Skądże. Jak wpadłaś na taki pomysł?
- No wiesz – wzruszyła ramionami. – Myślałam, że teraz przeniesiesz się do Vincenta.
Brunetka umilkła i widocznie próbowała skleić jakąś odpowiedź. Wgryzła się w pączka i mierzyła Japonkę wzrokiem, który jakby mówił „a opatrunkiem uciskowym butem chcesz?”. Nagle kucnęła i pociągnęła dziewczynę na dół. Kiedy Kikari chciała się uczepić skąd taki dziwny pomysł, pokazała jej by się nie odzywała. Powoli wychyliła się zza samochodu, a blondynka to powtórzyła. Zauważyła jakiegoś mężczyznę, który zapinał kurtkę typową dla pilotów. Na jego policzku było widać bliznę. Przez chwilę jej mózg analizował skąd kojarzy taki opis, by po chwili ją oświeciło:
- To on zaatakował Vincenta – szepnęła.
- Taaa… - mruknęła Asuma. – Jakoś nie mam ochoty się z nim widzieć.
Kiedy Luke zniknął z pola widzenia, podniosły się i wsiadły do auta.

            Nastąpił w końcu dzień wielkiego pakowania. Ten czas był także przeznaczony na wszelkie planowanie wyjazdu. Niezmiennie zajmowali się tym Chris i Asuma, którzy siedzieli nad mapami i ofertami linii lotniczych. Jednak aktualnie oprócz tego zajmowano się dalszymi planami, związanymi z ich pracą. Lecz ich dwójka nie mogła nic ustalić bez szefa, który był na badaniu kontrolnym. Więc jedynie określili trasę, którą mają jechać. W końcu dołączył do nich Vincent, który z wielkim westchnięciem usiadł na kanapie:
- A więc moim planem jest wyjazd do Azji – Chris się skrzywił. – Tak. Pamiętam twoją prośbę i dlatego zrobimy to dość nietypowo.
Asuma spojrzała na bruneta, marszcząc brwi. Każdy kto chodź trochę go znał, wiedział, że nietypowe pomysły były wręcz szalone. Blondyn także nie wydawał się zadowolony wypowiedzią kumpla.
- Otóż wy wrócicie do domów by załatwić swoje sprawy wraz z Francisem i Josephem. No chyba, że będą chcieli dalej z nami jechać – przerwał by napić się kawy. – A ja z resztą polecę do Japonii.
Nagle do salonu wparował Pan Varin, który nerwowo rozmawiał przez telefon. W końcu się rozłączył i spojrzał na swojego wnuka. Vincent widocznie był świadom tego kto dzwonił i zrobił kwaśną minę:
- Kiedy ostatnio odwiedziłeś ojca?
- Dziadku… - zaczął.
- Milcz. Masz do niego pojechać bo nie daje mi spokoju z tym, że mu syna spaczyłem.
Asuma i Chris zabukowali kolejny bilet do Francji.

            Kikari nie była pewna czy ma się cieszyć, czy płakać. Teoretycznie to miło jest odwiedzić rodzimy kraj, jednak ona tak naprawdę unikała go jak się da. Już bardziej by się cieszyła z powrotu na Fidżi, jednak była świadoma, że ich rodzina nie ma czego tam szukać. Natomiast Itamaki wydawała się zadowolona z tego faktu, jednak nie chciała powiedzieć co dokładniej ją tak cieszy. Spojrzała na swój bilet i tak bardzo chciała by nie pisało na nim „Port lotniczy w Tokio”. Włoch wydawał się dziwnie podekscytowany, ale tłumaczył się tym, że nigdy nie był jeszcze w Azji. Francis i Joseph wydawali się obojętni:
- Ej… - zaczepiła ich Itami. – Czy od teraz będziecie razem z nami w składzie głównym?
Oboje się uśmiechnęli i wybuchli śmiechem
- My zawsze w nim byliśmy, tylko zazwyczaj nie ruszaliśmy się z domów.
Szatynka zrobiła wielkie oczy jak małe dziecko, słysząc coś nieprawdopodobnego. Z głośników padła informacja, że osoby lecące do Japonii są proszone o stawienie się przy odprawie. Był to ostatni moment do pożegnania się z wracającymi do domów:
- Postaramy się jak najszybciej do was dołączyć – mruknęła Asuma przytulając mocno dziewczyny. – Jak ja nie lubię pożegnań.
- Tylko mi tam nie działajcie na własną rękę – zaznaczył Vincent, żegnając się z kumplami. – Od teraz wy zastępujecie naszą trójkę.
Tylko Chris wyglądał jakby nie chciał się z nimi żegnać. Jednak nie zrobił uniku, przed uściskiem Włocha, który chyba najbardziej ze wszystkich przeżywał to rozstanie. Dziewczyny uznały, że jakby nie patrzeć to ich dwójka była nierozłączna. Francis poprosił o ucałowanie Elizabeth, ale został spiorunowany morderczym spojrzeniem. Po chwili pozostali wyruszyli w stronę odprawy.

