niedziela, 16 grudnia 2012

9 cz.4


We Francji wyjątkowo panowała nawet ciepła pogoda biorąc pod uwagę, że był poranek, więc tym bardziej Francis nie miał ochoty w bawienie się przy dokumentacji. Do tego bardziej się spodziewał o prośbę wszystkich poszlak z Rosji jednak nie myślał, że ma się bardziej skupić na organizacjach rządowych oraz o tak zwanym Stiełsie. Odchylił się na krześle i spojrzał w sufit swojego biura. Nie przepadał za zostawianiem interesu pracownikom, zwłaszcza w taką pogodę, która wręcz przyciągała klientów. No bo wiadomo, że w takie dni, aż chce się kupić samochód i popatrzeć jak podczas próbnej jazdy pięknie się błyszczy w słońcu. Oczywiście jego głównymi klientami były osoby wyciągnięte spod prawa więc zarabiał więcej niż zwykli handlarze samochodami, sprzedając modele o których nawet nie myślą bogaci Francuzi. Westchnął i ociężale podniósł się wrzucając parę papierów do teczki, akurat gdy otwierał drzwi prawie nie wpadł na starszego mężczyznę:
- Panie Varin. – Zdziwił się widząc byłą głowę rodziny.
- O! Gdzieś się wybierasz? Miałem nadzieję na krótką rozmowę…
Dobrze wiedział, że musi jak najszybciej zabrać się za robotę dla przyjaciela, ale jednak ta kusząca propozycja by posiedzieć z jego dziadkiem i później zamknąć się w pomieszczeniu bez okien wraz z dokumentacją była bardziej dla niego przyjazna. Wpuścił starszego mężczyznę do środka jednak po chwili się w myślach zganił:
- Chciałbym, ale Vinc prosił mnie o sprawdzenie dokumentacji… - Westchnął.
- Dokumentacji? A po co mu to! – Zaśmiał się. – Chociaż co ja mogę wiedzieć, jeżeli nic mi nie mówi i widzę się z nim raz na ruski rok.
Zrobiło mu się trochę żal Pana Varina, bo jednak jakby nie patrzeć to za czasów kiedy był bossem miał mało czasu dla wnuka, a teraz on zajmując jego miejsce nie ma czasu dla dziadka:
- Ponoć jest jakiś konflikt z organizacją rządową z Rosji i mam sprawdzić czy coś we Francji jest wspomniane o podobnym incydencie.
W tym momencie starszy mężczyzna przestał się dąsać i się zamyślił. Zmarszczył brwi i wpatrywał się w jakiś martwy punkt by w końcu podnieść się z fotela i ruszyć ku drzwiom. Francis zdziwił się tym zachowaniem i w ostatniej chwili uniknął oberwania drzwiami:
- Prze pana! – Zawołał. – O co chodzi?
- Nie musisz szukać niczego… Jedyne co możesz teraz zrobić to zabukować dwa bilety na najbliższy lot do…
- Petersburga?
Kiwnął głową i wyszedł zostawiając skołowanego blondyna. Przez chwilę wpatrywał się w sekretarkę po czym wzruszył ramionami karząc jej to wykonać. Najważniejsze, że nie musi siedzieć zamknięty w tym cholernym archiwum i może się cieszyć z pięknego dnia w swoim klimatyzowanym biurze. Z wielką ulgą włączył ekspres do kawy i wyciągnął się na fotelu. Może powinienem powiadomić o tym Vincenta? Zastanowił się jednak po chwili z tego zrezygnował.

