piątek, 9 listopada 2012

7 cz.2



Deszcz nie miał zamiaru ustać jednak burza widocznie się oddalała od nadmorskiej miejscowości. W jednym z pobliskich lasów Chris wyznaczył miejsce na chwilową „kwaterę”. Razem z Antoniem siedzieli w swoich autach i czekali na przybycie dziewczyn, którym przekazał informacje o ich aktualnym położeniu. Trochę się niecierpliwili ich powolną jazdą, bo nie wiedzieli jak długo płatni mordercy będą w stanie uśpienia. Znaczy się Chris to tak bardzo się tym nie martwił jak Antonio, którego bagażnik mieścił bardziej rosłego mężczyznę, niż ten, który siedzi w bagażniku Christophera.
W końcu na leśnej drodze pojawiły się dwa samochody, więc męskie grono musiało wyjść ze swoich ciepłych kryjówek w postaci pojazdów czterokołowych:
- Asu i Vinca jeszcze nie ma? - Zdziwiła się Kikari.
- Nie, oni będą później bo pewnie jeszcze rozmawiają z policją. - Sapnął Antonio wyciągając ze swojego bagażnika nieprzytomnego mężczyznę. - Chris, może mi pomożesz?
Anglik ciężko westchnął i pomógł kumplowi w przenoszeniu mężczyzn i przywiązywaniu do drzew. Mieli pewność, że płatni zabójcy się nie wyrwą bo jedyne liny jakie posiadali aktualnie przy sobie to były liny holownicze. Gorzej było z kneblem, więc Itamaki musiała poświęcić swoje szale dla dobra sprawy:
- Macie mi je odkupić. - Mruknęła oburzona kręcąc swoją kolorową parasolką.
- Nawet identyczne Ci kupię. - Zapewniał Włoch, który uruchomił swój pogodny nastrój i zaczął się szczerzyć.
Kiedy Itami tłumaczyła Antoniowi jak zajefajne były te szale i z jakiego materiału, to Chris rozmawiał z Vincentem. Kikari miała wielką ochotę mu przywalić, ale zauważyła, że związani mężczyźni zaczęli się przebudzać, więc musiała zrezygnować z przywalenia kłodą Anglikowi, chociaż miała wrażenie, że ta kłoda wręcz emanuje prośbą o stanie się integralną częścią Christophera:
- Trochę im to dłużej zejdzie więc sami mamy zacząć ich przesłuchiwać. - Westchnął blondyn na samą myśl o brudnej robocie.
Itami, która zadowolona z faktu, że Antonio nieświadomie obiecał kupić jeszcze dwa dodatkowe szale jako rekompensatę zainteresowała się nagle czymś innym. Spojrzała na Kikari, która już się uśmiechała i uwiesiła się na jej ramieniu:
- Wkraczasz do akcji? - Spytała zerkając na rozbudzonych mężczyzn.
- Wygląda na to, że tak. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Płatni mordercy, którzy byli zdezorientowani faktem, że są przywiązani do drzewa i zakneblowani przerazili się tego jak blondynka na nich patrzyła. Z lękiem obserwowali jak wyciąga z torby kosmetyczkę:
- Wyrywamy pierw paznokcie z lewej czy prawej ręki? - Spojrzała na nich z przerażającym błyskiem w oku.

Na leśnej drodze zatrzymały się dwa kolejne samochody i wysiadła z nich dwójka nałogowych palaczy, którzy jak tylko postawili nogi na leśnej ściółce wyciągnęli papierosy i je zapalili. Podeszli do reszty, która delektowała się kawą, którą jakimś cudem przemycił Christopher wychodząc z hotelu:
- I jak? Wyciągnęliście coś od nich? - Spytał Vincent.
- I to ile... - Mruknęła Kikari patrząc na swoje paznokcie.
Asuma kucnęła przy mężczyznach i przyglądała się im przez chwilę. Ich twarze nie były jakoś wyjątkowo poobijane więc lekko się przechyliła i zobaczyła w jaki sposób wyciągnięto od nich informacje. Każdy z nich nie miał paru paznokci, a na ich miejscu było widać jeszcze świeże rany, z których sączyła się powoli krew:
- Okrutne, ale jak skuteczne... - Uśmiechnęła się lekko i podeszła do innych.
- Więc powiedzieli, że to ona ich wynajęła... - Westchnął Vincent. - Miałem nadzieję, że jednak tak nie będzie, ale zeznania tych dwóch oraz trupy jej goryli wszystko na to wskazują.