__________________________________
A więc zacznę od tego, że w końcu wyjaśniłam czym Vincent wkurzył Asumę. Tak na serio to nie pamiętam co miałam na początku na myśli, więc z pomocą koleżanki zrobiłam losowanie z proponowanymi sytuacjami. Więc napisałam to przez czysty przypadek c: A rozdział dodaję wcześniej bo pewnie jutro nie będę mieć dostępu do internetu. 
Przy okazji życzę wesołych świąt i smacznego jajka :'D.

3 komentarze:

  1. Ktoś spod znaku zapytania28 marca 2013 19:25

    Kiedy ostatnim razem komentowałam to opowiadanie, skomentowałam całość. Teraz nie muszę się tak trudzić i opiszę to co nowego się w tym czasie pojawiło. Na początku zapowiadało się, że będzie dość nudno, więc zastanawiałam się czy jest dalszy sens czytanie kolejnych rozdziałów. Na szczęście coś zaczęło się dziać, jednak dość szybko ucięłaś ten wątek. Zastanawia mnie czy po prostu nie masz pomysłów na ciągnięcie wątku z ojcem Matta, czy ponownie masz zamiar to później wyjaśnić. Mam nadzieję, że to drugie. W końcu moim zdaniem mogłabyś jeszcze ich pozostawić w Kanadzie. No ale przestaję narzekać na ten temat. Bardzo dziękuję za rozjaśnienie postaci Itamaki, przynajmniej teraz co nieco się o niej dowiedziałam. Szokującym jest to, że zapomniałaś co mogło zdarzyć się na tarasie! W końcu jesteś autorką i nic takiego nie powinno mieć miejsce! Chociaż to, że tak bez ogródek o tym mówisz powoduje, że przynajmniej ja jako czytelnik czuję się bliżej kulis tworzenia. Tak samo jak gdzieś napisałaś, że często gubisz plany akcji.
    Tak nawiasem, zauważyłam zmianę stylu pisania. Wcześniej tego nie komentowałam bo stawiałam na przyzwyczajenie, jednak widocznie zaczęłaś także skupiać się na poprawnej pisowni dialogów. Masz za to u mnie dużego plusa i mam nadzieję, że coraz łatwiej będzie Ci to szło.
    Dziękuję i także życzę wesołych świąt,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że ponownie skomentowałaś moje opowiadanie. Na prawdę wiele dla mnie znaczą twoje uwagi, chociaż szczerze mówiąc, mam wrażenie, że mnie przejrzałaś ^^' .
      Niestety nie mogę Ci odpowiedzieć na twoje przypuszczenia, więc proszę byś dalej czytała. Mogę jedynie powiedzieć tak jak wcześniej. Wszystko jest zamierzone. No może oprócz tej sytuacji z tarasem... Niestety jestem sklerotyczką, więc piszę sobie plany akcji. Jak wiadomo dość często je gubię więc po pewnym czasie nie pamiętam o co mogło mi chodzić. Niestety takie są skutki kiedy próbuję pogodzić pisanie z nauką.
      Nie wiedziałam, że moje odautorskie notki, a raczej niepotrzebne zdania; mogą tak oddziaływać na czytelnika ^^'.
      Także mam nadzieję, że przywyknę do prawidłowego pisania dialogów. Faktycznie wcześniej miałam dziwny nawyk, który nie wiem gdzie podłapałam.
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz oraz życzenia. :'D

      Usuń
  2. Chyba każdy się stara pisać jak umie i nie powinno się niektórych spraw mówić wprost.

    Opatrunek uciskowy?
    To ja będę reanimować Anie. >D

    OdpowiedzUsuń