Stary Kabriolet zatrzymał się przed jedną z rezydencji czekając na otwarcie bramy przez ochroniarza. Mężczyzna znał właściciela samochodu więc bez żadnych problemów go wpuścił i wrócił do pilnowania podjazdu. Emerytowana głowa rodziny Nationale de famille wysiadła z pojazdu i z wyjątkową energią wspinał się po schodach. Nawet nie bawił się w użycie dzwonka i bez ogródek otworzył z hukiem drzwi o mało co nie powalając lokaja na ziemię:
- Deliviet! Ty stary gnoju! – Krzyknął.
Gospodarz z wielkim niesmakiem pojawił się na szczycie schodów mierząc wzrokiem nieproszonego gościa:
- Czego chcesz, Varin? – Syknął.
Vincent I nawet nie raczył odpowiedzieć tylko podszedł do mężczyzny, zmierzył go wzrokiem i ruszył do jego gabinetu. Kiedy właściciel rezydencji wszedł, zamknął drzwi i przekręcił w nich kluczyk. By zachować swoje bezczelne zachowanie usiadł na fotelu gospodarza i wyciągnął jedno z jego cygar:
- Wytłumaczysz mi może co robisz u mnie w domu i rządzisz się w nim jakby był twój? – Syknął gruby mężczyzna.
- Bo teoretycznie jest mój. – Odpowiedział prosto i odpalił cygaro. – To dzięki mnie nie poszedłeś na bruk, a twój ród jeszcze istnieje.
Deliviet skrzywił się na te słowa, jednak nie potrafił wymyślić żadnej odpowiedzi więc z zrezygnowanie opadł na drugi fotel przyglądając się byłemu szefowi:
- Lepiej. – Skomentował Varin. – A teraz nadszedł czas byś powiedział mi co zaszło w Rosji wtedy kiedy musiałem ocalić Ci tą twoją grubą skórę.
- Nie twoja sprawa! – Krzyknął oburzony mężczyzna.
- Oj wydaje mi się, że moja oraz całej rodziny. Czy nie mam racji… Ruski Wilku?
- Wystarczy tego! Nie jesteś teraz moim szefem. – Syknął.
W oczach Vincenta I pojawił się dziwny błysk, który jego rozmówca widział parę lat temu w oczach jego wnuka. Czuł, że znajduje się na przegranej pozycji jednak robił wszystko by nie dać po sobie tego poznać:
- W takim razie pakuj się bo lecisz ze mną spotkać się z moim wnukiem, bo w końcu to twój szef.
                Pociąg zatrzymał się w połowie drogi z Moskwy do Sankt Petersburga z powodu jakiś problemów na torowisku. Vincent niezadowolony zerkał co chwilę na zegarek. Miał wielką ochotę paść na kanapę i się upić, a to wszystko przez to, że grupa moskiewska nic nowego się nie dowiedziała. Liczył , że mają oni jakieś kompetencje i kwalifikację do zdobycia tych informacji w tak krótkim czasie, jednak okazało się, że jest na odwrót. Nie tylko on był zirytowany tą bezsensowną podróżą bo reszta także emanowała złością. W końcu pociąg ruszył a z głośników dobiegł głos konduktora, który przepraszał za wszelkie niedogodności. Westchnął ciężko i podniósł się zwracając uwagę innych:
- Idę do wagonu restauracyjnego… - Mruknął odpowiadając na niezadane pytanie i otworzył drzwi od przedziału.
Niezbyt go zaskoczył fakt, że Asuma nagle zechciała mu potowarzyszyć bo domyślał się, że ona także chce po prostu zapalić. Z powodu, że większość ich grupy jest nie paląca więc ich przedział był dla nich przystosowany, natomiast dwójka Francuzów musi wychodzić by zaspokoić głód nikotynowy:
- Nie uważasz, że nie powinniśmy się ruszać z Petersburga póki nie skończą, a drogą telefoniczną nas powiadomią?
Spojrzał na nią i się zamyślił. Teoretycznie powinni unikać wszelkich dróg kontaktu przy których istnieje ryzyko przechwytu informacji, jednak z drugiej strony to bezsensowne byłoby codzienne jeżdżenie do stolicy i marnowanie tylko środków pieniężnych. Lecz jakby nie patrzeć to nie mieli żadnych problemów z gotówką, więc mogli sobie pozwolić na takie podróżowanie, ale i tak traciliby tylko czas:
- Nie jestem pewien.. – Mruknął i przepuścił ją w drzwiach do wagonu restauracyjnego.
- Rozumiem… Ale spójrz na to z logistycznego punktu widzenia. Te podróże są bezcelowe, a wracanie z niczym powoduje, że wszyscy są poddenerwowani. To nie tylko źle wpływa na nasz budżet, ale także na samopoczucie, a może się to odbić na późniejszych działaniach.
W tym momencie runął jego wcześniejszy światopogląd i z rezygnacją pokiwał głową, że się zgadza. Brunetka usiadła przy jednym z wolnych stolików i zaczęła przyglądać się menu, ignorując cały świat. Vincent także zajął miejsce na krześle naprzeciwko i miał sięgnąć po drugą kartę, kiedy odezwał się jego telefon. Wyciągnął ospale aparat i nie patrząc na ekran odebrał połączenie:
- Halo? – Powiedział wertując kartę dań.
Nagle zatrzymał przewracanie stron i z skupieniem wsłuchiwał się w słowa rozmówcy. Asuma, która ostentacyjnie olewała świat postanowiła zwrócić na niego uwagę i zerkając znad menu przyglądała się temu wszystkiemu. Kątem oka zauważyła zbliżającego się kelnera, więc postanowiła skorzystać z okazji:
- Poproszę wino… - Zaczęła.
- Chciałaś powiedzieć wodę oraz pierożki. – Przerwał jej Vincent. – I to samo dla mnie.