Podniósł wzrok do góry i przyglądał się jak przez ciemne chmury przebija się parę promieni słońca. Nie przepadał za takimi niespodziankami, ale dzięki nim czy się chce czy nie, życie było ciekawsze:
- No to przydało by się złożyć wizytę naszej pani prawnik.
Zbliżał się późny wieczór jednak w kancelarii prawnej dalej paliło się światło. Dla nich to był dobry znak, ponieważ mieli spore prawdopodobieństwo, że ich cel znajduje się w budynku. Vincent spojrzał po kolei na każdego by upewnić się, że wiedzą co robić. Odpowiedziały mu kiwnięcia głowami, więc przywołał na swoją twarz uśmiech:
- Heure de dèbut de prèsentation. - Powiedział i delikatnie się skłonił, jakby był na scenie i zapowiadał przedstawienie.
Bo to będzie jedno z najlepszych przedstawień, jakie widziała ona w swoim życiu.
Christopher przyglądał się bezpiecznikom i zastanawiał jak można mieć tak stare porcelanowe bezpieczniki. Wiedział, że Bałkany są lekko zacofane, ale by tak to już przesada. Westchnął i schował swojego laptopa do torby, który niestety się jednak nie przyda. Zerknął na Włocha, który stał na czatach i zastanawiał się czy poprosić go o pomoc. W tym momencie zobaczył butelkę z wodą w kieszeni Antonia:
- Młody. - Szepną. - Daj mi tą wodę.
Tosiek zrobił naburmuszoną minę na nazwanie „młodym” jednak wykonał prośbę i rzucił butelkę z wodą. Chris złapał ją i wylał jej zawartość na bezpieczniki odsuwając się na bezpieczną odległość.
Nagle światło zgasło i dało się słyszeć za drzwiami biura wiązankę przekleństw. Itamaki uniosła jedną brew do góry zdziwiona zawartością przekleństw w języku chorwackim (pewnie połowa z nich jest po polsku ) i zerknęła na Vincenta, który ciągle trzymał otwartą dłoń w górze. Trochę się niecierpliwiła tym, że muszą tyle czekać, jednak fakt, że w końcu coś się dzieje wszystko wynagradzał. W końcu opuścił rękę i po chwili kopniakiem otworzył drzwi. Szybko włączyła latareczkę przymocowaną do pistoletu i podobnie jak Vincent wycelowała w zaskoczoną Eleni:
- To wy żyjecie? - Sapnęła.
Itami kątem oka obserwowała ruchy Vincenta i je powtarzała, więc w końcu stała z lewej strony Chorwatki i przyglądała jej się bacznie:
- Zdziwiona? - Zaśmiał się gorzko. - Trzeba się bardziej namęczyć by się nas pozbyć.
- Będę pamiętać o tym w przyszłości... - Odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- Non. Twoja przyszłość kończy się z tą chwilą.
Kobieta pobladła i z przerażeniem przyglądała się morderczemu spojrzeniu bruneta. Jednak nie błagała o litość i porostu czekała na wykonanie egzekucji, za co zyskała odrobinę szacunku ze strony Vincenta. Lecz to było za mało by zrezygnował ze swoich planów, bo w końcu nie może wybaczyć takiej zdrady.
Po budynku rozległ się huk wystrzału, który spowodował, że każdy z Nationale de la famile odruchowo się przeżegnał. Nawet Kikari, która niebyła zbytnio wierząca wykonała ten prosty gest:
- Niech Pan ma w opiece jej duszę. - Mruknęła Asuma.
Blondynka zerknęła na starszą dziewczynę, z którą pilnowała by nikt nie wszedł do budynku. Dla niej logicznym było, że osoba, która dokonała takich czynów jak handel ludźmi nie ma szans na stawiennictwo boskie. Zadziwiający był także fakt, że rzeczywiście mafiozi byli osobami bardzo religijnymi. To, że Antonio był religijnym było dla niej niezbyt dziwne bo to w końcu Włoch, jednak taka Asuma czy Christopher to coś dziwnego:
- Co? - Szepnęła brunetka, która czując na sobie spojrzenie już nie wytrzymywała.
- Nic... - Nie miała ochoty dzielić się akurat tymi przemyśleniami.
Starsza dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła do wpatrywania się we drzwi. Kikari lekko znudzona postanowiła poprzyglądać się licznym dyplomom, które oprawione wisiały na ścianach. W tym momencie za kontuaru sekretarki odezwał się telefon. Dziewczyny spojrzały na siebie zaskoczone:
- Tak jakby to trochę za późno jak na dodzwanianie się do kancelarii... - Mruknęła Asuma marszcząc brwi.
Blondynka kiwnęła głową, że także tak uważa, jednak ta sytuacja była podejrzana. Była pewna, że telefon pewnie słyszą w biurze na górze, jednak najwidoczniej nie mieli tam ochoty go odbierać:
- Obserwuj drzwi... - Szepnęła starsza dziewczyna.
Nie przepadała jak ktoś jej rozkazywał, zwłaszcza kiedy coś było oczywiste. Brunetka podeszła do aparatu i uniosła powoli słuchawkę. Przez chwilę milczała wsłuchując się w słowa z prawdziwym poker face'm. Kikari wręcz zżerała ciekawość kto i w jakiej sprawie dzwoni tutaj, jednak musiała całą uwagę skupić na drzwiach. Strasznie jej to śmierdziało jakimś podstępem i nie zdziwiłaby się gdyby rodem z jakiegoś hollywoodzkiego filmu, wpadłaby tu zgraja komandosów przeciągniętych na złą stronę mocy. Mimo jej pesymistycznych i niezbyt realnych wizji nic się nie stało, a Asuma odstawiła słuchawkę. Było widać, że to co usłyszała po drugiej stronie aparatu nie było czymś co mogłoby poprawić humor w zaistniałej sytuacji.
Umilkł dzwonek telefonu i Itamaki odruchowo spojrzała na urządzenie, które parę sekund temu prawie wywołało u niej zawał serca. Potrząsnęła głową by przestać się zastanawiać nad czymś tak mało istotnym jak telefon i wróciła do przeszukiwania archiwów. Rękawiczki, które miała na sobie były niewygodne i prawie co chwilę śliski papier wypadał jej z rąk. Nie należała do nerwowych osób typu Chris czy Kikari, jednak to ją wyprowadzało z równowagi. Kiedy była już pewna, że kartki jej nie wypadną, to latarka, którą przytrzymywała brodą zaczęła niebezpiecznie się obsuwać. Była bliska wyładowania swojej furii kiedy Vincent cicho się zaśmiał. Ten śmiech był jak wybawienie, więc odłożyła teczkę z dokumentami na jej prawowite miejsce i spojrzała na mężczyznę, który oparty o biurko czytał zawartość innej teczki:
- Po części wykonała to co miała zrobić. - Szepnął i z wielkim zadowoleniem spojrzał na szatynkę.
Dla Itami to znaczyło, że wreszcie mogą stąd wyjść i odpocząć. Nie czuła się zbytnio komfortowo mając świadomość, że za biurkiem na którym siedzi Vincent, leży ciało Chorwatki z roztrzaskaną czaszką. Ciągle miała przed oczyma egzekucję jaką wykonał jej szef i była świadoma, że jednak przeceniła swoje możliwości. Sama nigdy w ten sposób nikogo nie zabiła i w duchu miała nadzieję, że nie będzie musiała tak zrobić. Brunet jakby czytał w jej myślach, zeskoczył z mebla i otworzył drzwi od biura. Nie potrzebowała więcej i starając się niezbyt gwałtownie lecz stanowczo wymusiła pierwszeństwo w drzwiach. Zeszła po schodach i spojrzała po Asumie i Kikari, które szeptem o czymś dyskutowały, lecz przerwały by spojrzeć kto schodzi. Widać było w oczach blondynki szok, co było natomiast szokiem dla Itami, która nie mogła zrozumieć zdziwienia przyjaciółki. Natomiast Asuma zachowała się przeciwnie i podeszła do niej bacznie się przyglądając. Itamaki już otwierała usta by się spytać o co chodzi, kiedy poczuła jak starsza dziewczyna ją przytula. W tym momencie po jej policzkach spłynęły łzy dając upust wszystkim emocjom jakie się w niej nagromadziły. Chcąc ukryć swoją słabość wtuliła twarz w ramię dziewczyny i poczuła jak jej dłoń głaszcze ją po głowie:
- Wracamy lepiej do kwatery... - Rozległ się głos Vincenta po korytarzu.

Drewno w kominku trzasnęło uwalniając parę iskier, którym przyglądała się cała Nationale de la famille. Najlepszy widok i zarazem najbliżej do kominka miała Itamaki, która leżała na dywanie przykryta kocem. Antonio nawet raz się przysiadł ale przeraźliwe mamrotanie, które dobiegało spod owego koca spowodowało, że przerażony wrócił na kanapę. Włoch był pewien, że szatynka nauczyła się od Chrisa emanować przerażającą aurą, co wspomniany skwitował błyskiem okularów:
- To się właśnie nazywa dołek. - Rzekła Kikari wskazując na Itami, a raczej na koc.