- Co to ma znaczyć? – Warknęła kiedy kelner odszedł.
- Musimy jechać potem na lotnisko więc lepiej byś nic nie piła.
 Wyciągnęła papierosa i go odpaliła, zaciągając się z nieukrywaną ulgą. Poczuł, że zsycha mu w ustach na sam zapach dymu i zaczął przeszukiwać kieszenie. Jakże się wkurzył kiedy odkrył, że zostawił paczkę w kurtce, która spokojnie leżała sobie w ich przydziale:
- Co planujesz na tym lotnisku? – W końcu się odezwała wypuszczając powoli smugę dymu.
- Nie wiem dlaczego, ale mój dziadek ma zamiar przylecieć…
Zmarszczyła brwi i skrzywiła się. Sekretem to nie było, że nie trawiła tamtego mężczyzny i z największą chęcią by go rozstrzelała, jednak po namyśle to jego osoba może trochę pomóc w tej sytuacji. Westchnęła głęboko i podała Vincentowi paczkę.
                Mimo niezbyt sprzyjających warunków meteorologicznych, samolot przyleciał bez większych opóźnień. Na Lotnisku czekali tylko Asuma i Vincent, ponieważ nie było potrzeby, by więcej osób przyjechało po Pana Varina. Francuzka z uporem próbowała przekonać przyjaciela, że ona także nie jest potrzebna, ale niestety jej się to nie udało. Nieukrywanym zaskoczeniem fakt, że dziadek Vincenta nie był sam. Do tego jego towarzysz nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu:
- Panie Deliviet. – Zdziwił się Vincent i spojrzał wyczekująco na dziadka.
- Mój drogi przyjaciel postanowił przylecieć ze mną by pobyć z młodzieżą.- Odpowiedział chudszy mężczyzna, uśmiechając się.
Asuma wywróciła teatralnie oczyma i ruszyła w kierunku drzwi. Żadnego z tych starców nie lubiła i u jednego z wzajemnością. Kątem oka spojrzała na otyłego hrabiego, który mierzył ją akurat wzrokiem. Kiedy zauważył, że jest obserwowany zrobił zdegustowaną minę. Jebany staruch. Pomyślała i odwróciła wzrok.
                Siedziała w biurze, które miało za zadanie przytłaczać gości. Wiedziała o tym, ponieważ identycznie umeblowane posiadał dyrektor jej szkoły jak i większość szych. Zerknęła na Vincenta, który z zadziwiającą pewnością siedział obok niej. Domyśliła się, że wcześniej musiał tu być i zorientował się na czym polegał ten styl umeblowania. Czując na sobie wzrok, spojrzał na nią i uśmiechnął się pocieszająco. Mimowolnie też lekko się uśmiechnęła i w tym momencie drzwi od gabinetu się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł otyły mężczyzna, w idealnie dopasowanym garniturze. Od razu go rozpoznała, ponieważ nie raz pojawiał się na ważnych uroczystościach jako jeden z gości honorowych. Arsene Deliviet. Jeden z nielicznych hrabi, którzy zachowali się we Francji:
- Widzę, ze przyprowadziłeś ze sobą… Hm… - Zamyślił się wpatrując w Asumę. – Dziewczynę?
- Nie. – Zaśmiał się Vincent. –To jest wspomniany wcześniej strateg.
Mężczyzna wybuchł śmiechem jakby usłyszał najzabawniejszy żart, jednak widząc poważną minę Vincenta, ucichł. Zmierzył dziewczynę wzrokiem po czym ponownie się zaśmiał:
- Co taka małolata może wiedzieć o strategii!
Poczuła, że ogarnia ją złość jednak jedynie zacisnęła dłonie w pięści. Zerknęła na przyjaciela, który też wydawał się niezadowolony z wypowiedzi hrabiego i się z tym nie ukrywał:
- Zaryzykowałbym, że więcej od Pana. – Odpowiedział.
- A to niby z której strony! – Zaśmiał się mężczyzna.
Położyła rękę na ramieniu Vincenta, który miał już coś powiedzieć. Jeżeli chciała zaistnieć w tym świecie musi się stać samodzielna i stanowcza, a tą ostatnią cechę wypracowała do perfekcji za czasów nauki:
- Panie hrabio. – Zaczęła przybierając kamienną twarz. – Może nie pochodzę tak jak Pan lub Vincent z słynnego rodu. Nie posiadam tytułu szlacheckiego ani herbu, ale coś czego Pan nie ma. Posiadam kwalifikacje i uprawnienia do działań wojskowych w obrębie krajów podanych w mojej licencji. Szkoliłam się w strategii przez wszystkie moje lata nauki, spędziłam miesiące na poligonach oraz zdałam wszystkie testy wcześniej od moich rówieśników. – Z każdym słowem jej ton stawał się donośniejszy. – Więc proszę nie mówić, że nie mam żadnego doświadczenia nawet nie dając mi okazji do przedstawienia się!
Deliviet wciągnął głośno powietrze i przyglądał jej się z nieukrywaną odrazą. Domyśliła się, że teraz tym bardziej mu nie przypadła do gustu, ale nie da sobą pomiatać. Spojrzała na Vincenta, który podejrzanie się uśmiechnął i po chwili zaśmiał:
- Więc co Pan powie o Asumie Takamachi? – Powiedział wskazując na brunetkę.

__________
Biję swój rekord co do części jednego rozdziału xD
Przy okazji chcę podziękować tym którzy tu zaglądają. W większości to znajomi ale także zauważam osoby, które po prostu klikają w link podany na kilku stronach. Jeszcze raz dziękuję, bo nastąpiło 1000 wejście na tego bloga c: 


1 komentarz:

  1. Go Asu, go Asu. XD Oszzzz jak ja nie znoszę takich bogatych grubasów! Oni są tacy obrzydliwi! >O

    OdpowiedzUsuń