- No, ale by się tak zdołować normalną reakcją? - Zszokował się Antonio.
Nagle spod koca zaczęła się im przyglądać para oczu, co Tosiek skwitował wrzaskiem „Potwór” i schował się za kanapą. Owy potwór, którym tymczasowo była Japonka, postanowił się ponownie zaszyć w ciemnych odmętach koca. Ktoś rzucił propozycję by odczekać, aż dziewczyna się jako tako uspokoi i przestanie robić „kolkolkol” (gdzie Kikut się drze by zostawić Ivana) by ponownie spróbować nawiązać z nią kontakt:
-W ogóle co to za dom? - Mruknął Chris, który postanowił wyprostować nogi.
Niestety źle wyliczył wolną powierzchnię i jego stopa znalazła się na terytorium „potwora”. Krzyknął i podskoczył na fotelu, prawie co wylewając kawę, którą wręczył zdziwionemu Vincentowi. Przeklinając pod nosem zadziwiająco piskliwym tonem, zdjął skarpetkę i przyglądał się zaczerwienionym śladom po zębach. W tym momencie reszta wybuchła śmiechem:
- Ten dom to rekompensata za niemiłe doświadczenie w hotelu. - Asu odpowiedziała na wcześniejsze pytanie hamując następny napad śmiechu. - No bo wiecie, że Chorwacja chce być w UE, a to, że skargę złożyli Francuzi...
- I to nie byle jacy! - Zaznaczył Vincent poklepując ze współczuciem kumpla, który ciągle wpatrywał się w ugryzienie. - Itami raczej nie jest jadowita.
- No więc nie chcieli by ta sytuacja wpłynęła na UE, więc dali nam do dyspozycji ten dom oraz zwrócili koszty wynajęcia pokoi w hotelu byśmy nic nie wspomnieli o tym zdarzeniu po powrocie do Francji.
Kikari pokiwała głową ciesząc się z większych luksusów jakie teraz posiadali i większą swobodą niż w hotelu. Spojrzała na Antonia, który na wszelki wypadek ubezpieczył się w drewniany kij i mu go zabrała. Włoch zrobił minę zbitego szczeniaka, ale to na nią nie działało i bez chwili namysłu za pomocą kija zaczęła szturchać potwora:
- No wyjdź... - Warknęła.
Spod koca wydobyły się nieznane dotychczas dźwięki i nagle zaczął się przemieszczać w poszukiwaniu miejsca, gdzie kij nie będzie dosięgać. Christopher nagle zamarł przypatrując się jak niebezpieczny obiekt jest coraz bliżej jego fotela i zaczął nucić „God Save the Queen” kiwając się w przód i tył:
- Dołek i załamanie nerwowe w ciągu jednego dnia... Ciekawie. - Mruknęła Kikari ciesząc się z załamania Anglika.
Asuma podniosła się z kanapy i nawet nie hamując śmiechu chwyciła koc i zdjęła go z Itami. Szatynka z przerażeniem odkryła, że jej ochrona przed światłem dziennym gdzieś się podziała i zaczęła poszukiwać sprawcy tego zdarzenia. W końcu jej wzrok utkwił na brunetce, która usiadła obok niej:
- Nie przejmuj się... - Powiedziała lekko się uśmiechając.
- Kocyk... - Pociągnęła nosem chcąc wrócić pod bezpieczny materiał.
Kikari w tym momencie ze spadła na podłogę nie przejmując się tym faktem i dalej się śmiała. Itami spojrzała na nią i po chwili leżała na niej:
- Zjadłaś dzisiaj za dużo i mnie przygniatasz... - Sapnęła blondynka próbując się bezskutecznie uwolnić.
- Każdy podobnie przeżywał swoją pierwszą egzekucję... - Mruknął Tosiek wychylając się za kanapy, kiedy napotkał wzrok szatynki pisnął i schował się z powrotem za mebel.
- On ma rację... Ja nie mogłam przestać wymiotować kiedy pierwszy raz zabiłam... - Zaśmiała się gorzko Asuma.
- Ja ssałem kciuk. - Mruknął Vincent.
Reszta na niego spojrzała całkowicie zaskoczona tym co usłyszała, a brunet zaśmiał się jakby żałował, że to powiedział. Wtedy Antonio także wyjawił jak mu było ciężko kiedy zobaczył egzekucję i to wykonaną przez jego brata, natomiast Christopher opowiedział jak zemdlał. Itami z każdą historią zaczęła bardziej przypominać siebie niż potwora by w końcu wybuchnąć śmiechem:
- Jeny... Ale ja jestem walnięta. - Zaśmiała się.
- I ciężka...
Monumentalnie podniosła się z Kikari i uśmiechnęła przepraszająco, co blondynka skwitowała przywaleniem kocykiem. Suma summarum skończyło się tym, że na kocyk spadła zabłąkana iskra i nastąpiła akcja ratowania niedoszłej integralnej części Itami, której końcem było wrzucenie palącego się kocyka do wanny.
Słońce powoli zaczęło się unosić nad taflę morza rozświetlając śpiące miasto po burzy. Po pokoju rozległo się pukanie, więc Vincent podniósł się ociężale z parapetu by otworzyć drzwi. Kiedy był w połowie drogi do pomieszczenia weszła Asuma, a za nią Christopher. Nie był zbytnio zdziwiony ich obecnością, a nawet się z niej cieszył bo miał zamiar ich do siebie zwołać. Uśmiechnął się i powrócił na swoje miejsce skąd obserwował pozostałą dwójkę, która postanowiła usadowić się na łóżku:
- Kiedy ostatni raz się goliłeś i spałeś 7 godzin? - Mruknęła Asuma opadając na poduszki.
Zdziwiony przejechał ręką po twarzy i poczuł szorstki zarost. Już od trzech dni nie widział się z maszynką do golenia co właśnie sobie uświadomił. Zresztą jak spojrzał na blondyna to na jego twarzy, także dało się zauważyć kilkudniowy jasny zarost. Przez ostatnie zdarzenia nie miał nawet okazji by zajrzeć do łazienki i coś ze sobą zrobić, tak samo jak Christopher. Natomiast tego samego o Asumie nie dało się powiedzieć, bo wręcz emanowała od niej porządność. Tylko tak jak męskie grono zgromadzone w tym pokoju miała podkrążone oczy. Uśmiechnął się lekko i postanowił zostawić to bez komentarza, bo niewyspana kobieta jest gorsza od kobiety z PMS:
- No więc, Eleni wykonała po części robotę, którą jej zleciliśmy. - Powiedział by przerwać tą ciszę, która usypiała resztę.
Ta informacja pobudziła resztę dostatecznie by skupili się na czymś innym niż faktem, że łóżko jest takie wygodne:
- Trzeba przyznać, że pracę wykonała skrupulatnie, jednak niestety informacje urywają się w czwartek.
- Czyli wtedy podjęła się zlecenia wyeliminowania nas... - Mruknęła Asu, a reszta na nią spojrzała zaskoczona. - Jak Vincent był na górze to zadzwonił telefon, wydało mi się i Kiki to dziwne, więc postanowiłam odebrać połączenie...
- Dlatego nagle przestał dzwonić... - Mruknął Vincent.
- Dzwonił jakiś mężczyzna pytający się czy zadanie wykonała, bo jeśli nie to to więcej jej nie ujrzy.
Nastała grobowa cisza spowodowana faktem, że egzekucja została prawdopodobnie wykonana niepotrzebnie. Vincent, który ją wykonał posępniał i wpatrywał się w podłogę, masując skronie. Każdemu cisnęło się na usta to, że Chorwatka została zaszantażowana i po prostu nie miała wyjścia, więc postanowiła wykonać zlecenie:
- Kto by zakładnikiem? - Szepnął Vincent, a w jego głosie dało wyczuć się załamanie.

W salonie nastąpiło nadzwyczajne zebranie. Młodsza część rodziny była pewna, że chodzi o pozbycie się obiektu, bo w końcu w tym celu przyjechali do tego kraju. Niestety widząc przybite twarze starszyzny czuli, że jest jednak inaczej. Vincent usiadł na stole, który został postawiony po wieczornej akcji; i jego wzrok był skierowany na podłogę:
- Wielce prawdopodobnie wykonaliśmy egzekucję na złej osobie. - Powiedział.
Ta informacja zszokowała resztę na tyle, że nie wiedzieli co powiedzieć. Do tego Itami, która dopiero co do siebie doszła po tym wszystkim, pobladła i czuła jak robi się jej nie dobrze. W końcu jeśli to prawda to była świadkiem morderstwa niewinnej osoby, chociaż w pokoju Kikari przypominała jej, że ta kobieta zajmowała się handlem ludzi i jak najbardziej zasługiwała na śmierć:
- Jak to? - Wydukała, wpatrując się w bruneta.
- To co zrobiła było wynikiem szantażu jaki na niej przeprowadzono.
To było za wiele i nie tylko ona tak uważała bo zazwyczaj niewzruszona Kikari, pobladła. Szantaż jest sporym usprawiedliwieniem, bo zadaniem głowy rodziny jest ochranianie jej członków, nawet jeśli to nie jest taka prawdziwa rodzina z więzami krwi. W takich przypadkach dopuszczenie się zdrady jest łagodniej karane i na pewno nie egzekucją. Przynajmniej takie zasady panowały u nich. Każdy w końcu posiadał krewnych i pewnie zrobiłby to samo dla nich:
- Niestety nie mamy nawet najmniejszych podejrzeń kto za tym stoi. - Mruknął Christopher przecierając ściereczką swoje okulary.
- Jednak na razie naszym priorytetem jest wykonanie kontraktu, więc musimy na razie zrezygnować z poszukiwania osoby, która chce się nas pozbyć. - Westchnął Brunet i zeskoczył ze stołu jakby dostał zastrzyk energii.
Zadziwiające było, że nie tylko on ale Asuma i Christopher lekko rozpromienili z niewiadomego powodu. W przemyśleniach reszty pojawiła się wizja jakiejś dobrej wiadomości, lecz żadne słowo nie padło. Antonio dziwnie ściągnął brwi udowadniając, że jak chce to włącza jakieś rozumowanie i nagle się szeroko uśmiechnął:
- Nie mówcie, że to zrobiliście. - Powiedział nie kryjąc zdumienia.
Vincent kiwnął głową nie racząc uchylić nawet rąbka tajemnicy dziewczynom, które po prostu nie wiedziały co ze sobą zrobić. Mimo iż niby się już przyzwyczaiły do nagłych zmian nastrojów jakie tu panowały, jednak tak diametralne nigdy nie były jak w tej chwili. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i Włoch zniknął by w przedpokoju wydać okrzyk radości:
- Anica! - Rozległo się na cały dom.
- Antonio! - Odpowiedział mu kobiecy głos.

W salonie panowała grobowa cisza spowodowana wpatrywaniem się przez dziewczyny na nieznajomą, która po prostu się uśmiechała. Kobieta miała długie, proste, brązowe włosy oraz piwne oczy. Była ciemnej karnacji, jednak w niczym nie przypominała karnacji Włocha. Strojem się nie wyróżniała od turystów jakich pełno jest w mieście, w końcu Vincent postanowił przerwać ciszę:
- Poznajcie, Anice. - Powiedział uśmiechając się. - Anico, to jest Kikari i Itamaki. -Wskazał na nie.
- Więc to są te nowe, o których mówi cała Nationale de la famille - Powiedziała dziewczyna z dobrze słyszalnym chorwackim akcentem.
W tym momencie nastąpił podwójny szok spowodowany wypowiedzią Chorwatki. Otóż była jakaś inna część mafii, do której należały, a o niej nie wiedziały, ale oni o nich tak. Nasuwały im się na myśl masy pytań skierowane do reszty jednak kłopot był z wybraniem tego właściwego. Więc zapominając o grzeczności japonki zaczęły między sobą szeptać, co nie przeszkadzało reszcie:
- Kto ma jeszcze przyjechać? - Spytała się Anica przysysając się do kubka z herbatą.
- Joseph, Francis oraz Czeslaw. - Odpowiedział Vincent.
- Czesław, tam jest „ł”! - Poprawiła go Chorwatka. - Chłopie naucz się wymawiać prawidłowo imiona swoich podwładnych.
Brunet zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym. Stanowczo miał problemy z wymawianiem niektórych nazwisk i imion, ale to nie jego wina, że są tak narodowi. Przecież nie zna wszystkich języków jak reszta rodziny, więc używa się zazwyczaj angielskiego ewentualnie francuskiego. By być członkiem tej mafii to oprócz profesji trzeba znać któryś z tych języków, a jak się umie więcej to tym lepiej:
- Niech zgadnę... Lecą samolotem, bo akurat mieszkają na trasie lotu jednego z nich do Zagrzebiu.
- Zgadza się, jednak Joseph się ich boi, ale Francis zapewnił, że go przyprowadzi.
Dziewczyna kiwnęła głową i po chwili zaczęła rozmowę z Antoniem i Asumą o jakiś tam sprawach, kiedy Christopher i Vincent uwiesili się nad ekranem laptopa. Wszystko było tak jakby Anica była czymś naturalnym w tym zespole, który jakiś czas temu był tylko czteroosobowy:
- Ej! - Krzyknęła Kikari zwracając na siebie uwagę reszty. - Jakim cudem ta rodzina ma tyle członków, jeżeli Vincent siedzi w tym od dwóch lat?
Itamaki pokiwała głową, że zgadza się z przyjaciółką, bo niby jak w tak krótkim czasie można tyle osób zwerbować. No bo przecież z wypowiedzi Chorwatki wynikało, że jest ich więcej. Vincent przez chwilę się zamyślił by w końcu się głupio uśmiechnąć:
- No bo jestem drugą głową rodziny w jej historii.

Wielkie biuro, które przytłaczało swoją przestrzenią i ciemnym dębowym drewnem będące wszędzie zaczynając od podłogi, ścian po meble, lecz jak się przyjrzało to każde miało inny fason. Jednak najbardziej przytłaczało i powodowało, że osoba siedząca w fotelu czuła się mniejsza to było wielkie, stare biurko, które zapewne pamiętało czasy sprzed wojny secesyjnej. Za nim był fotel z purpurowym obiciem, z które wręcz emanowała wyższość jaka przechodziła na osobę na nim siedzącą. Temu wszystkiemu przyglądał się młody chłopak, który nie miał więcej niż osiemnaście lat. Nerwowo oczekiwał, aż gospodarz wejdzie do biura i go wysłucha. Poprawiał swoje kasztanowe włosy, które nie chciały się wygładzić i co chwilę jakiś kosmyk ogłaszał swoją autonomię wobec innych:
- Vincencie Varin. - Rozległ się głęboki męski głos.
Odruchowo podskoczył nerwowo na fotelu i po chwili zerwał się na nogi, obracając w stronę drzwi. Stał w nich siwiejący mężczyzna o zauważalnej tuszy, którą jego strój wręcz podkreślał, jakby chciał krzyczeć „Tak jestem gruby, ale zarazem jestem lepszy od was!”. Przełknął ślinę próbując się pozbyć zbierającym się w nim poczuciu mniejszości:
- Dziękuję, że Pan znalazł chwilę by się ze mną spotkać. - Odezwał się starając brzmieć równie donośnie i dostojnie co rozmówca.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i mruknął parę słów, które raczej były skierowane do niego samego niż do młodego Vincenta. Usiadł za biurkiem i wyciągnął z jednej z szuflad cygaro, którego jeden z końców odciął i odpalił:
- Co Cię chłopcze do mnie sprowadza.- Spytał delektując się smakiem tytoniu.
- Chodzi o mojego dziadka. - Odpowiedział z małym zawahaniem.
Mężczyzna spojrzał na niego szukając czegoś i machnął ręką jakby to nie było nic ważnego:
- Nie uratujesz go. Za tydzień ma sprawę sądową i dowody jakie zostały przeciw niemu zebrane są jednoznaczne.
Zacisnął dłonie w pięści chcąc się jakoś uspokoić. Nienawidził kiedy ktoś mu mówił, że coś mu się nie uda, bo to nie prawda. Nie można stawiać od razu na „nie”:
- Czytał Pan książki Leblanca? - Spytał ostrzej niż się spodziewał.
- Owszem, bo jaki szanujący się Francuz nie przeczytałby jego książek. - Zaśmiał się z dziwnego pytania.
- Więc niech Pan na chwilę zamieni się rozumowaniem z Arséne Lupinem.*
Starszy osobnik rozbawiony zadaniem wypuścił parę razy niekontrolowanie dym i kiwnął głową. Widocznie uważał to za błahostkę, jednak kiedy ujrzał w oczach Vincenta przerażający błysk przestał się śmiać:
- Przestudiowałem dowody jakie są zebrane w tej sprawie, jednak większość to przypuszczenia i jeden niby pewny dowód to wygląd, imię i pierwsza litera nazwiska. Bo to ponoć udało im się ustalić w odkrywaniu tożsamości głowy Nationale de la famille.
Mężczyzna nagle szyderczo się zaśmiał, ukazując swoją drugą naturę. W wielkim znaczeniu jego śmiechu dopomogło specyfika tego pomieszczenia i jego umeblowanie. Kiedy chłopak w końcu to rozgryzł, poczuł się o wiele pewniej niż na początku kiedy postać rozmówcy go przytłoczyła:
- Skąd możesz wiedzieć co zawierają dowody. - W końcu się odezwał.
W tym momencie to Vincent się zaśmiał, jednak nie tak jak starszy mężczyzna, tylko znacznie ciszej lecz w jego śmiechu było coś podejrzanego i tajemniczego. Nachylił się do przodu i oparł jedną rękę o biurko:
- Ponieważ mam kogoś kto ma do nich bardzo łatwy dostęp. - Odpowiedział lekko się uśmiechając. - Lecz wracając do momentu kiedy przerwałem... To są jedyne pewne dane, reszta to domysły. Ponieważ mój dziadek był na złym miejscu o złej porze od razu go z nim powiązali. Jak wiadomo maczali w tym ręce pewni wpływowi ludzie, których nazwiska znamy, a nie podobała im się pozycja Herbu Varin.
Na czole rozmówcy pojawiły się pierwsze krople potu, Vincent dobrze wiedział, że trafił w czuły punkt. Mężczyzna który siedział po drugiej stronie biurka był członkiem z jednej z nielicznych rodzin z hrabskich i poczuł się zagrożony. Nie wiedział czy on też był w to zamieszany czy nie, jednak cieszył się z tego, że w końcu to jego rozmówca czuje się przytłoczony:
- Więc zróbmy fortel godny znanego nam dżentelmena włamywacza. - Powiedział podekscytowany. - Zamienię się miejscem z dziadkiem. Bo jakby nie patrzeć to jestem podobny i tak jak on nazywam się Vincent Varin tylko, że na końcu mam „Drugi”.
Starszy mężczyzna świstem wypuścił powietrze z ust i podniósł się z fotela by podejść do okna. Chłopak, już wiedział, że Hrabia się domyślił po co tu przyszedł. Bo przecież nie po to by wyjawić swoje plany, potrzebował poparcia jednego z dwunastu liczących się mafiozów w tej rodzinie by w ogóle zaistnieć:
- Dlaczego to robisz? - Spytał masując skronie.
- Po pierwsze chce pomóc dziadkowi, a po drugie oczyścić mój herb.
Rozległ się cichy śmiech, który w porównaniu do wcześniejszego był miły:
- Zaprawdę jesteś do niego bardzo podobny...
- Pomoże mi Pan?
- Przekażę jeszcze dzisiaj twój plan reszcie.
Odetchnął z głęboką ulgą i dziękując oddalił się w kierunku drzwi, kiedy nagle sobie coś przypomniał.
- Panie Deliviet.
- Tak?
- Co do akcji to mam wspaniałego stratega, więc proszę nie próbować samemu wszystko zaplanować.



____________________________
* Seria "Ars
éne Lupin" autorstwa Mauricego Leblanca miała swój początek, aż w 1905 roku! I opowiada o włamywaczu dżentelmenie, który posiada nadzwyczajne zdolności detektywistyczne, mistrzowsko kradnie i uwodzi kobiety. Bohater, który potrafi tak namącić w głowie policji, że sami go wypuszczają z więzienia.
Z byle powodu nie przytoczyłam tutaj twórczość autora, ponieważ jest ponad czasowa i należy do klasyki kryminału. Na prawdę gorąco polecam przeczytanie chociaż pierwszego tomu i zapewniam, że jeśli jest się osobą lubującą w tym gatunku to zakocha się w tej historii po dwóch rozdziałach jak nie po pierwszym!
To jest tak jakby ostatnia część tego rozdziału, bo nie chciało mi się go rozdzielać na mniejsze... Generalnie obiecałam sobie, że uniknę komedii w tym rozdziale, ale jak widać to mi nie wyszło. No i w ogóle to byłoby zbyt gęsto moim skromnym zdaniem. By nie było to uchyliłam rąbek tajemnicy związanej z przeszłością i mam nadzieję, że się podobało (Na serio trudno było mi opisać to co po prostu wiem i nie wspomnieć tego w właściwej akcji) bo na razie nie planuję więcej tak długich wspomnień. 
No to na tyle mojego wywodu, który jest chyba najdłuższy w historii xD

4 komentarze:

  1. Wiesz, co Ci powiem ?
    Podobał mi się ten rozdział,a nawet nie podobał, coś więcej... ale o niektóre rzeczy mogłabym się kłócić. : D

    Wgl całkiem miła niespodzianka, bo weszłam na neta i zobaczyłam nowy rozdział. C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Wgl tak sobie pomyślałam, że w tym rozdziale za dużo się działo, żeby wyrazić opinię na to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze zajedwabista jestem. XD Ciekawy syndrom. @@
    Świetny tej rozdział! *Q*
    O kurde! Znam to uczucie...to jest takie dziwne..że ty to po prostu wiesz, a musisz to napisać. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny a myślałam, że to ja popadłam w dziwny zachwyt kiedy przeczytałam co napisałam, a tu szok xD

    OdpowiedzUsuń